wtorek, 3 marca 2015

…’Mam zamiar wykorzystać tę szansę’… Z Edytą Bartosiewicz rozmawia Sławek Orwat. Na koncert Zaprasza BUCH IP

SO: Podobno pierwszą gitarę dostałaś za dobre oceny?

EB: W trzeciej lub czwartej klasie podstawówki tata kupił mi ją za dobre świadectwo. Była to gitara z metalowymi strunami. Dżizas! Opuszki palców miałam zdarte do krwi, ale uparcie grałam, po swojemu (śmiech).

SO: Czy to wtedy rozpoczęła się twoja przygoda z muzyką?

EB: Muzyka towarzyszy mi od zawsze. Śpiewam odkąd pamiętam.

SO: Od lat młodzieńczych pisałaś teksty po angielsku. Cała twoja pierwsza płyta była anglojęzyczna. Skąd u ciebie taki talent?

EB Ciężko mówić, żeby to był talent. Bardziej było to hobby. Kiedy byłam bardzo mała, to nie wiem dlaczego, ale głównie słuchałam anglojęzycznej muzy. Na pewno więcej niż polskiej. Oczywiście znałam polskich wykonawców. Angielski w ogóle jakoś dobrze mi się przyswajał już od pierwszej klasy podstawówki. Pisałam bardzo prymitywne teksty, które były pełne błędów, ale nie o to wtedy chodziło. Ważny był pewien rodzaj ekspresji i wyrażenia siebie. Może ten język służył mi też za pewnego rodzaju parawan, za którym bezpiecznie mogłam wyrażać swoje emocje.


SO: Wielu autorów tekstów twierdzi, że podobno łatwiej pisze się po angielsku i że język ten jest bardziej plastyczny.

EB: Czy ja wiem? Wydaje mi się, że po polsku także można bardzo fajnie pisać i są na to dowody.

SO: Jesteś z urodzenia warszawianką. Dlaczego twój pierwszy zespół powstał w Mińsku Mazowieckim?

EB: Zespół to chyba za duże słowo, aczkolwiek dokonaliśmy kilku studyjnych nagrań na Okólniku. Jednakowoż kolega, który mnie połączył z tym zespołem, był z Warszawy.

SO: Czyli, w Mińsku była tylko siedziba?

EB: Tak, w garażu kolegi.

SO: W roku 1987 wyjechałaś do Londynu. Tam zafascynowałaś się pewnym zespołem, co bardzo pomogło ci w realizacji...

EB: ...byłam dziewczyną jednego z członków zespołu The Blue Airplanes. Promowali wtedy swoją płytę ‘Spitting out Miracles’. Miałam okazję być na kilku ich koncertach, między innymi w Bristolu i paru innych miejscach . Bardzo podobała mi się ich muzyka i to, jak prezentowali się na scenie.

SO: Próbowałaś z nimi śpiewać?

EB: Nie, nie występowałam z nimi. Przyglądałam się tylko. W Polsce studiowałam wtedy handel zagraniczny, ale od lat marzyłam, żeby występować na scenie. Oglądając koncerty The Blue Airplanes, uświadomiłam sobie jak bardzo tego pragnę. Gdy wracałam z Londynu, wiedziałam już, co dalej będę robić.

SO Nie próbowałaś wziąć gitary i gdzieś się pokazać?

EB: Śpiewałam w metrze, śpiewałam na Portobello, Kings Road…

SO: Czyli te wszystkie miejsca, w których można dzisiaj także spotkać muzyków ulicznych, dobrze znasz?

EB: Oczywiście, że je zaliczyłam. Śpiewałam też na Camden. Była tam pewna Australijka, od której dostałam bardzo fajną gitarę akustyczną i Amerykanka, z którą występowałam - ona na skrzypcach, a ja na gitarze.

SO: Jak dziś patrzysz na Londyn z perspektywy tamtego pobytu?

EB: W Londynie nie byłam bardzo dawno, kiedyś chciałam tam zamieszkać na stałe.

SO: Nigdy nie koncertowałaś w Wielkiej Brytanii?

EB: Nie nigdy.

SO: Czyli 7 marca to będzie twój pierwszy raz?

