czwartek, 5 maja 2016

Antoni Malewski - Subiektywna historia Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim. Część 92 - GALERIA we wsi NIEBRÓW

Antoni Malewski urodził się w sierpniu 1945 roku w Tomaszowie Mazowieckim, w którym mieszka do dziś. Pochodzi z robotniczej rodziny włókniarzy. Jego mama była tkaczką, a ojciec przędzarzem i farbiarzem. W związku z ogromną fascynacją rock'n'rollem, z wielkimi kłopotami ukończył Technikum Mechaniczne i Studium Pedagogiczne. Sześć lat pracował w szkole zawodowej jako nauczyciel. Dziś jest emerytem i dobiega 70-tki. O swoim dzieciństwie i młodości opowiedział w książkach „Moje miasto w rock’n’rollowym widzie”, „A jednak Rock’n’Roll”, „Rodzina Literacka ‘62”, a ostatnio w „Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” - książce, która zajęła trzecie miejsce w V Edycji Wspomnień Miłośników Rock’n’Rolla zorganizowanych w Sopocie przez Fundację Sopockie Korzenie. Miał 12/13 lat, kiedy po raz pierwszy usłyszał termin rock’n’roll. Egzotyka tego słowa, wzbogacona negatywnymi artykułami Marka Konopki - stałego korespondenta PAP w USA jeszcze bardziej zwiększyła – jak wspomina - nimb tajemniczości stylu określanego we wszystkich mediach jako „zakazany owoc”. Starszy o 3 lata brat Antoniego na jedynym w domu radioodbiorniku Pionier słuchał nocami muzycznych audycji Radia Luxembourg, wciągając autora „Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” w ten niecny proceder, który - jak się później okazało - zaważył na całym jego życiu. Na odbywającym się w 1959 roku w tomaszowskim kinie „Mazowsze” pierwszym koncercie pierwszego w Polsce rock’n’rollowego zespołu Franciszka Walickiego Rhythm and Blues, Antoni Malewski znalazł się przypadkowo. Po roku w tym samym kinie został wyświetlony angielski film „W rytmie rock’n’rolla” i w życiu młodego Antka nic już nie było takie jak dawniej. Później przyszły inne muzyczne filmy, dzięki którym Antoni Malewski został skutecznie trafiony rock'n'rollowym pociskiem, który tkwi w jego sercu do dnia dzisiejszego. Autor „Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” wierzy głęboko, że rock’n’roll drogą ewolucyjną rozwalił w drobny pył wszystkie totalitaryzmy tego świata – rasizm, faszyzm, nazizm i komunizm. Punktem przełomowym w życiu Antoniego okazały się wakacje 1960 roku, kiedy to autor poznał Wojtka Szymona Szymańskiego, który posiadał sporą bazę amerykańskich płyt rock’n’rollowych. W jego dyskografii znajdowały się takie światowe tuzy jak Elvis Presley, Jerry Lee Lewis, Dion, Paul Anka, Brenda Lee, Frankie Avalon, Cliff Richard, Connie Francis, Wanda Jackson czy Bill Haley, a każdy pobyt w jego mieszkaniu był dla Antoniego wielką ucztą duchową. W lipcu 1962 roku obaj wybrali się autostopem na Wybrzeże. W Sopocie po drugiej stronie ulicy Bohaterów Monte Casino prowadzającej do mola, był obszerny taras, na którym w roku 1961 powstał pierwszy w Europie taneczny spęd młodzieży zwany Non Stopem, gdzie przez całe wakacje przygrywał zespół współtwórcy Non Stopu Franciszka Walickiego - Czerwono Czarni. Młodzi tomaszowianie natchnieni duchem tego miejsca zaraz po powrocie wybrali się do dyrektora ZDK Włókniarz, w którym istniała kawiarnia Literacka i opowiedzieli mu swoją sopocką przygodę. Na ich prośbę dyrektor zezwolił do końca wakacji na tańce, mimo iż oficjalne stanowisko ówczesnego I sekretarza PZPR Władysława Gomułki brzmiało: "Nie będziemy tolerować żadnej kultury zachodniej". Taneczne imprezy w Tomaszowie rozeszły się bardzo szybko echem po całej Polsce, a podróżująca autostopem młodzież zatrzymywała się, aby tego dobrodziejstwa choć przez chwilę doświadczyć. Mijały lata, aż nadszedł dzień 16 lutego 2005 roku - dzień urodzin Czesława Niemena. Tomaszowianie zorganizowali wówczas w Galerii ARKADY wieczór pamięci poświęcony temu wielkiemu artyście.

Wśród przybyłych znalazł się również Antoni Malewski. Spotkał tam wielu kolegów ze swojego pokolenia, którzy znając muzyczne zasoby Antoniego wskazali na jego osobę, mając na myśli organizację obchodów zbliżającej się 70 rocznicy urodzin Elvisa Presleya. Tak oto... rozpoczęła się "Subiektywna historia Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim", którą postanowiłem za zgodą jej Autora udostępniać w odcinkach Czytelnikom Muzycznej Podróży. Zanim powstała muzyka, która została nazwana rockiem, istnieli pionierzy... ludzie, dzięki którym dziś możemy słuchać kolejnych pokoleń muzycznych buntowników. Historia ta tylko pozornie dotyczy jednego miasta. "Subiektywna historia Rock’n’Rolla..." to zapis historii pokolenia, które podarowało nam kiedyś muzyczną wolność, a dokonało tego wyczynu w czasach, w których rozpowszechnianie kultury zachodniej jakże często było karane równie surowo, jak opozycyjna działalność polityczna. Oddaję Wam do rąk dokument czasów, które rozpoczęły wielką rewolucję w muzyce i która – jestem o tym głęboko przekonany – nigdy się nie zakończyła, a jedynie miała swoje lepsze i gorsze chwile. Zbliżamy się – czego jestem również pewien – do kolejnego muzycznego przełomu. Nie przegapmy go. Może o tym, co my zrobimy w chwili obecnej, ktoś za 50 lat napisze na łamach zupełnie innej Muzycznej Podróży.

