poniedziałek, 23 maja 2011

Art Rock i trochę metalowej progresji (Nowy Czas nr 166)


Mariusz Duda (z lewej)  i Michał Łapaj
16 kwietnia w położonym niedaleko King’s Cross Station londyńskim klubie Scala miałem przyjemność uczestniczyć w koncercie jednego z najlepszych europejskich zespołów zaliczanych do szeroko pojętego nurtu rocka progresywnego – polskiej grupy Riverside, często porównywanej do legendarnego zespołu Pink Floyd. Wydarzenie było tym bardziej doniosłe, że muzycy grają już razem od dziesięciu lat, a londyński koncert był jednym z etapów ogromnej jubileuszowej trasy obejmującej Czechy, Węgry, Rumunię, Bułgarię, Niemcy, Francję, Wielką Brytanię, Belgię i Holandię. Tym, co pomogło zespołowi w zdobyciu tak ogromnej popularności poza granicami Polski oprócz świetnych kompozycji, to teksty napisane wyłącznie w języku angielskim. Mariusz Duda znany jest jednak nie tylko jako autor tekstów. Jest także cenionym instrumentalistą. W ubiegłorocznym plebiscycie magazynu Metal Hammer zdobył w tej kategorii miano najlepszego w Polsce. 


„Chcieliśmy stworzyć dość ciekawą jak nam się wydawało mieszankę. Nie chcieliśmy grać polskich piosenek w stylu Pink Floyd, bo takich zespołów jest dosyć dużo, a my jesteśmy gdzieś pomiędzy rockiem a metalem. (Mariusz Duda) Kiedy trzeba gramy metalowo, kiedy chcemy to zwyczajnie śpiewamy piosenki. Dzięki temu, że zarówno Grudzień (Piotr Grudziński – gitarzysta-przyp.autora) jak i Mitloff (Piotr Kozieradzki – perkusista-przyp.autora) 


Piotr Grudziński
mają metalową przeszłość, to co robimy jest szczere, nie jest robione na siłę i nie jest jakimś sztucznym tworem, chociaż paradoksalnie to właśnie oni chcą grać spokojniejsze rzeczy, a ja idę w stronę mocniejszego grania”. 

Rock progresywny narodził się pod koniec lat 60-tych, a Wielka Brytania wydała największych artystów związanych z tym nurtem. Takie zespoły jak King Crimson, Genesis, czy Pink Floyd z czasem stały się muzycznymi gigantami, a kilkunastominutowe suity rockowe, pomimo że wymagały od słuchaczy szczególnej wrażliwości i muzycznego przygotowania, były dziełami powszechnie docenianymi i często porównywanymi do wybitnych kompozycji muzyki klasycznej. Polska także w tej dziedzinie nie pozostawała z tyłu, chociaż w PRL-owskiej rzeczywistości takim grupom jak SBB, Exodus czy ambitnym projektom Czesława Niemena trudniej było zaistnieć w świadomości słuchaczy Europy Zachodniej. Riverside nie pojawił się więc na muzycznym pustkowiu. Pojawił się jednak w czasie o wiele trudniejszym dla tego rodzaju muzyki, niż zespoły sprzed 30 i 40 lat.

z Piotrem Grudzińskim
Spustoszenie, jakie przez ostatnie dwudziestolecie zrobiła w umysłach słuchaczy zalewająca media niskogatunkowa popowa produkcja, jakże często podszywająca się pod rockowe granie, wykreowała odbiorców, którzy coraz rzadziej pragną smakować rozbudowane kompozycje. Riverside od początku istnienia nie zabiegał o masowego słuchacza i mimo, że jest porównywany z grupą Pink Floyd, nagrywa i koncertuje w czasach, gdy tego typu muzyka przyciąga znacznie mniej widzów niż miało to miejsce w złotej epoce lat siedemdziesiątych.

„Na jednym z koncertów w Niemczech znajomy dziennikarz przyniósł nam najnowszy numer magazynu Eclipse, gdzie pięknie rozrysowana była tabelka z różnymi stylami muzycznymi, jakie się narodziły. Było to delikatnie mówiąc trochę zwariowane, ale pocieszył mnie fakt, że zespół Riverside nie został zakwalifikowany do rocka neoprogresywnego, w którym znajdowały się Pendragon, IQ i inne tego typu zespoły, tylko nazwano nas „Art and Prog”. Gdzieś tam na górze tabeli był Pink Floyd i odniesienie, że to co my gramy, ma także coś wspólnego z tym co określono jako „Art”, czyli że jesteśmy postpinkfloydowi, że to co gramy to bardziej emocjonalne kompozycje, niż granie w stylu Dream Theater”. (Mariusz Duda)

Siła tekstów Mariusza Dudy tkwi nie tylko w tym, że są napisane w języku angielskim. To przede wszystkim bardzo osobiste i szczere wypowiedzi wynikające z jego życiowych doświadczeń. Trudność w zachowaniu tożsamości z powodu podejmowania przełomowych dla życia decyzji, brak akceptacji, czy kreowanie idealnego partnera, to tylko niektóre z tematów jakie odnajdujemy w tekstach Riverside. Zwłaszcza płyta „Second Life Syndrom” - jak przyznał Mariusz - dotyka w dużym stopniu jego przeżyć osobistych.

