środa, 14 sierpnia 2019

O tym co najważniejsze i najpiękniejsze... ze Sławkiem Orwatem rozmawia Anna Siudak

Poniższa rozmowa oryginalnie ukazała się na https://themostoflit.pl/


Sławek Orwat - Muzyki słuchał wcześniej niż potrafił mówić. W dojrzałość wprowadził go stan wojenny. Przez półtora roku był redaktorem muzycznym tygodnika Wizjer oraz współorganizował dwie edycje WOŚP w Luton, gdzie także prowadził polskie programy w internetowym radio Flash i brytyjskim Diverse FM. W roku 2010 założył kabaret 3 x P, który wystąpił m.in podczas imprezy poprzedzającej zawody strongmanów Polska - Anglia. Z londyńskim magazynem Nowy Czas współpracuje od marca 2011 a od roku 2015 z portalem Polski Wzrok z siedzibą w Bedford (UK). W latach 2012 - 2014 prowadził autorską audycję Polisz Czart na antenie brytyjskiego radia Verulam w położonym niedaleko Londynu St. Albans. 


Program ten był przez rok także emitowany na platformie radiowej Fala FM z siedzibą w kanadyjskim Toronto, a od czerwca 2015 jest nadawany na antenie Radia Near FM w Dublinie (Irlandia). W lipcu 2012 związał się z warszawskim magazynem JazzPRESS, a w październiku tego samego roku z wychodzącym w Sosnowcu kwartalnikiem Lizard. Tłumaczenie jego wywiadu z Leszkiem Możdżerem ukazało się w brytyjskim magazynie London Jazz. Poza działalnością dziennikarską można go także spotkać w roli konferansjera. Największą imprezą, jaką miał okazję zapowiadać dla blisko 2,5 tysięcznej widowni był zorganizowany przez Buch IP 8-go marca 2014 londyński koncert Nosowskiej, Brodki i Marii Peszek. W styczniu 2014 współorganizował Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy w Hull.
-
fot. Monika S. Jakubowska
-  Co cię inspiruje?

- Wszystko to, co artystycznie i ideowo nie powiela utartych schematów, nie trzyma się wydeptanych ścieżek, a przede wszystkim to, co wyprzedza epokę, w której powstało (patrz Niemen, Skrzek, Ciechowski), a jeśli już czerpie z zasobów światowego dziedzictwa, to nie profanuje go swoim niestety coraz częściej społecznie akceptowanym epigonizmem lub plugawieniem nie tylko artystycznego sacrum (patrz masturbacja figurką papieża podczas sztuki teatralnej) i nie nazywa z premedytacją tworzonych krypto-plagiatów samplowaniem, albo zamierzonymi cytatami, których twórcy szelmowsko zasłaniają swoje niecne czyny tak zwanym relatywizm kulturowym, który usiłuje nam wmówić, iż żadna praktyka sama w sobie nie jest dobra ani zła i może być oceniona tylko w tym kontekście w jakim funkcjonuje.

- Mieszkałeś za granicą, jak to wpłynęło na ciebie?

- Coraz częściej mam przemyślenie, że te 15 lat spędzone w Wielkiej Brytanii dało mi tyle samo dobrego i złego w myśl zasady głoszonej przez filmowego prezesa KS Tęcza Ryszarda Ochódzkiego "jedziecie do stolicy kraju kapitalistycznego, który to kraj ma być może nawet tam i swoje... plusy. Rozchodzi się jednak o to, żeby te plusy nie przesłoniły wam minusów!" (śmiech). I tak największy mój plus to na pewno radiowe i prasowe dziennikarstwo muzyczne, do którego wystartowałem notabene dopiero w... 45 roku życia, czyli w momencie, w którym bardzo wielu ludzi osiąga szczyt formy i podsumowuje swoje największe sukcesy.


Drugim niewątpliwym plusem wyniesionym z doświadczeń emigracji bezsprzecznie jest nabranie ogromnej wiary w siebie i w swoje możliwości, dzięki czemu np. nie uważam się dziś, jak czyni to spora grupa moich rówieśników, za pokolenie, które zgięte w pół, zdesperowane i wystraszone powinno stawiać się na z góry przegranej pozycji. Niestety emigracja to także minusy:

Dopiero w ponownym zderzeniu z polską rzeczywistością z ogromnym bólem i chyba częściej niż przed wyjazdem dostrzegam brak szacunku do drugiego człowieka, zwłaszcza pośród przedstawicieli takich zawodów jak urzędnicy, sprzedawcy czy kierowcy pojazdów komunikacji miejskiej, a jedyną nadzieją na poprawę tej sytuacji jest w moim odczuciu coraz liczniejszy powrót emigrantów polskich na łono ojczyzny i coraz bardziej widoczne wprowadzanie nabytych tam sprawdzonych od dziesięcioleci przyzwyczajeń i schematów.

- Poznajesz wielu ludzi dzięki swojej pracy, szczególnie muzyków, czego uczy cię każdy poznany człowiek?

- Muzycy - jak każda grupa społeczna - są wypadkową naszych cech narodowych. Jest w muzykach jednak to nieuchwytne coś, co cenię sobie najbardziej - ogromna życzliwość i bezinteresowność. Zastanawiam się czasami, jak wielu lekarzy pożycza sobie nawzajem drogi sprzęt diagnostyczny, który posiada w prywatnych gabinetach, albo ilu kierowców zawodowych potrafi udostępnić kolegom po fachu swoje stuningowane, wypieszczone cudeńka.


Wielokrotnie natomiast widziałem, jak warte kilka tysięcy lub przynajmniej kilkaset funtów gitary elektryczne, "piece" przestery i kable a nawet całe zestawy perkusyjne wędrują z rąk do rąk kolegów, którzy albo właśnie mieli nieszczęśliwy wypadek i nie są w stanie użyć swoich macierzystych "wioseł", albo zwyczajnie przylecieli z daleka i w celu uniknięcia ogromnych kosztów ubezpieczenia, świadomie nie zabrali ze sobą sprzętu.

Znalezione przypadkiem w pewnym industrialnym "zakątku" Albionu
Muzycy to w ogromnej większości życzliwi i serdeczni ludzie i nawet, jeśli czasem trafi im się gorszy dzień jak każdemu z nas, to wdzięczny jestem Bogu i ludziom, że właśnie w tym kręgu posiadam największą liczbę przyjaciół i że od 10 lat dane mi jest wspierać ich w nierównej walce z szarą codziennością, która charakteryzuje się głównie tym, że aby zagrać dwugodzinny koncert za zwrot kosztów i piwo, większość z tych znakomitych artystów pokonuje dziesiątki lub setki kilometrów od rana do rana, aby w ramach "podziękowania" usłyszeć swoje nagranie w jednej na 30 stacji radiowych, do których zostało ono wysłane w formacie wav lub mp3.

fot. Monika S. Jakubowska
- Czym jest dla Ciebie muzyka?

- Czymś metafizycznym, co zawsze ze mną było i co powodowało, że nawet w najcięższych chwilach czułem się człowiekiem. Jeśli dobrze wczytasz się Aniu w moje artykuły, to na pewno bez trudu zauważysz, że ja tak naprawdę wcale nie piszę o... muzyce. Muzyka w moich tekstach jest jedynie pretekstem do pokazania tego, co mnie gnębi, cieszy, złości, albo wkur... W ciągu moich ostatnich 10 lat życia miałem nieopisane szczęście spotkać ludzi, którzy swoimi działaniami i wrażliwością świadomie bądź nieświadomie ubogacali przeżywanie moich małych i dużych momentów szczęścia. Te ulotne chwile emigracyjnego człowieczeństwa niczym senna fatamorgana rozpływały się często wraz z mgłą kolejnego poranka, kiedy to wracałem z miejsca, które dawało mi wprawdzie finansową stabilność, ale zarazem zabierało okruchy ludzkiej godności. I gdyby nie muzyka, niejeden raz zostawałbym sam na sam z nieopisaną i głęboką jak Rów Mariański pustką samotności. Wielu z tych wspaniałych ludzi, którzy wprowadzali wówczas w mój krwiobieg niezliczone ilości endorfin jest ze mną na różne sposoby po dziś dzień. Są jednak i tacy, którzy przepłynęli przez moje życie niczym ulotna impresja.


Każdy z nich pozostawił mi w darze muzykę, która jest dziś dla mnie czymś więcej niż czystą formą sztuki. To dzięki Tobie Łukaszu z Dzierżoniowa. któryś nieświadomie otworzył tę moją od dzieciństwa skrzętnie skrywaną muzyczną "puszkę Pandory", to dlatego, że spotkałem ciebie Mirku z Londynu, który będąc 20 lat ode mnie młodszy, wielokrotnie byłeś dla mnie kimś więcej, niż ojcem, to dzięki tobie Piotrze z irokezem, który od lat sprawiasz, że ludzkość podczas Świąt zawsze jest zaopatrzona w choinkowe światełka i dzięki tobie Dziki, który otwarłeś przede mną wszystkie sale koncertowe Londynu... będąc sam na sam z sobą z dala od ojczyzny, zawsze czułem się... człowiekiem i nigdy wam tego nie zapomnę.

- Jakiej rady udzieliłbyś rozpoczynającym dziennikarzom/blogerom?


- Niech zostawią po sobie coś co zmieni myślenie innych, coś co sprawi, że ktoś właśnie na tych szpaltach znajdzie swoją przestrzeń wrażliwości i swój azyl bezpieczeństwa, który będzie go chronił przed zblazowanym celebryckim światem chorego PR-u i wyrafinowanym zakłamaniem medialnej socjotechniki. Nie dajcie kupić się wypranym z przyzwoitości korporacjom i tym, co mienią się twarzami establishmentu. Piszcie jak "ludzie za dużo myślący" (wtajemniczeni wiedzą o jaką płytę mi chodzi), a jeśli pojawi się w waszej głowie pierwszy strach, przypomnijcie sobie wówczas słowa Czesława Miłosza:

Który skrzywdziłeś człowieka prostego
Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając,
Gromadę błaznów koło siebie mając
Na pomieszanie dobrego i złego

Choćby przed tobą wszyscy się skłonili
Cnotę i mądrość tobie przypisując,
Złote medale na twoją cześć kując,
Radzi że jeszcze jeden dzień przeżyli,

Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta
Możesz go zabić - narodzi się nowy.
Spisane będą czyny i rozmowy.

Lepszy dla ciebie byłby świt zimowy
I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta.


Pandora otwierająca puszkę z nieszczęściami według obrazu Arthura Rackhama.
- Dlaczego warto iść swoją drogą?

- Wspomniałem w tej rozmowie o pewnym Łukaszu, który nieświadomie otworzył mi w lipcu 2009 roku w maleńkim Hatfield muzyczną puszkę pandory, która tak naprawdę w tej mitologicznej opowieści była... beczką. Jeśli zadasz dziś Aniu otaczającym cię ludziom pytanie, jaką posiadają wiedzę na temat tego antycznego terminu, to zdecydowana większość odpowie ci, że zamknięte tam były wszelkie nieszczęścia, które wskutek nieodpowiedzialnego zachowania Pandory rozeszły się po całym świecie. Mało kto natomiast wie, że na dnie owej beczki, zgodnie z wolą Zeusa została umieszczona również... nadzieja. Dlaczego zawsze warto iść swoją drogą? Bo nadzieja umiera ostatnia i dlatego nieustannie wierzę, że prawdziwa sztuka zwycięży, a Polska przestanie być miejscem zwaśnionych i podzielonych na pół rodzin i społeczności. To jest mój testament i moje największe dwa życzenia dla siebie i wszystkich, którzy zechcą tę rozmowę - katharsis przeczytać.


Anna Siudak urodziła się w 1986 roku. Wychowała się w Sosnowcu, ale od kilku lat mieszka w Anglii. Zaczęła w 2010 roku od pisania wierszy, szłam w kierunku bardzo lirycznym. Wtedy nawiązała współpracę z KAMPE, poznając Aleksego Wróbla. W 2010 roku brała udział w wieczorze poetyckim "Poezja z szuflady" w londyńskim POSK-u, który był organizowany wraz z grupą KAMPE. Debiutowała w 2011 roku tomikiem wierszy "Lekkość zmysłów". W międzyczasie próbowała swoich sił w konkursach. Była finalistką konkursu Poetry Rivals w Anglii, w którym nagrodą była publikacja w antologii "Between the Lines". W 2011 zaczęła studia na kierunku teoretyka krytyki literackiej na University of Derby. W 2014 roku organizowała wieczór poetycki "Poezja ponad granicami" w Burton upon Trent. Pisała bardzo sporadycznie, ale dzięki studiom literatury miała okazję się rozwinąć, spojrzeć w głąb samej siebie i odszukać swojej drogi, niszy, stylu. Powoli odchodziła od liryki. Pisze wiersze do dziś, ale mają zupełnie inną formę oraz content. Na drugim i trzecim roku wybrała Modernizm Postmodernizm i Egzystencjalizm. Tezy głównych teoretyków takie jak teoria symulacji zaczęły ją inspirować. Jeśli chodzi o formę najbardziej w tamtym okresie Annę Siudak zainspirowali S. Beckett oraz W.S. Borroughs. Pierwszy ze swoim dążeniem do minimalizmu, a drugi z techniką kolażu. W tym czasie zrodził się pomysł na książkę “Co piją krowy?”, którą skończyła w 2016, a której fragment ukazał się w Biurze Literackim.W tym samym roku ukazał się o niej reportaż pt: „Siedem pytań...” w Tygodniu Polskim. Od paru miesięcy prowadzi bloga www.peanutbutter.pl W ciągu tych kilku lat nie pisała, ale dojrzała i teraz na nowo odkrywa swoją drogę. Teraz pracuje nad kilkoma projektami. Cały czas się rozwija, ale już wie w którym kierunku chcę iść. Ma wiele planów na ten i kolejne lata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz