czwartek, 5 maja 2016

Antoni Malewski - Subiektywna historia Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim. Część 94 - Moje spotkania z ojcem chrzestnym polskiego Rock’n’Rolla

Antoni Malewski urodził się w sierpniu 1945 roku w Tomaszowie Mazowieckim, w którym mieszka do dziś. Pochodzi z robotniczej rodziny włókniarzy. Jego mama była tkaczką, a ojciec przędzarzem i farbiarzem. W związku z ogromną fascynacją rock'n'rollem, z wielkimi kłopotami ukończył Technikum Mechaniczne i Studium Pedagogiczne. Sześć lat pracował w szkole zawodowej jako nauczyciel. Dziś jest emerytem i dobiega 70-tki. O swoim dzieciństwie i młodości opowiedział w książkach „Moje miasto w rock’n’rollowym widzie”, „A jednak Rock’n’Roll”, „Rodzina Literacka ‘62”, a ostatnio w „Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” - książce, która zajęła trzecie miejsce w V Edycji Wspomnień Miłośników Rock’n’Rolla zorganizowanych w Sopocie przez Fundację Sopockie Korzenie. Miał 12/13 lat, kiedy po raz pierwszy usłyszał termin rock’n’roll. Egzotyka tego słowa, wzbogacona negatywnymi artykułami Marka Konopki - stałego korespondenta PAP w USA jeszcze bardziej zwiększyła – jak wspomina - nimb tajemniczości stylu określanego we wszystkich mediach jako „zakazany owoc”. Starszy o 3 lata brat Antoniego na jedynym w domu radioodbiorniku Pionier słuchał nocami muzycznych audycji Radia Luxembourg, wciągając autora „Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” w ten niecny proceder, który - jak się później okazało - zaważył na całym jego życiu. Na odbywającym się w 1959 roku w tomaszowskim kinie „Mazowsze” pierwszym koncercie pierwszego w Polsce rock’n’rollowego zespołu Franciszka Walickiego Rhythm and Blues, Antoni Malewski znalazł się przypadkowo. Po roku w tym samym kinie został wyświetlony angielski film „W rytmie rock’n’rolla” i w życiu młodego Antka nic już nie było takie jak dawniej. Później przyszły inne muzyczne filmy, dzięki którym Antoni Malewski został skutecznie trafiony rock'n'rollowym pociskiem, który tkwi w jego sercu do dnia dzisiejszego. Autor „Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” wierzy głęboko, że rock’n’roll drogą ewolucyjną rozwalił w drobny pył wszystkie totalitaryzmy tego świata – rasizm, faszyzm, nazizm i komunizm. Punktem przełomowym w życiu Antoniego okazały się wakacje 1960 roku, kiedy to autor poznał Wojtka Szymona Szymańskiego, który posiadał sporą bazę amerykańskich płyt rock’n’rollowych. W jego dyskografii znajdowały się takie światowe tuzy jak Elvis Presley, Jerry Lee Lewis, Dion, Paul Anka, Brenda Lee, Frankie Avalon, Cliff Richard, Connie Francis, Wanda Jackson czy Bill Haley, a każdy pobyt w jego mieszkaniu był dla Antoniego wielką ucztą duchową. W lipcu 1962 roku obaj wybrali się autostopem na Wybrzeże. W Sopocie po drugiej stronie ulicy Bohaterów Monte Casino prowadzającej do mola, był obszerny taras, na którym w roku 1961 powstał pierwszy w Europie taneczny spęd młodzieży zwany Non Stopem, gdzie przez całe wakacje przygrywał zespół współtwórcy Non Stopu Franciszka Walickiego - Czerwono Czarni. Młodzi tomaszowianie natchnieni duchem tego miejsca zaraz po powrocie wybrali się do dyrektora ZDK Włókniarz, w którym istniała kawiarnia Literacka i opowiedzieli mu swoją sopocką przygodę. Na ich prośbę dyrektor zezwolił do końca wakacji na tańce, mimo iż oficjalne stanowisko ówczesnego I sekretarza PZPR Władysława Gomułki brzmiało: "Nie będziemy tolerować żadnej kultury zachodniej". Taneczne imprezy w Tomaszowie rozeszły się bardzo szybko echem po całej Polsce, a podróżująca autostopem młodzież zatrzymywała się, aby tego dobrodziejstwa choć przez chwilę doświadczyć. Mijały lata, aż nadszedł dzień 16 lutego 2005 roku - dzień urodzin Czesława Niemena. Tomaszowianie zorganizowali wówczas w Galerii ARKADY wieczór pamięci poświęcony temu wielkiemu artyście.


Wśród przybyłych znalazł się również Antoni Malewski. Spotkał tam wielu kolegów ze swojego pokolenia, którzy znając muzyczne zasoby Antoniego wskazali na jego osobę, mając na myśli organizację obchodów zbliżającej się 70 rocznicy urodzin Elvisa Presleya. Tak oto... rozpoczęła się "Subiektywna historia Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim", którą postanowiłem za zgodą jej Autora udostępniać w odcinkach Czytelnikom Muzycznej Podróży. Zanim powstała muzyka, która została nazwana rockiem, istnieli pionierzy... ludzie, dzięki którym dziś możemy słuchać kolejnych pokoleń muzycznych buntowników. Historia ta tylko pozornie dotyczy jednego miasta. "Subiektywna historia Rock’n’Rolla..." to zapis historii pokolenia, które podarowało nam kiedyś muzyczną wolność, a dokonało tego wyczynu w czasach, w których rozpowszechnianie kultury zachodniej jakże często było karane równie surowo, jak opozycyjna działalność polityczna. Oddaję Wam do rąk dokument czasów, które rozpoczęły wielką rewolucję w muzyce i która – jestem o tym głęboko przekonany – nigdy się nie zakończyła, a jedynie miała swoje lepsze i gorsze chwile. Zbliżamy się – czego jestem również pewien – do kolejnego muzycznego przełomu. Nie przegapmy go. Może o tym, co my zrobimy w chwili obecnej, ktoś za 50 lat napisze na łamach zupełnie innej Muzycznej Podróży.


Bogato ilustrowane osobiste refleksje Antoniego Malewskiego na temat swojej życiowej drogi można przeczytać tutaj Cześć 1 "Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim" można przeczytać tutaj. Część 2 tutaj  Część 3 tutaj  Część 4 tutaj  Część 5 tutaj  Część 6 tutaj Część 7 tutaj  Część 8 tutaj  Część 9 tutaj  Część 10 tutaj Część 11 tuta jCzęść 12  tutaj  Część 13 tutaj  Część 14 tutaj  Część 15 tutaj   Część 16 tutaj  Część 17 tutaj  Część 18 tutaj  Część 19 tutaj  Część 20 tutaj Część 21 tutaj Część 22 tutaj  Część 23 tutaj  Część 24 tutaj   Część 25 tutaj  Część 26 tutaj Część 27 tutaj Część 28 tutaj  Część 29 tutaj Część 30 tutaj Część 31 tutaj   Część 32 tutaj Część 33 tutaj Część 34 tutaj  Część 35 tutaj  Część 36 tutaj  Część 37 tutaj Część 38 tutaj Część 39 tutaj Część 40 tutaj  Część 41 tutaj Część 42 tutaj Część 43 tutaj Część 44 tutaj  Część 45 tutaj Część 46 tutaj  Część 47 tutaj Część 48 tutaj  Część 49 tutaj Część 50 tutaj Część 51 tutaj Część 52 tutaj Część 53 tutaj  Część 54 tutaj Część 55 tuta   j Część 56 tutaj Część 57 tutaj Część 58 tutaj Część 59 tutaj, Część 60 tutaj  Część 61 tutaj Część 62 tutaj  Część 63 tutaj  Część 64 tutaj Część 65   tutaj Część 66 tutaj Część 67 tutaj Część 68 tutaj Część 69 tutaj  Część 70 tutaj  Część 71 tuta Część 72 tutaj Część 73 tutaj Część 74 tutaj  Część 75 tutaCzęść 76 tutaCzęść 77 tutaj Część 78 tutaj  Część 79 tutaj  Część 80 tutaj Część 81 tutaj Część 82 tutaj  Część 83 tutaj Część 84 tutaj Część 84 tutaj  Część 85 tutaj  Część 86 tutaj Część 87 tutaj Część 88 tutaj Część 89 tutaj Część 90 tutaj Część 91 tutaj Część 92 tutaj  Część 93 tutaj  



FRANCISZEK WALICKI

(1921 – 2015)
Moje spotkania z ojcem chrzestnym polskiego Rock’n’Rolla 


Dzisiaj wczesnym rankiem (sobota 3.10.2015r) jak zwykle o tej porze, tradycyjnie „na dzień dobry”, otwieram portal FACEBOOK i… pierwsza informacja rzucająca się w oczy, wsparta fotografią Franciszka Walickiego a pod nią krótka informacja, którą zamieścił z Gdyni JEGO przyjaciel, pan Wiesław Wilczkowiak, tej treści: „Dzisiaj rano, przeżywszy 94 lata odszedł od nas na zawsze, ojciec chrzestny polskiego rock’n’rolla, Pan Franciszek Walicki”. Zdjęcie było bardzo wymowne, a na nim pan Franciszek tyłem stojący przy grobach swoich rodziców na cmentarzu w Wilnie, w mieście rodzinnym państwa Walickich. Wykonał je, również i mój przyjaciel, Wiesław Wilczkowiak. Było to FOTO z ostatniej, nostalgicznej i sentymentalnej podróży do stolicy Litwy pana Franciszka: do wileńskich ulic, domów, miejsc rozrywki i zabaw młodego Frania, ludzi, którzy na zawsze odeszli do lamusa historii. Panu Walickiemu towarzyszył w tej, szczególnej „eskapadzie” Wiesław Wilczkowiak.

Pan Franciszek przed grobem rodziców na Cmentarzu Miejskim w Wilnie










Pan Franciszek na tle plakatów swojego, pierwszego
zespołu rock’n’rollowego „Rhythm and Blues”
W tym artykule nie chcę opowiadać o wielce bujnym, nie zawsze usłanym różami, życiu pana Franciszka. Od tego są nasi, świetni historycy, muzyczni dziennikarze, kompozytorzy, bliscy przyjaciele, Jego dzieci jak On sam o nich mówi - czyli muzycy, piosenkarze, którzy dzięki niemu osiągnęli wielkie sukcesy na polskich i zagranicznych scenach. Natomiast chciałem podzielić się swoimi, kilkoma osobistymi, niezamierzonymi spotkaniami, tak w Tomaszowie Mazowieckim jak i w Trójmieście, z udziałem ojca chrzestnego polskiego rock’n’rolla.

Rozpocznę od ważnej wypowiedzi pana Franciszka Walickiego, którą zamieściłem w swojej drugiej książce Tryptyku Tomaszowskiego, „A jednak Rock’n’Roll”, - Wkraczając w świat rock’n’rolla nie byłem już nastolatkiem, miałem ukończone 35 lat, nie należałem do pokolenia rebeliantów. Przeciwnie byłem KOMUCHEM. Ustrój socjalistyczny uważałem za najbardziej… sprawiedliwy, a marksistowską metodę poznawania świata za… najmądrzejszą. Ale coś zaczynało pękać, było jasne, że socjalizm w Polsce jest karykaturą socjalizmu i kiedy to do mnie dotarło, zrozumiałem, dlaczego Rock’n’Roll budzi takie emocje, dlaczego skupia na sobie taką niechęć władzy i dlaczego warto mu poświęcić – KAWAŁEK ŻYCIA.

Ruiny kina Mazowsze przy ul. Jerozolimskiej. Tu 4 października 1959r odbył się pierwszy koncert rock’n’rolla w naszym mieście zespołu „Rhythm and Blues”



















Moje pierwsze spotkanie z Panem Franciszkiem odbyło się (miałem wówczas 14/15 lat), w byłym kinie Mazowsze. W niedzielę 4 października 1959 r - jutro dokładnie mija 56 lat - od tego wydarzenia gdzie jak zwykle wybrałem się na filmowy poranek na godz. 11.00, a tu … zamiast poranka, koncert big beatowy, pierwszego, rock’n’rollowego zespołu założonego przez Franciszka Walickiego, „Rhythm and Blues”. O tym wydarzeniu opowiedziałem w pierwszej publikacji „Moje miasto w rock’n’rollowym widzie”. Kierownik zespołu, pan Franciszek, zabawiał tomaszowską publiczność, konferansjerką. Zapamiętałem – oprócz występów Bogusława Wyrobka, Michaja Burano, Marka Tarnowskiego – Jego słowa, - Jest to najprawdopodobniej ostatni koncert zespołu „Rhythm and Blues”. Faktycznie zespół po raz ostatni wystąpił 27 października 1959 r w Klubie Przyjaciół Żeglugi w Gdańsku.


Przed „Rudym Kotem” w Gdańsku podczas obchodów „55 lat Rock’n’Rolla wPolsce”. Od
lewej pan Franciszek, Marek Karewicz, Wojtek Korzeniewski i Marek Piekarczyk

Miałem jeszcze nieukończone 17 lat, kiedy w lipcu 1962 roku z moim przyjacielem od rock’n’rolla, Wojtkiem Szymonem Szymańskim udaliśmy się razem autostopem do Gdańska, do kina Leningrad, na premierę filmu „Rio Bravo”. Dzień po premierze wybraliśmy się pieszo plażą z Brzeźna do Sopotu. Kiedy znaleźliśmy się przy sopockim Molo, obok (dziś na tym miejscu stoi Hotel Sheraton) był duży taras, na którym stał saturator z wodą sodową do picia. Podczas gaszenia pragnienia, obok na tablicy widniał napis: PRZYJMUJEMY DO PRACY. Zgłosiliśmy się z Wojtkiem i już tego dnia zostaliśmy zatrudnieni. Praca polegała na tym, że codziennie przez okres 12/14 dni (tyle czasu mniej więcej trwała nasza praca) odgradzaliśmy i zadaszaliśmy ów taras grubym brezentem od głównej ulicy Bohaterów Monte Casino. Na tym tarasie, w okresie wakacji, codziennie w godzinach (17.00/22.00) wieczornych odbywały się pierwsze w Polsce młodzieżowe „fajfy” (tańce) gdzie przygrywał twistowy, drugi zespół założony przez pana Franciszka Walickiego „Niebiesko Czarni”. Miejsce to nazwano Non Stopem. Jak się po latach okazało był to Non Stop o nr. „I”. Mieliśmy do swojej dyspozycji (jako obsługa) jeden z trzech służbowych stolików gdzie z nami zasiadały jeszcze inne osoby, między innymi dwie dziewczyny zaproszone przez nas, które, zamiast płacy za wykonaną robotę, mogliśmy zaprosić jako osoby towarzyszące. Przy drugim służbowym stoliku obok naszego, zasiadali lokalni notable i zaproszeni oficjele (dziennikarze, sekretarze, sopoccy działacze), wśród których z fotograficznym aparatem zasiadał młody Marek Karewicz i oczywiście główny współtwórca I Non Stopu, pan Franciszek Walicki. Przy trzecim stoliku służbowym zasiadali członkowie zespołu (między innymi Czesław Wydrzycki śpiewał między rundkami tanecznymi, Piotr Janczerski śpiewał i prowadził konferansjerkę). Przez cały okres naszej pracy, codziennie witaliśmy się z osobami zasiadającymi przy służbowych stolikach. Byliśmy traktowani przez nich, „jak swoi”. Pana Franciszka, przystojnego, wysokiego mężczyznę, zapamiętałem najbardziej jeszcze z przed trzech laty, z pobytu w naszym kinie Mazowsze. Często pan Walicki na małej scence Non Stopu zabierał głos dzieląc się z uczestnikami fajfów cennymi uwagami, informacjami o zespole, o rock’n’rollu w Polsce. Zapowiadał również (był jurorem) konkursy jakich było sporo w tanecznych przerwach. Byłem skazany na podsłuch jaki stosowałem podczas rozmów grupy osób przy stoliku pana Franciszka. Było to moje drugie, dłuższe spotkanie z Franciszkiem Walickim.

Sopot. Obchody „50 lat Non Stopu” na terenie jubileuszowych wydarzeń. Od lewej ja, Hania Erez (w okularach), ten siwy pan Krzysztof Wodniczak, obok Wojtek Korda za nim mniej widoczny Czarek Francke






Trzecie spotkanie z Walickim miało miejsce po 49 latach, w kwietniu 2011r w sopockim kompleksie Krzywego Domku podczas jubileuszowych obchodów XXX lat po śmierci Krzysztofa Klenczona, tuż przed projekcją filmu Heleny Giersz „10 w skali Beauforta”. Wcześniej Wiesław Śliwiński wice prezes Fundacji Sopockie Korzenie zaabsorbowany przygotowaniem niniejszej imprezy, pod opiekę „przekazał mi” wózek inwalidzki z Markiem Karewiczem. Kiedy przemieszczałem się wózkiem pomiędzy ekranem a pierwszym rzędem krzeseł na widowni, rozległ się stłumiony glos, - Mareczku, Mareczku. Był to głos pana Franciszka, który w charakterystycznej dla siebie czapeczce na głowie, samotnie siedział w jeszcze nie zajętych miejscach. Natychmiast wózek z Markiem skierowałem w kierunku Walickiego. Pan Walicki kiedy się do niego zbliżyłem, wstał z krzesła i rzucił się w objęcia

Dwaj odwieczni przyjaciele, Franciszek Walicki i Marek Karewicz wspominają „stare, dobre czasy”. FOTO dolne pan Walicki w swoim mieszkaniu z Wiesławem Wilczkowiakiem

Karewicza. Ze łzami w oczach, odwieczni przyjaciele, prawie bez słów ściskali się czule, tuląc swoje nadwątlone ciała, niczym dwoje kochanków. Po przywitaniu się Marek kierując wzrok na mnie, rzekł.- Franciszku ten facet to mój przyjaciel Antek Malewski, pisze książki o rock’n’rollu, mieszkaniec mojego, ukochanego miasta, Tomaszów Mazowiecki. Pan Franciszek natychmiast przerwał Markowi mówiąc, - Tak Mareczku, znam jego książki, czytałem je, przyniósł mi do domu Wiesiu (chodzi o Wilczkowiaka). Pięknie Antku, że piszesz o swoim mieście, o początkach rock’n’rolla. Dobrze, że cię poznałem, jest mi milo, że w swoich publikacjach opowiadasz młodym pokoleniom o mojej osobie. Dziękuję ci za to. Przyznać muszę, że się wzruszyłem, że zrobiło mi się jakoś fajnie, przyjemnie, poczułem się dowartościowany. By nie stać się próżnym i zgorzkniałym słuchając o sobie tyle ciepłych słów, zostawiłem dwóch przyjaciół zajętych sobą, na czas projekcji filmu a sam udałem się wyżej widowni gdzie oczekiwał mnie mój przyjaciel, Czarek Francke. Wspólnie, od początku, uczestniczyliśmy w obchodach XXX lat po śmierci Krzysztofa Klenczona.

Na scenie II Non Stop koncert POLANIE ALL STARS grający na saksofonie Włodzimierz Wander obok Wojtek Korda po wykonaniu sparafrazowanego przeboju dla pana Franciszka Walickiego „Powiedzcie jej”

Najpiękniejszym spotkaniem z panem Franciszkiem, było czwarte, a miało miejsce również w Sopocie na placu tuż przy promenadzie (dziś samochodowy parking) w widłach ulic Chopina, Drzymały, Traugutta gdzie w latach 1963/67 mieścił się II Non Stop. Tu w dniach 16-17 lipca 2011 roku odbyły się jubileuszowe obchody „50 lat Non Stopu”. Jednym z punktów programu tego wydarzenia były uroczystości związane 90 urodzinami Franciszka Walickiego. Cała ceremonia odbyła się na scenie podczas koncertu POLANIE ALL STARS (jego wychowankowie, jego dzieci: Andrzej Nebeski, Włodzimierz Wander, bracia Wiesław i Zbigniew Bernolak, Adam Zimny, Tomasz Dziubiński). Kiedy na scenę wprowadzono pana Franciszka, przy akompaniamencie zespołu, Wojtek Korda zaśpiewał (utwór z muzyką, teksty Franciszka Walickiego) swój sparafrazowany, wielki przebój „Powiedzcie jej” zaczynając słowami „Powiedzcie mu, że ja Go kocham, powiedzcie mu, że kocham Go …”, skierowany do jubilata gdzie finalnie klęka przed Mistrzem, a pan Franciszek wzruszony ociera z oczu łzy. Nagle Marek zwrócił się do mnie, - Antek zawieź mnie pod scenę, chcę się spotkać z Franiem. Przemknąłem szybko przez tłum, wśród wrzeszczącej publiczności, - Franek, Franek, Franek, dojeżdżając do liny oddzielającej czterometrową, wolną strefę od sceny.

Pan Franciszek przed wejściem na Cmentarz Miejski w Wilnie

Ochroniarze zobaczywszy mój szczególny „bagaż” na inwalidzkim wózku, natychmiast mnie przepuścili. Wszyscy na placu Non Stopu znali pana Marka i jego kłopoty zdrowotne. Gdy zatrzymaliśmy się przed zapełnioną muzykami sceną, Marek natychmiast krzyknął, - Franiu, Franiu. Pan Walicki usłyszawszy Marka zawołanie przybliżył się niebezpiecznie na krawędź sceny, przechylając się bardzo do przodu wykrzyknął, - Mareczku kochany zatrzymaj się przy scenie zaraz to wszystko związane z moimi urodzinami się zakończy i zejdę do ciebie. Mamy co powspominać. Dla Franciszka zrobiło się niebezpiecznie, kiedy sytuacja stała się niewygodną, podbiegli do niego dwaj mężczyźni chwytając „pod pachy” przeprowadzili na środek sceny w bardziej bezpieczne miejsce. Po kilku minutach Franciszka sprowadzono ze sceny sadzając, by mógł oglądać koncert, na wcześniej specjalnie przygotowany ratanowy fotelik. Podjechałem z Karewiczem pod fotel Franciszka, obaj natychmiast zostali otoczeni fanami, przywitali się, mocno ściskając swoje korpusy. Kiedy dostrzegł mnie Franciszek skierował do mnie ciepłe słowa, - Dzień dobry Antoni, pozdrawiam cię gorąco. Jest mi bardzo miło, że opiekujesz się moim przyjacielem Markiem – podając mi rękę uścisnęliśmy swoje dłonie a ja złożyłem Franciszkowi najserdeczniejsze urodzinowe życzenia. Rozpoczął się dialog wspomnieniowy dwóch przyjaciół, którzy w polskiej historii, kulturze są największymi animatorami polskiego jazzu i rock’n’rolla. Osłodzony ciepłymi słowami z ust Franciszka z dużą ciekawością, pokorą słuchałem wspomnieniowych reminiscencji najważniejszych osób w branży. Wzmocniony zasłyszanymi rozmowami, dyskusją z minionych lat, powiększałem  swoją wiedzę i mądrość tak niezbędną w mojej działalność muzycznej cyklu „Herosi Rock’n’Rolla”. Okazało się, że było to ostatnie, fizyczne spotkanie z Franciszkiem Walickim.

Fajfy w I Non Stopie (1962r), w którym pracowałem z Wojtkiem Szymańskim


Kolejne „spotkanie” z Walickim odbyło się przy pomocy Jego ostatniej książki, „Epitafium na śmierć Rock’n’Rolla”, którą pan Franciszek podarował mi z przepięknym wpisem, - Antkowi Malewskiemu – prekursorowi rock’n’rolla w Tomaszowie Mazowieckim z wyrazami szacunku i sympatii - Franciszek Walicki. Gdynia 3.10.2012r. Na mój adres egzemplarz tej publikacji przesłał Wiesław Wilczkowiak.

Kończąc moje epitafium na śmierć Franciszka Walickiego chciałbym podzielić się magią dat jaką odkryłem pisząc ten artykuł. Chodzi o dzień – „3 października”. Otóż pan Franciszek wpis do podarowanej mi w/w książki dokonał 3 października 2012r, Zmarł w sobotę, również 3 października 2015r. Ja, po blisko dziewięciomiesięcznej przerwie (3 października 2015r godz.18.00) w tym właśnie dniu, reanimowałem do życia (Galeria BULWARY) w nowym lokalu swój cykl spotkań „Herosi Rock’n’Rolla”. Ponieważ zmieniłem nowe miejsce spotkań musiałem w filmowej CZOŁÓWCE pozbyć LOGO „starych”, FOTO budynków, zastępując je nowymi i dodatkowo wpisałem w nią (czego nie było w starej CZOŁÓWCE) głos zza świata (z płyty z koncertu dinozaurów „Old Rock Meeting A.D. 1986”). Ten głos zza świata, to glos Franciszka Walickiego, którego zapis pozwolę sobie odtworzyć,- „Panie, Panowie. Od srebrnego wesela polskiego rocka, które obchodziliśmy w Sopocie pod hasłem „Old Rock Meeting A. D. 1986” minęło 20 lat. Dziś przypominamy ten niezwykły koncert, nagrany na żywo zachowując jego najdrobniejsze szczegóły. Co odkryjemy w muzyce tamtych lat? Czy zasypał ją piach zapomnienia? Przekonamy się o tym za chwilę, gdy opadną pierwsze emocje, gdy ożyją wspomnienia”. W piątek 2 października w kawiarni „LV Caffe” znajdującej się w kompleksie budynków Galerii BULWARY czyniłem próby techniczne przed jutrzejszym spotkaniem. Kiedy puściłem muzyczną,filmową CZOŁÓWKĘ po jej zakończeniu zwrócił się do mnie gość będący w lokalu, - Przepraszam pana, czy ten człowiek z tak tajemniczym głosem w tym filmiku to żyje i kto to jest jeśli mogę wiedzieć? Proszę pana ten głos - szybko odpowiedziałem – to głos pana Franciszka Walickiego, ojca chrzestnego polskiego rock’n’rolla. Pan Franciszek żyje i niedawno skończył 94 lata. Gdy nazajutrz w sobotę ….

W mieszkaniu Marka Karewicza przy ul. Nowolipki, zakończyła się warszawska promocyjna trasa książki „Epitafium na śmierć Rock’n’rolla”, Stoją od lewej Wiesiek Śliwiński, Iwona Thierry (czerwona koszula), Wojtek Korzeniewski, siedzą w żółtej marynarce Dariusz Michalski obok Franciszek Walicki i w fotelu gospodarz Karewicz.

…. wczesnym rankiem (sobota 3.10.2015r) jak zwykle o tej porze, tradycyjnie „na dzień dobry”, otwieram portal FACEBOOK i...

Antoni Malewski



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz