sobota, 29 kwietnia 2017

Tomasz Wybranowski: Radiohead - magia dźwięków, które wiodą na skraj spełnionych niespełnień.


fot. Tomasz Wybranowski


Malahide Castle, Dublin - 6 czerwca 2008

fot. Tomasz Wybranowski
Nie mogłem doczekać się nadejścia tego dnia. Od kilku miesięcy chciałem zaczarować kalendarz, aby dzień 6 czerwca nadszedł szybciej, natychmiast. Czyli JUŻ!!! Czekałem na Radiohead, NA TYCH pięciu facetów, którzy w domenie mojej estetyki muzycznej, po prostu zmienili moje życie. A stało się to, kiedy w odtwarzaczu umieściłem srebrny dysk z podpisem „Pablo Honey”. Przez prawie 25 lat istnienia Radiohead, kwintet z Oxfordu, udowodnił, że jest jednym z największych współczesnych zespołów rockowych. Od czasu pamiętnej epki „Drill”, przez „OK Computer” aż po ostatnie albumy, Radiohead wciąż dopisuje nowe jakości we współczesnej muzyce rockowej. Co ważne i chwalebne, Yorke, Greenwood i spółka nie odcinają kuponów od sławy swoich znakomitych albumów sprzed lat. Przede wszystkim zaś bije im pokłony, ponieważ w pełnym poprawności sprzedajnym świecie, Radiohead nie zważając na fanów, media i krytyków, podąża swoim szlakiem. A każdy spektakl muzyczny to zwięzłe repetytorium największych ich muzycznych dokonań i talentu. Tak było również tej magicznej nocy, w baśniowym otoczeniu pięknych ogrodów, parków i lasu zamku Malahide. W Dublinie właśnie rozpocząć się miała europejska trasa promują ostatni [wtedy] krążek Radiohead „In Rainbows”.


fot. Tomasz Wybranowski
fot. Tomasz Wybranowski
Kiedy kończyła swój występ grupa Bat For Lashes nad Malahide przetoczyła się gwałtowna, letnia ulewa. Jednak zaledwie na kilka minut zanim Radiohead weszli na scenę dwie oślepiające i piękne tęcze pojawiły się sie na niebie. Znak z nieba, zrządzenie losu? Ale jakie stosowne do czasu i miejsca, zważywszy na bohaterów wieczoru. Ostatni album zespołu nosi tytuł „In Rainbows” / „W tęczach”. Kiedy wreszcie muzycy pojawili się, Thom Yorke promiennie spojrzał w niebo i nie mógł znaleźć w sobie słów na wyjaśnienie tego zjawiska? Czyżby „(K)karma” (nomem omen przytaczając ‘OK. Computer”) w rzeczy samej!? A potem zaczęło się wspominanie z wypiekami na twarzy…, choć na początek zabrzmiał „15 Step”, tak jak pierwsze takty ostatniego albumu. Ale już druga perełka, nanizana na koncertową nić to przecież „There There”. Pierwsze dźwięki, aplauz publiczności i Ed O’Brien i Jonny Greenwood walący ile sił w dwa wielkie kotły. Rozkosz dla uszu... A potem nadeszło uspokojenie. Radiohead powoli przygotowywali publiczność, w liczbie prawie 25 tysięcy, na ostrzejsze, psycho-rockowe opowieści.


fot. Tomasz Wybranowski
fot. Tomasz Wybranowski
Thom Yorke, elegancki jak zwykle Ed O’Brien, bracia Greenwood i Phil Selway zaczęli się przemieszczać na swojej muzycznej mapie od cichych, kontemplacyjnych utworów, bazujących głównie na pianinie i rozkołysanych dźwiękach gitar: „Pyramid Song”, „Nude” – drugi singel z ostatniej płyty, przez „Airbag” i – nie do wiary! – „Subterranean Homesick Alien” (raz jeszcze ukłon w stronę fanów i płyty „OK Computer”), „Videotape” (raz jeszcze okruch z „In Rainbows” z przepiękną, choć posępną wokalizą Thoma i „pijanym” pianinem), by dotrzeć do pełnych rockowych kompozycji jak „Myxomatosis”, „National Anthem”, czy „Sit Down, Stand Up” (kapitalna końcówka z wyczynami przy programatorach Jonny’ego Greenwooda).


W pierwszej części dane nam było jeszcze usłyszeć „Optymistic” i „Everything In It’s Right Place” (z „poczwórnym Thomem”, gdy mowa o zniekształceniach brzmieniowych i nakładkach jego głosu przez Mr. J.G.), „Weird Fishes /Arpeggi” i „Reconer” (raz jeszcze „tęczowy”), „Optimistic”, „Where I End and You Begin” i na zakończenie seta psycho - miłosny„All I Need”

Jigsaw Falling Into Place – wszystko na swoim…

fot. Tomasz Wybranowski
Dodaj napis
Radiohead to zespół, który intensywnie angażuje się w swoją muzykę, że całkowicie zapomina o adorującej go publiczności stojącej z drugiej strony sceny. Wielka w tym zasługa scenografii, oprawy występów na żywo Thoma Yorke i spółki. Po dwóch stronach sceny, na olbrzymich telebimach wyświetlano filmy powstające tu i teraz, ukazujące muzyków na scenie. Szybki montaż, niekonwencjonalne kadrowanie postaci i impresjonistyczna kanonada barw nakładanych na zdjęcia dodawały dynamiki koncertowi a jednocześnie czyniły ten występ czymś nierzeczywistym. Stop – klatki, kolaże, animacje, literowe nadruki na twarzach muzyków i publiczności. A wszystko, gdy mowa o tempie, zgrane z pulsującą muzyką. Zapadła mi w pamięci twarz perkusisty – Phila Selwaya i jego oczy. Zacięte, pełne pasji i skupienia, jakby liczyły każde uderzenie w talerz, break, czy napięcie bębnów. Na scenie królowały różnej długości neony, zwisające z dachu ponad dziesięciometrowej sceny. To one wyczarowywały klimat tego niecodziennego wieczoru. Raz mieniły się zielenią a raz zimnym granatem, by po chwili przemienić się w wykres sejsmografu, czy wściekłą burzę.