Piotr Kozieradzki, Piotr Grudziński, Michał Łapaj, Mariusz Duda
 Teksty Mariusza wspaniale pasują do naszej muzyki. Są trochę zawikłane, nie do końca dopowiedziane, a słuchacz ma wolność ich interpretacji. Nie dają one pełnego obrazu i każdy może sobie indywidualnie historię dopowiedzieć”. (Piotr Grudziński)

Byłem pod wrażeniem popularności grupy Riverside w Wielkiej Brytanii. Na sali przeważali widzowie angielscy w wieku pomiędzy 30 i 50 lat, którzy doskonale znali słowa utworów i śpiewali je razem z naszym wokalistą. Wielu z nich zamykając oczy smakowało solówki Piotra Grudzińskiego porównywane niekiedy do gitarowych popisów Davida Gilmour’a oraz świetny warsztat grającego na syntezatorach Michała Łapaja. Doskonale zrealizowana akustyka dopełniła dzieła.

Piotr Kozieradzki
„O to nam chodzi, żeby tutaj przychodzili na nas także ludzie, którzy nie są Polakami. Nie jesteśmy zespołem, który wyjeżdża z kraju, tylko po to aby grać dla Polonii. Wiele polskich zespołów rockowych tak całe życie grało. Nowy Jork, Chicago, Londyn, bo jest tam duża populacja Polaków. Zdobywamy nowe kraje. W tym roku zagraliśmy pierwszy raz w Rumunii, gdzie było 400 osób na koncercie. Staramy się grać wszędzie dla wszystkich, którzy lubią taką muzykę. W Holandii, gdzie wkrótce zagramy, mamy już sprzedany koncert na 900 osób. Od jakiegoś czasu jesteśmy na dobrym poziomie międzynarodowym, który staramy się utrzymać.(Piotr Grudziński)

John Vis
Spotkałem na widowni holenderskiego reżysera Johna Visa, który jak mnie zapewniał, posiada w prywatnym archiwum ogromny materiał filmowy zarejestrowany podczas koncertów Riverside w wielu miastach Europy. Dzięki bogatym zasobom internetu, mogłem obejrzeć zrealizowany przez niego koncertowy zapis piosenki „Acronym Love”. Najbardziej znana produkcja Johna Visa zatytułowana „Behind the Curtain” znajduje się na oficjalnym wydawnictwie grupy Riverside zatytułowanym „Reality Dream”. Holenderski filmowiec przez większą część koncertu stał z kamerą tuż obok mnie, dzięki czemu miałem okazję podziwiać nie tylko grę muzyków, lecz także być świadkiem powstawania filmowego dokumentu.

Muzycy w dwugodzinnym widowisku zaprezentowali obok tak znanych hitów, jak pochodzący z albumu „Second Life Syndrom” utwór „Conceivig You” oraz „Left Out” z longplaya „Anno Domini High Definition” także najnowszą kompozycję, zatytułowaną „Living In The Past.”

Adam Weleszyński – Tides From Nebula
  Grupa Riverside do udziału w jubileuszowym turnee zaprosiła istniejący dopiero od trzech lat, zespół młodych polskich instrumentalistów Tides From Nebula. Jego nazwa pochodzi od jednej z mgławic, co podkreśla przestrzenny charakter ich kompozycji.

„To co się wokół dzieje, to że w ciągu trzech lat wylądowaliśmy w Londynie razem z zespołem Riverside, jest spełnieniem marzeń i totalnym szokiem, z którego do tej pory nie możemy wyjść. Można powiedzieć, że Riverside to nasi starsi bracia muzyczni. Na tej trasie tak nas traktują i dużo uczą, a my jesteśmy im bardzo wdzięczni. Mówią, że widzą w nas siebie sprzed dziesięciu lat.” (Adam Weleszyński – Tides From Nebula)

Poniedziałkowe wydarzenie było jednym z najciekawszych koncertów jakie miałem okazję oglądać. Światowy poziom widowiska zapewnili muzycy Riverside, ekipa techniczna, realizatorzy światła i dźwięku oraz spontaniczna publiczność. Doskonale z wyzwaniem poradziła sobie także supportująca naszą gwiazdę warszawska grupa Tides From Nebula, która umieściła na swoim albumie dedykację Czytelnikom „Nowego Czasu”