piątek, 24 września 2010

Breakout - Blues (Polska) 1971 Wizjer nr 41

Spójrz nadchodzi noc, kilimem mroku z nieba spływa
I dom mój i ścieżkę  na której czekam w sobie chowa.
Więc nie każ mi już dłużej tak na siebie czekać w chłodzie nocy.
Spójrz, już przyszła noc. Zakrywa sobą szyby okien.
Jej mrokiem twarz otul. Nikt cię nie pozna w szalu mroku,
Więc uchyl drzwi i nie każ mi na siebie czekać w chłodzie nocy.

W roku 1969 po nagraniu pierwszej płyty zespół Breakout został oskarżony przez PRL-owską propagandę o szerzenie zachodnich wzorców kulturowych oraz o kreowanie kojarzonej z ideologią hippisowską mody na długie włosy. Władza ludowa obawiała się w tamtym czasie wszystkiego, co pochodziło zza żelaznej kurtyny, zwłaszcza że był to czas, gdy niepokorna Czechosłowacja dopiero co domagała się „socjalizmu o ludzkiej twarzy”. Sytuacja ta doprowadziła do całkowitego zakazu emitowania utworów Tadeusza Nalepy i wyeliminowała grupę z udziału we wszelkich festiwalach. Nagrania takich zespołów jak Trubadurzy, Czerwone Gitary i Niebiesko-Czarni - mimo że stylistycznie nawiązywały do „zgniłego zachodu” - były przez cenzurę akceptowane, ponieważ teksty piosenek tych grup w mniemaniu "strażników socjalizmu" nie niosły zagrożenia dla powszechnie obowiązującego ustroju. Bo też cóż wywrotowego mogło zrodzić się w głowach młodych ludzi podczas słuchania narzekań, że jakaś dziewczyna boi się myszy, albo że dwoje ludzi zna się tylko z widzenia, a jedno o drugim nic nie wie? 


Tadeusz Nalepa wywołał obyczajową rewolucję. Teksty Breakoutu niosły powiew wolnego świata i w dodatku wybrzmiewały w rytmie bluesa, który od początku swego istnienia był muzyką niechcianą i o swoje miejsce musiał walczyć pod prawie każdą szerokością geograficzną. Tam gdzie się  narodził, czyli na pełnym dziś potomków niewolników ubogim południu USA, został przez pastorów okrzyknięty muzyką szatana, przez co początkowo został zepchnięty do spelun i slumsów tego regionu. We wschodniej Europie blues kojarzył się nie tylko ze Stanami Zjednoczonymi, ale przede wszystkim z nurtem hippisowskim, który zawładnął zachodnioeuropejską młodzieżą przełomu lat 60' i 70'. Kiedy więc w Polsce pojawiły się pierwsze próby bluesowego grania, władza postanowiła w zarodku zdławić powiew wolności, jaki ta muzyka ze sobą niosła.


 „Kiedy byłem małym chłopcem” - najbardziej popularny utwór albumu obnaża słabość konsumpcyjnego świata, w którym uczucia zabijane są twardymi prawami ekonomii i do dnia dzisiejszego nie traci na swojej aktualności. Jego przesłanie obecnie nikogo już nie straszy, a być może jedynie przygnębia. W czasach gdy „za chlebem” nie można było legalnie wyjechać za granicę, a prywatna przedsiębiorczość była postrzegana, jak godne potępienia kułactwo lub cwaniactwo, piosenka ta mogła wywoływać emocje dla rządzących niepożądane.


Brutalna prawda o otaczającej nas rzeczywistości oraz brudy i patologie, które dziś już nikogo nie szokują w tekstach piosenek, wówczas były nowością i zaskakiwały nie tylko cenzurę. Podczas, gdy w latach 90' Kasia Nosowska obnażała ohydę pedofilii, a Robert Kostrzewski pokazywał złamane życie wyrzucanych z domu kilkuletnich dzieci, Tadeusz Nalepa ponad 20 lat wcześniej w utworze „Oni zaraz przyjdą tu” wyśpiewał emocjonalny stan człowieka, który zamordował wiarołomną kobietę. Ówcześni słuchacze przyzwyczajeni do infantylnych piosenek o miłości, po raz pierwszy stykali się z najbardziej ponurym światem ludzkich przeżyć, który nie był wcześniej tematem piosenek z list przebojów.


Blues to także tęsknota. Rozstanie z ukochaną osobą wyśpiewane na sposób bluesowy jest pełne cierpienia i goryczy niezależnie od tego czy jest to prosta ballada „Ona poszła inną drogą”, czy też swingujący kawałek „Przyszła do mnie bieda”. Do tej tematyki nawiązuje także jeden z najlepszych utworów Breakoutu „Co się stało kwiatom”.
Gitarzysta Dariusz Kozakiewicz, basista Jerzy Goleniewski, perkusista Józef Hajdasz oraz grający na harmonijce ustnej Tadeusz Trzciński wraz z Tadeuszem Nalepą otworzyli nowy rozdział w polskiej muzyce i mimo trudnych początków przetrwali jako Breakout aż do rockowego boomu lat 80'.  Przed nimi jedynym zespołem próbującym grać ambitniejsze utwory była  grupa Polanie. Album „Blues” w niczym nie ustępował poziomem klasycznym wydawnictwom blues-rockowym na świecie. Mało kto dziś pamięta, że Breakout miał także wpływ na rozwój muzyki rockowej na Węgrzech. Takie zespoły jak Omega, czy Locomotiv GT czerpały z muzyki Tadeusza Nalepy garściami, przewyższając z czasem naszą formację popularnością na zachodzie Europy. 


piątek, 17 września 2010

Riverside - Second Life Syndrome (Polska) 2005 (Wizjer 40)

"Żyjemy z dnia na dzień wiążąc koniec z końcem bezwolnie uwikłani w błędny rytuał. Przyzwyczajamy się do wszystkiego. Do kolejnych upadków. Czekamy na wyroki opatrzności."

"Second Life Syndrome"


Na początku tego roku opublikowałem recenzje dwóch legendarnych albumów grupy Pink Floyd będące muzyczną podróżą po zakamarkach ludzkiej duszy. Zastanawiałem się wówczas, czy zawsze mamy jasną odpowiedź na pytanie dlaczego podejmowaliśmy kiedyś takie, a nie inne decyzje. Dark Side Of The Moon i Wish You Were Here powstały na początku lat 70' ubiegłego stulecia. Co z nimi wspólnego ma album polskiej grupy Riverside z roku 2005? Mimo że ukazał się on dokładnie 30 lat po Wish You Were Here, bardzo wyraźnie słychać na nim echa myśli i muzyki Floydów. W tekstach z Second Life Syndrome znajdujemy bowiem aż dwa ściśle powiązane ze sobą wątki: zagubienie człowieka w labiryntach otaczającej go rzeczywistości, oraz wynikająca z tego zagubienia samotność. Płyta rozpoczyna się końcem, a kończy początkiem pewnej zawiłej fabuły. Gerry Driscoll powiedział o albumie Dark Side Of The Moon: "Nie ma ciemnej strony księżyca, w rzeczywistości... on jest cały ciemny". Album Riverside jest chyba jeszcze bardziej mroczny. 


Riverside w Londynie - rok 2011 (fot. Sławek Orwat)
Mariusz Duda i Michal Lapaj (fot. Sławek Orwat)
"Już nie mogę. Duszę się. Mam dosyć tej cholernej czerni. Dosyć smutku i łez. Zwracam je codziennie razem z wczorajszą kolacją. Kompletnie się pogubiłem. Wmówiłem sobie, że jestem kimś innym. Na Boga! Potrzebuję rzeczywistości. Potrzebuje kontaktu! Potrzebuję... ludzi? Muszę zmienić swoje życie… Ale pozostanę sobą, prawda…?"
„After”

Rozpoczynające ten album słowa to stan duszy zagubionego człowieka już po zakończeniu jego walki z samym sobą, której etapy będziemy mogli uważnie śledzić wsłuchując się w kolejne części płyty, a będąca przedmiotem rozważań trudność w zachowaniu własnej tożsamości z tytułu podejmowania przełomowych dla życia decyzji, najbardziej przypomina przesłanie z Wish You Were Here.


Moje bezcenne spotkanie z Piotrem Grudzińskim
"Muszę stanąć o własnych siłach. Zmienić swoje życie. Uwolnić się od wspomnień. Unoszę się w ciemności. Jak daleko jeszcze do światła? Wewnątrz – kraina lęku. Na zewnątrz nie okazuję strachu. Dosyć snu bez snów. Zejdź mi z oczu. Możesz mnie wrzucić na arenę z lwami. Zabrać mi duszę. Wepchnąć do szuflady. Ale ja nie przestanę walczyć. Nie boję się."

"Volte-face"

Gdyby kontynuować zbieżność epokowego albumu Floydów z krążkiem Riverside, to fabuła Second Life Syndrome rozpoczyna się praktycznie w tym samym momencie, w którym bohater Wish You Were Here usłyszał wołanie świata, do którego kiedyś należał: Szkoda, że nie ma Cię TU... że jesteś teraz TAM, w miejscu które dawniej byłoby dla Ciebie zimne i obce...


Mariusz Duda (fot. Sławek Orwat)
fot. Sławek Orwat
"Obserwuję Cię, ale nie czekam na właściwy moment, żeby podejść. Chcesz wiedzieć dlaczego unikam Twojego spojrzenia? Zbyt długo Cię wymyślałem. Być może jestem skazany na samotność. A może jest ktoś, kto zrozumie że nie potrafię dzielić się swoim światem? Wciąż uciekam.Gdybym tylko mógł zmienić rzeczywistość. Przyzwyczaiłem się do tego. Wciąż wymyślam Cię na nowo…"

"Conceiving you"

Kreowanie partnera, zamiast przyjęcie go takim, jakim jest, kiedy już się pojawi, to zjawisko powszechne. Wiele relacji nie wytrzymuje dziś próby czasu. Egoizm, który wyniszcza szczęście i wpędza w samotność, to choroba która w ostatnich czasach jest szczególnie widoczna. Świat jest pełen chwilowych związków uczuciowych trwających do czasu wyczerpania się limitu straconych złudzeń. Egoizm jest dziś niczym nowotwór, który wyniszcza cały współczesny świat.


Piotr Kozieradzki (fot. Sławek Orwat)
fot. Sławek Orwat
"Dotarłem do punktu, z którego nie ma odwrotu. Nie chcę już marnować swojego życia. Żyć z dnia na dzień. Wiązać końca z końcem. Widzę światło. Mam gdzieś Twoje plany. Teraz wszystko będzie po mojemu. Bez Twej pomocy nareszcie zacząłem żyć własnym życiem i wiem, że Cię już nie potrzebuję. Życie jest zbyt krótkie, by marnować czas na łzy. Usuwam Cię z pamięci. (...) Usuwam Cię wraz z całą moją przeszłością"

"Second Life Syndrome"

Tytułowy utwór to kilkunastominutowa rockowa suita - gatunek w zasadzie dziś już prawie  wymarły. Stosując taki środek artystyczny Riverside świadomie odnosi się do stylistyki grupy Pink Floyd. Słuchając tego utworu, może się wydawać, że zbuntowany człowiek który odrzucił kiedyś uczucia w imię zachowania tożsamości, w końcu odnalazł swoje ego. Czy dało mu to jednak poczucie spełnienia? W kolejnym utworze zaczyna odczuwać nieopisaną samotność...


"Odrzuciłem Cię tak pochopnie, a to strasznie boli. W głębi serca krzyczę i rozpaczam i jest mi bardzo zimno. Odrzuciłem Cię tak bezmyślnie, a to strasznie boli.

"I Turned You Down"

Jaką cenę płaci się za bezkompromisowość? Ile można zyskać, a jeśli można, to czy to wszystko co się traci, nie zabija powoli duszy? Ilu z nas stawiało sobie takie pytania?


Michał Łapaj (fot. Sławek Orwat)
"Próbuję się odnaleźć, czekam. Stoję w punkcie, z którego nie ma odwrotu. Nadchodzi chwila prawdy. Nieważne czy moje spojrzenie zdradza czego pragnę. Może naplujesz mi znów jadem w twarz. Stoję na krawędzi, bliski upadku. Próbuję zapomnieć, że mi się nie udało. Zaszedłem zbyt daleko. Już prawie widzę światło. Prawie dotykam chwili, na którą tak długo czekałem. Odniosłem sukces i już wszystko jest jasne. Z otwartymi ramionami zrywam z przeszłością".

"Dance With The Shadow"

Podejmując wyzwanie, nasz bohater jest bardzo pewny siebie. Płyta kończy się stanem emocjonalnym z punktu wyjścia. Czy jednak stan z utworu "Before" różni się od stanu z "After"?


Piotr Grudziński
"Uodporniłem się na samego siebie, na swoje słabości i na ból. Stałem się tym, który chce żyć i po prostu znowu poczuć, że żyje. Zmieniłem się. Uzależniłem się od bycia silnym. Zacząłem swoje drugie życie, a pozostałości Twoich łez i uśmiechów usunąłem z umysłu. Bez świadomości, jak to boli czuję się bezpieczny. Czy to jest TO, czego naprawdę chciałem?"
"Before"

Mariusz Duda wykonuje wszystkie utwory jak zawsze w języku angielskim. Może właśnie dlatego grupa jest bardziej znana i szanowana za granicą niż w Polsce. Hipnotyczny charakter utworów akcentowany genialnymi solówkami Piotra Grudzińskiego idealnie wpisuje muzykę Riverside do kanonu najlepszych dokonań rocka progresywnego. Perkusista Piotr Kozieradzki, klawiszowiec Michał Łapaj i gitarzysta Piotr Grudziński czerpią garściami ze sposobu myślenia grupy Pink Floyd i nie jest to jakakolwiek krytyka, a wręcz przeciwnie. Nikt bowiem dotychczas w naszej rodzimej twórczości nie spróbował dotknąć tego obszaru muzyki w sposób tak konsekwentny i zarazem doskonały.

sobota, 11 września 2010

Kat - Ballady (Polska) 1994 (Wizjer nr 39)

"Ogień wolno gasł, wiatr w kominie mielił dym.
Czarodziejski dom mówi do mnie.
Za oknami chłód starodawnych duchów nocy.
Nie otwieraj drzwi, nie otwieraj bramy mroku.
Lodowaty cień mojej dłoni zmieniał kształt.
Czasem owcą był, czasem wilkiem.
Odwróciłem twarz na srebrzysto biały księżyc.
W srebrnej poświacie szła...  Dziewczęcy duch Bogini Ziemi.
Choć raz twego światła, choć raz twego ciała pragnę dotknąć."
                                                                                "Legenda wyśniona"

Album rozpoczyna "Legenda wyśniona". Wsłuchany w jej pierwsze słowa i takty, wspominam moją młodość i fascynację literaturą romantyzmu, pełną duchów, zjaw i mistycyzmu, który pojawił się w sztuce na początku XIX wieku w dziełach młodych, zbuntowanych artystów. Fantastyczny świat "Balladyny" i "Dziadów" fascynował wiele osób mojej generacji, a czucie i wiara silniej wtedy do nas mówiły niż mędrca szkiełko i oko. I nieistotne, że na zewnątrz jawiła się nam okrutna szarość schyłku epoki, która musiała niczym senna mara w końcu kiedyś odejść do rynsztoka historii. Moje pokolenie uciekało w świat fantastycznych stworzeń, zanurzając się w wyimaginowaną krainę duchowej emigracji... oby jak najdalej do tego, co działo się za oknami. Romantycy rodzili się zawsze jako odpowiedź na niemożność zmiany rzeczywistości.


Roman Kostrzewski (fot. Artur Grzanka)
11 lat po mojej maturze pojawiły się Ballady grupy Kat i romantyczne wspomnienia we mnie odżyły. Nie słyszałem nigdy wcześniej bardziej romantycznej płyty w dziejach polskiej muzyki rockowej. Pisząc "romantycznej" nie mam wcale na myśli miłosnych uniesień i patetycznych wyznań. "Czarodziejski dom znów przemówił do mnie. Za oknami dał się wyczuć chłód starodawnych duchów nocy,[a ja, jak niegdyś] odwróciłem twarz na srebrzysto biały księżyc..."

"Córko weź perły Ziemi, klejnoty zwierzęcych praw.
Mają świętą moc Sheol. Wiele lat, dla mnie chwil. Byłem jak grom.
Uczyłem Cię. Z wilka wilk, z nędzy nędza, a z krwi krew.
Za mną car, loch i potop. Mijałem słońca i trwam.
Dawna bestia, smok - dziś człek. Demon siał, mielił, żył..."

"Głos z ciemności"

Roman Kostrzewski (fot. Artur Grzanka)
Wraz z buntowniczo zaśpiewanym drugim utworem, płyta powoli zwiększa swoją dynamikę nie tracąc nic z balladowej formuły. Utwory nie mają nic wspólnego z balladami Scorpionsów, TSA, czy Metalliki. To jest coś dotychczas - jak dla mnie - niespotykanego. Ogromnie emocjonalna muzyka z niepowtarzalnym wokalem Romana Kostrzewskiego i magnetyczny tekst działający na wyobraźnię. I kiedy wydaje się, że dalej będzie już coraz ostrzej, trzeci kawałek jest dla tej płyty tym, czym sabathowski "Fluff". "Talizman" niczym hiszpański romans pochłonął mnie w świat zakamarków ludzkiej duszy i przyniósł ukojenie. Utwór jest krótki i już po chwili wiadomo, że był on jedynie przerywnikiem przed najbardziej znanym fragmentem tego albumu. "Łza dla cieniów minionych" to mistrzostwo gatunku, który ktoś nazwał "muzyką smutnego piękna".

"Na dnie sarkofagu noc, czarna suknia. Rozrzucam korale wspomnień.
Wtulona we włosów płaszcz, wonna rodnią swą, teraz okryta snem.
Na wpół lodowata dłoń, zimne twe usta, a jeszcze nie dawno ogień tlił.
Pamiętam rozkoszny wiatr, masztem gnący sztorm. Daję ci moją łzę
Okręt mój płynie dalej, gdzieś tam. Serce choć popękane, chce bić.
Nie ma cię i nie było, jest noc. Nie ma mnie i nie było - jest dzień." 
"Łza dla cieniów minionych"

Piotr Luczyk (fot. Dariusz Ptaszyński)
Po "Łzie..." wiadomo już, że płyta jest zjawiskiem. Oczekując na kolejne odsłony, spodziewam się już tylko utrzymania poziomu i nie doświadczam zawodu.

"Mamo, tyle lat... Mamo nie ma cię! Mamo, ciepła brak. Mamo a Ty gdzie?
Uciekasz za dom. Uciekasz jak pies.
Mamo, ogarnia mnie koszmarny sen, Mamo, boje się!
Mamo ramię daj. Mamo błagam Cię. Mamo trzech lat... kocham Cię!
Chociaż mnie nie chciałaś mieć. Mamo, tak bym chciał... Mamo, chwalić Cię.
Mamo, ale jak? Mamo skoro wiem?" 
"Delirium Tremens"

Piotr Luczyk (fot. Robert Zembrzycki)
W tym samym roku podobnie przejmujący utwór napisała Kasia Nosowska i umieściła go na albumie Fire, wykrzykując całemu światu słowa traktujące o ohydnym zjawisku pedofilii. Kostrzewski zagrał emocjami na podobnych strunach, dotykając problemu odrzuconych dzieci, a jego monolog - "Mam 25 lat i życie połamane jak patyk..." wywołuje do dziś ciarki na moich plecach.

Wszystkich dziewięć utworów, to jedna spójna stylistyczna całość, a ich spoiwo stanowią emocje pokazane za pomocą poetyckiego języka fantasy i jego oddziaływania na ludzką wrażliwość. Chwilami jest ono tak ogromne, że nie polecam słuchać Ballad nikomu, kto właśnie wdepnął w problemy natury sercowej lub jest nad wyraz empatyczny w stosunku do cierpiących osób bliskich. Mimo, że Kat nie po raz ostatni obdarował swoich odbiorców balladami (jak choćby "Trzeba zasnąć" z płyty Szydercze zwierciadło czy piosenka do słów wiersza Tadeusza Micińskiego "Płaszcz skrytobójcy" ), Ballady nie unikając tematów mrocznych i dramatycznych, są niezwykle liryczne w formie i niezwykle trafne w swoim przesłaniu. Album wydany kilkanaście lat temu, nie stracił nic ze swojej świeżości. Ballady to muzyka, która pozostaje w pamięci na zawsze, a dowodem na to są aż dwa wznowienia tej płyty w latach 1996 oraz w 2003, co jest rzeczą w polskiej muzyce dotychczas niespotykaną w tak krótkim odstępie czasowym.

Pomysłodawcą Ballad był ówczesny menadżer zespołu - Alfred Sosgórnik i pomimo, że w polskim metalu istniały i istnieją tak wielkie zjawiska jak TSA, Turbo, Behemoth czy Vader, to właśnie ten album został przeze mnie najbardziej zapamiętany. Spójność klimatu płyty oraz charyzmatyczny wokal Romana Kostrzewskiego na wieki pozostaną niczym legenda wyśniona.... Zasiądźcie więc wygodnie w fotelu i zgaście światło. Odwróćcie twarz na srebrzysto biały księżyc... i w blasku świecy zatopcie się w świat legend i mitów. Nadchodzą bowiem czasy, gdy romantycy znów będą urywać łeb kolejnym hydrom i wzlatywać nad martwym światem w rajską dziedzinę ułudy, kędy zapał tworzy cudy, nowości potrząsa kwiatem i obleka w nadziei złote malowidła...

sobota, 4 września 2010

Bob Marley & The Wailers - Exodus (Jam/UK) 1977 (Wizjer nr 38)

"Nie zwracam się w żadną stronę, ani w stronę czarnych ludzi, ani w stronę białych. Wszyscy jesteśmy Dziećmi JAH i będziemy pamiętać o tym, niezależnie od tego, na jakie nas wystawia próby i jakim nas poddawać będą doświadczeniom."
Bob Marley

Kiedy w roku 1963 powstawała grupa The Wailers, gatunek zwany reggae jeszcze nie istniał, a Robert Nesta Marley - jeden z piątki założycieli był elegancko uczesanym chłopcem, który wychodząc na scenę, zakładał uszyty na miarę garnitur oraz wykrochmaloną śnieżnobiałą koszulę. Robert Marley pomimo posiadania takiego stroju, nie był bynajmniej jakimś szczególnie grzecznym chłopcem z tak zwanego dobrego domu. Późniejszy twórca reggae w swoich pierwszych piosenkach należących do nurtu ska gloryfikował - jak wówczas przystało -  łobuzów ze slumsów Kingston, a duchowość Rasta miała mu się objawić znacznie później.


Słowa piosenki tytułowej stanowią istotę ideologii Rastafarian. Marley nie stworzył li tylko nowej muzyki. Pod warstwą pulsującego rytmu kryje się bowiem całkowicie rewolucyjny system myślenia. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to wszystko gdzieś już było. Przecież Exodus to biblijna Księga Wyjścia. W ujęciu Marleya Exodus to jednak nie jest tylko temat intelektualnych rozważań czy zwykła tęsknota za Ziemią Obiecaną. Exodus według Boba to swoista podróż, którą ludzie odbywają w przestrzeni owładniętej wibracją dubu. Marley głosił w swoich pieśniach, że naszą duchową wędrówkę do Ziemi Obiecanej możemy odbyć tylko wtedy, kiedy uznamy się Ludem Bożym. Mistyczny Zion jest według ludzi Rasta symbolem wyjścia z Obszaru Zła nazywanego przez nich Babilonem, a terminologia biblijna uświęca naszą odwieczną i istotową łączność z JAH.

"To jest tajemnica natury. 
Jeżeli uważnie posłuchasz, to ją usłyszysz. 
Usłyszysz pierwszą trąbkę. 
Będziemy mieli cierpienie, będziemy mieli śmierć. 
Nie pytaj mnie dlaczego. 
Rzeczy materialne nie są drogą, którą powinniśmy obrać. 
Wszyscy otrzymamy rzeczywistą prawdziwą powierzchowność. 
W przyszłej drodze życia nie mów i nie kłam."


Wyznawców Rasta spotykam na Wyspach niemal wszędzie. Tego spotkałem w Brighton
Marley pojmuje Exodus do Zionu tylko poprzez wyrzeczenie się przywiązania do rzeczy materialnych, które są tylko chwilowe i przypomina odwieczne prawo moralne wyznaczające bycie człowiekiem poprzez życie w harmonii z naturą. Nasza rzeczywista powierzchowność to obraz ludzkiej duszy i życie w prawdzie poprzez czynienie dobra. Bardziej być niż mieć... najprostsza z prawd, a jakże często w otaczającym nas świecie trudna do zrealizowania. Do Ziemi Obiecanej wychodzimy z Babilonu, czyli z miejsca, w którym tkwimy aktualnie i w którym istnieje nieustanna walka o władzę i dominację za pomocą brudnej i grzesznej ekonomii - przestrzeni, gdzie Zło nie pozwala człowiekowi być naprawdę takim, jakim jest.

We're jamming
I wanna jam it with you,
We're jamming, jamming
And I hope you like jamming too

Ain't no rules, ain't no vow, we can do it anyhow
I and I will see you through,
'Cos every day we pay the price with a little sacrifice
Jamming till the jam is through.

We're jamming
To think that jamming was a thing of the past,
We're jamming, jamming
And I hope this jam is gonna last

No bullet can stop us now, we neither beg nor will we bow
Neither can be bought or sold.
We all defend the right, JAH JAH children must unite
Your life is worth much more than gold.


We're jamming, jamming
We're jamming in the name of the Lord
We're jamming, jamming
We're jamming right straight from JAH

Holy mount Zion
Holy mount Zion
JAH sitteth in Mount Zion
And rules all Creation

Yeah, we're jamming, jamming
I wanna jam it with you
We're jamming, jamming
I'm jammed, I hope you're jamming too

Jam's about my pride and truth I cannot hide
Too Keep you satisfied.
True love that now exist is the love I can't resist
So jam by my side.

Chcę zatańczyć z Tobą i mam nadzieję że Ty też z nami zatańczysz.
Żadna kula nas teraz nie zatrzyma, nie będziemy błagać, ani klękać.
Nikt nas nie kupi ani sprzeda. Wszyscy bronimy swych praw.
Dzieci JAH muszą się zjednoczyć. Twoje życie jest warte więcej niż złoto.

Roztańczonej fali ludzkich serc dałem się ponieść i ja w roku 2009 podczas Reggae Dub Festival w Bielawie




Muzyka jest tajemnicą, a człowiek jest częścią tej tajemnicy. Taniec powstał dlatego, że muzyki nie można wyrazić słowami. Można to uczynić tylko za pomocą ruchu. Uwielbiam atmosferę reggae'owych koncertów. Fala ludzkich serc wypełnia miejsce koncertu aż po brzegi i przepełnia ją ogromne poczucie jedności. Stąd taniec jest tak ważny dla muzyki reggae. To właśnie tańcem wyraził Bob Marley swoje zwycięstwo nad Złem po zamachu na jego życie tuż przed zapowiedzianym koncertem mającym zjednoczyć pogrążoną w domowej wojnie Jamajkę. Uczynił to przed tysiącami ludzi, wierny prastarej etiopskiej tradycji przejętej przez ludzi Rasta, według której myśliwy który upolował lwa, tańcząc przed władcą, pokazywał swoje męstwo i w glorii chwały otrzymywał skórę upolowanego zwierzęcia. Taniec i reggae... jak woda i powietrze stanowią istotę jedności prowadzącej do Zionu.

"Tańczymy w imię Pana. Tańczymy, takie jest prawo od JAH
Taniec jest moją dumą i prawdą której nie mogę schować
Prawdziwa miłość istnieje i nie mogę się jej oprzeć, więc tańcz razem ze mną."

Moje spotkanie z Errolem Organem - jednym  znielicznych, którym było dane grać wspólnie z Bobem Marleyem


Bob Marley live in concert in Dalymount Park on 6 July 1980 (fot. Eddie Malin)
Exodus powstawał w Londynie podczas rekonwalescencji jego twórcy po wspomnianym zamachu. W roku 1998 magazyn Time ogłosił Exodus najlepszym albumem XX stulecia, a magazyn Rolling Stone umieścił go na 169 miejscu albumów wszech czasów. Bob Marley nie miał łatwego dzieciństwa. Był synem czarnoskórej jamajskiej wokalistki Cedelli Booker oraz białego angielskiego oficera Normana Marleya. Dlatego zapewne z taką determinacją krytykował rasizm, a ściślej obydwa jego odcienie. Tworzył dla białych i czarnych i w swojej muzyce pragnął pojednania nie tylko dla swojej ukochanej Jamajki, ale także dla oszalałej w latach 70' w zamieszkach ulicznych na tle rasowym Wielkiej Brytanii. Krytykował nietolerancję i nigdy nie dał się wciągnąć w politykę, która od zarania dziejów tkwiła i ciągle tkwi w bagnie zakłamania i jest kwintesencją Babilonu. Dla mnie Bob na zawsze pozostanie jednym z największych artystów jakich wydał dwudziesty wiek, a wszyscy, którym nie jest obca jego ideologia nazywają siebie duchowymi dziećmi Marleya. Exodus nosi podtytuł - Movement of Jah People. Zachęcając wszystkich wiernych sympatyków Boba Marleya jak i tych, którzy być może po raz pierwszy dzięki temu artykułowi z uwagą wysłuchają jego przesłania, żegnam pozdrowieniem JAH BLESS!