wtorek, 30 kwietnia 2013

Lista Przebojów Polisz Czart - NOTOWANIE 5 (UWAGA!!! Klikasz w tytuł pierwszej 20-ki i oglądasz teledysk!!!)


1 - - N Kompleks Małego Miasteczka Moja
2 - - N Vinyl  Samotny
3 - - N Human Control Dusk
4 - - N Atrament Droga z gwiazd 
5 - - N Volumeyes Revenge
6 5 -1 Metasoma Older
7 - - N Zgiełk   Fabryczna Dziewczyna 
8 - - N Stara Szkoła Więzienny blues
9 - - N Metasoma Mephedrone
10 3 -7 Frűhstűck Angel
11 - - N Teksasy  Zielony dymek
12 - - N Frűhstűck Follow
13 - - N Ossa Dlaczego
14 48 +34 Tottoos Toos Callin' Layla
15 - - N Zgon Krysia
16 39 +23 Ga-Ga Zielone Żabki Pytamy jak
17 - - N H5N1 Do Prostego Człowieka
18 - - N Syndrom Kreta Luzak
19 31 +12 Enej Cykady na Cykladach
20 28 +8 Przeciw Wzory
21 50 +29 Tomasz Madzia Dreaming
22 - - N Lustro Nowy dzień
23 - - N Maria Peszek  Sorry Polsko
24 1 -23 Zgiełk Spotkamy się
25 33 -8 LiteMotiv  Gadaj mniej
26 29 +3 Panzerhund All we need 
27 21 -6 Ola Lepa Wrak
28 - - N Strachy na Lachy I Can't Get No Gratisfaction
29 - - N Lipali Pamiątki z masakry 
30 8 -22 Maria Peszek Ludzie psy
31 37 +6 Enej Skrzydlate ręce
32 7 -25 Paweł Kukiz Obława 
33 - - N Paweł Kukiz 17 września
34 49 +15 Atrament  Wlaściwa z moich dróg
35 15 -20 Luxtorpeda Hymn
36 38 +2 Oberschlesien Mamo
37 - - N Ergo Enfant terrible
38 11 -27 Lipali  Popioły
39 4 -35 Katedra Nie przejdziemy do historii
40 - - N Tomasz Madzia Collision
41 44 +3 GoodWay Marzenia
42 - - N Half Light Time
43 - - N Zdrowa Woda  W butach czy na boso
44 - - N MGM Kot
45 23 -22 Strefa Czasu Ja i Ty
46 - - N Dell Arte Wielkomiejskie tajemnice
47 - - N Riverside The Depth Of Self / Delusion
48 - - N Reszta Pokolenia Od rana
49 42 -7 Zdrowa Woda Słodkich snów kobieto
50 - - N New Way Mówili mi

Kompleks Małego Miasteczka - Skazani na sukces (Nowości Dziennik Toruński)

Dziennik Toruński - Nowości

Kompleks Małego Miasteczka poznałem podczas tegorocznych Konfrontacji Amatorskiej Twórczości Artystycznej Regionu Kujawskiego „KATAR”. W związku z napiętym terminarzem mojego krótkiego pobytu w Polsce, miałem wówczas okazję zobaczyć jedynie ich próbę odbywającą się tuż przed finałowym występem podczas którego odebrali nagrodę publiczności. Urzekli mnie swoją młodzieńczą szczerością i rzadko spotykanym w tej kategorii wiekowej poziomem artystycznym. Podobnie jak niedawny występ Kompleksu Małego Miasteczka w Toruniu, w roku 2010 we wrocławskim klubie Liverpool podziwiałem występ prawie nikomu wtedy nieznanego wrocławskiego zespołu Katedra. Dziś ich brawurowe wykonanie „Jednego serca” Czesława Niemena podczas niedawnego półfinału Must Be The Music zna cała Polska, a Katedra jest jednym z najpoważniejszych kandydatów do zwycięstwa w tym programie. 23-go marca podczas KATAR-u odżyły wspomnienia z Wrocławia. Pamiętam moment, gdy spontanicznie podałem swoja wizytówkę Małgosi Wierzbowskiej – managerce KMM, prywatnie mamie Witka – perkusisty grupy.

Kacper i Michał
Napisali do mnie jak wiele innych kapel, które spotkałem podczas moich polskich wojaży. Ich kompozycja „Moja” z pięknym tekstem Michała Hildebrandta, którego wokal jest jednym z największych atutów brodnickiej formacji, szła w górę jak burza na Liście Przebojów Polisz Czart, którą przed ponad rokiem powołałem do życia i która skupia dziś już ponad setkę undergroundowych kapel z całej Polski i UK. Zwycięstwo KMM w najnowszym notowaniu naszej listy jest tym bardziej cenne, że zespół w związku z późnym zgłoszeniem, wystartował z tzw. „dzikiej karty”, czyli mógł liczyć jedynie na głosy swoich fanów. Zespoły znajdujące się na oficjalnej liście propozycji często są zauważane przez sympatyków innych wykonawców, a także przez słuchaczy, nie związanych z żadnym ze starających się o zwycięstwo muzyków. Chciałbym bardzo, aby brytyjski sukces KMM był zachętą dla młodych, utalentowanych artystów z niewielkich polskich miast i miasteczek, którzy posiadając muzyczny talent borykają się z najprzeróżniejszymi trudnościami. Nastolatkom z Brodnicy serdecznie gratuluję, a czytającym te słowa sugeruję nazwę tej młodej kapeli dobrze zapamiętać. Być może za kilka lat będziecie ich poczynania - podobnie jak dziś czynią to Wrocławianie względem Katedry – z napięciem obserwować na ekranie ogólnopolskiej telewizji i z sentymentem wspominać poniższą rozmowę.

Michała Hildebrandta - wokal, 
Kacpra Zakrzewskiego - gitara elektryczna, 
Pawła Knorpsa - gitara elektryczna, 
Marka Orłowskiego - gitara basowa, 
Witka Wierzbowskiego – perkusja
poprosiłem o rozmowę tuż po sukcesie utworu "Moja" w trzecim tegorocznym notowaniu Listy Przebojów Polisz Czart

Herb Brodnicy
- Mieszkam w małym urokliwym miasteczku St. Albans i jestem szczęśliwy, że to właśnie tu znalazłem swoje emigracyjne miejsce na ziemi. Wywodzący się z countryside’u mieszkańcy Londynu bardzo często wyrażają dumę ze swojego pochodzenia. Jak myślicie, dlaczego w Polsce od dziesięcioleci pokutuje kompleks małego miasteczka i prawie każdy przybywający z prowincji na studia do Stolicy bardzo szybko mieni się Warszawiakiem? 

Michał: W większym mieście łatwiej jest zdobyć pracę, więcej jest miejsc związanych z kulturą. 

Marek: …no i więcej miejsc i okazji do grania koncertów i większa szansa na zrobienie kariery. 

Witek: W dużym mieście jest większa tolerancja na muzykę i gatunki muzyczne - te specyficzne, mniej popularne, niszowe. Jest więcej otwartych na to ludzi. 

Marek: W małym mieście gra się tylko dla znajomych, wszyscy się znają. 

Michał: To wszystko prawda, ale ja akurat nie lubię życia w dużym mieście. Wolę Brodnicę. 

- Ile macie lat? Jeśli dobrze pamiętam, wszyscy jesteście nastolatkami? 

Kacper - gitara
Witek: ja mam 18. 

Marek: średnia wieku naszego zespołu to 19 lat. 

Witek: dwie osiemnastki i trzy dziewiętnastki (śmiech) 

- „Ładne! Muzycznie przypominają mi lżejszy odcień Comy, tylko wokal "młodszy". Ta krótka recenzja Waszego utworu „Moja” spontanicznie wyrażona przez Fryderyka Nguyen’a – wokalistę Katedry, to nie jedyna wypowiedź jaką usłyszałem wskazująca na inspiracje łódzką formacją. Często spotykacie się z podobnymi opiniami? 

Marek: Ja się jeszcze nie spotkałem, chociaż przyznaję, że tak jest. Ich muzyka mnie inspiruje. 

Michał: Dla mnie osobiście ten zespół nie jest jakąś wielką inspiracją jako wokal. 

Marek: Ale przez wiele lat słuchałeś Comy i pewnie coś Ci zostało w głowie. 

Witek - perkusja. Sceniczny debiut KMM
Michał: Wiesz co… ja wokal Comy lubię, ale nie bierze mnie emocjonalnie. Szczerze mówiąc, od jakiegoś czasu - jeżeli już mówimy o wokalnych inspiracjach - to mnie bardziej inspiruje wokalista Placebo czy The Cure. 

- Witku, Twój Dom jest miejscem prób i chyba czymś w rodzaju siedziby KMM. Duchowe wsparcie rodziców wokalisty Katedry - których mam przyjemność znać osobiście - w dużym stopniu wywarło wpływ na jego rozwój artystyczny. Czy Twoje muzyczne osiągnięcia, to w jakiejś mierze także postawa Twojej mamy, która ponadto zajęła się wszystkimi sprawami promocyjno-organizacyjnymi Waszej grupy? 

Witek: Tak. 

Zespół: (Śmiech). 

Witek: Wsparcie szczególnie przy tak drogim i głośnym instrumencie jak perkusja jest obowiązkowe. Inaczej nie byłoby opcji tutaj grać i nie byłoby opcji żebym się doskonalił perkusyjnie w jakikolwiek sposób. Po prostu trzeba tolerować ten hałas, zwłaszcza na początku kiedy jeszcze granie nie jest ani ładne, ani składne, ani nie brzmi. A po za tym dobry kontakt z rodzicami i wsparcie dla całego zespołu zdecydowanie kształtuje mnie muzycznie. 

- Marku, to Ty i Witek zaprosiliście Michała do zespołu. Skąd się znacie i jak udało się Wam odnaleźć tak znakomity wokal ? 

Marek - bas i Paweł - gitara
Marek: Nie, to tak nie było. To ja z Michałem tworzyłem kiedyś inny zespół, z którym przestaliśmy się pewnego dnia spotykać. Znałem Witka, wiedziałem że gra na perkusji no i umówiliśmy się na wspólną próbę we trójkę i stwierdziliśmy, że stworzymy zespół. 

- Kacper i Paweł pojawili się w zespole nieco później. Czy wszyscy jesteście w trakcie edukacji muzycznej, czy są wśród Was samorodne talenty, które po raz pierwszy właśnie w KMM mają okazję na sprawdzenie swoich umiejętności w dziedzinie muzyki? 

Marek: Każdy z nas swoje pierwsze kroki stawiał grając w różnych składach. Na tych instrumentach na których gramy w zespole, wszyscy jesteśmy samoukami. 

Michał: Ale takie pierwsze poważne granie, to jest z KMM-em. To co robiliśmy wcześniej, ja bym tego nawet nie nazywał graniem. 

Michał - vocal
Marek: No tak, ale jakbyś nie grał z nami w Raporcie przez te dwa lata. to nie byłbyś takim muzykiem, jakim jesteś teraz. 

Michał: Ja wokalnie jestem totalnym samoukiem. 

Kacper: Ja - 4 lata ognisko muzyczne. 

Marek: Ja chodziłem do szkoły muzycznej i grałem na skrzypcach. 

Witek: O! Nie wiedziałem nic o tym! Ja przez rok chodziłem do szkoły muzycznej na instrumenty perkusyjne. Przez rok grałem na werblu i ksylofonie, a chciałem uczyć się grać na zestawie. Nie podobało mi się i zrezygnowałem. 

- Michale, posiadasz nie tylko talent wokalny. Twoje teksty świadczą o ogromnej wrażliwości. Czy przed powstaniem KMM pisałeś poezję? Skąd czerpiesz inspirację i co chciałbyś przekazać w tekstach, które śpiewasz? 

Michał: Przed powstaniem KMM pisałem zarówno teksty piosenek jak i piosenki. Miałem również styczność z pisaniem poezji. Sam nie wiem, skąd pochodzą inspiracje do tekstów, ponieważ piszę je impulsywnie pod wpływem jakiegoś słowa albo uczucia, które wypełnia mnie całego i od razu czuję pewną energię, którą muszę wyzwolić poprzez napisanie tekstu. Sam do końca nigdy nie wiem, o czym będzie tekst, który napiszę. Często jakieś losowe słowo albo losowa myśl tworzy całość. Nie wiem też tak do końca, co chciałbym przekazać przez te teksty. 

Kacper
- Kto komponuje Wasze piosenki? 

Witek: Michał i Paweł. 

Michał: Tak, ale gdy nowe piosenki są przynoszone na próbę, zazwyczaj zmieniają całkowicie swój pierwotny kształt i tak naprawdę każdy w zespole jest po części kompozytorem. 

- Istniejecie nieco ponad rok. Czego Was ten czas nauczył? Czy zdążyliście już zasmakować pierwszych radości lub uświadomić sobie pierwsze błędy, które Was czegoś nauczyły? 

Michał: Na pewno jeśli będziemy jeszcze raz zabierać się za nagrywanie czegokolwiek, to poświęcimy temu więcej czasu, żeby nie nagrywać na szybkość tylko na jakość. 

Witek: Po każdym naszym koncercie wiemy co zrobiliśmy nie tak, bo słyszymy to od publiczności i znajomych ludzi. Uczymy się na własnych błędach. 

KATAR - Toruń
- Jak wspominacie sceniczny debiut w brodnickim klubie „Stajnia”? 

Kacper: To była pierwsza konfrontacja naszej twórczości z publicznością. Ciężko do tego podejść obiektywnie, bo było tam bardzo dużo emocji związanych z reakcją ludzi na naszą muzykę. 

Witek: Przy okazji byliśmy niemiłosiernie zmęczeni, bo dwa dni nagrywaliśmy demo. W zasadzie nie spaliśmy. Nagrywaliśmy do późna, a wcześnie rano musieliśmy wrócić do studia i praktycznie prosto z Torunia bez możliwości odpoczynku do Brodnicy na próbę i koncert. Po prostu byliśmy niewyspani, zestresowani i zmęczeni. To wpłynęło na pewno na jakość występu. 

Występ podczas KATAR-u, gdzie poznałem KMM osobiście
- Poznaliśmy się 23-go marca w Toruniu podczas Konfrontacji Amatorskiej Twórczości Artystycznej Regionu Kujawskiego „KATAR”, gdzie można było odczuć, że nie mieliście wcześniej zbyt wiele okazji do zagrania koncertów. Za kilka lat z uśmiechem będziecie wspominać ten czas. Jak radzicie sobie ze sceną na obecnym etapie istnienia KMM? 

Michał: KATAR to był nasz drugi występ przed publicznością, czyli doświadczeń nie mieliśmy praktycznie żadnych. Myślę, że jest spora poprawa od pierwszego występu. Przerwy pomiędzy piosenkami są krótsze, jesteśmy lepiej obyci ze sceną, piosenki są również lepiej dopracowane, bo poświęciliśmy im więcej czasu żeby lepiej brzmiały. 

Witek i Marek
- Michale, jak postrzegasz siebie w roli front mana, który oprócz śpiewu, odpowiada także podczas koncertu za nawiązanie kontaktu z publicznością? 

Michał: Mam pewien problem z wypowiadaniem się do szerszego grona ludzi, ale przełamuję coraz bardziej ten dystans pomiędzy mną a publiką. Ciężko jest mi mówić o sobie jako o front manie zespołu, ponieważ jestem dosyć nieśmiałą osobą i trudno jest mi nawiązać relację z większym gronem ludzi jednocześnie. Ale to się zmienia na szczęście. 

- Tuż przed KATAR-em zebraliście największą ilość głosów w plebiscycie internautów, dzięki czemu w koncercie finałowym w klubie Od Nowa odebraliście Nagrodę Publiczności. To wielki skarb posiadać taką ilość oddanych fanów będąc dopiero na starcie do kariery? 

Paweł
Paweł:: Tak. Potwierdzamy. To wielki skarb. Dziękujemy naszym fanom, ze są z nami. 

- Wasz utwór "Pusta kartka” pojawił się na antenie Radio Gra. Piosenka zdobyła największą ilość głosów spośród 35 kapel. Otrzymaliście też zaproszenie od organizatorów toruńskiego festiwalu "Audiowizje”. Online Radio Earbits zwróciło się do Was o zgodę na prezentowanie Waszych utworów. Odczuwacie początki popularności? Dziewczyny są milsze niż dawniej (śmiech) ? 

Zespół: (śmiech) 



Michał: Ludzie z najbliższego otoczenia po prostu cieszą się. 

Paweł: Ja odczuwam, ale dlatego że jestem w szkole taką osobą, która dotychczas nie przyciągała uwagi. Nie otaczam się ludźmi wokół siebie. Teraz przypadkowe osoby podchodzą do mnie i zauważają mnie. 

Witek: Zmienia się. U mnie w szkole ludzie nucą „Pustą kartkę”, bo gdy zbieraliśmy głosy przed KATAR-em na stronie Radia Gra, piosenka ta była wtedy mocno nagłośniona i w mojej szkole jest grupa osób, która ją zna. Uśmiechają się, cieszą się i pytają o zespół. 

Kacper: Wczoraj dostałem SMS-a o treści „Pusta kartka” i drugiego od obcego numeru, że ładnie wczoraj wyglądałem po zmianie fryzury, więc to jest początek popularności. 

Witek: Kacper, to ja napisałem. 

Zespół: (śmiech) 

- Demo, z którego pochodzi „Moja” nie ma jeszcze nawet trzech miesięcy. Czy nagrywaliście je w Walentynki z miłości do muzyki, czy po prostu, aby zdążyć ze zgłoszeniem na „Katar” (śmiech)? Jak po kilku tygodniach oceniacie swoje pierwsze nagrania? 

Paweł: Demo nie oddaje do końca tego, co chcielibyśmy grać. 

Marek i Paweł
Witek: No i było to grane bardzo grzecznie i ostrożnie, bo każdy z nas musiał grać maksymalnie równo. Drobna różnica w tempie wykluczała całe nagranie i trzeba było je powtarzać, a mieliśmy określoną ilość czasu na nagranie. Grać w domu z metronomem, a grać w studio z metronomem, kiedy trzeba coś dograć do zespołu, to jest kompletnie coś innego i każdemu z nas zajmowało to bardzo dużo czasu, więcej niż się spodziewaliśmy. 

Kacper: Przede wszystkim nie byliśmy na końcowym etapie powstawania dema, kiedy było ono składane. Nie mieliśmy kontroli nad tym, jak to ostatecznie ma wyglądać. Wynika to z naszego braku doświadczenia i znajomości tematu. 

- Konkursowi o nagrodę Grand Prix Seven Festival "Music & More” 2013 patronuje radiowa Trójka i to właśnie dziennikarze tej stacji zakwalifikowali Was do następnego etapu wraz z dziewiętnastoma innymi kapelami z całej Polski spośród zgłoszonych 138 zespołów. Aktualnie w głosowaniu internautów zajmujecie drugą pozycję. Zdajecie sobie sprawę, że w przypadku sukcesu w imprezie tej rangi, może być o Was wkrótce bardzo głośno? 

Michał: Przeraża mnie raczej wizja takiego zdarzenia. 

Marek: Mnie też. 

Michał: Nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić. Jest to poza spektrum jakichś moich wyobrażeń związanych z tym, co robimy, ale wiemy, że coś takiego może nastąpić. 

Witek: Ciężko to sobie wyobrazić, ale byłoby wspaniale. 

Paweł: To mamy zdania podzielone, bo mnie to na przykład cieszy. 

Michał: Mnie też cieszy. Ja nie mówię, że nie cieszy, tylko jestem trochę przestraszony. 

Marek: No właśnie. 

Michał: …wizją grania na ogromnej scenie dla tysięcy osób. 

Witek: Błąd popełniony podczas koncertu granego dla kilkudziesięciu osób, a pomyłka przed tysiącem obcych ludzi, to jest właśnie ten strach i stres. 

- Jakie marzenia mają młodzi chłopcy z Brodnicy, którzy bez kompleksów wystartowali do muzycznej kariery? 

Michał: Chciałbym być szczęśliwy (śmiech) 

Witek: Mieć żonę, dziecko (śmiech) 
Kacper: … i psa (śmiech). Nie! To Michał chce mieć psa. 

Zespół: (śmiech)

Witek: A tak poważnie to nagrać płytę i jeżeli jest to możliwe na polskim rynku, to żyć z muzyki, bo jest to moja pasja. 

Michał: Żyć z tego co kocham robić, żeby nie zmuszać się do czegoś przez całe życie.

niedziela, 28 kwietnia 2013

Angel z Bielska Podlaskiego (Nowy Czas nr 190)

Więcej informacji o Angel można znaleźć tutaj.

- Ilu udzieliłaś dotychczas wywiadów w języku polskim? 

- Ten jest pierwszy…

- Cieszę się w takim razie, że Nowy Czas jest pierwszym pismem polskojęzycznym, który ma okazję zaprezentować przyszłą gwiazdę wybiegów. 

- Mam nadzieję, że uda mi się osiągnąć sukces (śmiech).

- Zawsze marzyłaś o tym, aby zostać modelką, czy spadło to na Ciebie jak grom z jasnego nieba w jakimś szczególnym momencie życia. Co Cię urzekło w tym zawodzie?

- Już jako małe dziewczynki wraz z Anią - moją siostrą bliźniaczką - uwielbiałyśmy się przebierać. W wieku dziesięciu lat miałyśmy po raz pierwszy okazję zobaczyć na żywo pokaz mody i chyba właśnie wtedy się to zaczęło. Zawsze też lubiłam oglądać programy telewizyjne i przeglądać czasopisma traktujące o modzie. Pochodzę z Bielska Podlaskiego – miejscowości w północno-wschodniej Polsce. Jako nastolatka wielokrotnie namawiałam mamę na wyjazd do Warszawy, a ona zawsze mówiła: „Show biznes nie jest dla ciebie. Zajmij się jakąś normalna pracą”. W końcu, w wieku 16 lat udało nam się z siostra przekonać mamę do naszych planów. Niestety, żadna agencja modelek nie chciała z nami współpracować. Według nich byłam za gruba, choć tak naprawdę zawsze miałam szczupłą sylwetkę. Nie byłam też w typie urody, jakim zainteresowane są polskie agencje modelek. Oczywiście, że poczułam się wtedy bardzo zawiedziona.

- Oprócz bliźniaczki Ani, o której już wspomniałaś, masz jeszcze młodszą siostrę Violę. Czy na tyle imponują im Twoje sukcesy, że także chciałyby spróbować swoich sił w modelingu? 

- Wszystkie mieszkamy w Stanach. Ania jednak wybrała medycynę. Kiedy rozpoczęłam karierę modelki, powiedziałam jej, że jeśli tylko miałaby ochotę wrócić do marzeń sprzed lat i pójść w moje ślady, będzie to dla mnie ogromna radość. Myślę, że jeśli Ania kiedykolwiek zdecydowałaby się zostać modelką, to mogłoby tak się stać jedynie pod wpływem moich sukcesów. Ona kocha mikrobiologię i w tym zawodzie obecnie się spełnia. Viola natomiast odnosi swoje pierwsze sukcesy jako piosenkarka.

- Jesteście z Anią podobne do siebie? 

- Ania ma ciemne włosy. Czasami ludzie pytają nas, która z nas się farbuje. Wtedy odpowiadam – obie (śmiech). Naturalnie bowiem jestem szatynką.

- Czy kiedy stawałaś się nastolatką, koledzy jakoś szczególnie zwracali na Ciebie uwagę,? Czy krótko mówiąc wyróżniałaś się urodą na tle rówieśniczek i byłaś obiektem westchnień wszystkich chłopców z okolicy (śmiech)? 

- Kiedyś nie byłam tak pewna siebie, jak jestem dziś. Należałam raczej do cichych i spokojnych osób. Nie pamiętam nawet, abym umawiała się z chłopcami na spotkania. Czy byłam obiektem westchnień? Nie. Byłam zwykłą dziewczyną i w tamtym czasie myślałam, że pójdę tą samą drogą co wszystkie koleżanki, które znałam. Jednocześnie już wtedy były i takie osoby wokół mnie, które powtarzały: „Spróbuj zostać modelką”.

- Od dziecka wyróżniałaś się tak wysokim wzrostem? 

- Tak.

- Nie namawiano Cię do uprawiania koszykówki? 

- Nauczyciele wychowania fizycznego starali się mnie do tego zmusić. Moja siostra lubiła sport. Ja zawsze wołałam być taka… delikatna (śmiech).

- Czy podobasz się samej sobie, czy może chciałabyś zmienić jakieś szczegóły swojej urody? Podobno prawie każda kobieta chciałaby coś poprawić w swoim wyglądzie? 

- W tej chwili wszystko w sobie lubię. Gdybyś zadał mi to pytanie jeszcze rok temu, odpowiedziałabym, że chcę mieś większy biust. Teraz już nie mam tego problemu.

- Czy wykonując taki rodzaj profesji, musisz w jakiś szczególny sposób dbać o swoją sylwetkę? Stosujesz jakieś specjalne diety lub zabiegi, czy ograniczasz się jedynie do tego wszystkiego, co dla utrzymania urody robi każda kobieta, niezależnie od tego kim jest z zawodu? A może wolisz zbytnio nie ingerować w swój wygląd? 

- Naturalność jest dobra, ale dobrze jest także pomóc swojej skórze za pomocą kremów. Zawsze używam kremu na dzień i na noc. Na dzień oczywiście musi być to krem z factorem, aby chronić moją skórę przed słońcem. Niezbędne są też peelingi i toniki. Jeśli noszę makijaż przez cały dzień, to kiedy wieczorem go zdejmuję, skóra jest wysuszona. Oczywiście, że potrzebuję wtedy jakiegoś kremu. Wyznaję zasadę, że kosmetyki są potrzebne, ale nie oznacza to, że ma ich być dużo. Jeśli chodzi o zabiegi, to dla mnie niezbędna jest comiesięczna mikrodermabrazja, czyli oczyszczanie skóry poprzez precyzyjnie kontrolowany strumień mikrokryształów. Słyszałam, że modelki, które już od dawna są w branży, mają bardzo specyficzne potrzeby i używają kremów na cellulit czy wysuszoną skórę lub muszą poddawać się jakimś konkretnym zabiegom. W moim przypadku, póki co nie ma żadnych specjalnych zaleceń.

- Jako modelka prezentujesz stroje, fryzury, makijaż itp. Nie zawsze to co masz na sobie odzwierciedla Twój ulubiony styl. Co lubisz ubierać na co dzień i jak bardzo odbiega to od tego, w czym występujesz się na wybiegach? 

- Lubię free style. Przeważnie noszę jeansy i T-shirt. Czasami też zakładam sukienki.

- Wybrałaś ten rodzaj kariery, która trwa bardzo określony czas. Czy myślałaś o tym, czym będziesz się zajmować po jej zakończeniu? Wiem, że ukończyłaś studia i masz bardzo konkretny zawód. 


- Ukończyłam wprawdzie wydział Turystyki i Rekreacji na SGGW w Warszawie, ale nie jest to droga, którą chciałabym pójść. Owszem, lubię podróże, ale nie myślę o nich jako o zawodzie. Na pewno chcę pozostać w świecie mody. Wiem, że w Europie kariera modelki trwa znacznie krócej niż w USA, gdzie zawsze jest zapotrzebowanie na modelki w różnym wieku. Chciałabym też kiedyś projektować ubrania. Zaczęłam już nawet przygotowywać się do tego zawodu. Myślę także o tym, że mogłabym kiedyś organizować pokazy mody lub przygotowywać do zawodu młode modelki.

- Masz jakieś pasje pozazawodowe? 

- Lubię fitness i jazdę rowerem. Kocham zwierzęta i jest to moja największa pasja. Mam pieska Siriusa, którego podarował mi Emery - mój chłopak. Lubię dobre jedzenie i szybką jazdę samochodem. Interesuje mnie też astronomia i wszystko to, co dotyczy zmian zachodzących we wszechświecie, a także inne kultury oraz wiedza na temat tak zwanej „wolnej energii”. Uważam, że to nie jest w porządku, że połowa ludzi na świecie nie ma dziś dostępu do prądu elektrycznego i zamierzam czynić starania, aby to się zmieniło.

- Jako dziennikarz muzyczny, nie byłbym sobą, gdybym nie zadał Ci pytania dotyczącego tej dziedziny. Czy muzyka jest dla Ciebie ważną częścią życia i jaki gatunek lubisz najbardziej? 


- Muzyka bardzo mnie uspokaja i pozwala mi się odprężyć po dniu ciężkiej pracy lub gdy jestem zestresowana. Muzyka pomaga mi także w zaśnięciu. Uwielbiam muzykę medytacyjną. Lubię także piosenki Whitney Houston, Rihanny i mojej młodszej siostry Violet.

- Pochodzisz z Bielska Podlaskiego. To chyba nie jest duża miejscowość? 

- Gdy wyjeżdżałam z Polski liczyła sobie 27 tysięcy mieszkańców.

- Gdy ktoś wywodzący się z małego środowiska robi karierę, jakże często najbliższe otoczenie zaczyna okazywać swoją zazdrość, brak akceptacji i bawi się w wyszukiwanie cech negatywnych. W Twoim przypadku zauważyłem coś przeciwnego. Pod jednym z Twoich zdjęć w Internecie ktoś, kto zna Ciebie od dzieciństwa, niezwykle ciepło wypowiedział się jak i o Tobie, tak i o Twojej rodzinie, życząc Ci na koniec wielu sukcesów. 

- Jest to dla mnie bardzo miłe, ale najbardziej tę atmosferę czują rodzice, którzy mieszkają w Polsce. Bardzo często ludzie podchodzą do nich na ulicy i gratulują. Na początku było to dla nich trochę dziwne… Dokładnie pamiętam pierwszy dzień po tym, jak zakwalifikowałam się do finałów Top Model. Mama zadzwoniła do mnie i zapytała: „Czy ty na pewno tego chcesz?”. Odpowiedziałam wówczas: „Chcę tego mamo i musisz to zaakceptować”. Teraz rodzice nie tylko akceptują mój wybór, ale także często podkreślają, że są ze mnie dumni. Piszą do mnie sms-y: „Angel, jesteś sławna” (śmiech). W końcu moi rodzice uwierzyli, że od zawsze byłam stworzona do zawodu modelki. Wcześniej, nawet gdy słyszeli od innych takie opinie o mnie i o Ani, zawsze chcieli mieć poczucie, że jesteśmy bezpieczne w tak zwanym „normalnym zawodzie”. Moja mama pracuje w sądzie i bardzo chciała, abym także tam pracowała. Kiedyś inna opcja była dla nich nie do pomyślenia. Zawsze odrzucali nasze pomysły. Teraz jednak widzą, że to co robię ma sens.

- Co było bezpośrednią przyczyną Twojego wyjazdu do USA? Czy już wtedy wiedziałaś, że chcesz zrobić karierę w modzie, czy był to jakiś prozaiczny powód nie mający z tym nic wspólnego? 

- Od dawna wiedziałam, że chcę mieszkać w Stanach Zjednoczonych. Mama często wysyłała mnie na kolonie z Amerykanami, którzy w moich oczach byli jak nie z tego świata. Zawsze uśmiechnięci i sympatyczni - wyglądali na szczęśliwych. Obie z siostrą postanowiłyśmy, że chcemy tam mieszkać, pomimo, że rodzice bali się, że sobie nie poradzimy. W szkole nazwano nas nawet „Amerykanki”, ponieważ uwielbiałyśmy język angielski i wszystko, co dotyczyło USA. Nie będę ukrywać - kocham Amerykę. Będąc w szkole średniej, starałyśmy się wyjechać do Stanów na cały rok szkolny. W zawiązku z ogromnymi kosztami pomysł jednak nie wyszedł. Już na studiach postanowiłyśmy, że chcemy jechać na kurs językowy. Pierwotnie miała to być Anglia. W pobliskim biurze podróży usłyszałyśmy, że kursy w Anglii są już nieosiągalne, natomiast cały czas jest możliwość wyjazdu do Stanów.

- Długo czekałyście na wizę? 

- Wizę dostałyśmy już po miesiącu. Do tego w tym samym czasie nasz tato wygrał zieloną kartę. Był to dla nas moment przełomowy. Na początku nie szło nam łatwo. Pierwsze dwa miesiące pracowałyśmy na lotnisku w Atlancie i to właśnie w tym mieście poznałam Emery’ego. Wróciłyśmy wprawdzie na kilka miesięcy do Polski, ale bardzo szybko wyleciałyśmy do Stanów po raz drugi, tym razem już na stałe. Obecnie mieszkamy na Florydzie. Bardzo lubię to miejsce, bo przez cały rok jest tam ciepło. Uważam, że tam gdzie jest więcej słońca, ludzie są bardziej pozytywnie nastawieni. Z myślą o tej podróży do Londynu, kupiłam sobie pierwszą od lat kurtkę (śmiech).

- Twój typ urody nie spodobał się w Polsce. W Ameryce Twoja kariera jest porywająca. Jak to jest? Czy w Polsce nie ma fachowców, którzy prawidłowo potrafią ocenić walory kandydatek, czy po prostu Amerykanie zupełnie inaczej postrzegają urodę kobiety? 

- Po pierwsze Polska jest państwem mniejszym i mniej otwartym na inność. Jest też krajem, w którym panuje wiele stereotypów. Modelka ma wyglądać w określony sposób i nikt nie akceptuje choćby najmniejszej odmienności. W Stanach daje się szansę praktycznie wszystkim typom urody.

- Ja także sporo lat przebywam poza Polską i kiedy odwiedzam naszą Ojczyznę, często odnoszę wrażenie, że Polacy zwyczajnie uwielbiają wyrażać własne opinie bez przeprowadzania szczegółowych analiz i bez oparcia o jakiekolwiek argumenty, kierując się osądami zasłyszanymi w telewizji, lub wyczytanymi w prasie.

- Sukces - jak już to wspomniałeś - często budzi w Polakach uczucia negatywne. W przypadku modelki można usłyszeć: „ona ma coś nie tak z nosem, coś nie tak z ustami, itd”. W Ameryce każda odmienność jest akceptowana, a każdy sukces odbierany pozytywnie. Często mogę tam usłyszeć: „jesteś piękna” albo „bardzo się cieszę z twojego sukcesu”. W Polsce dopiero gdy zostaniesz zauważony za granicą, stajesz się kimś intrygującym i ciekawym. Tym bardziej jestem szczęśliwa, że społeczność z której się wywodzę, zachowuje się inaczej i na wszelkie sposoby daje mi odczuć swoją solidarność i wsparcie. W Polsce pokutuje też brak wiary w młode talenty. Problemem jest oczywiście brak pieniędzy na rozwój młodych ludzi. W Anglii, czy w Stanach takie środki są i zapewne również z tej przyczyny o wiele więcej osób z tych krajów dociera na szczyty.

  - Czy w amerykańskiej edycji Top Model, pojawiły się także zadania, które można było obejrzeć w polskiej edycji i które najdelikatniej mówiąc były dla dziewcząt mało komfortowe. [opis bulwersujących opinię publiczną szczegółów można znaleźć tutaj - przyp]. W piątym odcinku jedna z kandydatek - pacyfistka - musiała pozować z karabinem. Inna wbrew swoim przekonaniom zagrać zwolenniczkę aborcji, wegetarianka musiała żuć surowe mięso i ssać ogon zwierzęcia, przeciwniczka noszenia futer musiała udawać obdarte ze skóry zwierzę. Naga i ociekająca krwią spoglądała w obiektyw jak złapany w sidła futrzak. W innym odcinku modelki musiały godzić się na sesję zdjęciową z nagim modelem. Czy Ty też miałaś podczas swojej drogi do finału, jakieś zadanie, w którym czułaś się niekomfortowo? 

- Nie. Nigdy nie miałam takiej sytuacji. Organizatorzy Top Model poza Polską są bardzo ostrożni z tym, co proponują dziewczynom podczas programów. W Stanach każdy może oskarżyć każdego o wszystko. Słyszałam o polskim programie Top Model i podzielam opinię, że był on zbyt agresywny i w USA niemożliwy do zrealizowania. W światowym finale Top Model wystąpią dziewczyny z najróżniejszych krajów, w tym także z krajów islamskich, gdzie obowiązują różne religijne zakazy i dlatego organizatorzy niezwykle uważnie podchodzą do dziewcząt podczas eliminacji, zachowując się bardzo profesjonalnie i nie podejmując najmniejszego ryzyka naruszenia normy moralnych.

- Czy pamiętasz jakieś konkretne zadanie, które sprawiło Ci problem? 

- Kiedy poznałam Generalnego Dyrektora Top Model Jeffa Coxa i poprosił mnie o pozowanie w bikini, czuła się trochę niekomfortowo. Ale było to raczej związane ze świadomością, że dzieje się coś wielkiego dla mnie i że jest to początek mojej kariery. Po raz pierwszy czułam taki rodzaj presji. Wiedziałam, że jeśli zdam, będę w modelingu, a jeśli nie spodobam mu się, oznaczać to będzie koniec moich marzeń o karierze. Była to jednak bardziej presja niż problem.

- Zdarza się, że bierzesz udział w pokazach bielizny. Jak radzisz sobie z nagością lub półnagością i czy istnieje dla dziewcząt w tym zawodzie jakaś ustalona granica wstydu? 

- Początki są zawsze trudne, ale do pokazywania swojego ciała można się przyzwyczaić. Jeśli pracujesz z naprawdę dobrymi projektantami, którzy cię szanują, goły brzuch czy nogi nie sprawiają problemu. Trzeba zwyczajnie uważać na to, z kim podejmuje się współpracę. Czasami może zdarzyć się słaby pokaz i wtedy modelka czuje się najogólniej mówiąc dziwnie, ponieważ wtedy publiczność wokół wybiegu też jest inna. Jeżeli jednak wydarzenie jest na wysokim poziomie, wówczas także i publiczność ma więcej klasy i inaczej traktuje dziewczynę, która prezentuje najwyższej jakości bieliznę.

- Skąd wziął się na świecie ten przedziwny trend, że modelka musi być bardzo szczupła, posiadać niewielki biust i niezbyt zaokrąglone biodra. Zgodnie ze współczesnymi kanonami męskiego spojrzenia na urodę kobiety, jest wręcz odwrotnie – dziewczęta o nieco bardziej zaokrąglonych kształtach są postrzegane jako te o większym seksapilu. Jak to wytłumaczysz? 

- Kiedyś po prostu było łatwiej produkować ubrania w tym samym rozmiarze. Pakowali je na przykład w Nowym Jorku, a potem wysyłali je do Mediolanu i Miami. Ostatnio pod wpływem protestów modelek i medialnej kampanii na temat zdrowotnych problemów wychudzonych dziewcząt, które prawie nic jedzą, kreatorzy mody nareszcie zaczęli dopasowywać się do nieco innych norm. Jednocześnie ciągle są tacy, jak choćby ulubiony projektant Anji Rubik – Karl Lagerfeld, którzy mimo presji, nadal preferuje bardzo szczupłe dziewczyny.

- Czy wśród modelek, masz swój wzorzec do naśladowania? Czy jest jakaś dziewczyna, która szczególnie Ci imponuje i inspiruje Cię? 

- Linda Evangelista, Heidi Klum, Cindy Crawford. Lubie też Anję Rubik.

- Czy zgadzasz się z opinią, że Anja Rubik jest obecnie najlepszą polską modelką? 

- Tak. Anja jest najlepsza. Podam Ci przykład. Ostatnio byłam w Miami u bardzo dobrego fryzjera. W poczekalni przeglądałam Vouge’a. W jednym z numerów znalazłam aż pięć zdjęć Anji Rubik. Kiedy zapytałam Amerykanów, czy znają ją, okazało się, że nie. Kiedy jednak pokazałam zdjęcia, wtedy dokładnie wiedzieli, o kogo chodzi. Amerykanie lepiej kojarzą twarz Anji Rubik, niż jej nazwisko. Cenię jej profesjonalizm. Jest naprawdę dobra w tym, co robi.

- Jakie jest Twoje największe marzenie? 

- Modeling nie jest już dla mnie marzeniem. To rzeczywistość. Jestem w pełni świadoma tego, że nie będzie to łatwa droga i zamierzam ciężko pracować, aby w tej dziedzinie osiągnąć więcej. Chcę być najlepsza w tym, co robię. Czuję, że jestem dopiero na początku drogi. A co do marzeń… Chciałabym mieć mały domek z ogromnym terenem wokół niego, aby moje psy miały gdzie biegać. Mamy z Emerym trzy pieski. Chciałabym też mieć ogród ze szczawiem i bambusami. Psy uwielbiają je obgryzać.

- Jaki kraj będziesz reprezentowała na światowym finale Top Model w Londynie: Polskę czy Stany Zjednoczone? 

- Reprezentuję Polskę. Zapytano mnie czy chcę reprezentować Polskę, czy Stany. Wybrałam nasz kraj, bo chociaż mieszkam w USA, kocham Polskę. Chciałabym także w ten sposób pokazać wszystkim moim znajomym i wszystkim Polakom, że marzenia jednak się spełniają.

- Myślisz o powrocie do Polski, czy chcesz resztę życia spędzić w Ameryce? 

- Zostanę w Ameryce. Tu mieszka mój chłopak i siostry, tu jest mój nowy dom.

Rejestracja - Rozmowa z legendarnym założycielem grupy Grzegorzem "Gelo" Sakerskim (Nowy Czas nr 190) London

Zespół Rejestracja powstał w 1980 roku pod nazwą Rejestracja Przedpoborowych. Wraz z takimi zespołami jak Dezerter, Moskwa, Abaddon, Siekiera należał do czołówki polskiego punk rocka. W latach 80-tych grupa była częstym gościem na festiwalu w Jarocinie. 10-go maja usłyszymy ich w londyńskim klubie The Grosvenor na Stockwell SW9 0TP - w tym samym miejscu, gdzie w ubiegłym roku wystąpił zespół Ga-Ga Zielone Żabki, o czym można przeczytać tutaj. Na koncert - podobnie jak na ubiegłoroczny - zaprasza Tomek "Galik" Gala. Patronat medialny Polisz Czart i Nowy Czas. O przeszłości i teraźniejszości Rejestracji opowiada  Grzegorz "Gelo" Sakerski



Rejestracja - lata 80'
- Co takiego jest w Toruniu, że potrafiliście tu stworzyć szczere i tętniące życiem muzyczne środowisko, które mimo stylistycznych odmienności od ponad trzydziestu lat potrafi ze sobą znakomicie współpracować. Czy w Toruniu jest jakiś unikalny rockowy mikroklimat? 

- Myślę, że to dlatego, że Kopernik tutaj ostro urzędował i zostawił swoje nasienie (śmiech)


- Czyli, jeśli dobrze rozumiem, połowa Torunian to są dzieci Kopernika? Ale z tego co mi wiadomo, to Kopernik był przecież duchownym? 

- Nie szkodzi. Duchowni w tamtych czasach w przeciwieństwie do współczesnych muzyków rockowych przyczyniali się do wzrostu liczebności społeczeństwa bez nagłośnienia (śmiech) poza wywiadem autor poleca link do artykułu Marty Landau o kobiecie Kopernika - tutaj

- Ze Składu podstawowego Rejestracji na chwilę obecną zostaliście tylko dwaj – Ty i Tomek Siatka.

- Tomek przed miesiącem został zwolniony.

- Zaskoczyłeś mnie w tym momencie. Sądziłem, że obaj weźmiecie udział w tej rozmowie. Skoro więc jesteś jedynym muzykiem z założycielskiego składu, pozostaje mi to pytanie zadać tylko Tobie. Jak patrzysz dziś na swoją kapelę, która istnieje z przerwami od 33 lat?

- Powiem krótko. Ulżyło. Ulżyło w sensie napięć. Napięcia rodzą się z tego, że ktoś do czegoś się nie przykłada. Nawet w graniu nie ma efektów, kiedy ktoś „zlewa”. Prosta rzecz. Cokolwiek robisz, musisz to robić na maksa, a jeśli odpuszczasz sobie, to ktoś za ciebie to robi i ma zwyczajnie dosyć. Na tej podstawie Tomek Siatka został zwolniony z Rejestracji.

- Czy to jest nieodwołalne?

- Nie. Tomek jest zwolniony dopóki swoich skrzydeł nie odbuduje. Dla mnie nadal jest przyjacielem i świetnym perkusistą. Posiada wielki potencjał, ale go marnuje. Czasami aby cos zmienić, trzeba ostro powiedzieć – DOSYĆ!

fot. Monika S. Jakubowska
- Patrząc na Waszą decyzję w sprawie Tomka przez pryzmat przeszłości grupy, mogę mieć nadzieję, że podjęliście właściwą decyzję, która Waszemu koledze może jedynie wyjść na dobre. Nie da się bowiem w takim momencie naszej rozmowy nie wspomnieć o tragedii współzałożyciela Rejestracji Sławka „Sawany” Kapłunowa. Czy w połowie lat 80-tych byliście zbyt młodzi, aby podjąć podobną decyzję, która mogłaby wówczas uratować Sławkowi życie? 

- Myślę, że tak. Twórczość rozwija się samoczynnie, a młodzi ludzie o wiele szybciej rezygnują z czegoś. Dziś nie mam na to czasu, aby grzebać się w deliberacjach, kiedy ktoś zawodzi. Dziś uważam, że trzeba to zmienić.

- Na początku Waszego istnienia, zanim jeszcze cokolwiek osiągnęliście, stanął na Waszej drodze Waldemar Rudziecki. Z wiedzy jaką posiadam wynika, że wtedy to ten człowiek zrobił najwięcej dla promocji waszej kapeli. 
 
- Waldek stał wówczas na czele klubu studenckiego i wykorzystał swoją wiedze i możliwości jakie posiadał w promowaniu naszego zespołu. Wiadomo, że tam gdzie są studenci, tam jest przyciąganie, Wyobraź sobie, że grasz w Domu Kultury. Kto cie wypromuje? To był klub studencki z jakimiś wartościami i grając tam, masz świadomość, że gra się dla kogoś, kto docenia to, co słyszy i posiada jakąś wyobraźnię.
 
- Z jakimi nadziejami jechaliście w roku 1982 do Jarocina?

- Żadnych nadziei nie mieliśmy. Mieliśmy wtedy po 17, 18 lat i była to okazja do pokazania się przed większym audytorium. O to chodziło. Taką możliwość każdy chciał wykorzystać, bo wiadomo było, że jedziemy do miejsca, które było wtedy źródłem i gromadziło dużą liczbę osób o podobnym światopoglądzie i filozofii. 

- Krótko potem Zbyszek Krzywański z Republiki pomógł Wam w realizacji kawałka "Wariat” na potrzeby filmu „To tylko rock”. Problemem kapel punkowych z tamtego okresu był absolutny brak nagrań studyjnych, przez co też nie można było oczekiwać ich pojawienia się na jakiejkolwiek antenie radiowej. 

 - Tak. Fajnie, że Zbychu nam wtedy pomógł. Dzięki temu mogliśmy profesjonalnie nagrać w Tonpressie aż trzy numery, z czego dwa ukazały się na płycie „Jak punk to punk”. Był to nasz pierwszy nagrany materiał.


- Przyglądając się Waszej biografii, wśród muzyków którzy zapisali się w historii grupy, można znaleźć tak barwną w Toruniu postać jak Mirek „Gonzo” Zacharski – obecnie wokalista MGM.
- To była pomyłka pod względem stylistycznym [następnego dnia potwierdził to sam „Gonzo” w rozmowie prywatnej- przyp. autora]. Nie widzieli go w naszym składzie ludzie, którzy nas oceniali i nie pasował do tego, co sobą przedstawiała Rejestracja. To był taki moment, że Miras miał możliwość pokazania się w Rejestracji, mógł śpiewać i zrobił to „po swojemu”. Być może nawet te nagrania z nim są fajne, ale on nie pasuje i pod względem charakteru i umysłowości do punk rocka. On po prostu inaczej śpiewa.

- Jak to się stało, że mimo iż jesteście tak starą kapelą, bardzo długo nie wydaliście żadnego albumu. W roku 1995 ukazała się wprawdzie kaseta właśnie ze wspomnianym Mirkiem Zacharskim na wokalu. W czym tkwił problem, że od roku 1980 aż do 2009 Rejestracji nie udało się wydać żadnego krążka? 
 
- Zwykły pech, który czasami doświadcza ludzi. Mieliśmy w pewnym momencie okazję nagrać materiał w dobrym studio. Pomagał nam w tym nawet Grzegorz Ciechowski. Niestety do nagrań nie doszło. Narkotyki pogrzebały wtedy możliwości i dążenia. Gdyby tego problemu nie było, pewnie mielibyśmy już wydanych z 10 płyt.

- Zespół miał swojej lepsze i gorsze dni. Rozpadał się i odradzał. Jaki moment w historii Rejestracji wspominasz jako najlepszy? 

- Rok 2006. To był ten moment, kiedy dogadałem się z Tomaszem, że znowu gramy. Wcześniejsza reaktywacja, która nastąpiła w roku 1999 była reaktywacją na odległość. Część muzyków dojeżdżała z Niemiec. Były wtedy nawet perspektywy na wydanie płyty, która w końcu jednak się nie ukazała. Moment, kiedy Siatka powiedział - „Już do Niemiec nie jadę. Gramy Rejestrację” był dla mnie najlepszy.

fot. Monika S. Jakubowska
- Jak postrzegasz rozwój i kondycję polskiego punk rocka na przestrzeni 33 lat istnienia Rejestracji ?

- Współczesny punk rock nie ma nic wspólnego z tamtym z lat 80-tych, które były wyjątkowe. To już jest historia. Dzień dzisiejszy wyklucza wracanie do tych czasów. Bardzo często przekaz ze sceny był wtedy beznadziejny z powodu braku właściwego sprzętu. Gdyby wtedy był odpowiedni sprzęt, to niektóre zespoły, które grały tamtych czasach, nie miałyby racji bytu. Jeśli słyszysz ze sceny jedynie dolatującą sieczkę, to ludzie mówią „a ch… to już niech leci”.

- Kto u Was pisze teksty?


- Aktualnie ja.

- Skąd czerpiesz inspiracje?

- Z doświadczenia przeżytych lat i obserwacji. Teksty są odzwierciedlenie moich przeżyć i mojej wrażliwości. Nie wiem, czy są dobre, ale mam doniesienia, że o czymś mówią.

fot. Monika S. Jakubowska
- Igor Pudło z duetu Skalpel, który w latach 80-tych pisał teksty do punkowych kawałków powiedział następujące zdanie: „Był taki okres w Polsce, który można by nazwać punkopolo, kiedy to produkowało się masowo różne rzeczy, między innymi także punk rocka. Były to covery, do których istniało zapotrzebowanie na napisanie oryginalnych tekstów, ponieważ ci którzy mieli je wykonać, nie potrafili śpiewać po angielsku. Po latach o hip hopie mówiło się jako o czarnym punku, czyli o formie buntu czarnych i o ekspresji która jest podobna do punk rocka”. Czy podzielasz to porównanie punka i hip-hopu?

- Oczywiście. Zgadzam się z tym. Rap to jest krzyk ulicy, a punk rock też był krzykiem ulicy.

- Język w punk rocku był chyba jednak bardziej wygładzony i nie epatował aż taka ilością wulgaryzmów, jak ma to miejsce w rapie? 



fot. Monika S. Jakubowska
 - Ale to chyba tylko ze względu na cenzurę. My nie mieliśmy wtedy aż takich możliwości.

- Na początku lat 80-tych punk rock miał swój udział w powstaniu polskiej sceny reggae. Prawie każda punkowa kapela przełomu lat 70-tych i 80-tych uważała za stosowne posiadać w swoim repertuarze jeden lub kilka kawałków utrzymanych w tym rytmie. The Clash na przykład umieścił reggae’owy "Armagideon Time" na stronie B singla „London Calling”. Na debiutanckim albumie Śmierci Klinicznej można znaleźć utrzymany w rytmie reggae „Nienormalny świat”. Nigdy nie kusiło Was, aby zrobić podobnie?

- Na najnowszej płycie, która się lada moment ukaże, mamy jeden kawałek, który nie jest typowym reggae, ale jest jak najbardziej utrzymany w tym klimacie. Nagraliśmy go właśnie ze względu na to, o czym przed chwila powiedziałeś. Kapele punkowe wykorzystywały czasami ten nurt, aby na jego bazie coś przekazać.

fot. Monika S. Jakubowska
fot. Monika S. Jakubowska
- Nie licząc kasety z roku 1995, pierwszą płytę wydaliście dopiero w roku 2009. Jak ją dziś oceniasz z perspektywy czterech lat.

- Chcieliśmy ją pierwotnie skonsolidować tak, aby pokazać przekrój twórczości Rejestracji i chyba udało się nam to zrobić. Płyta jest eklektyczna. Są na niej kawałki stare, są i nowsze.

- W roku 1998 powstał projekt złożony z czołowych przedstawicieli polskiej sceny punkowej, w skład którego weszli m.in. Grabaż z Pidżamy Porno, Kelner z Deutera i Nika z Post Regimentu. Skrzyknęli się po to, aby nagrać album „Tribute to Rejestracja”, na którym znalazło się 18 Waszych kompozycji.

- Okazało się, że na tym etapie naszej twórczości byliśmy dobrze rozumiani i stanowiliśmy inspirację dla innych, którzy tym wydawnictwem postanowili oddać hołd naszej muzyce, która dla nich jak widać stanowiła jakąś wartość.

fot. Monika S. Jakubowska

- Jaka będzie Wasza nowa płyta?

- Dźwiękowo będzie na pewno znacznie lepsza od poprzedniej. Poza tym znajdą się na niej także utwory nieco lżejsze, które będzie można grac w radio, gdzie na pewno nie mogłyby być zagrane nasze ekstremalne kawałki.


fot. Monika S. Jakubowska
- O czym będą traktować teksty?

- O tym, co dzieje się za oknem.

- Kiedyś ograniczała Was cenzura PRL-owska. Jak wygląda teraz los utworu, który jest nie na rękę władzy. Czy w Polsce rzeczywiście można śpiewać bez ponoszenia konsekwencji o wszystkim? Paweł Kukiz na liście przebojów Polisz Czart, którą prowadzę jest bardzo ceniony, a w polskich mediach jest z powodów politycznych bojkotowany.

- Zaraz coś ci pokaże. To będzie płyta o polskiej biedzie i o codzienności. Patrz wokół na to, co się dzieje w tym naszym kraju. To jest już nie do zniesienia. Na tej płycie Polska będzie pokazana z mojej perspektywy. Patrz na to [Gelo wyciąga swój telefon komórkowy - przyp].To jest szok. Gość bez nogi, który mówi „za złotówkę możecie mi zrobić zdjęcie”. O tym traktuje moje pisanie tekstów.


Niewrażliwość państwa na coraz większą biedę i niesprawiedliwość. Moje teksty są o tym, że mamy w tym kraju taki system, który doprowadził do tego, że oficjalnie już się mówi o 300 tysiącach ludzi bezdomnych. Dla mnie to jest holocaust państwa. Chciałem nawet tę płytę tak nazwać, ale taki tytuł budzi kontrowersje. Ja traktuję słowo „holocaust” jako formę świadomości. Zatracanie ludzi, które w konsekwencji jest skazywaniem ich na śmierć poprzez niezabezpieczenie im podstawowych środków do życia. To wszystko dzieje się za milczeniem, tych którzy są za ten stan odpowiedzialni, co w konsekwencji jest cichym przyzwoleniem na powolne umieranie. Właśnie ten reggae’owy kawałek, o którym wcześniej rozmawialiśmy, to moja obserwacja osiedlowego śmietnika tuż za oknem. Śmietnika, do którego co pięć minut podchodzą biedacy. Po długich dyskusjach stanęło w końcu na tym, że album będzie nosił tytuł „Szkoda słów”.