fot. Tomasz Wybranowski
fot. Tomasz Wybranowski
Odsłona druga wieczoru i znowu magia, i ciarki na całym ciele. Oto „Exit Music (for a film)” i „Jigsaw Halling Into Place”, odśpiewane linijka po linijce wraz z Tomem Yorke. Na dobitkę, do utraty tchu przejmujące i chwytające za serce, orkiestrowy „How to Disapper Completely” z krążka „Kid A”. Thom Yorke złożył mały hołd dla fanów oraz samego miasta Dublin fanom i miastu Dublin. Wplótł bowiem w słowa piosenki frazę „float up the Liffey” (nazwa rzeki, która przepływa przez stolicę Irlandii). Nie muszę dodawać, że odpowiedź tłumu była głośna, spontaniczna i szczera, bo płynąca z głębi serca rozradowanych serc. A potem...!

 
fot. Tomasz Wybranowski
Nie dowierzam. „High&Dry”, „Karma Police” (dzień później zagrali „Lucky”), „My Iron Lung” i na totalną utratę tchu (z wrażenia i emocji oczywiście) „Planet Telex” – wstęp z nieśmiertelnego „The Bends” (album numer dwa w dyskografii grupy, jeden z tych korzennych)… Potem zabrzmiała jedna z bardziej delikatnych kompozycji z najnowszego albumu: „In Rainbows” – „House Of Cards”, która została zagrana w taki sposób (zmieniona linia melodyczna i nieco spowolniony, uśpiony rytm), że wydawać by się mogło, iż to całkiem nowa, jeszcze nienagrana piosenka. Choć już śniąca się fanom. „Goodnight’ – zdawkowo rzuca Mr. Yorke, pięciu gentlemanów kłania się z gracją i wychodzi... Czyżby koniec?


fot. Tomasz Wybranowski
fot. Tomasz Wybranowski
Nikt w to nie wierzy. Po raz pierwszy jestem świadkiem na koncercie rockowym prawie 12 minutowej kanonady braw. Pomaga. Z cienia wyłania się wokalista i glówny mistrz ceremonii. Kilka chwil potem „Super Collider”, którą cechuje zadziwiające vibrato i moc głosu Thoma. Rzecz całkiem, całkiem nowa, która w anturażu zamku Malahide zabrzmiała jeszcze dostojniej. Dwa bisy na koniec zadowoliły w pełni zebrany pod sceną tłum. Nie, nie zabrzmiał ten „f…in special” utwór. Zamiast „Creep” powab dla fanów „brzmienia nie do skopiowania” gitary Jonnyego Greenwooda – „Idioteque” i wyczekiwany „Paranoid Android”… 10 minutowe owacje… Wyczekiwanie, że może coś jeszcze zabrzmi, że może raz jeszcze choć na chwilę pojawią się na scenie „under a blood – red Irish sky”. Ale był to już koniec ponad dwugodzinny koncert. Koncert na wysokościach. Żałuję tylko, że nie zakupiłem biletu na dubliński koncert Radiohaed nr 2. Zagrali nazajutrz zupełnie inny zestaw utworów. I jak ich nie kochać i nie podziwiać.

Tomasz Wybranowski

  
fot. Tomasz Wybranowski




Tomasz Wybranowski. Roztoczanin z serca Zamojszczyzny, rocznik 1972. Absolwent polonistyki na UMCS (specjalność edytorsko – medialna). Studiował także jako wolny słuchacz filozofię i politologię. Doktorant wydziału Nauk Politycznych UMCS. Pracował w radiu Centrum, Puls, Top, oraz kieleckim TAK, był korespondentem radiowej „Trójki”. Publikował (i publikuje) w pismach „Próba” , „Dziennik Wschodni”, „Kurier Lubelski” , „Praca i Życie Za Granicą”, „Nowej Okolicy Poetów”, „Zamojskim Kwartalniku Kulturalnym”, magazynie „Kontury”, miesięczniku „Dziś”. Korespondent tygodnika „Przegląd” w latach (2006 – 2012), redaktor dwumiesięcznika „Imperium Kobiet i kwartalników Kontury oraz Zamojski Kwartalnik Kulturalny. Publikuje w tygodniku „Uważam Rze”. Od 2005 roku w Irlandii. Na przełomie 2005/2006 był redaktorem naczelnym tygodnika „Strefa Eire”. W latach 2006 – 2008 wydawca i redaktor naczelny miesięcznika „Wyspa”. Wydał trzy przewodniki po Irlandii „Irlandzki Niezbędnik. Irish ABC”. W latatch 2008 - 2012 nieprzerwanie redaktor naczelny tygodnika (później miesięcznika) „Kurier Polski”. W latach 2008 – 2009 był także irlandzkim korespondentem Polskiego Radia i Informacyjnej Agencji Radiowej. Współpracował także z Radiem Vox. Obecnie nieprzerwanie wydawca i prezenter programu „Polska Tygodniówka” (ponad 270 wydań)  nadawanego w każdą środę w dublińskiej rozgłośni NEAR 90, 3 FM. W każdy piątek (10.00 – 11.00) w Radiu WNET (Polska) pojawia się jego autorski program „Irlandzka Polska Tygodniówka”. 

Cykl programów o historii muzyki światowej „Muzyczne Terapie” gości także w austriackim Radiu FRO. Autor czterech tomików wierszy („Oczy, które...” 1990,  „Czekanie na świt” 1992,  „Biały” 1995 i najnowszy „Nocne Czuwanie”). Jego wiersze drukowano w ponad dwudziestu antologiach poetyckich (ostatnio „Harmonia Dusz” Warszawa 2011). Na początku roku 2013 ukaże się specjalna wersja zbioru „Nocne Czuwanie” wraz z audiobookiem (wydawnictwo Kontury). Rok 2011 przyniósł nominację do nagrody „Polak roku w Irlandii”. Tomasz Wybranowski wyróżniony został przez środowiska polonijne w Irlandii nagrodą „dziennikarz roku 2010”. Doktorant wydziału Nauk Politycznych UMCS. Przygotowuje dwie publikacje na temat polskiej muzyki rockowej w czasie zrywu wolnościowego 1977 – 1990. Do tej pory ukazało się jego pięć artykułów naukowych poświęconych mediom, głównie imigracyjnym. Od czerwca 2015 tomek prowadzi Listę Przebojów Polisz Czart, która dzięki niemu rozpoczęła swoje drugie życie  Aby poczuć klimat audycji Tomka, zapraszam do wysłuchania znakomitego programu poświęconemu Grzegorzowi Ciechowskiemu. Można posłuchać go tutaj

29 kwietnia w Łodzi wystąpi Zuzanna


piątek, 28 kwietnia 2017

Tomasz Wybranowski: Koncert spełnionych marzeń - Bob Dylan w Dublinie

fot. Tomasz Wybranowski
O Bobie Dylanie, w ciągu ostatnich miesięcy, pisałem i mówiłem „radiowo” kilkukrotnie. Został oto laureatem Literackiej Nagrody Nobla. Przymierza się do nagrania i wydania kolejnej płyty. Wreszcie Filip Łobodziński i muzyczni koledzy przygotowali projekt Dylan.pl. Dzisiaj powracam jednak do wspomnień bardzo, ale to bardzo osobistych. Były one, i będą na zawsze, związane z dwoma koncertami artysty w Dublinie, na których miałem okazję być. 


Kiedy ściskałem w ręku bilety, to przyznam że wciąż w to nie wierzyłem. Ja chłopak gdzieś z Zamojszczyzny na koncercie jednego z najważniejszych twórców wszech czasów? Działo się to w roku 2009, w ramach trasy Boba Dylana opatrzonej tytułem „The Neverending Tour”. Bob Dylan od marca 2009 roku, promował swój 33 krążek w karierze „Together Through Life”. Bob Dylan urodził się 24 maja 1941 roku w małej mieścinie Duluth w amerykańskiej Minnesocie, jako Robert Allen Zimmerman. Etnicznie jest Rosjaninem. Dlaczego? Jego dziadkowie ze strony ojca Zigman i Anna Zimmerman wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych z Odessy na Ukrainie.


Natomiast pradziadkowie artysty ze strony matki wyemigrowali w 1902 roku do Stanów Zjednoczonych z Litwy. W latach młodzieńczych nauczył się grać na gitarze, choć jego pierwszym instrumentem było pianino. W szkole średniej założył kilka zespołów. Koncert jednego z nich, The Golden Chords – podczas szkolnym festiwalu talentów – był tak głośny, że dyrektor szkoły w trakcie wykonywania piosenki „Rock and Roll Is Here to Stay” wyłączył mikrofony.

Skąd pseudonim Bob Dylan?

fot. Tomasz Wybranowski
W połowie września 1959 roku przeprowadził się do Minneapolis i rozpoczął studia w University of Minnesota. Co prawda naukę po niespełna trzech semestrach porzucił to jednak rozwinął się muzycznie. Zarzucił granie rock and roll na rzecz muzyki folk i bluesa. Jego sceną była ulica zaś jedynymi instrumentami harmonijka ustna i gitara akustyczna. Charyzmę młodego barda dostrzegli właściciele kilku pubów i klubów muzycznych. Covery Woody Guthriego czy Hanka Williamsa, młody Robert Zimmerman grywał w lokalnych klubach najpierw, jako Bob Dillon, a potem już pod nazwiskiem Bob Dylan. Wkrótce ten drugi pseudonim stał się legalnym nazwiskiem artysty.


W styczniu 1961 roku przeprowadził się do Nowego Jorku, aby występować, a także odwiedzić umierającego w szpitalu w New Jersey legendarnego Woody’ego Guthrie. Spotkania z Guthriem miały niewątpliwie największy wpływ na Dylana w jego wczesnej karierze muzycznej. Dylan postanowił pozostać w Nowym Jorku i poświęcić się karierze muzyka folkowego. W tym samym roku dał kilkadziesiąt recitali w legendarnej dzielnicy Greenwich Village, która do dziś jest wylęgarnią talentów i centrum artystycznego i intelektualnego światka nowojorskiego. 11 kwietnia 1961 roku to bardzo ważna data dla Boba Dylana. Tego dnia wystąpił jako support dla legendy bluesa Johna Lee Hookera w Gerde’s Folk City. Występ w tym samym klubie z 26 września przypadł do gustu recenzentowi Robertowi Sheltonowi z „New York Times”.


Dzięki tej recenzji Dylan został zaproszony przez folkową piosenkarkę Carolyn Hester do gry na harmonijce przy nagrywaniu jej trzeciego albumu. Udział w sesji wrócił uwagę producenta albumu Hester, Johna Hammonda z Columbia Records. Dzięki jego wstawiennictwu Dylan zarejestrował dla Columbia Records swoją pierwszą płytę zatytułowaną „Bob Dylan”. Płyta sprzedawała się źle, ale legendarny Johny Cash uprosił szefów firmy, aby Dylan nagrywał dalej. Okazało się, iż był to strzał w dziesiątkę! „The Freewheelin’ Bob Dylan” a zwłaszcza piąta płyta „Bringing It All Back Home” z przebojem „Mr. Tambourine Man” sprawiły, że o Dylanie zaczęto mówić, jak o nowym wieszczu pokolenia lat 60.

Dublińskie noce z Dublinem

fot. Tomasz Wybranowski
Podczas „The Neverending Tour” Bob Dylan zagrał dla irlandzkiej publiczności dwukrotnie: 5 i 6 maja. „The O2 Arena” była szczelnie „nabita” fanami artysty w różnym wieku! Dylan rozpoczął piosenką „The Wicked Messenger”. Tu pierwsze rozczarowanie... Głos Boba nie brzmi już tak jak kiedyś. Trudno się dziwić, bowiem za kilka dni artysta skończy 68 lat! Nie zapominajmy jednak, że dane nam było oglądać legendę. Jedną z największych ostatnich 50 lat! Zjawiskowego poetę, pieśniarza i filozofa, człowieka, który wywarł wielki wpływ na amerykańską współczesną kulturę. Muzycznie – rewelacja! Stu Kimball i Denny Freeman, dwójka rewelacyjnych gitarzystów, dała pokaz wspaniałego rzemiosła. W ich wykonaniu stare folkowe utwory mistrza Dylana nabrały mocy i nowego wyrazu. Przy „Stuck Inside Of Mobile With The Memphis Blues Again” z płyty „Blonde on Blonde” serca zabiły mocniej. A objawieniem dla mnie były kapitalne, nieco rockowe wykonania, klasycznych piosenek Dylana z krążka „Highway 61 Revisited”: „Desolation Row” i wspomnianej już tytułowej „Highway 61 Revisited”!!!


Narzekano, że Dylan „nie zamienił do publiczności ani jednego słowa”. To fakt, jedynie kilka razy uczynił krok, lub dwa w kierunku publiczności i raz, tylko raz, ni to się uśmiechnął, ni to przybrał wymuszony grymas. Inni wyliczyli, że tylko dwa razy machnął od niechcenia publiczności. A jeszcze inni, że jego głos nie przypomina już brzmienia z lat świetności (choć w „Balland Of A Thin Man” czy „Ain”t Talkin” było naprawdę nieźle), że powinien przestać... Dla mnie to głupie odzywki, w których gustowali recenzenci „The Irish Times”. Większość ludzi przyszła po to, aby rozkoszować się obecnością Mistrza. By poczuć przez chwilę jego charyzmę i otrzeć się o legendarne wydarzenia, tak kulturowe jak i historyczne, ostatniego półwiecza.

 
Spełnił się mój sen! Na żywo dane mi było usłyszeć „Like A Rolling Stone” (tak kochani, bez tej piosenki nie było nazwy zespołu Jaggera i Richarda „The Rolling Stones”) i hymn pokolenia lat 60 – tych „All Along The Wachtower”!!! A w finale, podczas drugiego bisu, zabrzmiał „Blowin’ In The Wind”!!! I cóż mam napisać więcej… Kiedy nas już nie będzie, to pamięć o Bobie Dylanie i jego twórczości znana będzie nawet kilkaset lat później. Wiem, że moje wnuki z dumą będą mówić: „Nasz dziadek widział Boba Dylana na żywo!”.
Tomasz Wybranowski


Tomasz Wybranowski. Roztoczanin z serca Zamojszczyzny, rocznik 1972. Absolwent polonistyki na UMCS (specjalność edytorsko – medialna). Studiował także jako wolny słuchacz filozofię i politologię. Doktorant wydziału Nauk Politycznych UMCS. Pracował w radiu Centrum, Puls, Top, oraz kieleckim TAK, był korespondentem radiowej „Trójki”. Publikował (i publikuje) w pismach „Próba” , „Dziennik Wschodni”, „Kurier Lubelski” , „Praca i Życie Za Granicą”, „Nowej Okolicy Poetów”, „Zamojskim Kwartalniku Kulturalnym”, magazynie „Kontury”, miesięczniku „Dziś”. Korespondent tygodnika „Przegląd” w latach (2006 – 2012), redaktor dwumiesięcznika „Imperium Kobiet i kwartalników Kontury oraz Zamojski Kwartalnik Kulturalny. Publikuje w tygodniku „Uważam Rze”. Od 2005 roku w Irlandii. Na przełomie 2005/2006 był redaktorem naczelnym tygodnika „Strefa Eire”. W latach 2006 – 2008 wydawca i redaktor naczelny miesięcznika „Wyspa”. Wydał trzy przewodniki po Irlandii „Irlandzki Niezbędnik. Irish ABC”. W latatch 2008 - 2012 nieprzerwanie redaktor naczelny tygodnika (później miesięcznika) „Kurier Polski”. W latach 2008 – 2009 był także irlandzkim korespondentem Polskiego Radia i Informacyjnej Agencji Radiowej. Współpracował także z Radiem Vox. Obecnie nieprzerwanie wydawca i prezenter programu „Polska Tygodniówka” (ponad 270 wydań)  nadawanego w każdą środę w dublińskiej rozgłośni NEAR 90, 3 FM. W każdy piątek (10.00 – 11.00) w Radiu WNET (Polska) pojawia się jego autorski program „Irlandzka Polska Tygodniówka”. 

Cykl programów o historii muzyki światowej „Muzyczne Terapie” gości także w austriackim Radiu FRO. Autor czterech tomików wierszy („Oczy, które...” 1990,  „Czekanie na świt” 1992,  „Biały” 1995 i najnowszy „Nocne Czuwanie”). Jego wiersze drukowano w ponad dwudziestu antologiach poetyckich (ostatnio „Harmonia Dusz” Warszawa 2011). Na początku roku 2013 ukaże się specjalna wersja zbioru „Nocne Czuwanie” wraz z audiobookiem (wydawnictwo Kontury). Rok 2011 przyniósł nominację do nagrody „Polak roku w Irlandii”. Tomasz Wybranowski wyróżniony został przez środowiska polonijne w Irlandii nagrodą „dziennikarz roku 2010”. Doktorant wydziału Nauk Politycznych UMCS. Przygotowuje dwie publikacje na temat polskiej muzyki rockowej w czasie zrywu wolnościowego 1977 – 1990. Do tej pory ukazało się jego pięć artykułów naukowych poświęconych mediom, głównie imigracyjnym. Od czerwca 2015 tomek prowadzi Listę Przebojów Polisz Czart, która dzięki niemu rozpoczęła swoje drugie życie  Aby poczuć klimat audycji Tomka, zapraszam do wysłuchania znakomitego programu poświęconemu Grzegorzowi Ciechowskiemu. Można posłuchać go tutaj

Darek Kowalski - Finansowanie społecznościowe / Manfredi & Johnson

fot. Wojtek Zillmann
Wydanie płyty, finansowanej poprzez crowdfunding, to rodzaj inwestycji. Ma swój wymiar materialny, zarówno dla zespołu, jak i fanów. Jest również wyrazem wsparcia dla artystów. Trzeba jednak pamiętać, że w finansowaniu społecznościowym jest zawarty pewien element ryzyka. Gdy akcja się nie powiedzie, projekt staje pod dużym znakiem zapytania. Nie jest więc najprostszą drogą. Ale właśnie taką wybrali Piotr Kozub i Mieszko Służewski, czyli duet Manfredi & Johnson. Akcja dotyczyła ich nowej płyty "Bright & Brave", na której wytłoczenie zebrali środki dzięki współpracy z polską platformą crowdfundingową "Wspieram.to".


Nagrania zrealizowane w Rolling Tape Studio oraz ich miks i mastering sfinansowali z nagród zdobytych na festiwalach bluesowych. Nad płytą pracowali wspólnie z cenionym realizatorem i producentem muzycznym - Markiem Schwartzem. Wyjątek stanowi tytułowy utwór z płyty "Bright & Brave", którego miks został zrealizowany w Capitol Studios w Hollywood L.A (USA). Piotr Kozub, podsumowując wykorzystanie finansowania społecznościowego w procesie powstania płyty stwierdził: "Stawia to na pewno nasz duet w przyjaznym świetle, tym bardziej że akcja zakończyła się powodzeniem". Muzycy zebrali 102 % potrzebnej kwoty - czyli sukces już na starcie. 

fot. Wojtek Zillmann
W opisie projektu dotyczącego albumu "Bright & Brave", bluesmani zapowiadali, że będzie to: "mieszanka klimatów z Delty Missisipi, więziennego bluesa, brzmień prosto z Chicago z odrobiną cygańskiego jazzu z Francji. To wszystko w charakterystycznym dla Manfredi & Johnson stylu". Swoją deklarację potwierdzili serią koncertów promujących album. Ostatnim z nich był występ w toruńskim Hard Rock Pubie Pamela, który Mieszko Służewski podsumował: "od wyjścia na scenę i pierwszych reakcji publiczności wiedzieliśmy, że to będzie bardzo dobry koncert. Po jego zakończeniu (opóźnionym, ponieważ publika nie chciała nas wypuścić ze sceny), mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że był to jeden z najlepszych koncertów, jakie grałem (jeśli nie najlepszy)".


Wygląda więc na to, że duet Manfredi & Johnson odszukał drogę wiodącą do serc i umysłów fanów bluesa. I to na długo przed wydaniem "Bright & Brave". Sławek Wierzcholski, wspominając udział Mieszka Służewskiego w organizowanym przez siebie festiwalu stwierdził: "to bez wątpienia jeden z czołowych mistrzów harmonijki w naszym kraju. Już przed sześcioma laty grał tak efektownie, że bez trudu zdobył pierwsze miejsce w konkursie Harmonica Bridge. Od tamtego czasu jego gra nabrała jeszcze więcej swobody i dojrzałości. W duecie Manfredi & Johnson wychodzi poza schematy typowego bluesowego frazowania".

fot. Wojtek Zillmann






Darek Kowalski

PS
W tekście z rozmysłem nie użyłem określenia debiutancka płyta, ze względu na koncertowy krążek, który został wydany nieco wcześniej w ramach nagrody, jaką duet Manfredi & Johnson zdobył na festiwalu Kielce Rockują 2016. Muzycy określają go mianem "official bootleg",  traktując płytę "Bright & Brave" jako swój właściwy debiut.



Autor:


Darek Kowalski - kolekcjoner i wydawca płyt. Właściciel Hard Rock Pubu Pamela oraz HRPP Records w Toruniu. Felietonista toruńskiego tygodnika TORONTO. Od siebie dodam, iż jest dla mnie niedoścignionym wzorem właściciela klubu muzycznego, któremu zależy na tym, aby ludzie, którzy postanowili spędzić swój wolny czas na słuchaniu muzyki, nie byli zatruwani miernotą, tandetą i obciachem, ale aby po wyjściu chcieli wrócić do niego jak najszybciej. Spotkałem go w Toruniu i Londynie. Oba spotkania wspominam ogromnie miło.

Rafał "Shamman" Piętka - Znalazłem ich pod mostem, dziś nazywam ich przyjaciółmi

fot/ Rafał Piętka




fot/ Rafał Piętka
Nie pisałem relacji muzycznych przez jakieś już 15 lat, więc wybaczcie wszelkie błędy składniowe i inne gramatyki. Tej okazji nie mogłem przepuścić, bo dla mnie osobiście był to ważny i wzruszający moment. Po Stu Laty to debiutancki album polskiego, wyspiarskiego zespołu Gabinet Looster. Zespół poznałem kilka lat temu na londyńskej ulicy, a raczej pod mostem. Spacerując po okolicy usłyszałem całkiem fajne granie i polski wokal, co automatycznie mnie zainteresowało. Ciekawy przekaz, bezkompromisowe teksty i akustyczne granie - nieźle pomyślałem. Wysłuchałem kilku kawałków, telefon, facebook i polajkowałem ich, żeby nie zginęli. Całkiem niedługo później byłem na mini festiwalu w parku, gdzie grali. Innego razu grali na urodzinach u mojego kumpla. Nasze drogi zaczęły się krzyżować bardziej lub mniej świadomie, a ich muzyka zaczynała mnie coraz bardziej kręcić. Pewnego dnia mój przyjaciel Tomek Likus powiedział, że znalazł taką kapelę Gabinet Looster i że zagrają jako support na jednym z koncertów, które organizował. Mówię mu, że znam lubię i że to fajne ludziki. Notabene Tomek niedługo potem podjął rękawice i został ich managerem, co tylko przyspieszyło rozwój ich kariery i wyznaczyło nowe cele. Od tego czasu byłem na większości ich koncertów i występów ulicznych - polubiłem ich.


fot/ Rafał Piętka
fot/ Rafał Piętka
22.04.2017 to data, którą członkowie Gabinetu Looster zapamiętają do końca życia. Oto odbyła się premiera ich debiutanckiego albumu Po Stu Laty. Droga do tego była kręta i wyboista, samo nagranie było tylko początkiem. Miksy, masteringi i kołowanie kasy na samo wydanie były nie lada wyzwaniem. Tomek i członkowie zespołu dwoili się i troili, walczyli ze sobą i spierali co do tego, jaki to ma mieć kształt. Ale jak w każdej dobrej ekipie doszli do porozumienia i to całkiem dobrego porozumienia. Od czasu spotkania pod mostem do dnia wydania płyty zespół zmienił się diametralnie, dojrzał, nabrał wprawy i zmienił podejście. Występy przed takimi tuzami jak Kult czy Pidżama Porno wzmocniły ich i nabrali pewności siebie. Każdy kolejny koncert był już tylko lepszy i mimo, że były to te same utwory to słuchałem ich za każdym razem z zaciekawieniem, za każdym razem było coś odrobinkę inaczej, odrobinkę lepiej, ale zawsze było słychać i widać na ich twarzach to, jak bardzo lubią grać i że jest to ich prawdziwa pasja. Tym chyba najbardziej mnie kupili. Koncert premierowy był uwieńczeniem tej pracy. Sami sobie podnieśli poprzeczkę bardzo wysoko, dali z siebie wszystko i z uśmiechem na twarzy zagrali wspaniały koncert. Na koncercie byli też goście specjalni zarówno na scenie jak i wśród publiczności. W tłumie można było wypatrzeć Kazika Staszewskiego, Piotra Morawca czy Wojtka Jabłońskiego, czyli członków Kultu, niespodziewanie pojawił się też Tomek Lipiński (Tilt, Brygada Kryzys, Izrael) jak i Tom Horn, który nawiasem mówiąc zmiksował tę płytę.


fot/ Rafał Piętka
fot/ Monika S. Jakubowska
Pierwszym gościem na scenie była Basia Bartz - skrzypaczka, która także była gościem w czasie nagrań, a jej wstawki dodały blasku utworom, które wcześniej znałem już na pamięć, Basia stała się dopełnieniem brzmienia Gabinetu Looster. Skoro Basia stała się dopełnieniem, to kolejni goście na scenie to już wisienka na torcie. Ku zdziwieniu publiczności na scenie pojawili się Janek Zdunek, Jarek Ważny i Tomek Glazik czyli sekcja dęta zespołu Kult. Oni także brali udział w nagraniu Po Stu Latów. W takim składzie i przed taką publiką nie można było zagrać lepiej, i ruszyć publiczności tak jak miało to miejsce w Brixton Jamm. Kogo tam nie było, ten ma czego żałować. Niemniej jednak zapraszam do przeglądnięcia albumu, który i tak nie oddaje tego, co tam się działo jak i do wysłuchania płyty.

Rafał Piętka
fot/ Rafał Piętka
Rafal "Shamman" Piętka aka Ten Gość Od Zdjęć. Były redaktor prowadzący serwisy multimedialne Onet.pl. Fotograf i motocyklista z zamiłowania. Fan dobrej muzyki, która zwykle jest inspiracja do zdjęć. W Londynie związany z Buch International Promoters i kilkoma firmami eventowymi takimi jak choćby a4Kidz. Oprócz tego na co dzień zajmuje się grafika i projektowaniem stron internetowych.

czwartek, 27 kwietnia 2017

27 kwietnia w Krakowie zagrają Lonker See i Palmer Eldritch

27.04.2017
Warsztat
(Zabłocie 9a/9b)
Kraków
Bilety: 30zł
(na bramce)
Start 20:00
Lonker See 
(Psychedelic/
experimental)
Gdynia

Projekt, który zaczął swoją działalność jako ambientowy duet Bartosza Boro Borowskiego i Joanny Kucharskiej, znanych z 1926 czy Kiev Office. Po nagraniu Epki zespół zdecydował się poszerzyć skład o uznanych trójmiejskich muzyków jazzowych – Tomka Gadeckiego i Michała Gosa oraz zmienić formułę muzyczną, zgłębiając szersze spektrum gatunków. W muzyce Lonker See usłyszeć można m.in. jazz, space rock i psychodelę. Muzyka Lonker See jest pełna przestrzeni, bazuje na długich formach i jest w niej dużo miejsca na improwizację. Ich debiutancka płyta “Split Image” ukazała się w kwietniu nakładem wytwórni Music Is The Weapon.


Palmer Eldritch - (Trip Rock / Experimental / Abstract Hip Hop) - Kraków

Palmer Eldritch to duet producencki złożony z Rafała "Rapha" Samborskiego oraz Piotra "digana" Markowicza. W swoich pierwotnych założeniach łączyli muzykę trip-rockową z post-rockiem, doprawiając to nutką brzmień hip-hopowych. Z czasem lista ich inspiracji zaczęła się poszerzać o kolejne gatunki takie jak ambient, shoegaze, dream-pop, industrial czy glitch oraz breakcore. Ich epka "Hum" została uznana przez serwis T-Mobile Music jedną z najlepszych pozycji ambientowych 2013 roku. Ponadto publikacje na temat grupy znaleźć można było w serwisie cgm.pl czy magazynie Hiro.


Ponadto w bogatej dyskografii muzyków można znaleźć dwa albumy nagrane ze współpracy z wokalistką Justyną Sylwią, epkę oraz longplay z Estragonem - warszawskim poetą i aktywistą, a także ambientowy krążek "Inner City", na którym za wokale odpowiada Ewelina Czarnecka. Ostatni album grupy "Natural Disaster" ze stycznia 2017, dostępny za darmo w internecie, stanowi połączenie dotychczasowych inspiracji z mocnym naciskiem na progresywność kompozycji, czerpiących z krautrocka i plemiennego grania. Klarowna produkcja sprawia, że udało się osiągnąć zamierzony cel - mimo pozornie panującego spokoju, album wzbudza nieustanne poczucie niepokoju u słuchacza. Innym aspektem twórczości duetu jest tworzenie muzyki do filmów krótkometrażowych. Ich ostatnim dziełem jest nagranie ścieżki dźwiękowej do animacji "Olbrzym" w reżyserii Marcina Podolca - rysownika, będącego twórcą takich komiksów jak "Fugazi Music Club" i traktującej o Pablopavo powieści graficznej "Dym", stworzonej we współpracy z Marcinem "Flintem" Węcławkiem"

27-go w Londynie, 28-go w Manchester, 29-go w Northampton i 30-go kwietnia w Bristol zagrają Proletaryat, Kobranocka i znany z Polisz Czart Dierevers


27 kwietnia w Londynie zagra Kitaro!


Ryszard Węgrzyn (17.03.1956 - 25.04.2017)... kolejny skazany na bluesa

Ryszard Węgrzyn (z lewej) z Włodkiem Fenrychem w Alban Arena w oczekiwaniu na koncert (fot. Sławek Orwat)
25 kwietnia odszedł jeden z najwybitniejszych gitarzystów w historii polskiego rocka. Wielki muzyk, i fan bluesa, fusion i rocka progresywnego - gitarzysta legendarnej grupy Kwadrat Ryszard Węgrzyn. Rysiu był mi szczególnie bliski także i z tego powodu, że od bardzo wielu lat byliśmy emigracyjnymi kumplami z pracy i z robotniczego miasteczka Hatfield, w którym spędziłem sześć pierwszych lat mojego życia na emigracji. Jako muzyk emigracyjny Rysiek znany był szczególnie z występów w składzie grupy Emigration Blues, w której występował wraz z Romkiem Iwanowiczem (ex Korpus), Ryszardem Pihanem (Flame) oraz zasłużonym dla polskiej historii najnowszej Włodkiem Fenrychem (Nowy Czas).


Zespół Kwadrat. Rysiek pierwszy z lewej (fot. Teodor Danysz)
Zespół Kwadrat, z którym Ryszard Węgrzyn osiągnął apogeum swojego rozwoju artystycznego powstał w lutym 1977 roku za sprawą zmarłego 6 grudnia 2014 roku lidera, kompozytora i klawiszowca grupy Teodora Danysza. Formacja swoją nazwę zaczerpnęła od nazwy popularnego katowickiego Klubu Studentów Akademii Ekonomicznej Kwadraty, w którym odbywały się jej próby. Zespół w pierwszym okresie swego istnienia z założenia był składem instrumentalnym. Początkowo Kwadrat oscylował gdzieś pomiędzy muzyką jazz-rockową, a blues-rockiem z czasem stając się jednym z najważniejszych przedstawicieli polskiego rocka progresywnego. Grupa została także życzliwie przyjęta przez krytykę podczas II Festiwalu Muzyki Młodej Generacji w Sopocie w 1979 roku oraz podczas Międzynarodowych Konfrontacji Muzycznych Muzyki Młodej Generacji „Pop Session '79” w Amfiteatrze w Sopocie, natomiast 12 kwietnia 1980 roku zespół Kwadrat wziął udział w słynnym telewizyjnym Jazz Rock Session III dzięki czemu w Studio 2 wystąpił z gościnnym udziałem Józefa Skrzeka z SBB oraz skrzypka Wiesława Susfała.


Rysiek
Grupa bardzo często w tamtym okresie koncertowała. W roku 1980 zespół zagrał m.in. w Jarocinie, a w latach 1981 i 1982 wziął udział w pierwszych festiwalach Rawa Blues. W pewnym momencie w zespole Kwadrat zapadła decyzja o włączeniu do składu wokalisty, dzięki czemu przez zespół przewinęli się tak znakomici śpiewacy bluesowi jak Irek Dudek i Elżbieta Mielczarek, a w późniejszym okresie Andrzej Zaucha i Wojciech Gorczyca. Wspominając muzyków, z jakimi w zespole Kwadrat przyszło dzielić scenę Ryśkowi Węgrzynowi nie sposób nie wspomnieć, iż miał on okazję grać w jednym składzie z takimi legendami polskiego rocka jak gitarzysta i jeden z założycieli grupy Dżem Adam Otręba - brat basisty Dżemu Benedykta Otręby, a także przyjaciel Ryśka Riedla, perkusista Apogeum, Dżemu, Bezdomnych Psów, okazjonalnie grający także z grupą SBB i Krzak oraz w przeróżnych formacjach Józefa Skrzeka - Michał Giercuszkiewicz. Grupie Kwadrat na przestrzeni lat swego istnienia nigdy nie udało się wydać albumu.
Kwadrat i Andrzej Zaucha na wokalu

Moja jedyna fotografia z Ryśkiem (fot. Włodek Fenrych)
Dopiero w roku 2006 roku Metal Mind Productions wydał album Kwadratu Polowanie na leśniczego będący kompilacją jego nagrań radiowych z lat 1979-1982.

Pisząc to wspomnienie poprosiłem Witka o to, aby zerknął na moje słowa o swoim Ojcu. "Ojciec dobrze znał całą scenę muzyczną! - napisał - Był min. dobrym kolegą Riedla. Bardzo szanował Apostolisa i uważał go za najlepszego gitarzystę polskiej sceny. Bardzo lubił wspominać pewną sytuację, którą chyba uważał za największy owoc swojej pracy, a zarazem docenienie jego kunsztu muzycznego. Mianowicie na jednym z nagrań studyjnych / radiowych Anthimos Apostolis użyczył mu swojej gitary Morris z własnej woli 'daję ją w dobre ręce, zagraj jak potrafisz najlepiej' powiedział wówczas ojcu.. Był to tym większy zaszczyt, iż - jak wiadomo -  muzycy niechętnie pożyczają swoje instrumenty. Gitara dla nich to coś jak pióro dla pisarza i tkwiąca weń dusza, którą niewątpliwie mój Ojciec potrafił wydobyć. To było coś w rodzaju transu. Gdy brał gitarę w ręce, zamykał oczy i grał to, co mu w duszy grało. Ojciec wspaniałym bluesmanem był. Na zawsze w naszych sercach pozostanie jego cudowna muzyka i tętniąca z niej radość przyprawiająca o dreszcze" - dodał Witek na sam koniec.


Witek Węgrzyn - syn Ryśka w roku 2011 prowadził polską mniejszość narodową podczas największego na świecie - jednodniowego karnawału ulicami Luton z dumą niosąc białego orła na swoich barkach (fot. Sławek Orwat)
Jakiego Ryśka zachowam w swojej pamięci? Był zawsze serdecznym i uśmiechniętym kumplem, kochającym mężem i ojcem dwóch synów, z których młodszy - Witek prowadził niegdyś wraz ze mną kilka programów radiowych w brytyjskim Radiu Diverse FM w Luton. Wśród archiwalnych zasobów moich zdjęć zachowało się niestety tylko jedno, na którym znajduję się wraz z Ryśkiem. Pochodzi ono z tego samego koncertu, co otwierająca to wspomnienie fotografia z Włodkiem. Pomiędzy nami stoi basista zespołu znanego angielskiego muzyka bluesowego Johna Richarda Baldwina znanego bardziej pod scenicznym nazwiskiem John Paul Jones, którego występ w Alban Arena w roku 2007 miałem wraz z Ryśkiem i Włodkiem okazję podziwiać, co ilustruje ostatnia fotografia tego wspomnienia.


Na koniec zostawiłem coś niezwykle w mojej opinii ważnego. Coś, czego nigdy - mimo najszczerszych chęci - nie będą w  stanie zrozumieć Polacy, którzy nigdy nie zamieszkali na obczyźnie. Dusza emigranta zawsze gdzieś w środku kwili. Czasem głośniej, a czasami w cichości swojego maleńkiego pokoiku, w którym żyje. Emigrant mimo pozornie spokojnego życia materialnego zawsze gdzieś w swoim wnętrzu chowa swoją osobistą - czasem małą, a czasem dużą - Polskę. Ta tęsknota  dopada nas najczęściej w obliczu Świąt Bożego Narodzenia, urodzin lub ważnego święta narodowego. Dopada też nas owa tęsknota czasem także podczas pracy i codziennych zwykłych czynności domowych. Nigdy nie wolno nam zapomnieć, że Ryszard Węgrzyn to nie tylko wielki muzyk, ale także, a może przede wszystkim Emigrant. Emigrantem jest się podobno nawet po powrocie na Ojczyzny łono podobnie, jak jest się niepijącym alkoholikiem. Dlatego zawsze kiedy umiera Emigrant, słucham tej przyprawiającej mnie o dreszcze pieśni i pozwalam sobie na spływające po policzku łzy. Rozmyślając o Ryśku, też sobie na taką oczyszczającą terapię przed chwilą pozwoliłem.

Kiedy dziś oglądam te wszystkie zdjęcia i przywołuję myślami te nieliczne chwile spędzone z Ryśkiem, aż trudno chwilami jest mi uwierzyć, że na zakładowej stołówce lub w miejscach o wiele bardziej wzniosłych jak te przedstawione powyżej miałem okazję spotykać jednego z najwybitniejszych wirtuozów gitary w historii polskiej muzyki rockowej.

Rysiu, Ty od nas tak naprawdę nie odszedłeś. Nieustannie żyjesz przecież w naszej pamięci i na kartach naszych wspomnień. Moich, Włodka, a przede wszystkim Witka i wszystkich Twoich Najbliższych. Mocno ufam w to, że wraz z Teodorem Danyszem i Andrzejem Zauchą przywołujecie teraz wszystkie największe hity Kwadratu, a Skiba z Ryśkiem z wolna dołączają się do tego Waszego jamu. Wszak wszyscy jesteście skazani na wiecznego bluesa... 


John Paul Jones (pierwszy z lewej) wraz zespołem. Drugi z lewej - basista z poprzedniej fotografii (fot. Sławek Orwat)

środa, 26 kwietnia 2017

Lista Przebojów Polisz Czart - NOTOWANIE 28 (UWAGA!!! Klikasz w tytuł pierwszej 20-ki i oglądasz teledysk!!!)









1 - - N 1 Julia Nykiś Shy Boy
2 22 +20 1 Kult Wstyd
3 - - P 1 Eklektik Inna
4 - - N 1 Venflon Obcy
5 - - N 2 Naked Root Way Down
6 - - N 1 Natalia Świtała My Immortal
7 17 +10 2 K2 Twój fire
8 3 -5 2 Less Free falling
9 31 +22 1 Zen Mało ważne
10 - - N 1 Remi & Falko Miłość koszulę łzami poplami
11 - - N 1 Topielica Sen
12 - - N 1 Agnieszka Truszczyńska Dance With Me
13 8 -5 2 Helless Wysysacze
14 10 -4 2 Janusz Radek Żałuję każdego dnia bez Ciebie
15 35 +20 1 Farben Lehre Wariat
16 - - N 1 MA Ancestors
17 - - N 1 Aleks Gala Love Me
18 7 -11 2 Leonard Luther Emigranckie tango
19 - - N 1 Ola Idkowska Tańczące Eurydyki
20 - - N 1 Green OniOn Nałogowcy
21 46 +25 - Zuzanna Jagoda
22 - - N - Zuzanna Płaza Babę zesłał Bóg
23 - - N - K2 II moment
24 - - N - Wiktoria Tracz Big Time
25 - - N - Kasia Moś Flashlight
26 - - N - The Cox Apokalipsa
27 48 +21 - Cisza Jak Ta Już dobrze
28 13 -15 1 Adrian Szejka Za tych dobrych
29 12 -17 2 Satin Mila Back To Black
30 - - N - Moje miasto
31 23 -8 - Bob One Idę w to
32 - - N - L.U.C ft. K. Prońko, K2, Mesajah  W związku z tym
33 - - N - Vixen Dwie siły
34 43 +9 - Lao Che Z kamerą wśród zwierząt buszujących w sieci
35 - - N - Carrion Jedz To
36 25 -11 - BU Porapuj mi tato
37 - - N - Bacteryazz Krąg ciszy
38 - - N - Setin Spotkanie z Diabłem
39 - - N - Na Bani Brocken
40 - - N - Gabriel Fleszar Throwing It All Way
41 - - N - Octavia Plus Minus
42 30 -12 - Linch Biegnę
43 - - N - Half Light Neony
44 - - N - Radykalna Wieś Bobo
45 - - N - Carnage Get on the Chopper
46 33 -13 - Siudma Góra Daleko do gwiazd
47 39 -8 - 4dots Alpha
48 45 -3 - Folya Lovesong
49 - - N - Bartek Dzikowski Run Away
50 - - N - Jacek Stęszewski Miś