sobota, 30 marca 2019

Był perłą i wyjątkiem wyodrębnionym z chaosu swoich dziejów i przeżyć - z Marią Gutowską, córką Czesława Niemena rozmawia Sławek Orwat

Czesław Niemen w Wasiliszkach 1979r.



- Zgodzi się Pani ze mną, że w przebogatej biografii Czesława Niemena najważniejszym momentem był rok 1958, kiedy to w ramach ostatniej fali przesiedleń Polaków z Kresów Wschodnich rodzina Wydrzyckich zdecydowała się na repatriację? Dlaczego Pani tato czekał z tą decyzją tak długo?

Czesław Wydrzycki w kożuszku w Wasiliszkach
- Jeśli prawdziwe jest twierdzenie, że los człowieka kształtuje się wraz z powstaniem jakiejś zapalnej myśli w nim - myśli, która rozwija ideę, to na losie Czesława Wydrzyckiego zaważyło lato 1957 roku. Z pierwszą turą repatriacji tuż po wojnie w latach 40-tych wyjechał do Polski stryj Czesława - Józef Wydrzycki wraz z żoną i dwoma synami - Romualdem i Jerzym. Osiedlili się na Ziemiach Odzyskanych w Świebodzinie. Brat Józefa Antoni - mój dziadek nie palił się do wyjazdu, gdyż wierzył, że na tereny nad Niemnem wkrótce powróci Polska. Kochał tę ziemię rodzinną, gdzie się urodził, wychował i gdzie od XVI wieku żyli przodkowie Wydrzyckich. Widząc tę zwłokę i niezdecydowanie oraz wiszący nad jego głową pobór do Czerwonej Armii, mój ojciec latem 1957 roku napisał list do stryja Józefa z prośbą o pomoc w wyjeździe. Okazało się, że przysłanie zaproszenia znacznie usprawni wyjazd. Co ciekawe, Czesław prosił stryja o zaproszenie w pierwszej kolejności dla siebie, ponieważ nie miał zamiaru czekać na decyzję rodziców. Oczekiwanie na odpowiedź z Polski dłużyła się młodemu Czesławowi, ponieważ w październiku 1957 roku wyjechała do Gdańska jego dalsza rodzina, w tym także kazachscy zesłańcy, którym udało się powrócić z katorgi w rodzinne strony. Stryj stanął jednak na wysokości zadania i na czas przysłał zaproszenia dla wszystkich członków rodziny: rodziców - Anny i Antoniego, siostry Jadwigi i dla Czesława. Wyjechali w maju 1958 roku i byli ostatnią polską rodziną, która opuściła Wasiliszki.

- Bardzo tęsknił za krainą dzieciństwa?


- Zdecydowana decyzja Czesława Wydrzyckiego o szukaniu ojczyzny, skoro ona nie wraca na swoje dawne tereny, wypaliła w nim ślad na resztę życia. Tęsknotę za krainą dzieciństwa w jego twórczości muzycznej i w poezji słychać już było zawsze. Każda myśl warta wyśpiewania, oglądana była przez czas przeszły, zaszczepione wartości domu rodzinnego - wartości szlachetnego, prostego życia, grobów przodków, smętek straty cennego, pierwotnego daru, który jednocześnie dał mu wolność tworzenia i stworzył prekursora nowych nurtów w polskiej muzyce.

Wasiliszkowskie pagórki - Czesław Wydrzycki z żoną Marią
- Jak Pani postrzega decyzję o repatriacji w kontekście rozwoju artystycznego swojego taty?

- Mając możliwość obserwowania rozwoju i życia dzisiejszej Białorusi - ja szczególnie, bo jeździłam tam do rodziny mojej mamy w latach 60,70,80-tych, mogę przypuszczać, że talent Czesława Wydrzyckiego - późniejszego Niemena nie miałby takiego bodźca do rozwoju, gdyby nie wyjechał we właściwym czasie do Polski. Potwierdziły to dwa powroty mojego ojca do Wasiliszek (1976 i 1979).

 - Jakie emocje przywiózł z tych sentymentalnych podróży?

Czesław Niemen w Wasiliszkach 1979r.
- Przywoził rozczarowanie. Wszystkie cenne wspomnienia, które nosił w sobie tyle lat, w świecie fizycznym były już tylko prochem. Jego piękny, budowany przez ojca i stryja dom, zastał zdemolowany i zrujnowany. Odsprzedany jakiemuś krajanowi, trafił w końcu w ręce białoruskich władz jako sklep spożywczy. Bujny, zadbany ogród - miejsce zabaw i odpoczynku, zasobny i hołubiony przez matkę i starszą siostrę, zryty koleinami dostawczych samochodów, traktorów kołchozowych, zarósł chaszczami. Rzeka Lebiodka niegdyś obrośnięta pachnącym tatarakiem, malowniczo meandryczna, miejsce radości dzieciaków i młodzieży, kąpielisko i romantyczne uroczysko, a zimą lodowisko, została przeobrażona w zwykły ciek wodny, kanał melioracyjny, nad którym już nic nie chciało rosnąć.


Pola pełne pagórków, skupisk drzew i kęp krzewów zrównane zostały na potrzeby płaskich zasiewów pobliskiego kołchozu. Jest takie zdjęcie z 1979 roku, na którym ojciec siedzi na kamieniu, na wasiliszkowskim polu, w tle kościół Piotra i Pawła. [zdjęcie to rozpoczyna niniejszy wywiad - przyp. red] I jeszcze jedno - profilowa zaduma nad widzianym przed sobą krajobrazem [powyżej - przyp. red]. Te zdjęcia są jak kropka na końcu rozdziału. Więcej nic nie ma. Nie chciał już nigdy wracać w te strony - wszystko co cenne uniósł i zachował w sercu. Do końca.

Czesław Wydrzycki z kolegą w Wasiliszkach
- To, że los skierował Pani rodziców do Trójmiasta, to  dowód na to, że oprócz wyjątkowego talentu Czesław Wydrzycki miał w życiu też dużo szczęścia. To przecież tam działał Franciszek Walicki, bez którego trudno dziś sobie wyobrazić pierwsze lata Jego kariery.

Lata 60-te Gdańsk
- Wpływ Trójmiasta na karierę muzyczną mojego ojca miał ogromne znaczenie, ale wybór, że zostanie właśnie tam, nie był taki oczywisty. Pierwszy pomysł rozwoju swojej muzycznej edukacji powstał w nim od razu po przyjeździe do Polski. Niestety, Białogard, gdzie w rezultacie zatrzymała się rodzina ojca i dokąd dojechała z Wasiliszek moja mama, gdzie w końcu i ja się urodziłam, nie stwarzał możliwości muzycznego rozwoju. Ojciec chciał się uczyć w szkole muzycznej w Poznaniu i prosił o pomoc swojego stryja Józefa, który był pedagogiem, dyrektorem liceum i mieszkał blisko Poznania - w Świebodzinie, o rekomendację w jego staraniach dostania się do szkoły. Nie było to jednak takie proste dla repatrianta i w rezultacie jedyne miejsce znalazło się właśnie w Gdańsku w Liceum Muzycznym na ul. Partyzantów. Jednak klasa śpiewu czy fortepianu dla dorosłego absolwenta radzieckiej dziesięciolatki, z radziecką maturą też była szalonym wyzwaniem. Ojciec wybrał jedyną możliwą opcję nauki - klasę fagotu. Od września 1959 roku zamieszkał u swojej rodziny na gdańskim Osieku i to tutaj dojechała do niego z Wasiliszek 19-letnia żona Maria, która też rozpoczęła naukę w Gdańsku w szkole pielęgniarskiej przy Akademii Medycznej.


- Jak tato godził naukę z pracą zarobkową?

- Szkoły muzyczne, tak wtedy, jak i dzisiaj (moja najmłodsza córka, a wnuczka Czesława Niemena jest uczennicą IX klasy Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej II stopnia) są dosyć elitarne oraz hermetyczne w metodyce nauczania i stanowią wyzwanie dla niepokornych, mających swoją wizję rozwoju i idących własną drogą uczniów. Dość powiedzieć, że wybitny indywidualizm ojca nie był mile widziany przez dyrektora szkoły muzycznej. Gdy w sierpniu 1960 umarł mój dziadek Antoni Wydrzycki, ojciec musiał sam utrzymać się i oprócz nauki podejmować różne, dorywcze prace (w tym także w porcie przy przeładunkach). Często były też występy w kawiarniach i restauracjach do tzw. kotleta, co rzecz jasna w tamtych czasach nie było dobrze widziane, a wręcz tępione. Przemęczenie, często pusty żołądek, na utrzymaniu żona i dziecko w Białogardzie doprowadziło do opuszczania godzin lekcyjnych, opuszczenia się w nauce, a w rezultacie do wyrzucenia ze szkoły i z bursy szkół muzycznych przy ul. Gnilnej. W liście do siostry ojciec skarżył się wręcz na prześladowanie ze strony dyrektora , a z jego treści wynika, że był na granicy załamania.

Czesław Wydrzycki w wydaniu latynoamerykańskim
- Jaki wpływ w Pani ocenie na twórczość Czesława Niemena miał Franciszek Walicki? Podobno z niemałym trudem przekonał ojca, żeby zamiast piosenek latynoskich i rosyjskich zaczął śpiewać big bit?

- Pasmo niepowodzeń, jak powszechnie wiadomo, przerwał wreszcie sukces na Festiwalu Młodych Talentów w Szczecinie w 1962 roku i poznanie Franciszka Walickiego. Jeśli pan Walicki miał trudności w namówieniu ojca do zmiany swojego repertuaru i wizerunku, to być może powodem był wrodzony, ojcowy profesjonalizm. Można powiedzieć, że w roku 1962 Czesław Wydrzycki był już profesjonalnym wykonawcą muzyki południowoamerykańskiej, bo korzystał z bardzo autentycznych jej źródeł. Otóż, występując w gdańskim kabarecie "To Tu" w Klubie Studentów Wybrzeża Żak z gitarą i zespołem Zbigniewa Wilka, poznał tam attache kulturalnego konsulatu brazylijskiego w Gdańsku, pana Orlando. Podziwiając piękny głos Czesława Wydrzyckiego, pan Orlando w geście  uznania udostępnił mu swoją bogatą płytotekę i oryginalne teksty. Tak hojnie wyposażony i doceniony, młody Czesław z wielką lubością śpiewał bossa-novy. Przyzwyczajenie jest drugą naturą, na szczęście nie w przypadku mojego ojca, który dał się jednak w końcu namówić Franciszkowi Walickiemu na oczekiwaną w kulturze muzycznej odmianę.


- W roku 1962 Czesław Wydrzycki odniósł sukces na Festiwalu Młodych Talentów w Szczecinie i w nagrodę pojechał w trasę z Czerwono-Czarnymi. Jak bardzo ten moment wpłynął na Pani Ojca oraz na funkcjonowanie całej rodziny?

Czołowe gwiazdy polskiego big bitu w paryskiej Olympii
- Nie mogę pamiętać nic z początków kariery mojego ojca. Urodziłam się w 1960 roku i przez pięć lat wychowywała mnie w Białogardzie babcia Anna - matka mojego ojca, bez rodziców, którzy oboje wrócili na Wybrzeże, aby ukończyć swoje szkoły. Do Białogardu wieści z wielkiego świata nie dochodziły. Dopiero, gdy zamieszkałam z mamą w Gdyni, dotarło do mnie, że - po pierwsze mam rodziców, ojca, który jeździ po świecie i nigdy nie ma go w domu i ludzi dookoła, którzy moim ojcem szalenie się ekscytowali. Do domu mamy przychodziły kolorowe pocztówki ze świata i listy do mnie, a przyjazd taty okupowany był tłumem wielbicieli i zwykłych gapiów, którzy podziwiali jego samochody. Nie mam niestety wspomnień domowego ojca w kapciach, przy pracy, przy stole, gdyż moi rodzice rozwiedli się w 1969 roku. Oblicze ojca, jako głowy rodziny, patriarchy poznałam dopiero z wizyt w jego domu w Warszawie, w otoczeniu nowej rodziny, przyrodnich sióstr. Z obserwacji gościa trudno się jednak wypowiedzieć, szczególnie że byłam już wtedy dorosłą kobietą, wkrótce mężatką, matką.


- Jakie wspomnienie z dzieciństwa szczególnie Pani zapamiętała?

- Ojciec z mojego wczesnego dzieciństwa zawsze będzie dla mnie efemerycznym gościem, owianym tajemniczością i tajemniczym zapachem, z długim spojrzeniem oceniającym mój wzrost i rozwój, ale nie taksującym. Patrzył na mnie jakby przez coś, przez namacalną perspektywę, z czułością, jaka zawsze była w tym wzroku. Posiadał też łagodny głos i uśmiech. Zabierał mnie od mamy na wszystkie swoje występy na Wybrzeżu i stąd w sopockim Grand Hotelu czułam się jak we własnym domu, a Opera Leśna zawsze będzie mi się kojarzyć ze sceną Niemena. Miałam wówczas także okazję poznać współpracujących z ojcem muzyków, przysłuchiwać się próbom, słuchać koncertów i chodzić z nimi na plażę. Mam w pamięci Adę Rusowicz, która w latach 60-tych była przyjaciółką ojca, Piotra Janczerskiego, Jerzego Grunwalda i zawsze bardzo serdecznie witaną przez niego Marylę Rodowicz.

Czesław Wydrzycki w Świebodzinie z rodziną stryja Józefa
- W tym roku mija 52 lata od powstania polskiego utworu wszech czasów. Czym dla Pani jest "Dziwny jest ten  świat"?


- Te lata nie były przeze mnie analizowane i oceniane jako studium kariery ojca. Mimo, że był to dla niego świetny okres prosperity, uznania i uwielbienia przez wielu miłośników, dla mnie było to po prostu chłonięcie ojca, jako zjawiska i naturalnej potrzeby po prostu bycia. Ocenę powstawania i rozsławiania kolejnych przebojów zostawiałam zawsze jego wielbicielom. Dla mnie był tylko ojcem. Wraz z dojrzewaniem i dorosłością miało się to zmienić, na profesjonalne studium także i tego, jak dziwny jest ten świat i jak sprawić, aby może dzięki muzyce i poezji Czesława Niemena stał się piękny i bardziej zrozumiały.

Mielenko 1958r.
- Jak przyjęła Pani decyzję taty o zmianie nazwiska?

- Kwestia zmiany nazwiska, poprzez dołączenie do rodowego Wydrzyckiego, wymyślonego przez panią Czesławę Walicką - Niemena ominęła mnie. Ja zawsze (aż do zamążpójścia) byłam tylko Wydrzycka i może dlatego bardzo skutecznie umiałam oddzielić sławnego artystę Czesława Niemena od mojego ojca.


Farida przytula małą Marię - córkę Czesława Niemena fot. Stefan Figlarowicz
- W czerwcu 1970 Czesław Niemen wystąpił na festiwalu Cantagiro we włoskiej Fiuggi...

- ...gdzie w jego życiu pojawiła się Concetta Gangi, czyli Farida - jedyna miłość, jaką świadomie było mi dane u ojca obserwować i jedyne dzielone ze mną jego osobiste szczęście. A potem osobisty dramat. Doświadczenie niepowtarzalne, gdyż miłości moich rodziców już nie widziałam, a miłość do drugiej żony, Małgorzaty działa się z daleka ode mnie. Dlatego właśnie tę miłość tak zapamiętałam od czasu koncertu w Sopocie, gdy podczas ich wspólnych tras po Polsce, ojciec specjalnie przywiózł mnie do Opery Leśnej i przedstawił Faridzie. Jej gest serdecznego przytulenia obcego i okazuje się, bardzo bliskiego dziecka, pozostanie ze mną na zawsze z wdzięcznością, która wyposaża na lata. Do dnia dzisiejszego jesteśmy sobie z Faridą bardzo bliskie. Ona widzi we mnie swojego Niemena, a ja w niej mojego szczęśliwego ojca. Ojca już nie ma, ale ciągle żyje jego wielkie, chociaż krótkotrwałe szczęście. Czasami tyle musi wystarczyć.

- Jakie piosenki z repertuaru Czesława Niemena są Pani najbardziej ulubionymi i przy których najbardziej Pani się wzrusza?


Festiwal opolski 1975 fot. Wikipedia
- Z przebogatego repertuaru ojca najbardziej lubię interpretacje twórczości naszych wielkich poetów, w tym Cypriana Kamila Norwida. Wydaje mi się, że poezja jest dla mnie codziennością, bo widzę świat przez jej dygresyjną ulotność, toteż i niemenowe interpretacje są dla mnie najbardziej wzruszające. A głos Czesława Niemena, który jednocześnie jest głosem mojego ojca, śpiewającego słowa wchodzące w duszę i z niej wychodzące, jest przeżyciem na samotną raczej kontemplację.

- Pani ukochany album Czesława Niemena?

- Bardzo przeżywam słuchanie płyty Terra Deflorata. Nie tylko ze względu na opisane w niej także i moje widzenie świata, ale też dlatego, że dane mi było zostać jednym z pierwszych słuchaczy roboczej taśmy i poczuć się dumną recenzentką, z której opinią tata zawsze bardzo się liczył. Jechaliśmy wtedy razem jego żółtym Mercedesem dostawczakiem (przede wszystkim sprzętu muzycznego na koncerty) na mazowiecką wieś. Sielski, typowo polski krajobraz, nieśpieszna podróż, rozmowa i zasłuchanie - Dałeś nam Panie...


- Słowa, które stanowią dla Pani Jego duchowy testament?

- W każdym autorskim utworze Niemena, czy w interpretacji innych, ale też niemenowych, bo niesionych jego muzyczną duszą, znajduję coś dla siebie. Bywa, że jako odpowiedź na jakiś codzienny dylemat, ale najbardziej lubię "Sonancję" z płyty Spodchmurykapelusza i słowa do tej pieśni uważam za jego duchowy testament.

Żeby z chaosu
rzecz wyodrębnić
z kształtu
ułożyć wątek
to jak ocenić
dzieło bezcenne
z jarmarcznych
stosów
unieść perełkę
wyjątek

I tak się zachwycić
doskonałością
unikalnego odkrycia
by ponad interes
przepych i blichtr
cieszyła urodą
prostota życia

Żeby z patosu
słów nadużytych
wydobyć sens
najpiękniejszej idei
to jak odbudować
ruinę domu
odnowić ducha
Per
G r a t i a m
D e i


Niechaj więc
gniewny
vulgaris głosiciel
któremu modernizm
namieszał w głowie
niech nie zaciemnia
myśli przedświtu
poezja
to nie obsesja
narkonałogu
to dobroć poety
w ucieleśnionym
słowie 

 - Jaki był Czesław Niemen?

- Był perłą i wyjątkiem wyodrębnionym z chaosu swoich dziejów i przeżyć. Na szczęście tylu ludzi dobrej woli rozpoznało jego wyjątkowość, zachwyciło się i doceniło sens duchowej prostoty. Z takim podejściem do życia można odbudować ruinę wszystkiego i odnowić ducha tego dziwnego, lecz pięknego świata.


Autor wywiadu dziękuje Wiesławowi Wilczkowiakowi za pomysł na tę rozmowę oraz kontakt z Panią Marią. Wszystkie zdjęcia oprócz jednego pochodzą z rodzinnego albumu pani Marii Gutowskiej.

12 komentarzy:

  1. chyba najlepszy wywiad i niezwykła mądrość i najprawdziwsza prawdziwość przekazu Marii /"Misi"/ z jakim zapoznałem się do tej pory

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna i wzruszajaca rozmowa. Dziękuje.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspanialy wywiad takdrogi i bliski sercom.Pani Mario DZIEKUJE fenomen ojca to jego talent pochodzacy z glebi duszy.Dla mnie wielki Geniusz ktory nigdy nie sprzedal duszy na potrzeby korzysci materialnych.Moje najbardziej bliskie wspomnienia z dziecinstwa to odrabianie lekcji i nauka przy muzyce Niemena,czego nie umiala zrozumiec moja babcia. Babcia ktora uprosila wielki plakat na koncert.Przy autogramie po koncercie wielkie zaskoczenie to cichy cieply glos Niemena,ktory na scenie mial sile obalania murow. serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniałe, bardzo ciekawe i pokazujące światu subtelna i wrazliwą jak jej Tata córkę Czesława Niemena.

    OdpowiedzUsuń
  5. Piekny wywiad z corka mojego idola czasow mlodosci i na cale zycie.Dziekuje

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam jego płyty, można słuchać bez końca!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Mój idol, tak tęsknię za jego utworami :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wywiad - poezja. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziękuję za tę rozmowę. Jeszcze bardziej przybliżyła mi postać tego Ponadczasowego Artysty.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziękuję za opowieśc o Czesławie ,pamięć o nim nie zaginie.

    OdpowiedzUsuń