Bogato ilustrowane osobiste refleksje Antoniego Malewskiego na temat swojej życiowej drogi można przeczytać tutaj Cześć 1 "Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim" można przeczytać tutaj. Część 2 tutaj  Część 3 tutaj  Część 4 tutaj  Część 5 tutaj  Część 6 tutaj Część 7 tutaj  Część 8 tutaj  Część 9 tutaj  Część 10 tutaj Część 11 tuta jCzęść 12  tutaj  Część 13 tutaj  Część 14 tutaj  Część 15 tutaj   Część 16 tutaj  Część 17 tutaj  Część 18 tutaj  Część 19 tutaj  Część 20 tutaj Część 21 tutaj Część 22 tutaj  Część 23 tutaj  Część 24 tutaj   Część 25 tutaj  Część 26 tutaj Część 27 tutaj Część 28 tutaj  Część 29 tutaj Część 30 tutaj Część 31 tutaj   Część 32 tutaj Część 33 tutaj Część 34 tutaj  Część 35 tutaj  Część 36 tutaj  Część 37 tutaj Część 38 tutaj Część 39 tutaj Część 40 tutaj  Część 41 tutaj Część 42 tutaj Część 43 tutaj Część 44 tutaj  Część 45 tutaj Część 46 tutaj  Część 47 tutaj Część 48 tutaj  Część 49 tutaj Część 50 tutaj Część 51 tutaj Część 52 tutaj Część 53 tutaj  Część 54 tutaj Część 55 tutaj Część 56 tutaj Część 57 tutaj Część 58 tutaj Część 59 tutaj, Część 60 tutaj  Część 61 tutaj Część 62 tutaj  Część 63 tutaj  Część 64 tutaj Część 65   tutaj Część 66 tutaj Część 67 tutaj Część 68 tutaj Część 69 tutaj  Część 70 tutaj  Część 71 tuta Część 72 tutaj Część 73 tutaj Część 74 tutaj  Część 75 tutaCzęść 76 tutaCzęść 77 tutaj Część 78 tutaj  Część 79 tutaj  Część 80 tutaj Część 81 tutaj Część 82 tutaj  Część 83 tutaj Część 84 tutaj Część 84 tutaj  Część 85 tutaj  Część 86 tutaj Część 87 tutaj Część 88 tutaj Część 89 tutaj Część 90 tutaj Część 91 tutaj  


Baner na ogrodzeniu posesji państwa Jochan we wsi Niebrów
Kiedy Krzysiek Jochan zaprosił mnie i wielu wspólnych przyjaciół oraz bliżej mi nieznanych osób (stali już na dziedzińcu przed domem kiedy podjechaliśmy) na swoje włości we wsi Niebrów, nie zdawałem sobie sprawy, co mnie spotka, czym nas przybyłych w niedzielę 31 maja 2015 roku do wsi, zaskoczy. Pierwsze, szokujące uderzenie (nigdy, takiej liczby pojazdów we wsi nie było na imprezach, w których uczestniczyłem) to sznur samochodów po lewej i prawej stronie wiejskiej drogi, tuż przed budynkiem państwa Jochanów. Drugie, również szokujące uderzenie, to duży wiszący baner (1mx4m) zamontowany na ogrodzeniu posesji, na którym widniał napis o wielkich literach - GALERIA NA WSI NIEBRÓW. Ale te dwa, szokujące uderzenia nie znamionowały jeszcze tego co miało się za kilka minut wydarzyć, dosłownie kiedy rozległ się hejnał z Mariackiej Wieży w Krakowie (godzina 12.00), napięcie rosło, zupełnie jak w amerykańskim westernie „W samo południe”.

Ściana prawa w garażu z pierwszymi, zdobytymi przez Krzyśka fotografiami. Od lewej Grzegorz i Bożena Grabowscy, ja, Ola Grabowska (synowa), Iwona Czapniewska, Gosia Viresco Trzcińska i Marek Karewicz
Po ubiegłorocznym, październikowym koncercie w OK TKACZ, wybitnej wykonawczyni czarnego bluesa, Magdy Piskorczyk (jak mówią o niej fachowcy: polska Mahalia Jackson), my organizatorzy i zaproszeni goście, po koncercie spotkaliśmy się z artystką i z jej trzy osobowym zespołem, na kuluarowej kolacji w Hotelu „Mazowiecki”. Zauroczeni występem, obaj z Krzyśkiem Jochanem, w rozmowie z nią ustaliliśmy kolejny koncert w naszym mieście na dzień 30 maja 2015 roku. Był to jedyny wolny termin w pierwszym półroczu 2015r, jakim na ten czas dysponowała nasza, polska blues woman. Od tej chwili wszystkie nasze siły organizacyjne, w poszukiwaniu sponsorów, miejsca koncertu, podporządkowaliśmy właśnie tej dacie. Początkowo pracowaliśmy wspólnie z Krzysztofem ale ze względu na moje, zdrowotne problemy (w krótkim czasie trzykrotny pobyt w szpitalu), praktycznie Krzysiek sam zajął się tym, szczególnie odpowiedzialnym przedsięwzięciem.

W holu OK TKACZ przybyli goście przed koncertem Magdy Piskorczyk. Od lewej: Basia Mogielnicka, Iwona Czapiewska, Maryla Michowska, Ewa Jochan, Grzegorz, Bożena i Ola Grabowscy oraz Marek Karewicz
Od co najmniej dwóch lat, kiedy poznałem Krzyśka z Markiem Karewiczem, zainspirowany jego fotografią poświęconych najwybitniejszym jazzowym i rock’n’rollowym wykonawcom, tak krajowych jak i światowych scen, rankingów, postanowił (jak przystało na wielkiego fana wymienionych, muzycznych gatunków) w swoim garażu na samochód (6mx7m=42m kw), zamieścić na ścianach FOTO swoich, i nie tylko, idoli. Pierwsze gwiazdy, jakie zapamiętałem, zdobyte z wielkim trudem (pomagał mu w tym projekcie Wiesiek Śliwiński, Wiesiek Wilczkowiak czy Marek Karewicz), które zawisły w garażu, to foto Czesława Niemena, James Browna, Muddy Watersa z zespołem, Ray Charlesa i Elli Fitzgerald. Wszystkie zdjęcia autorstwa Karewicza. Wiedziałem jedno, że Krzysiek ciągle napotykał w realizowaniu pomysłu na coraz to większe trudności. Byłem przekonany, zajmując się swoim, zaniedbanym zdrowiem, że Krzysztof odpuścił sobie ten szlachetny do realizacji temat. Czy tak się stało? Czy naprawdę zrezygnował z ambitnego pomysłu? Czas wszystko zweryfikuje.

Pani Barbara Przybysz dyrektor OK TKACZ z Markiem Karewiczem
Szukając pomocy w sponsoringu zawsze zwracałem się, z dobrym skutkiem, do Starostwa Powiatowego czy Urzędu Miasta. Przez osiem lat trwającej kadencji Prezydenta Zagozdona czy Starosty Piotra Kagankiewicza, dzięki pomocy finansowej tych instytucji, darczyńcom prywatnym i innych sponsorów, mogłem swobodnie realizować zamierzone, muzyczne przedsięwzięcia, jak Spotkanie po latach, 50 lat Rock’n’Rolla w mieście, cztery spotkania z Markiem Karewiczem, także indywidualne koncerty Marka „Zarzyka” Zarzyckiego, Magdy Piskorczyk czy naszego, tomaszowskiego wykonawcy coverów Presleya, Arka „Elvisa” Milczarka. Również mogłem wydać, dzięki finansowemu wsparciu w/w, swój Tomaszowski Tryptyk, to jest: Moje miasto w rock’n’rollowym widzie, A jednak Rock’n’Roll, Rodzina Literacka ’62. Po listopadowych wyborach do samorządu i wyborze Prezydenta, zmieniła się władza. Włodarzem miasta został pan Marcin Witko, wówczas aktualny poseł na Sejm RP. Kiedy piastował tę zaszczytną funkcję mieliśmy wspólnie zrealizować wieczór poświęcony Czesławowi Niemenowi (na okoliczność 10 rocznicy śmierci artysty). Zbliżające się wybory, zaangażowanie się w to pana Witko, stanęły na przeszkodzie zrealizowania naszego pomysłu. Jedno mogę powiedzieć, że pan Marcin (posiada muzyczne wykształcenie) jest zwolennikiem i miłośnikiem dobrej muzyki, co rokuje w przyszłości wsparcie muzycznych przedsięwzięć.

Magda Piskorczyk podczas koncertu „wkracza w tłum” fanów. W głębi Krzysiek Jochan
Krzysztof Jochan, już bez „mojej pomocy”, zwrócił się do nowej władzy i był to skuteczny „strzał w dziesiątkę”. Otrzymał finansowe wsparcie na koncert Magdy Piskorczyk i lokal do realizacji naszego, muzycznego pomysłu w OK TKACZ (ośrodek jest w jurysdykcji pana Prezydenta Miasta). Teraz pozostało tylko nagłośnić medialnie imprezę, powiadomić wszystkich VIP-ów, gości zaproszonych, tak zwanych „naszych” i spokojnie oczekiwać godziny (sobota 30.05.2015) zero (18.00). Często kontaktowaliśmy się telefonicznie lub spotykaliśmy się w jego samochodzie, dzieląc się postępami w realizowaniu pomysłu. Wcześniej, kiedy wspólnie robiliśmy jakieś imprezy, spotykaliśmy się zawsze w jego domu, we wsi Niebrów, gdzie wiejski spokój, cisza, piękno roztaczającej się wokół domu przyrody, pozytywnie nastrajało nasze umysły, dusze. Miało to wpływ na rozwiązywanie przeróżnych tematów, zagadnień czy nawet sporów. Dlatego dziwne było mi, dlaczego Krzysiek, zawsze zapraszający do swojego domu, teraz zachowywał się, jakby unikał tematu, - Zapraszam do domu. Po niedzielnym spotkaniu (w dniu 31.05.2015) we wsi Niebrów otrzymałem szybką odpowiedź, że Krzysiek … ale o tym później …. Zbliżała się sobota, dzień koncertu Magdy Piskorczyk w TKACZU, ja przebywałem w tym czasie w szpitalu. W rozmowie telefonicznej Krzysiek poinformował mnie, że wszystko zapięte jest na ostatni guzik, wszyscy nasi potwierdzili przyjazd. Nie dojedzie tylko Staszek Kasperowicz z Oleśnicy, - Antek przyjeżdżaj jak najszybciej, a więc do jutra.- kończąc naszą rozmowę tymi słowami. Już w piątek w godzinach popołudniowych wróciłem do domu.

Sobota 30 maja 2015.

Kolacja w ALABASTRO. Krzysiek Jochan obok Magda Piskorczyk
Kwadrans po 17.00 znalazłem się w OK TKACZ. Pierwsza powitała mnie stojąca w holu ośrodka, pani dyrektor Barbara Przybysz. Ku mojemu zdziwieniu wszyscy przyjezdni goście, przyjaciele już okupowali poczekalnię i salę widowiskową. Nastąpiły powitania, radosne uściski i życzenia powrotu do zdrowia. Był już i Marek Karewicz, którego udział w koncercie również stał pod znakiem zapytania (przeziębienie). Na scenie znajdowało się już dostrojone instrumentarium zespołu Magdy Piskorczyk. Była też nasza, lokalna TV TELETEAMTM z kamerującym spotkanie Januszem Pająkiem, który z pomocą swojej asystentki nagrywał wywiady, pierwszy z Magdą a drugi Krzyśkiem Jochanem. Widownia TKACZA powoli się zapełniała publicznością by o godzinie 18.00, może 10 po 18.00 rozpoczął się oczekiwany przez przybyłych, koncert Magdy, w którym dominował rytm, rytm i tylko rytm, tak bardzo charakterystyczny dla stylu jaki reprezentuje polska gwiazda, czarnego bluesa. Rozpoczęła, tradycyjnie sprawdzonym składem tj Olą Siemieniuk – gitara elektryczna oraz Bartkiem Kazkiem – instrumenty perkusyjne, klasykiem „Save Us All” wprowadzając widownię w odpowiedni, sobie tylko znany, nastrój. Były też hity z płyty „Afro Groove” nagranej z Billem Gibsonem grającym na harmonijce ustnej jak „Mississippi”, „I’m a Woman” czy „One More Time”, wspólnie wyśpiewane z klaszczącą publicznością, z przemieszczającą się pośród widowni, Magdą. Była to wspaniała zabawa. Był też akcent polski, gdzie artystka wyśpiewała utwór do słów Bogdana Loebla „Rzeźb mnie”. Koncert zakończyła super rytmicznym utworem „Cler Achel” by zakończyć występ polskim akcentem, bisowanym utworem „Jestem odlotówką” kończąc spotkanie tekstem, - A teraz zapraszam was wszystkich do restauracji hotelu, ALABASTRO a jutro w niedzielę do wsi Niebrów. Jakiś głos nieznany z widowni odpowiedział, - Czujemy się zaproszeni. Kwadrans po 20.00 koncert Magdy Piskorczyk zakończył się. Nastąpiła w holu Ośrodka Kultury sprzedaż płyt artystki z jej autorskim wpisem.


Zjeżdżają się goście do posesji Jochanów we wsi Niebrów. Przyjechał zespół Magdy. Od lewej: manager
 zespołu Ireneusz Graff, Aleksandra Siemieniuk gitara, Bartosz Kazek perkusja
Nasza warszawsko pomorska grupa (10 osobowa) przyjaciół wraz z Markiem Karewiczem na inwalidzkim wózku, pieszo udała się do restauracji ALABASTRO przy ul. Dzieci Polskich 6, znajdującej się w pobliżu OK TKACZ (na tak zwany rzut beretem). W 15/20 minut, idąc spacerkiem w pobliżu mojego wieżowca, około 20.50 znaleźliśmy się wszyscy w środku Sali konsumpcyjnej, hotelu restauracji ALABASTRO przy suto zastawionych stołach (kuluarowa kolacja z finansowana ze składek uczestników) tak zwany stół szwedzki. Ci co do lokalu dotarli samochodami, wcześniej zajęli swoje miejsca. Jednak czekaliśmy jeszcze około pół godziny na pięcioosobową (dwie osoby z zespołu plus menager, plus nieznana mi bliżej kobieta oraz Magda Piskorczyk kierownik zespołu) grupę muzyków, którzy po koncercie swój sprzęt muzyczny, nagłośnienie demontowała pakując do swojego busa. Po gorącym posiłku, były jeszcze dwa, lokalny DJ uruchomił swoją maszynerię i rozpoczęła się taneczna dyskoteka, trwająca do 1.00 w nocy. Krzysiek ograniczył dyskotekowy czas, nie tłumacząc swojej decyzji, niektórym protestującym z tej formy tak zakończonego spotkania. Wziął do ręki mikrofon wypowiadając tajemnicze słowa nie w jego stylu, - Posłuchajcie moi drodzy, chciałem was przeprosić za zakończenie tak nagłe spotkania. Ale pragnę was poinformować, że zapraszam wszystkich na niedzielę godzina 11.45 do mojego domu we wsi Niebrów. Będzie to niespodzianka, której w tej chwili nie zdradzę. Dlatego chciałbym byśmy jutro wszyscy byli wyspani i wypoczęci. Nikt kto dotrze jutro do Niebrowa, nie będzie tego żałował. ZAPEWNIAM WAS WSZYSTKICH. Do zobaczenia w niedzielę we wsi Niebrów.

Niedziela 31 maja 2015r.

Gospodarz, Krzysztof Jochan otwiera szczególne spotkanie we wsi Niebrów
Przyznam, że nie mogłem zasnąć, rozmyślając nad słowami wypowiedzianymi przez Krzyśka na zakończenie roztańczonych, kolacyjnych kuluarów w ALABASTRO. - Co wykombinował Krzysiek na swojej wsi? Czym ma nas zaskoczyć? – kłębiły się w mojej głowie przeróżne myśli. Nie mogłem spać, wstałem już przed 8.00 rano, choć położyłem się o 1.30. Już o 10.30 znalazłem się w restauracji ALABASTRO. Tu nocowała „nasza” grupa przyjaciół przybyłych z różnych miast Polski. Pozwolę sobie wymienić te osoby, gdyż wszyscy tu mieszkający zostali zaproszeni do wsi Niebrów. Potwierdzając swoją obecność, będą uczestniczyli w tym tajemniczym wydarzeniu: to Maryla Michowska ze Sztumu, jej brat Grzegorz Grabowski z żoną Bożeną z Ryjewa k/Kwidzynia, ich syn Paweł i jego żona Ola z Malborka, Iwona Czepniewska z Sopotu, Basia Mogielnicka z W-wy oraz Hania Erez i jej partner Tadeusz z Puław. Również inni przybyli goście nocowali u Ewy Czapnik przy ul. Kalinowej, to Wiesiek i Anna Śliwińscy z Gdańska oraz Marek Karewicz z W-wy. Maryla Tejchman tomaszowianka z W-wy, która dowiozła do Ewy w/w osoby, nocowała w pobliżu domu Czapników, u swojej siostry przy ul. Pustej, w ich rodzinnym domu. W ALABASTRO nocowała również 5-osobowa grupa z zespołu Magdy Piskorczyk Natomiast Iwonę Thierry z W-wy zakwaterowali gospodarze imprezy, państwa Jochan, we wsi Niebrów.

Honorowy gość, Marek Karewicz, przecinając taśmę otwiera „Galerię we wsi Niebrów”
Tuż po śniadaniu około 11.30 podjechała zamówiona przez Krzyśka taryfa (wiedział co robi) zabierając z sobą (obracała dwukrotnie) jeszcze rozbawionych, hotelowych gości. Natomiast ja zabrałem się z Hanią i Tadeuszem, którzy pojechali do Niebrowa swoim samochodem (mieli po drodze do załatwienia jakąś sprawę w naszym mieście). Kiedy podjechaliśmy pod nieborowską posesję Jochanów mieliśmy kłopoty z zaparkowaniem, stało po lewej i prawej stronie drogi wiele aut. Tuż po nas podjechał bus z Magdą Piskorczyk i jej zespołem. Ewa z Krzyśkiem, jak przystało na gospodarzy, witali wszystkich przyjezdnych na gościńcu przed posesją. Przed garażem, przy lekko uchylonych w górę żaluzjowych drzwiach (około 30 cm), stały po ich lewej i prawej stronie, dwa rollapy (po 185 cm wysokości), jeden z wizerunkiem Niemena, drugi z zespołem Breakout, autorstwa Marka Karewicza. Wśród stojących przy wejściu do garażu, w tle dobiegającym z głośników lekko wyciszonego utworu zespołu Breakout „Kiedy byłem małym chłopcem” rozpoznałem braci Krzysztofa (Adam i Darek) z żonami Gosią i Alą, synów Ewy i Krzysztofa, Mariusza i Jakuba z narzeczoną Edytą i ich synkiem Ernestem, Paulinę Jochan córki Małgosi i Adama, siostrę Ewy Jochan Anna, przyjaciele domu, bliscy sąsiedzi, Jola i Zbyszek Trachtowie (Zbyszek z Krzyśkiem to wielcy fani jazzu, rock’n’rolla, miłośnicy dobrej muzyki, czynnie zaliczają jeżdżąc po Polsce, wiele koncertów), 16 osobowa grupa tzw „naszych” ze mną, Markiem Karewiczem i Iwoną Thierry na czele, 5 osobowa grupa Magdy oraz co było, nie tylko dla mnie, największą niespodzianką „stara gwardia” Breakoutów z czasów Nalepy w osobach: Krzysztof Dłutowski (klawisze), Tadeusz Trzciński (harmonijka ustna) z żoną Małgosią Viresco Trzcińską oraz nieco młodsi członkowie zespołu, którzy razem tworzą grupę OLD BREAKOUT, Zbigniew Wypych (gitara basowa) i Dariusz Samoraj (gitara elektryczna).

Iwona Thierry udziela wywiadu dla tomaszowskiej TV
Po godzinie dotarł, spóźniony, piąty członek zespołu, perkusista Włodek Vlodi Tafel z narzeczoną Alą. Również stali obok dwaj kamerzyści, Janusz Pająk z asystentką z TELETEAMTM i drugi prywatnie zaproszony przez Krzyśka do kręcenia filmu dla własnych, pamiątkowych potrzeb. Punktualnie, w samo południe o godzinie 12.00, głos zabrał gospodarz, Krzysztof Jochan (pomysłodawca, autor kosztownego projektu „Galeria we wsi Niebrów”). Powitał przybyłych gości po czym w kilku zdaniach opowiedział (nie zdradzając „zawartości” garażu) po co się zebraliśmy, by po chwili zaprosić Marka Karewicza do przecięcia symbolicznej taśmy „blokującej” garażowe drzwi. Kiedy Marek wykonywał honorową, powierzoną mu czynność, żaluzjowe drzwi garażu wolno podnosiły się w górę by po chwili w ich prześwicie, w dobrze oświetlonym pomieszczeniu, na świeżo odnowionych ścianach ukazały się arcydzieła polskiej fotografii. W tym wiele FOTO dzieł, Marka Karewicza z jego charakterystycznym podpisem.

OLD BREAKOUT. Od lewej Dariusz Samoraj gitara, Tadeusz Trzciński harmonijka ustna Zbigniew Wypych gitara basowa
Na głównej, frontowej ścianie wielka postać 94-letniego pana Franciszka Walickiego (ojca chrzestnego polskiego Rock&Rolla) na tle plakatu pierwszego, polskiego zespołu Rhythm and Blues z autografem samego mistrza Franciszka a pod nim duże FOTO grupy OLD BREAKOUT z autografami (Krzysiek jeszcze w styczniu zdążył zdobyć podpis legendarnego perkusisty zespołu Józefa Hajdasza, wkrótce zmarł a miał być tu razem z kolegami z zespołu na otwarciu Galerii) muzyków. W lewo i prawo od zdjęcia Walickiego duże fotografie zespołów: Czerwono Czarni, Niebiesko Czarni, Czerwone Gitary, SBB, Breakout (z Nalepą). Na prawej stronie ściany garażu same, muzyczne „rodzynki”: James Brown, Ray Charles, Ella Fitzgerald, Tadeusz Nalepa z synkiem Piotrem, Miles Davies, Marek Karewicz, Muddy Waters z zespołem, Magda Piskorczyk, Jerzy Duduś Matuszkiewicz, Jan Ptaszyn Wróblewski i Czesław Niemen. Na ścianie lewej arcydzieła sztuki fotograficznej wykonane w sposób niezwykły w postaci szklanych kafli z wtopionymi skanami oryginalnych okładek. To technologia XXI wieku wykonana przez małżeństwo, Iwonę i Andrzeja Stępniów reprezentujących tomaszowską firmę BAKARAT (byli również obecni na uroczystościach otwarcia). Cała lewa ściana poświęcona jest zespołowi Blackout, Breakout (wszystkie okładki 10 płyt) oraz twórczości indywidualnej Tadeusza Nalepy (cała 20-letnia dyskografia, 14 okładek płyt) oraz jedna okładka płyty zespołu Nie-Bo z którym występował i nagrywał syn Tadeusza, Piotr Nalepa.

Od lewej: Marek Karewicz, Krzysztof Dłutowski organy i Hania Erez
Krzysiek i jego trzech braci pochodzą z biednej, robotniczej rodziny. Już w wieku 12/13 lat skutecznie „zaraził” się muzyką rockową, jazzem zakochując się w zespole Blackout, którą to miłość przeniósł na ten sam zespół, zmieniający nazwę, za sprawą pana Franciszka Walickiego, na Breakout. Nie zawsze było go stać na kupno płyt ukochanego zespołu. Dzisiaj jego status ekonomiczny zmienił się zdecydowanie, na lepszy. Razem z braćmi prowadzą wspólną firmę. Stać go było na dzisiaj, być w posiadaniu całej dyskografii swoich (wszystkie płyty CD) idoli, jak również zdobyć na płytach DVD wszystkie koncerty Blackout i Brekout. Posiada również ostatni koncert (styczeń 2015) zespołu OLD BREAKOUT, w którym wraz z przyjacielem, sąsiadem Zbyszkiem Trachtą uczestniczyli. O ironio, podczas biesiadowania mogliśmy razem z członkami zespołu oglądać ten koncert. Również w domu Jochanów można znaleźć wszystkie publikacje, jakie powstały i zostały wydane w Polsce o tych zespołach. Przez 40 lat przygotowywał się do zrealizowania swoich dziecięcych, młodzieżowych marzeń, zainteresowań, czego świadkami jesteśmy my, wszyscy, którzy w niedzielę 31 maja 2015, zaproszeni, uczestniczyli podczas otwarcia ŻYCIOWEGO DZIEŁA jakim stała się dla Krzysztofa „Galeria we wsi Niebrów”, ze szczególnym uwzględnieniem twórczości Tadeusza Nalepy i zespołu Breakout. Dopiero teraz, zrozumiałem Krzyśka, jego TAJEMNICZOŚĆ, nikomu nic nie mówienie przy realizowaniu projektu życia, bo miał prawo być niepewnym swego pomysłu, bo MOGŁO SIĘ NIE UDAĆ!!!

Fragmenty wystawy okładek wykonane w nowej technologii dotyczą zespołu Breakout i Nalepy.
Po otwarciu Galerii głos zabrał Marek Karewicz dziękując Krzyśkowi za przedsięwzięcie jakiego nie powstydziłby się żaden profesjonalista i oczywiście, jak zawsze kiedy tylko los rzuci go Tomaszowa, wyraża swoją miłość do naszego miasta, powraca do retrospektywnych, szkolnych przeżyć, do chłopaków i dziewczyn, do grot, do Niebieskich Źródeł i kiedy kończy wspomnieniową mowę, zawsze Markowi „kapie” łezka z oka. Tak było i tym razem. Również pięknie wypowiedziała się, jak przystało na przedstawiciela Polskich Nagrań MUZA Iwonka Thierry, bardzo zaprzyjaźniona z rodziną Jochanów:

- Pokochałam Was. Pokochałam Ewę i Krzyśka. Choć zaledwie znamy się dwa lata, poznałam Waszą pasję, Waszą miłość do muzyki. Krzysiek, zamiast usiąść z żoną wygodnie po ciężkiej pracy - bo taka jest prawda - przed telewizorem, poświęca swój czas i pieniądze na stworzenie wielkości polskiej muzyki, sztuki fotograficznej, która jest cząstka polskiej kultury. Dzieli się tym z innymi ludźmi. I to jest najpiękniejsze w tej tomaszowskiej historii. Miasto powinno być z Was dumne. Brawo Jochanowie. Brawo Ewo. Brawo Krzysiek. 

Od lewej: Ola Siemieniuk, Kuba Jochan, Maryla Tejchman, Ewa, Gosia, Adam, Paulina Jochanowie i na pierwszym planie Iwona Thierry
W tę upalną niedzielę wszystkie rodzajowe sceny, przemówienia, zwiedzanie wystawy, cudownego krajobrazu jaki rozprzestrzenia się z tarasu na las i łąki doliny rzeki Wolbórka, dwaj wynajęci kamerzyści zapisywali na swoich taśmach. Może kiedyś powstanie film z tej pięknej, już historycznej uroczystości? Pełni zachwytu po duchowych doznaniach jakie „naszło” oglądających wystawę, udaliśmy się z drugiej, południowej strony budynku, na którego dużym i wysokim tarasie stały szwedzkie stoły zapełnione (jak zawsze) przepysznym jadłem, alkoholem, piwem dobrych gatunków, przepitkami, napojami wszelkiej „maści”, owocami. Było nas dużo, bardzo dużo, jak mówi wieszcz Adam, - „a imię jego czterdzieści i cztery”. Tak, naprawdę było nas 44 osoby, małe wesele.



Przed wejściem do Galerii. Od lewej: Basia Mogielnicka, Iwona Czapiewska, Zbyszek 
                         Trachta, Wiesiek Śliwiński, Hania Erez i jej partner Tadeusz
W poniedziałek, nazajutrz, z Krzysztofem obliczaliśmy liczbę gości zaproszonych i przybyłych. Potwierdzam, ta liczba jest prawdziwa. Cudowny widok z tarasu na dolinę rzeki, wzmacniał apetyt, a szczypta alkoholu rozwiązywała języki, gdzie aż do późnego wieczora, ciągle zmieniały się składy osobowe konwersujących grup. Nie muszę mówić, że najbardziej rozrywani byli członkowie zespołu OLD BREAKOUT, grupa muzyków (Ola i Bartek), jak i sama Magda Piskorczyk oraz, jak zawsze słynny ze swego gawędziarstwa, Marek Karewicz. Muzycy, artyści, tak starzy i młodzi okazali się wspaniałymi, inteligentnymi rozmówcami. Nikt z nich nie był ofiarą „wody sodowej” uderzającej do głowy, i jak się kolokwialnie mówi wśród młodych ludzi, „nie walił duda”. Kuluarowe spotkania, rozmowy, stały się zasadniczą, najważniejszą i najpiękniejszą częścią niedzielnego spotkania. Muszę do tego dołączyć Boży Dar sprzyjający nam prosto z NIEBA (wspaniała, ciepła i słoneczna pogoda) co stworzyło niepowtarzalne warunki, klimat, którego (przynajmniej moja osoba) nie zapomni się do końca życia.


Na dziedzińcu u Jochanów. Od lewej: Ja,Ewa Czapnik, Maryla Tejchman i Ola Grabowska
Niektórzy spacerowali boso po pięknie przystrzyżonej trawie, szli do pobliskiego lasu w obrębie działki Jochanów czy przechadzali się po nadrzecznej łące, w dolinie rzeki Wolbórka. Prym w spacerowych „zachciankach” zawsze wiodła, zabierając z sobą inne koleżanki, kochająca przyrodę, warszawianka Iwonka Thierry. Tak było i tym razem. CHWAŁA WAM JOCHANOWIE! Kiedy towarzystwo stopniowo się wyludniało, synowie Krzyśka, Mariusz i Kuba (by osoby opuszczające imprezę powstrzymać, ja też wybyłem) rozpalili ognisko, przy którym zasiadła Magda z gitarą i dla niewielu osób (Ewa i Krzysiek, Mariusz, Kuba z Edytą Jochanowie oraz Iwona Thierry) w podziękowaniu Jochanom za wspaniale przygotowaną imprezę, wykonała przepiękny recital, dając z siebie, jak to się mówi, wszystko (bez prądu), trwający blisko 40 minut. Po zakończonym mini koncercie, Iwona zasłuchana, ciepło zwróciła się do Magdy, - Magdo, zagrałaś najpiękniejszy swój koncert, dla najmniejszej widowni świata. Tak oto zakończył się piękny weekend, którego gwiazdą była MAGDA PISKORCZYK (sobota) i niewątpliwie gospodarz, autor cudownego spotkania KRZYSZTOF JOCHAN (niedziela) za stworzenie w swoim domu, autorskiego projektu, pt „Galeria we wsi Niebrów”.

Poniedziałek 1 czerwca 2015r

„Biesiadne” na wysokim tarasie z widokiem na Wolbórka i dom państwa Jochanów
Jeszcze w niedzielę przy konsumpcyjnym stole zagaił do mnie Marek Karewicz, - Antek ponieważ z niedzieli na poniedziałek śpimy u Ewy Czapnik, miałbym do ciebie prośbę. Czy masz jutro do południa czas? Chciałbym odwiedzić pastora Pawlasa i pospacerować troszkę po odrestaurowanym Placu Kościuszki. Oczywiście Marku, że mam czas - odpowiedziałem. O godz.10.30 będę was oczekiwał na Placu Kościuszki pod parasolami, a za tym do jutra – szybko dopowiedziałem. Stawiłem się w poniedziałek o czasie w miejscu umówionym, czyli na Placu Kościuszki pod parasolami wystawionymi przed księgarnią, Czytay Caffe. Marka jeszcze nie było, pogoda jak wczoraj, ciepło i słonecznie, choć powiewał lekki wiaterek, idealna aura na retrospektywny spacer ulicami Marka młodości. Mając trochę czasu zamówiłem kawę z expressu, popijając smaczną używkę układałem spacerową marszrutę, bo miałem tylko około dwóch godzin czasu, tak się umówiłem z Marylą Tejchman, która na godzinę 17.00 umówiona była w Warszawie, a dochodziła już 11.15.

„Biesiadne” stanowisko (stoły szwedzkie) na wysokim tarasie z widokiem na dolinę rzeki Wolbórka
Po kwadransie zadzwonił Wiesiu Śliwiński, że stoją przed wejściem do Galerii ARKADY. Przeszedłem na drugą stronę Placu, gdzie zastałem wózek z Markiem otoczony osobami z Galerii. Wśród nich znalazł się Mariusz Sobański, właściciel ARKAD, Wiesiu z żoną Anną i dwie pracownice z ARKAD. Krótka wymiana zdań z Karewiczem, po czym Mariusz opuścił nas mówiąc, - Przepraszam państwa, dzisiaj jest „1” i muszę sporządzić wypłatę dla pracowników, zejdzie mi z tym dobrą godzinę. Panie Marku jeśli już was nie zastanę to chciałem się pożegnać. Co zresztą uczynił. Wiesław przejął wózek z Markiem i ruszyliśmy razem z Anką, żoną Wieśka, Placem Kościuszki w kierunku Jarkpolu. Kiedy znaleźliśmy się na wysokości księgarni, kiedyś własność Basi Goździk (tu na zapleczu księgarni od co najmniej pięciu lat spotykaliśmy się, nazywając to miejsce „klubem”, przy każdym przyjeździe Karewicza do Tomaszowa była tu Marka baza, miejsce spotkań), Marek zagaił, - Słuchaj Antek, a co jest z Basią? Gdzie ona teraz przebywa? Podobno jest u córki w Warszawie?

„Końskie jatki” tak wyglądała dzisiejsza Galeria ARKADY, miejsce, w którym mieliśmy się spotkać z Karewiczem. W tamtych latach Marek przychodził tu, jak często się wypowiadał, po „najsmaczniejszą na świecie kiełbasę - mortadela”
Nie wiedziałem co mam mu odpowiedzieć, z Basią około dwóch lat nie miałem kontaktu, nawet telefonicznie nie rozmawialiśmy. Wiedziałem, że miała ogromne kłopoty ze zdrowiem, że długo przebywała w szpitalu, że córka urodziła drugie dziecka, że teraz więcej przebywa w Warszawie niż w Tomaszowie, pomagając córce w wychowaniu dzieci. Odpowiedziałem natychmiast, - Marku bardzo mi przykro ale nic o niej nie wiem. Miała problemy ze zdrowiem ale teraz się jej poprawiło. Podobne przebywa u córki w Warszawie. Szliśmy dalej w wyznaczonym kierunku. Kiedy znaleźliśmy się między kościołem św. Trójcy a apteką przy Pl. Kościuszki, jakaś kobieta, z krótko ostrzyżoną czupryną, w ciemnych okularach, szybko nas wyminęła zastawiając drogę Wieśkowi pchającemu wózek z Markiem. Kobieta rzuciła się Markowi na szyję wypowiadając słowa, - Panie Mareczku kochany! A Marek odezwał się, - Basiu kochanie, ale niespodziankę nam zrobiłaś. Przed chwilą o tobie rozmawialiśmy. I Basi i Markowi ciurkiem po policzkach ciekły łzy. To było niesamowite. Tak oto, w takich okolicznościach doszło do cudownego spotkania, o które Marek ciągle mnie nagabywał, - Antek, co jest z Basią. Czy to przypadek zrządził? Czy jakieś siły metafizyczne? A może siła większa od nas samych? Pytania zostawiam bez odpowiedzi.

„Galeria we wsi Niebrów”. Wywiad dla TV Teleteamtm z Markiem Karewiczem
Z Basią umówiliśmy się za godzinę na tarasie Galerii ARKADY a my tymczasem udaliśmy się dalej. Zatrzymaliśmy się na wysokości Jarkpolu, - Do tego sklepu, u państwa Wolskich, w narożniku Pl. Kościuszki 17 (tu mieszkał na II piętrze Wojtek Szymański) zawsze po zakupy przychodziłem z tatusiem. Nigdy nie zapomnę takiej sytuacji, był tak duży tłok, że się kiedyś zgubiliśmy z tatą. Upłynęło sporo czasu jak się odnaleźliśmy. Następnie udaliśmy się na lody do Baru Tyskiego przy ul. Jerozolimskiej. Sprzedająca, Monika Fiszer, podała nam trzy lody, dla Marka, Anki i dla mnie. Wiesiek wziął sobie piwo. Monika była na wszystkich w Tomaszowie spotkaniach z Karewiczem, przeczytała wszystkie publikacje o Marku, w tym moje felietony o człowieku ze złotym obiektywem. Mając sporą wiedzę o mistrzu fotografii mogła odważnie z nim rozmawiać. Kiedy zapytała o trasy koncertowe z Rayem Charlesem i Miles Daviesem Marek zamarł, - Dziewczyno skąd ty masz taką wiedzę, strasznie mi zaimponowałaś. Nie spotkałem nigdy takiej kobiety, z takimi kompetencjami. Musisz kiedyś przyjechać do mnie, do Warszawy. Posłuchasz dobrej muzyki jakiej zapewne nigdy nie słyszałaś. Naprawdę zapraszam. Po czym, mając łzy w oczach, obcałował jej dłonie, tak jak się czyni, całując wielką DAMĘ. Monika musiała zaraz iść na stanowisko pracy gdyż pod okienko z lodami zbliżała się szkolna wycieczka. My udaliśmy się na umówione miejsce, do Galerii ARKADY.

Wszystkich zaskoczyło WIELKIE DZIEŁO Krzysztofa Jochana. BRAWO KRZYSIEK
Tu oczekiwała nas, umówiona Basia Goździk, Edek Wójciak z małżonką Wiesławą i Janek Pyska. Dosiedliśmy się do nich zamawiając szarlotkę na gorąco, kawy i herbaty. Wiesiek Śliwiński, jak zwykle, zamówił piwo. Kiedy rozwinęły się wspomnienia, od PANORAMY w naszym kierunku zbliżały się dwie osoby, małżeństwo, a byli to, o ironio!!! …… Krystyna i Edward Wolscy, o których z Karewiczem pół godziny temu rozmawialiśmy, mieszkańcy od blisko 30 lat Nowej Zelandii. Przyjechali do Polski dwa dni temu, NIESAMOWITE, na urlop, na wakacje. Natychmiast przybliżyłem ich Markowi, a on zaskoczony wypowiedział te słowa, - O Boże, co się dziś dzieje, przed chwilą odnaleźliśmy Basię (wskazał naprzeciw siedzącą Basię) a teraz Wolskich, których ojciec był przyjacielem mojego ojca. A Edek Wolski, o dwa lata młodszy od Karewicza, odezwał się, - Ja często przebywałem u rodziców w sklepie i pana ojca pamiętam bo był prezesem klubu sportowego OM TUR, a ja z tatą na piłkarskie mecze, często chodziliśmy. Markowi ponownie w oczach błysnęły „świeczki”. Nie wiem jakby potoczyły się dalej wspomnienia o powojennym Tomaszowie, przełomu lat 40/50-tych gdyby nie nadeszła Maryla Tejchman. – Kochani musimy już jechać, na godz. 17.00 muszę być w Warszawie a jeszcze musimy wpaść do Niebrowa by pożegnać się z gospodarzami. Zgodnie podnieśliśmy się od stolików i ruszyliśmy z pod Galerii na drugą stronę Pl. Kościuszki. Tam Maryla zaparkowała swojego seata. Pomogłem umieścić Marka w samochodzie i zapakować do bagażnika ich rzeczy.

Spotkanie z Magdą na dziedzińcu posesji Jochanów. W głębi Grzesiek Grabowski i Iwona Thierry
Trzeba było główkować by wszystko się zmieściło. Kiedy Wiesiu, Ania, Maryla wygodnie zasiedli, Marek przez otwarte okno wyciągnął zdrową, lewą dłoń. Kiedy podałem mu swoją rękę, Marek bardzo silnie uścisnął moją dłoń, mając łzy w oczach wypowiedział drżącym głosem, - Antku, to był mój najpiękniejszy powrót do miasta mojego dzieciństwa. Nigdy nie zapomnę co Krzysiek i ty dla mnie zrobiliście i robicie. Bardzo, bardzo wam dziękuję. Chciałbym choć jeszcze raz przyjechać do Tomaszowa. Całuję was mocno. Po czym Maryla puściła sprzęgło i seat odjechał w kierunku Warszawy znikając z moich oczu załzawionych, za załomem ulic św. Antoniego/Warszawska, tuż za pomnikiem Tadeusza Kościuszki. Tak zakończył się ostatni, majowy weekend, jeden z najbardziej wzruszających, który z racji wydarzeń w TKACZU i we wsi NIEBRÓW, przejdą na zawsze do muzycznej historii miasta - TOMASZÓW MAZOWIECKI

W mieszkaniu Jochanów osoby na FOTO oglądają koncert OLD BREAKOUT. Od lewej: Iwona Thierry, Jola Trachta, Iwona Czapniewska oraz małżeństwo Iwona i Andrzej Stępień właściciele firmy BAKARAT. Wykonawcy FOTO Breakoutów i Tadeusza Nalepy nowych technologii

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz