niedziela, 16 sierpnia 2015

Justyna Urbaniak - Woodstock, moja mala kraina szczęśliwości.

Jedyne co wie o sobie Justyna Urbaniak to to, że sobie odpowiada. Nie bierze odpowiedzialności za to, jak postrzegają ją inni. Bierze odpowiedzialność tylko za to, co sama zrobiła i powiedziała. Zmienia swoje życie według tego, co ją uszczęśliwią. Jej gust muzyczny.jest stały i bardzo szeroki.Muzykę jako formę ekspresji samej siebie odkryła dość późno. Otaczała ją, wypełniała, ale ona sama nie skupiała się na niej. Dopiero, gdy popadła w stan całkowitej alienacji i została z nią "sam na sam", odkryła jej moc. Podobno całkiem niezłe grała kiedyś na klawiszach. Instrument ten jednak nie pozostał na długo w jej życiorysie.  Podczas nabożeństw śpiewała hymny w scholi kościelnej, dzieli czemu do dziś jej zostało śpiewanie podczas prac domowych i zamiłowanie do imprez karaoke. Od zawsze uwielbiała wieczory przy ognisku, kiedy ktoś brał gitarę i zaczynał śpiewać. Czuła wówczas - jak sama mówi - przemożną chęć życia w szczęściu.Muzyka ją uszczęśliwia i określa kim jest. Słucha prawie wszystkiego. Nie rozumie zmiksowanych dźwięków, przypominających odgłos upadających sztućców i puszczanych w radiu piosenek pop, które bezlitośnie ja bombardują. Zawsze gdy zaczyna widzieć efekty celów postawionych przed sobą lub gdy czuje się dobrze, słucha reggae. Punk rock to dla Justyny te dźwięki, które dają jej siłę do walki z każdym dniem i z wszystkimi przeciwnościami, jakie los jej zsyła. Rock towarzyszy jej najczęściej i jest muzyka,jakiej słucha po przebudzeniu. Słucha tez muzyki poważnej, rockowych i metalowych ballad, bluesa, muzyki alternatywnej, skocznych melodii, ciężkiego brzmienia gitar i poezji śpiewanej Wracając do kawałków sprzed lat odkrywa nowe ścieżki, dostrzec coś, czego wcześniej nie widziała.  Stara się nie ograniczać. Ciągle odkrywa i poszukuje czegoś nowego. Muzyka ja określa i pomaga jej dokonywać wyborów, często życiowych. Dużą rolę w życiu Justyny odegrała tworczosc Renaty Przemyk i Comy. Bardzo dawno temu powiedziała, że "byłaby najnieszczęśliwszą osobą na świecie, gdyby przestała słyszeć, bo przestałaby słyszeć muzykę" i często wraca do tego stwierdzenia.

Rock and roll (fot.Łukasz Grajczyk)
tancerki (fot. Łukasz Grajczyk)
Jedni nazywają go najpiękniejszym festiwalem świata, inni zlotem popieprzonych ludzi (miedzy innymi moi rodziciele). Jedni jada do Kostrzyna tylko po to, by zabić czas wolny (zazwyczaj przyjeżdżają rok w rok, bowiem bezmiar bezcennych wspomnień jest tego wart). Inni czekają na tych kilka dni przez cały rok. Jestem z tej grupy ludzi, którzy czekają, z niecierpliwością odliczają dni już na długie tygodnie przed. Jest to jak wspomnienie z dzieciństwa przed Bożym Narodzeniem, gdy rodzice kupowali kalendarz adwentowy. Jedna czekoladka = jeden dzień. Legenda głosi, że podobno komuś udało się postępować według "instrukcji". To jak z butelką wina. Otwierasz by napić się TYLKO jeden kieliszek. Tak, tak... ta legenda podobno tez jest prawdziwa ;). Cóż, o ile za młodu byliśmy mamieni wizją Świętego Mikołaja, który rozdaje prezenty tylko grzecznym dzieciom, tak o Woodstocku tego powiedzieć nie można.

Chillout (fot. Lukasz Grajczyk)


Siła muzyki (fot. Łukasz Grajczyk)
I nie mówię tu o tych "grzecznych dzieciach". Na Woodstocku wszystko jest prawdziwe. Zwłaszcza ludzie. W tym roku nie było mi dane tak jak w poprzednich latach rozmawiać z przypadkowo napotkanymi osobami tyle, ile bym chciała. Zdecydowanie odrobię to za rok! Jest to coś, co każdy powinien zrobić przebywając na Woodstocku! Ten wyjazd był dla mnie długo wyczekiwany. Nie tylko ze względu na to, co wiedziałam, że tam zastanę. W tym roku pojechałam z ludźmi, którzy są wyjątkowo ważni dla mnie.


Z angielskimi przyjaciółmi
Woodstock bez błotka, to nie Woodstock (fot. Łukasz Grajczyk)
Zabrałam moją angielską przyjaciółkę wraz z jej chłopakiem oraz kogoś, o kimś na pierwszy rzut oka można pomyśleć "nie ten klimat". Nie ma jednak znaczenia kim jesteś na co dzień. W Kostrzynie na tych kilka dni w roku wszystkie granice się zacierają. W wiosce Hare Kryszny można spotkać tzw. "punkowców", "metali" czy świeckich przedstawicieli mieszających się miedzy sobą. Na uliczkach czy deptakach można też spotkać wróżki, smoki, wikingów czy ludzi z sankami wiozących swoje trunki bądź tych, którzy nie potrafili rozstać się ze swoją wanną.


Smok opuszcza pieczarę, poddani składają uklon

Jedno z pierwszych woodstockowych doznań
I nie jest to żaden nadzwyczajny widok. Wszystko ze sobą współgra. Nie istnieją utarczki, bariery, inne wyznania. Wszyscy są tam z tego samego powodu. Muzyka, klimat, pojednanie. Pamiętam swój pierwszy Woodstock w 2009, jakby to było wczoraj. Pojechałam tam z kimś, kogo mogę nazwać swego rodzaju "nauczycielem", choć może bardziej pasowałoby określenie "dostarczycielem osobistego haju". Choć nie zabawiłam tam wówczas długo, zakochałam się w tym miejscu, pomimo sterty śmieci rosnących w zastraszającym tempie, pomimo tumanów kurzu, często niepozwalających normalnie oddychać, pomimo absolutnie niezapomnianych "wrażeń" związanych z Toj Tojami (tylko dla ludzi o mocnych nerwach), pomimo temperatury jak w tropikach, z którą pomaga radzić sobie straż pożarna z dziką przyjemnością oblewająca ludzi woda z sikawek.


fot.Łukasz Grajczyk
Trzeba zobaczyć na własne oczy te dziesiątki ludzi salwujących później "Dzie-ku-je-my!". Wiedziałam, że będę tam wracać z coraz większą zachłannością i teraz, 6 lat później, z czystym sumieniem (jak na mnie) mogę stwierdzić, że nic się nie zmieniło. Występy Eluveite, Black Label Society, Flogging Molly ściągnęły tłumy. Coma, choć w poprzednim roku zebrał prawie milionową publiczność na koncercie, na którym płakałam jak małe dziecko, (choć muszę przyznać, że w swoim dobytku koncertowym potrafili zrobić to już znacznie lepiej), również nie zawiódł.

fot.Łukasz Grajczyk
Opóźnienie na malej scenie nie pozwoliło mi obejrzeć występu Frontside, czego bardzo żałuję i obiecuję to nadrobić!. Zostałam jednak uraczona dźwiękami Anti Tank Nun, a zaraz potem skocznymi dźwiękami Zielonych Żabek, wiec chyba się z tym pogodzę. Pominę jednak całą masę innych wykonawców nie przez ignorancje (chociaż jestem w tym całkiem dobra ;)), lecz przez brak wystarczającej ilości miejsca. Na temat każdego zespołu występującego na Woodstocku można by napisać esej. Choć byłam poniekąd "obarczona" obowiązkiem dbania o moich gości, nie przestałam jednak czuć się wolna. Tak od środka. Tak dogłębnie. Tak jak większość ludzi, która tylko marzy, by poczuć się tak chociaż raz w życiu.


Pełno było przypadkowych spotkań, w tym także to z bardzo dobrym i starym znajomym oraz autorem zdjęć
Hare Kryszna 2014
Znajomi szybko załapali, że "zgubienie się" na woodstockowym polu to rzecz normalna, wiec... złapiemy się później jak nie "tu" to "tam". Jest to również możliwość spotkania się z całą masą ludzi, których znam. Z racji tego, że na dzień dzisiejszy jesteśmy rozrzuceni już po całym świecie, każdy przybywa tam wzywany przez zew wolności i muzyki. Ludzie, którzy przybywają tam z całej Polski (kilkakrotnie podróżowałam woodstockowymi pociągami, co zasługuje na osobną historię) i ze świata (już nie tylko głownie Polacy i Niemcy), wszyscy przybywają tam, by przez te 4 dni, poczuć się wolnymi i bez trosk. Przestaje mieć znaczenie komfort, jakim jest ciepły prysznic, miękkie łózko czy chociaż spłuczka w toalecie. Miałam to wyjątkowe szczęście, by móc podzielić się tym wszystkim, by móc pokazać komuś, jak postrzegam wolność, jak wygląda mój mały mimo tysięcznych tłumów prywatny raj. Kilkudniowy świat bez trosk, przemocy, problemów, a jedynym zmartwieniem jest fakt, że dwie lubiane kapele grają w tym samym czasie.


Ekipa 2015
Przez kilkadziesiąt godzin w roku, są to jedyne dylematy. Nawet gdy zostaniesz tam bez grosza, dokumentów, telefonu (co i mnie raz spotkało, shit happens), nie martwisz się tym. Nie zostaniesz tam sam bez pomocy. Wielokrotnie próbowałam opowiedzieć o Woodstocku moim znajomym, którzy nigdy się tam nie wybrali, o klimacie i wrażeniach, z jakimi się wraca. Niestety, nie da się tego opisać tylko słowami, a fakt że nie jest się najlepszym bardem, zapewne nie pomaga.

Freedom (fot. Łukasz Grajczyk)
Niczym letni ciepły deszczyk (fot. Łukasz Grajczyk)
Zresztą po latach doświadczeń wiem, że nie można przemówić do zamkniętych umysłów nawet mimo szczerych chęci. Jeśli ktoś nie chce spróbować, nie należy przekonywać go na siłę. W końcu nie każdy jest gotowy na szczęście płynące z poczucia i odczucia wolności prawdziwej. Kończąc, mogę jedynie rzec: Woodstock jest miejscem zdarzeń niezwykłych, zaskakujących, łamiącym konwenanse i ogólnie przyjęte normy. I wszystko to jest jak najbardziej w porządku! Więc, do zobaczenia w przyszłym roku!


PS. Bym zapomniała! Chociaż nie jestem osobą przyznającą (zwłaszcza publicznie) swe uznanie innym, muszę powiedzieć: Panie OWsiak! Robisz to dobrze! Rób to dalej!

XXI przystanek Woodstock (fot. Łukasz Grajczyk)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz