Jarek „Jarecky” Narewski urodził się w Gdańsku pod koniec lat
siedemdziesiątych. To tam zakochał się w muzyce i
fotografii. Jako nastolatek próbował też gry na
gitarze. Na topie królował wtedy Odział Zamknięty i Lady Pank.
Był to czas, kiedy Jarek wraz kolegami godzinami przesiadywał na klatce schodowej lub w piwnicy i ku udręce sąsiadów grał swoje ukochane przeboje. W tym okresie Jarek zaliczył także wiele koncertów, aż do...
24 listopada 1994, kiedy to w hali widowiskowej miał odbyć się
koncert zespołu Golden Life, a później miała zostać wyemitowana
transmisja z rozdania nagród MTV. Paczka Jarka również wybierała się
na to wydarzenie. Niestety, tego dnia Jarek miał szlaban na wyjście z domu. Ok. 21 przerwano
transmisję, żeby poinformować o tym, że w hali
wybuchł pożar. Zginęło wówczas 7 osób, w tym także Jarka przyjaciel Robert (zmarł
miesiąc później) z którym miał spędzić koncert. Dzięki "szlabanowi" Jarek otrzymał od losu "drugie
życie", ale paczka od nocnych „blokowych”
przesiadywań rozsypała się, a wraz z nią skończyło się także debatowanie o muzyce. To wtedy do ręki Jarka trafił aparat
„Smiena8M”. Po kilku latach Jarek osiadł na
Śląsku w Jastrzębiu Zdrojum gdzie powrócił do fotografii i na nowo poczuł chęć do życia. Zaangażowałem
się w pracę jako fotoreporter w portalu www.jastrzebianie.pl pomagał
przy WOŚP, kampaniach wyborczych lokalnych polityków, robił
setki zdjęć i zaczął inwestować w sprzęt
fotograficzny. W końcu trafił na rockowe koncerty, gdzie mógł łączyć
obie swoje życiowe pasje, a jego fotografie rozpłynęły się po internecie. Obecnie Jarek współuczestniczy w przygotowaniach do kolejnej edycji „MotoRockowiska” www.motorockowisko.pl,
które od 3 lat odbywa się w Bogunicach.
JN: Może na początek trochę historii. Jak wybrałeś swój instrument i dlaczego właśnie gitara?
Paweł: Jarku, a czy i ty nie grasz na gitarze? No właśnie... (śmiech). A tak naprawdę, to trochę dziwna historia. Zawsze podobały mi się zespoły grające muzykę "na żywo" zwłaszcza rockową, gdzie przesterowane gitary były głównym brzmieniem tych zespołów. Pamiętam jak w podstawówce wracając ze szkoły do domu, pod każdym oknem było słychać "Final Countdown" Europe. Gdzieś wyemitowano klip tego utworu i po prostu zakochałem się w gitarze. Jak każdy chciałem być sławny, mieć super samochody i piękne kobiety, lecz w tamtych czasach moje marzenia odeszły do lamusa, głównie ze względów finansowych i polityki wczesnych lat 90-tych.
JN: Więc jak w końcu wpadła ci ta "miłość" w ręce?
Paweł: I właśnie to jest ta dziwna historia. Instrumentu nie miałem, więc podkradałem pani od muzyki mandolinę, na której dawałem show przed lekcją. Energia była u mnie tak wielka, że zawsze mandolina była rozstrojona, a ja przeważnie lądowałem u wychowawczyni bądź słyszałem: "I bez matki mi się nie pokazuj!", więc pierwsze praktyki i przymiarki instrumentów szarpanych miałem za sobą. Tak naprawdę z gitarą spotkałem się u kolegi, którego poznałem na treningach karate kyokushin i to właśnie on nauczył mnie pierwszych akordów i do tego namiętnie słuchał Metalliki, którą również mnie zaraził.
JN: Trenowałeś karate?
Paweł: Trenowałem i to ostro. Miałem cały pokój wyklejony plakatami Bruce`a Lee, Jean Claude Van Damme i wieloma innymi "zabijakami" amerykańskiego kina. Przez lata aż do końca szkoły średniej młócka na treningach oraz młócka na gitarze szła mi w parze.
JN: A pamiętasz swój "pierwszy raz"?
Paweł: Oczywiście, że pamiętam. Była gorąca, gwieździsta noc... (śmiech)
JN: Miałem na myśli ten na scenie (śmiech).
Paweł: (śmiech) Tak, ten też pamiętam. Był to koncert z Whisper na WOŚP-ie w 1999 roku. Gwiazdą był wtedy zespół Illusion z Tomkiem Lipnickim na czele. Hala Omega w Jastrzębiu wypełniona była po brzegi. Rzesza rozszalałych fanów muzyki rockowej skakała w rytm takich utworów jak: "Wszystko mieć", "Five Hours", "Zagubiony" i jeszcze kilku innych z naszej pierwszej płyty Odpychając Przeznaczenie. Zabawa była przednia, a około pięciu tysięcy ludzi skandowało: "Whisper! Whisper!"... uczucie nie do opisania.
JN: A jak dziś bawią się ludzie na koncertach?
Paweł: To zależy po którym piwie (śmiech). Dziś ludzie nie przychodzą na koncerty skakać do utraty sił. Zmieniły się czasy, zmieniło się pokolenie. Ci, którzy wtedy szaleli z nami, dziś mają rodziny i cierpią na chroniczny brak czasu, natomiast młodzież ma dziś do wyboru wiele trendów muzycznych, więc podzieliło się młode pokolenie i w porównaniu do tego sprzed kilku, kilkunastu lat wstecz. Niestety fanów muzyki rockowej trochę ubyło. Ogólnie nie narzekam na pustki pod sceną. Niejednokrotnie było tak ciasno, że ludzie stali z nami twarzą w twarz, przewracali nam statywy z mikrofonami bądź niechcący oblali nas piwem (śmiech).
JN: Jak godzisz muzykowanie z życiem rodzinnym i zawodowym?
Paweł: Ciężki orzech do zgryzienia. Ja też cierpię na chroniczny brak czasu i z chęcią bym wydłużył dobę do 48 godzin. Pracuję jako górnik pod ziemią na KWK Pniówek. Wiemy wszyscy jak wygląda praca górników. Zdarzają się urazy palców, które zawsze mają negatywny wpływ na grę na gitarze. Rodzinnie dajemy radę, chodzimy na zakupy, pichcimy w kuchni, jest czas na wygłupy i zabawę z córką. Moja rodzina potrafi zrozumieć czym jest dla mnie pasja i za to jestem im bardzo wdzięczny. Na próby chodzę wieczorami 2 lub 3 razy w tygodniu.
JN: Widzę, że masz bardzo napięty plan dnia. Czy poza muzykowaniem masz jakieś inne zainteresowania?
Paweł: Oczywiście że mam. Lubię oglądać programy naukowe, motoryzacyjne, zwłaszcza te, w których odrestaurowuje się legendy czterech kółek. Moim cichym, dotąd niespełnionym marzeniem jest kupno takiego właśnie wozu i nadanie mu nowego życia. Ponadto uwielbiam gotować i eksperymentować w kuchni, a ogromną satysfakcję sprawia mi, gdy moje pomysły kulinarne spotykają się z aprobatą najbliższych.
JN: Jesteś muzykiem z doświadczeniem. Na scenach widujemy Cię od 16 lat. Czy jest coś, czym Paweł Adamowicz może nas jeszcze zaskoczyć?
Paweł: Na pewno takich sytuacji byłoby wiele, ponieważ jestem osobą twórczą. Zdradzę w tajemnicy, że zacząłem pracę nad solowym albumem, w którym chcę się pokazać nie tylko jako gitarzysta, ale również jako wokalista, kompozytor i autor tekstów. Projekt jest w trakcie realizacji i w dalszym ciągu pracuję nad kolejnymi utworami. Gdy praca nad płytą będzie ukończona, na pewno o niej usłyszycie.
JN: Kiedy usłyszymy singiel promujący twoją solową płytę?
Paweł: Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to myślę, że singiel powinien ukazać się pod koniec maja. Sprawa jest o tyle trudna, że wszystko robię własnym nakładem finansowym.
JN: Czy zespół wspiera Cię w Twoim solowym projekcie i czy nie zaważy to na dalszej współpracy z zespołem?
Paweł: Chłopaki z zespołu raczej sceptycznie podeszli do mojego pomysłu, który rzuciłem kiedyś na próbie, że chcę zrobić coś „swojego”. Jedno nie koliduje jednak z drugim. Myślę, że dobrze wywiązuję się ze swoich obowiązków jako gitarzysta Whisper i nikt nie poczuł się przeze mnie zaniedbany. Po tylu latach grania prawie każdy muzyk chce zrobić indywidualny projekt. To jest trochę jak w życiu... trzeba wydawać potomstwo, aby gatunek nie wymarł. W tym przypadku potomstwem jest muzyka, a gatunkiem rock.
JN: Dobrze powiedziane! Czego Ci życzyć?
Paweł: Mam nadzieję, że zawsze będę mógł robić to, co sprawia mi największą przyjemność, realizować się nie tylko jako gitarzysta, ale być spełnionym człowiekiem w każdej dziedzinie życia.
JN: Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia.
Paweł: Dzięki.
Paweł: Jarku, a czy i ty nie grasz na gitarze? No właśnie... (śmiech). A tak naprawdę, to trochę dziwna historia. Zawsze podobały mi się zespoły grające muzykę "na żywo" zwłaszcza rockową, gdzie przesterowane gitary były głównym brzmieniem tych zespołów. Pamiętam jak w podstawówce wracając ze szkoły do domu, pod każdym oknem było słychać "Final Countdown" Europe. Gdzieś wyemitowano klip tego utworu i po prostu zakochałem się w gitarze. Jak każdy chciałem być sławny, mieć super samochody i piękne kobiety, lecz w tamtych czasach moje marzenia odeszły do lamusa, głównie ze względów finansowych i polityki wczesnych lat 90-tych.
JN: Więc jak w końcu wpadła ci ta "miłość" w ręce?
Paweł: I właśnie to jest ta dziwna historia. Instrumentu nie miałem, więc podkradałem pani od muzyki mandolinę, na której dawałem show przed lekcją. Energia była u mnie tak wielka, że zawsze mandolina była rozstrojona, a ja przeważnie lądowałem u wychowawczyni bądź słyszałem: "I bez matki mi się nie pokazuj!", więc pierwsze praktyki i przymiarki instrumentów szarpanych miałem za sobą. Tak naprawdę z gitarą spotkałem się u kolegi, którego poznałem na treningach karate kyokushin i to właśnie on nauczył mnie pierwszych akordów i do tego namiętnie słuchał Metalliki, którą również mnie zaraził.
JN: Trenowałeś karate?
Paweł: Trenowałem i to ostro. Miałem cały pokój wyklejony plakatami Bruce`a Lee, Jean Claude Van Damme i wieloma innymi "zabijakami" amerykańskiego kina. Przez lata aż do końca szkoły średniej młócka na treningach oraz młócka na gitarze szła mi w parze.
JN: A pamiętasz swój "pierwszy raz"?
Paweł: Oczywiście, że pamiętam. Była gorąca, gwieździsta noc... (śmiech)
JN: Miałem na myśli ten na scenie (śmiech).
Paweł: (śmiech) Tak, ten też pamiętam. Był to koncert z Whisper na WOŚP-ie w 1999 roku. Gwiazdą był wtedy zespół Illusion z Tomkiem Lipnickim na czele. Hala Omega w Jastrzębiu wypełniona była po brzegi. Rzesza rozszalałych fanów muzyki rockowej skakała w rytm takich utworów jak: "Wszystko mieć", "Five Hours", "Zagubiony" i jeszcze kilku innych z naszej pierwszej płyty Odpychając Przeznaczenie. Zabawa była przednia, a około pięciu tysięcy ludzi skandowało: "Whisper! Whisper!"... uczucie nie do opisania.
JN: A jak dziś bawią się ludzie na koncertach?
Paweł: To zależy po którym piwie (śmiech). Dziś ludzie nie przychodzą na koncerty skakać do utraty sił. Zmieniły się czasy, zmieniło się pokolenie. Ci, którzy wtedy szaleli z nami, dziś mają rodziny i cierpią na chroniczny brak czasu, natomiast młodzież ma dziś do wyboru wiele trendów muzycznych, więc podzieliło się młode pokolenie i w porównaniu do tego sprzed kilku, kilkunastu lat wstecz. Niestety fanów muzyki rockowej trochę ubyło. Ogólnie nie narzekam na pustki pod sceną. Niejednokrotnie było tak ciasno, że ludzie stali z nami twarzą w twarz, przewracali nam statywy z mikrofonami bądź niechcący oblali nas piwem (śmiech).
JN: Jak godzisz muzykowanie z życiem rodzinnym i zawodowym?
Paweł: Ciężki orzech do zgryzienia. Ja też cierpię na chroniczny brak czasu i z chęcią bym wydłużył dobę do 48 godzin. Pracuję jako górnik pod ziemią na KWK Pniówek. Wiemy wszyscy jak wygląda praca górników. Zdarzają się urazy palców, które zawsze mają negatywny wpływ na grę na gitarze. Rodzinnie dajemy radę, chodzimy na zakupy, pichcimy w kuchni, jest czas na wygłupy i zabawę z córką. Moja rodzina potrafi zrozumieć czym jest dla mnie pasja i za to jestem im bardzo wdzięczny. Na próby chodzę wieczorami 2 lub 3 razy w tygodniu.
JN: Widzę, że masz bardzo napięty plan dnia. Czy poza muzykowaniem masz jakieś inne zainteresowania?
Paweł: Oczywiście że mam. Lubię oglądać programy naukowe, motoryzacyjne, zwłaszcza te, w których odrestaurowuje się legendy czterech kółek. Moim cichym, dotąd niespełnionym marzeniem jest kupno takiego właśnie wozu i nadanie mu nowego życia. Ponadto uwielbiam gotować i eksperymentować w kuchni, a ogromną satysfakcję sprawia mi, gdy moje pomysły kulinarne spotykają się z aprobatą najbliższych.
JN: Jesteś muzykiem z doświadczeniem. Na scenach widujemy Cię od 16 lat. Czy jest coś, czym Paweł Adamowicz może nas jeszcze zaskoczyć?
Paweł: Na pewno takich sytuacji byłoby wiele, ponieważ jestem osobą twórczą. Zdradzę w tajemnicy, że zacząłem pracę nad solowym albumem, w którym chcę się pokazać nie tylko jako gitarzysta, ale również jako wokalista, kompozytor i autor tekstów. Projekt jest w trakcie realizacji i w dalszym ciągu pracuję nad kolejnymi utworami. Gdy praca nad płytą będzie ukończona, na pewno o niej usłyszycie.
JN: Kiedy usłyszymy singiel promujący twoją solową płytę?
Paweł: Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to myślę, że singiel powinien ukazać się pod koniec maja. Sprawa jest o tyle trudna, że wszystko robię własnym nakładem finansowym.
JN: Czy zespół wspiera Cię w Twoim solowym projekcie i czy nie zaważy to na dalszej współpracy z zespołem?
Paweł: Chłopaki z zespołu raczej sceptycznie podeszli do mojego pomysłu, który rzuciłem kiedyś na próbie, że chcę zrobić coś „swojego”. Jedno nie koliduje jednak z drugim. Myślę, że dobrze wywiązuję się ze swoich obowiązków jako gitarzysta Whisper i nikt nie poczuł się przeze mnie zaniedbany. Po tylu latach grania prawie każdy muzyk chce zrobić indywidualny projekt. To jest trochę jak w życiu... trzeba wydawać potomstwo, aby gatunek nie wymarł. W tym przypadku potomstwem jest muzyka, a gatunkiem rock.
JN: Dobrze powiedziane! Czego Ci życzyć?
Paweł: Mam nadzieję, że zawsze będę mógł robić to, co sprawia mi największą przyjemność, realizować się nie tylko jako gitarzysta, ale być spełnionym człowiekiem w każdej dziedzinie życia.
JN: Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia.
Paweł: Dzięki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz