wtorek, 28 maja 2013

Paweł Landryn Gula z Nottingham naszym 900-ym znajomym z FB!!!

Landryn na koncercie My Riot w Londynie
Mam wielką przyjemność poinformować, że 900-ym znajomym facebookowym audycji Polisz Czart został Paweł Landryn Gula z Nottingham. Z tej miłej okazji Paweł, a właściwie jego Narzeczona, borykająca się obecnie z kłopotami zdrowotnymi i przebywająca chwilowo w szpitalu otrzyma specjalne wydanie płyty zespołu Volumeyes z autografami członków zespołu - tego samego, który gościł wczoraj w St. Albans w naszym radiowym studio!!! A co o sobie powie nam sam Landryn?
Zapytacie na pewno kim jest ten niepozorny człowieczek z kozią bródką? Cóż mogę Wam rzec? Ci, którzy mnie poznali na ostatnim Finale WOŚP w Londynie wiedzą, iż Landryn, to nie tylko fan dobrej muzyki rockowej, ale przede wszystkim wulkan energii z ogromnym sercem dla wszystkich, którym dzieje się krzywda. Tak, wiem że jesteście zdziwieni, ale dla kogoś kto przebył drogę poprzez wszystkie Woodstocki (Zaraz będzie ciemno!!!) i kilka Jarocinów jest to normalne. 
Teraz niestety borykam się z problemami zdrowotnymi mojej połówki (nowotwór zwany pieszczotliwie Rogucem), dlatego moja 19 odsłona Sanrajsu (pozdrawiam kumatych) stoi pod wielkim znakiem zapytania. A skoro już o Sanrajsie mówimy, mimo tego, iż przygniata mnie choroba narzeczonej i praca, zawsze znajduję choć chwilkę czasu, by zająć się naszą kochaną rodzinką Riot Warriors (wspaniali ludzie mający dużo serca i kochający swój zespół). Oczywiście są to fani My Riot, który gościł na ostatnim Finale WOŚP w Londynie. Cały zespół oraz Sylwia Lato to wspaniali ludzie, na których głosuje cała armia ludzi w Złotym Baczku. Tu - jeśli mogę - pozdrawiam ich wszystkich i ściskam gorąco.

Nie będę się rozpisywał nad moją fascynacją muzyczną, gdyż jest tego za dużo, a każdy mój ulubiony twórca to dosyć spore opowiadanie, więc nie będę Was zanudzał. Napiszę w skrócie, że moją ukochaną kapelą rockową jest Omega, natomiast ulubionymi wokalistami są Rysiek i Kazik (Kazika pozdrawiam serdecznie).
  Ulubiona dziesiątka Landryna:
  1.List do M. - Dżem
  2.Skóra - Aya RL
  3.Mój jest ten kawałek podłogi - Mr. Zoob
  4.Wieczór pod klubem - Janusz Laskowski
  5.Dziewczyna o perłowych włosach - Kult
  6.Numerek w krzaczkach - Zielone Żabki
  7.Harley mój - Dżem
  8.Meluzyna - Małgorzata Ostrowska
  9.51 - TSA
10.Dzisiaj mnie kochasz, jutro nienawidzisz - Sweet Noise & Anna Maria Jopek

poniedziałek, 27 maja 2013

27-go maja londyńska grupa VOLUMEYES gościć będzie w studio Polisz Czart!!!



Volumeyes to wybuchowa mieszanka muzycznych osobowości z pozytywną energią, która rozgrzewa serca londyńczyków. Zespół powstał w lipcu 2011 w zachodnim Londynie, gdzie regularnie koncertuje. Muzyka przez nich tworzona to rock wzbogacony o skoczne elementy ska z pikantnym dodatkiem punka.


Liderka Kasia to charyzmatyczna wokalistka z lekko teatralnym, aczkolwiek rebelianckim stylem. Darek to gitarzysta za którym stoją lata doświadczenia i wielka muzyczna pasja. Hipnotyzuje on swoim brzmieniem. Za różnorodności oraz całą energią Volumeyes stoi Damian. To właśnie skoczne rytmy porywaja tak wiele serc. Niedawno do zespołu dołączył nowy basista. Sylwek swoim wariackim graniem świetnie spaja Volumeyes w jedną, nierozłączną całość.

Spotkanie z Volumeyes rzed koncertem Rejestracji w Londynie



Zespół ma na swoim koncie EP pt Volumeyes, dostępną na iTunes. W chwili obecnej muzycy pracują nad pierwszym Longplayem oraz występują regularnie na londyńskiej scenie, część nowego materiału można było posłuchać choćby na XXI Finale WOŚP w londyńskiej Scali - jednej z najbardziej znanych sal koncertowych.

http://www.volumeyes.net
http://www.facebook.com/volumeyes


sobota, 25 maja 2013

„Zawsze wywoływałam skrajne emocje” - Rozmowa z Marią Peszek (Lejdiz Magazine Maj 2013)





Sławek Orwat: Kiedy rodzi się dziecko w rodzinie takiego artysty jakim jest Jan Peszek, w którym momencie życia zdaje sobie ono sprawę z tego, że scena jest również i jego miejscem? Jak długo dorastałaś do takiej decyzji? 

- O to trzeba by było zapytać moich rodziców, bo oni mają pewnie lepszy ogląd tego z zewnątrz. Zawsze wiedziałam, że będę artystką i że będę robić coś w sztuce. Nigdy nie miałam pomysłów na jakikolwiek inny zawód. Było to jakby oczywiste dla mnie od zawsze. Kiedy byłam dziewczynką, bardzo chciałam pracować w cyrku, potem w operze, następnie byłam przez parę lat aktorką. Dopiero później okazało się, że drogą która jest mi najbliższa, jest robienie muzyki. Nie było jakiegoś szczególnego punktu w czasie. Była to po prostu absolutna oczywistość.

Monika S. Jakubowska: Na swojej pierwszej płycie „Miasto mania” byłaś nieco „schowana”. W „Marii Awarii” byłaś już bezpruderyjnie kobieca i bardziej odważna. Z kolei na „Jezus Maria Peszek” jesteś jakby nie do końca „ogarnięta” i mocno krzycząca. Przyzwyczaiłaś publiczność do tego, że każda z Twoich płyt jest zupełnie inna. Jest to dla Ciebie bardziej brzemię, czy wyzwanie?

fot. Monika S. Jakubowska
-„Nieogarnięta” jest świetnym określeniem, ale to jest totalnie nieprawda. Myślę, że bardziej chodzi Ci tu o cytat z utworu i o rodzaj ekspresji. W moim odczuciu ta płyta jest najbardziej precyzyjna ze wszystkich, które zrobiłam i byłoby źle, gdyby było to inaczej odbierane. To jest mój najbardziej dojrzały głos. Często ją określam jako manifest mojego światopoglądu. Uważam, że trzecia płyta jest „żyletą” jeśli chodzi o myśl, a to że ja krzyczę, to znaczy, że taki środek jest mi potrzebny po to, że musi to być momentami groźne i brutalne. Nie zastanawiam się, czy przyzwyczaiłam do czegoś publiczność, czy nie. Robię po prostu to, co uważam za konieczne w danym momencie. Jeżeli jakaś płyta we mnie dojrzewa i ją robię, to ona może być tylko taka, a nie inna. Kompletnie nie zastanawiam się, co ludzie sobie o tym pomyślą. Nie zastanawiam się, że jedna była taka, druga taka, trzecie taka. Za każdym razem jest to mój bardzo osobisty głos i w gruncie rzeczy jest to przygoda i frajda, że taka zmiana się we mnie dokonuje i że ludzie we mnie to lubią, że to nie jest za każdym razem to samo, tylko że tak naprawdę nie mogą się nigdy spodziewać tego, co będzie.

Sławek Orwat: W moim odczuciu są trzy osobowości w historii polskiej muzyki, które na przestrzeni dziejów obalały różne tabu w dziedzinie erotyzmu i cielesności w tekstach piosenek. Pierwszym był Kabaret Starszych Panów. Kolejnym był Grzegorz Ciechowski. Ty jesteś dla mnie tą trzecią postacią. Przeprowadziłaś w tej dziedzinie taką rewolucję, że często zastanawiam się nad tym, co jeszcze można w tym temacie odkrywczego powiedzieć. W jaki jeszcze sposób można erotykę podać w tekstach tak, by miało to smak, złamało kolejne schematy i po raz kolejny dopiekło hipokrytom?

- Myślę, że ten temat już tak wyeksplorowałam na przedostatniej płycie, że i ja miałam poczucie, że nie ma już nic dalej. Jeśli chodzi o seksualność, to powiedziałam tyle i takimi słowami, że jakby ten temat w sobie zamknęłam. Dlatego na nowej płycie oprócz jednej frazy: „Chwyć mnie za włosy, oprzyj o ścianę, kochaj aż całkiem myśleć przestanę” tak naprawdę nie ma słowa o seksie. W porównaniu z tym, co działo się na "Marii Awarii", to zdanie i tak jest bardzo lajtowe. Na nowej płycie poszłam krok dalej. Mówię o rzeczach, które są bardziej drażniące dla polskiego społeczeństwa. Seksualność jest rzeczywiście w Polsce tematem ciągle problematycznym, ale tematy które są na nowej płycie, to jest tak naprawdę: Piekło i Szatani. Postanowiłam po prostu pójść jeszcze dalej.

Monika S. Jakubowska: Na koncertach dajesz z siebie sto procent. Otwierasz się zupełnie, żeby przekazać publiczności to, co masz w sobie. Dużo czasu Ci zajmuje potem, aby tę „legoMarię” poskładać z powrotem?

fot. Monika S. Jakubowska
- To jest rzeczywiście bardzo delikatny temat i niebezpieczny, bo rzeczywiście jestem takim – nazwałabym – performerem, który płaci bardzo dużą cenę za to, że ta ekspresja jest taka, a nie inna. Tak naprawdę ja już powinnam skończyć eksploatować tę płytę i odpocząć, bo to jest bardzo wyczerpujące głównie psychicznie, ale też i fizycznie. Nie mam natomiast wyjścia, aby inaczej to robić. Nie można sobie założyć jakichś bramek wewnętrznych, zwłaszcza że ludzie tego oczekują i bardzo to doceniają. To jest taki mój znak rozpoznawczy. Odpowiadając wprost i szczerze, to jest to bardzo niebezpieczne. Jesteśmy teraz nieustannie w podróży i mieliśmy akurat dwa dni wolne pomiędzy koncertem w Dublinie i w Londynie i... rozchorowałam się. Mam wysoką gorączkę, wszystko mnie boli i czuję się chora. To znaczy, ze mój organizm mówi „Ej! Już trzeba przestać”. No, ale oczywiście napiję się dużo wody i będzie to fantastyczny koncert. Tylko kiedyś trzeba będzie jednak powiedzieć „STOP!” Ja mam z tym problem, ale na szczęście mam osoby, które teraz mnie już bardzo pilnują i mam już zaplanowaną przerwę niebawem.

Sławek Orwat: Na ostatniej płycie podjęłaś bardzo poważne tematy. Wyraziłaś swój stosunek do patriotyzmu i do religijności. Porwałaś się na wartości, które w polskim społeczeństwie - gdzie hipokryzja pewnie długo, a może nigdy nie przestanie istnieć - stanowią doskonały pretekst i pożywkę do ataków i rzucania oszczerstw na artystę myślącego inaczej. Jak sobie z tym radzisz?

- To było tak dla mnie ważne, żeby to powiedzieć, że wszystko to, co później się wydarzyło, tak naprawdę nie zaskoczyło mnie. Zdaję sobie sprawę z tego, że zawsze wywoływałam skrajne emocje. Przy tej płycie, to już zupełnie wymknęło się spod kontroli i było bardzo drastyczne. Taka jest cena, jaką płacę za swoją bezkompromisowość i za wolność. Ludzie w Polsce nie zdają sobie sprawy z tego, że wkurwia ich najbardziej nie to, co mówię, tylko to jak mówię i że to jest kompletnie otwarte, to że mówię o tym bez żadnych metafor i że to jest dowodem mojej totalnej niezależności. Ludzie w Polsce mają z tym duży problem i myślę, że właśnie to tak naprawdę ich najbardziej rozsierdza – nie to, co mówię, tylko jak i że w ogóle o tym mówię i że śpiewam piosenki o tym, że ktoś nie chce mieć dzieci, albo że wie jak umrze i kiedy. O tym nie robi się piosenek w Polsce. Wydaję mi się to dziwne, bo na świecie już dawno robi się o tym piosenki.

Sławek Orwat: Czy Polska ma szansę być kiedyś krajem prawdziwie wolnym?

fot. Monika S. Jakubowska
- Mam wielką nadzieję, ale myślę, że dużo czasu nam to zabierze. Natomiast to się bardzo szybko zmienia w dobrą stronę. Naprawdę. Są już takie zmiany, które widzę. Podróżujemy po różnych miastach – mniejszych i większych i w porównaniu z ostatnią naszą trasą przy „Marii Awarii” już da się zauważyć drastyczną różnicę. To wszystko się zmienia, ale wydaje mi się, że to i tak zabierze nam jeszcze z kilkadziesiąt lat.

Monika S. Jakubowska: Otwarcie mówiłaś w wywiadach o swojej chorobie, o swoim „romansie” z depresją. Czy zgodzisz się, że temat tej choroby jest w Polsce większym tabu niż erotyka i seks?

- Oczywiście. To jest bardzo symptomatyczne i jedyna rzecz, która mnie naprawdę zabolała. Była to duża odwaga z mojej strony. W Polsce jest tak, że osoby chore na raka, które mówią o swojej chorobie z detalami często wykraczającymi poza ludzką wytrzymałość, stają się bohaterami. Ja pytam... jaka jest różnica między tym, gdy ktoś opowiada o chorobie ciała, a tym gdy ktoś opowiada o chorobie duszy? To jest trudne, ale dobrze że to zrobiłam, bo masa ludzi poczuła się dzięki temu wolna i szczęśliwa. Taki mam odzew od wielu z nich.



Wywiad z Marią Peszek przeprowadziłem wspólnie z Moniką S. Jakubowską. Monika urodziła się w Suwałkach. Pierwsze zdjęcia DDRowską lustrzanką Exakta zrobiła w wieku lat 4. W UK od 2006. W Londynie znalazła swoje miejsce na ziemi. Prócz fotografii pasjonatka muzyki, kaligrafii i odkrywania Londynu. Zafascynowana jest przyrodą i codziennością ludzkiego życia. Pochłania ją fotografowanie ulicy. Zawsze może liczyć na nieodłączny aparat fotograficzny oraz własną cierpliwość i optymizm. W zamian otrzymuje szczery obraz otaczającego ją świata, Z wykształcenia jest anglistką. Była dziennikarka londyńskiego Nowego Czasu. Od kilku miesięcy współpracujemy także jako spółka autorska realizująca wywiady ze znanymi postaciami londyńskiego jazzu dla wychodzącego w Warszawie magazynu JazzPRESS. Wywiad z Moniką przeprowadzony w roku ubiegłym przez Olę Jungę można przeczytać tutaj.

                                       www.three-dragonflies.com