EB: W 1992 lub 1993 roku, gdy jeszcze miałam kontrakt publishingowy z Chrysalis, odbyły się pomniejsze występy akustyczne w klubikach - ja sama z gitarą, ale koncertów z zespołem dla większego grona, kiedy nagrywałam już swoje solowe płyty, nigdy nie było.


SO: Zanim wydałaś swoją pierwszą płytę Love, miałaś sporo kolaboracji, które mocno zaznaczyły się w twojej karierze. Jak dziś je wspominasz i która z nich utkwiła ci w pamięci najbardziej? "Jedwab" z Różami Europy, "Moja i twoja nadzieja" z Hey, a może jeszcze inna?

EB: Wszystkie były bardzo ciekawe. Pamietam "Seek & Destroy" z Acid Drinkers - cover Metalliki. Bardzo fajnie i niezwykle spontanicznie nam to wyszło. To było naprawdę urocze, bo nie było żadnej ściemy w tym nagraniu. Po prostu staliśmy z Titusem przy jednym mikrofonie i na zmianę śpiewaliśmy na setkę i tę energię czuć. Czyste wariactwo! Poznałam ich dzień wcześniej zupełnie niechcący. Przyjechałam do menedżerki do Izabelina i okazało się, że w jej domu mieszka dziwny zespół. No i tak się poznaliśmy. Ja czekałam na menedżerkę, a oni poczęstowali mnie winem. Od słowa do słowa... "a może byś zaśpiewała z nami?". Śpiewaliśmy, a im więcej tego wina piliśmy, tym więcej było różnego typu przyśpiewek z pogranicza bluesa, folku, jak: Hendrix, Janis Joplin i Beatlesi, aż w końcu chłopcy zaproponowali mi udział w sesji nagraniowej. Przyjechałam następnego dnia do studia Izabelin i zrobiliśmy "Seek & Destroy". Bardzo dobrze to wspominam.

 

SO: Dużo twoich tekstów gości na albumach innych wykonawców.

EB: Ale to też musi być jakaś sprzyjająca energia. Muszę to czuć. Nie piszę tekstów na zamówienie i wcale ich tak dużo nie było. Raptem dla Edyty Górniak "Nie proszę o więcej", Krzysztofa Krawczyka “Trudno tak’, Braci "Nad przepaścią" i kilka dla Justyny Steczkowskiej na płytę Dzień i noc.

SO Trzy płyty ugruntowały twoją hegemonię wśród wokalistek...

EB: Hegemonię? Bez przesady. Chyba za mocno powiedziane.


SO: Nie boję się tego tak określić, bo jednak Sen, Szok'n'Show i Dziecko wydały ogromne hity, które były grane wszędzie i każdy pamięta je do dziś. Czy poczułaś się wtedy artystką spełnioną i jak odebrałaś tak wielką popularność?

EB: Może zabrzmi to śmiesznie. ale ja wtedy w ogóle nie utożsamiałam tego ze sobą. To była jakaś osoba obok i to "jej" się działo, a nie mnie. Nie umiałam zintegrować tego sukcesu . Z jednej strony przekazywałam coś bardzo ważnego od siebie w formie piosenek, dzieliłam się z ludźmi energią, ale jednocześnie nadal byłam tą samą dziewczyną, co wcześniej.

SO: Był taki moment, że w zasadzie wszystkie Fryderyki i inne nagrody honorowe...

EB: ...nie, to nie było aż tak różowo. Fakt faktem, że przyznawano mi różne nagrody i honorowano mnie, ale dla mnie i tak najbardziej zawsze liczyło się to, jak odbierana jest moja muzyka przez słuchaczy. To jest dla mnie absolutnie podstawą bytu. Nawet ostatnio ktoś mi gdzieś proponował występ i żeby mnie do niego zachęcić, obiecał mi medal i dyplom. Spytałam "za co?" Sens widzę w śpiewaniu, w pisaniu piosenek. Jeżeli świat chce ich słuchać, a może nawet śpiewać, to wtedy jestem szczęśliwa.

 

SO: Niedawno uczestniczyłem w takim wydarzeniu jak wręczenie medalu Basi Trzetrzelewskiej w ambasadzie RP w Londynie...

EB: ...w ambasadzie w Londynie to jak najbardziej! (śmiech) Żartuję oczywiście, ale do nagród w rodzaju dyplom czy medal mam podejście czysto sportowe. Bardzo długo byłam sportowcem...

SO: Siatkówka?

EB: Siatkówka, a jeszcze wcześniej łyżwiarstwo szybkie.

SO: Dlaczego wygrała piosenka a nie sport?

EB: Wiesz co... byłam bardzo ambitna i szaleńczo oddana sportowi. Kochałam siatkówkę i kocham ją nadal, ale byłam po prostu za niska. Gdyby nie wzrost, gdybym miała te 5 cm więcej, nie śpiewałabym pewnie…

SO: Czyli bardzo niewiele brakowało, a nie mielibyśmy znakomitej wokalistki?

EB: Ale może mielibyśmy fajną zawodniczkę (śmiech)

SO: Wróćmy do twojego śpiewania. Powiedziałaś przed chwilą, że bardziej niż na tych wszystkich splendorach zależy ci na odbiorze słuchacza. Masz jakiś wyimaginowany obraz słuchacza do którego docierasz? Jacy to są ludzie i czy walczysz o każdego?

 

EB Nie, nie walczę o każdego i nie mam żadnych wyobrażeń co do odbiorcy, choć interesuje mnie oczywiście, kto słucha moich piosenek. Spotykam bardzo różnych ludzi, różny wiek, różną mentalność, ale jedno, co - wydaje mi się – że ich łączy, to podobna wrażliwość i emocjonalność. Gdyby tak się stało, że już nikt nie będzie chciał mnie słuchać, to po prostu zwinę żagle i zajmę się czymś innym, bo to musi być fun, to musi być przepływ energii. Jeżeli przestajesz dostawać energię od tej drugiej strony, to zatrzymujesz się gdzieś i blokujesz. Ludzie mnie nakręcają i ja też chcę ich nakręcać i inspirować. To jest taka wzajemna spirala...

SO: "Ostrożnie stawiam krok po kroku w gąszczu mrocznych korytarzy. Po omacku szukam wyjścia, przypadkowe otwieram drzwi”. O czym jest ta piosenka i czy ten tekst dotyczy twojej długiej przerwy i odkrywania na nowo tego wszystkiego, co w tobie siedzi?

EB: To tekst ‘Pętli’. Ten i pozostałe napisałam przed rozpoczęciem pracy nad płytą ‘Renovatio’, a wygląda to tak, jakbym wywróżyła sobie to, co stało się później. Niesamowite. Śpiewałam o czymś, co już się wydarzyło, a w rzeczywistości miało dopiero nadejść z jeszcze większą siłą..

 

SO: W 2002 wydałaś singla i wszyscy czekali na ciąg dalszy.

EB: Prace nad płytą trwały z przerwami jedenaście lat. Straciłam głos i nie mogłam wyrażać emocji, które zawarłam w tekstach piosenek. Nie chciałam wydawać czegoś, z czego nie byłabym zadowolona. Powrót do formy wciąż trwa. To ciężki temat i nie na tę rozmowę.

SO: Jak odnajdujesz rynek muzyczny po swoim powrocie? Przeżyłaś w nim złote lata 90', a potem nastąpiło jego załamanie. Odzyskał już swoją świetność czy nadal konsekwentnie maszeruje w stronę komercji? Czy tacy artyści jak ty mają dość sił, aby uparcie iść pod prąd? Dacie radę wygrać? 


EB: Ja z nikim nie walczę. Po prostu robię swoje. Cieszę się, że wróciłam, że znów śpiewam. Naprawdę nie zastanawiam się nad tym, co robią inni. Zmieniło się praktycznie wszystko, a ja muszę się w tym jakoś odnaleźć, by wciąż móc być sobą. Przeraża mnie wszechogarniający konsumpcjonizm.

SO: Czy sztuka się obroni?

EB: Myślę, że ludzie zawsze będą potrzebowali czegoś, co dotyka ich duszy. Trochę jednak boję się o nas, żebyśmy nie wpadli w szpony bardzo powierzchownego odbierania życia. Lata 90' miały jednak jakąś ideologię, emocje, ludzie chcieli wykrzyczeć coś z siebie. Coś stało się takiego w XXI wieku, że mocno przewartościowały się priorytety. Jednak dla mnie najważniejsze jest to, że wracam do zdrowia i że dostałam drugą szansę od losu. Mam zamiar ją wykorzystać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz