Są takie koncerty, na które czeka się bardzo długo, szczegółowo analizuje się dyskografie swoich idoli i jakże często pogmatwane koleje życia muzyków. Są też koncerty takich wykonawców, o których również rozmyśla się na długo przed ich występem nie zastanawiając się zbytnio ani nad przyczyną dopadania tych myśli, nie posiadając choćby jednej surowo brzmiącej płytki demo, ani nie mając zbyt głębokiej wiedzy na temat poszczególnych życiorysów, co wcale nie musi oznaczać, że są one mniej skomplikowane od biografii gigantów rocka. Tak było właśnie tym razem. Transparent Human Creatures zrodził się spontanicznie, a jego historia trwa stosunkowo niedługo. Zespół zawiązał się w czerwcu 2014 w bliskim memu sercu Hertfordshire, a ściślej w położonym nad rzeką Stort niewielkim miasteczku Bishops Stortford. Muzykom wystarczyło zaledwie pięć miesięcy od powstania grupy, aby w listopadzie ubiegłego roku kompozycją "Amnesia" szturmem zdobyć szczyt prowadzonej przeze mnie od lat radiowej Listy Przebojów, a wywiad jaki wówczas z nimi przeprowadziłem tutaj, w tłumaczeniu Micka Chwedziaka tutaj ukazał się nawet w lokalnej prasie brytyjskiej. Pół roku później "Amnesia" zdobyła także wysokie - trzecie miejsce w podsumowaniu trzech pierwszych lat działalności programu Polisz Czart. Trzeba przyznać, że jak na tak krótki okres istnienia kapeli, jest to wynik imponujący i budzący respekt.
z Jonathanem Eynonem (fot. Marek Jamroz)
"Po pierwszych rozmowach okazało się, że jest między nami to coś - wspomina charyzmatyczny gitarzysta Maciek Gazda - Na pierwszym jamie ja zwariowałem. Swoboda z jaką graliśmy zaskoczyła mnie kompletnie". Perkusista Łukasz Makowiecki dodaje: "Jesteśmy pełni tajemnic i to chyba nasza największa tajemnica. Nadajemy na tych samych falach i mamy potężną, niczym nieskrepowaną wyobraźnię muzyczną". Jonathan Eynon - jedyny Anglik w zespole, którego dziadek notabene był Polakiem, przyznał, że jego decyzja, aby grać z Maćkiem i Łukaszem była instynktowna (ech te polskie geny...). "Zawsze wiedziałem, że lubię śpiewać, nawet w podstawówce, chociaż nigdy się do tego nie przyznawałem. Nie mogę jednak powiedzieć, że kiedykolwiek wierzyłem, że mógłbym być frontmanem".
Z Mateuszem Augustyniakiem (Polski Wzrok) i Jonathanem Eynonem - THC (fot. Marek Jamroz)
19 września miał być dla THC dniem poważnego egzaminu i niewątpliwie dniem najważniejszego koncertu w ich ponadrocznej historii. Tego dnia trzej muzycy z Bishops Stortford nie tylko po raz pierwszy (nie licząc plenerowego koncertu dla Nepalu, gdzie trudno było mówić o optymalnych warunkach nagłośnieniowych) mieli zagrać w stolicy Zjednoczonego Królestwa, ale przede wszystkim z odwagą w sercu poddać się ocenie bardzo wymagającej publiczności, która (nie licząc niewielkiej wycieczki zagorzałych fanów THC) przybyła tego dnia nie dla nich, a na wyczekiwany występ grającej kompletnie inny rodzaj muzyki legendy polskiego undergroundu - zespołu Kabanos. Smaczku całej sytuacji dodawał fakt, że ów kiełbasiany support został przez THC wywalczony w niezwykle zaciętej internetowej walce o głosy, a spora część tych (włączając w to także piszącego te słowa), którzy przyczynili się do ich zwycięstwa stawiła się w londyńskim The Dome Tufnell Park nie tylko po to, aby okrzykami i gromkimi oklaskami tudzież piskami najbardziej oddanych kapeli fanek zagrzewać swoich wybrańców do boju, ale przede wszystkim po to, aby rzetelnie ocenić stan faktyczny oraz uczciwie zweryfikować ich gotowość do podejmowania podobnych wyzwań w przyszłości.
fot. Marek Jamroz
Muzycy z Hertfordshire rozpoczęli swoim flagowym kawałkiem "Amnesia", którym dosłownie wyrwali z butów schodzącą się z wolna pod scenę pozytywnie - co wyraźnie dało się odczuć - zaskoczoną publikę. Po wybrzmieniu ostatniego dźwięku tej bardzo przebojowej kompozycji stojący obok mnie z dorodnym irokezem na głowie jeden z regularnych bywalców koncertów punkowych bardzo wymownie skwitował dopiero co wysłuchane koncertowe intro potwierdzając tym samym nie po raz pierwszy, że fani pogowania zawsze potrafili obiektywnie ocenić umiejętności także tych artystów, których muzyka całkowicie odbiega od tego, czego słuchają na co dzień. "Jeśli oni tak zagrają resztę, to ja ich kupuję" - rzucił krótko klaszcząc i pokrzykując w entuzjastycznym uniesieniu. Ponadpółgodzinny występ THC okazał się być smakowitą muzyczną ucztą, która zadowoliłaby gusta nawet najbardziej wymagających koneserów rockowej muzy. Kolejne numery jedynie potwierdziły reprezentowaną przez THC wysoką klasę. "Runaway", "Chemical Saport", "Friend" i "Transition" nie odbiegały poziomem od mocno już radiowo ogranej "Amnesii" i były dla mnie niczym aperitif przed smakowaniem mającej się wkrótce ukazać pierwszej EP-ki zespołu. Na bis raz jeszcze w powietrzu uniósł się zniewalający zapach "Amnesii", a psychodeliczny metal - jak na własny użytek nazwałem muzykę, jaką gra THC niczym opary fajki pokoju połączył zebranych pod sceną wyznawców przeróżnych, czasami bardzo odległych od siebie gatunków muzycznych,
Łukasz Makowiecki - perkusja (fot. Marek Jamroz)
Lukasz Makowiecki swoją brawurowa acz niezwykle przemyślaną grą udowodnił, że należy do tej klasy perkusistów, którzy pałek używają nie tylko do wybijania rytmu, ale przede wszystkim potrafią za ich pomocą płynnie zmieniać tempo i finezyjnie przechodzić od ostrego łojenia do psychodelicznej hipnozy. Wychowany na bluesie i zafascynowany toolowskim klimatem Maciek Gazda to charyzmatyczny i pewny swoich umiejętności gitarzysta, który rockową drapieżność znakomicie potrafi łączyć z niemal yassowymi wycieczkami w stylu Piotra Pawlaka z zespołu Kury. Perfekcyjnie trafiający basista i jednocześnie nie do końca chyba jeszcze świadomy swojego nieprzeciętnego talentu wokalnego Jonathan Eynon usłyszał ode mnie po koncercie dwa znamienne zdania. "You're born to be a singer. Be more brave 'cause you're amazing frontman!". Dodatkowym atutem Jona, czego prawdopodobnie także do końca nie jest świadom, jest niemal hipnotyczne skupienie na sobie uwagi znajdujących się pod sceną dziewcząt i pań wiecznie młodych. To bardzo istotna cecha, która poza talentem wokalnym i doskonałym opanowaniem gitary basowej jest niezwykle przydatna w docieraniu zawartego w pisanych przez niego tekstach przekazu.
Jonathan Eynon - bas (fot. Marek Jamroz)
Sobotni występ nie tylko dodał tak potrzebnej młodemu zespołowi wiary w swoje możliwości, ale przede wszystkim w pełni ujawnił muzyczne odniesienia i inspiracje, jakich można doszukać się w pełnej tajemnic twórczości polsko-angielskiego tria. Muzyka THC oscyluje gdzieś pomiędzy amerykańskim brzmieniem z pogranicza grunge'u i prog metalu z wyraźnie słyszalnymi inspiracjami takich firm jak Tool czy Pearl Jam, a brytyjskim rockiem psychodelicznym przełomu lat 60' i 70' spod szyldu pierwszych płyt Pink Floyd, kiedy to mała
czarna książka Syda Barretta i
srebrna łyżka Ricka Wrighta stanowiły kwintesencję artystycznej obróbki stanów "tamtej" strony ludzkiej jaźni...
Maciek Gazda - gitara (fot. Marek Jamroz)
Na koniec jeszcze jedno ważne dla mnie przemyślenie. Londyńska Wiosna Rockowa jak nazwałem kiedyś wysyp ogromnej ilości polskich kapel na początku roku 2013 to niestety dziś już przeszłość. Wciąż najlepszy i na dzień dzisiejszy niedościgniony ideał, jakim bezdyskusyjnie jest zespół Gabinet Looster to tylko pozytywny wyjątek potwierdzający regułę, że na tej scenie obecnie nie dzieje się najlepiej. Tottus Tuus nie istnieje od dawna, a zbudowany przez Remiego Juśkiewicza na bazie tej kapeli southern rockowy Blueberry Bush podobnie jak fenomenalna Metasoma od dłuższego czasu borykają się z poszukiwaniem wokalistów. Thetragon podobno przygotowuje nowy album, ale data jego premiery ciągle jeszcze nie jest znana. Human Control - najstarszy polski band - od miesięcy bezskutecznie poszukuje perkusisty. Ten sam problem dotknął ponoć znakomitą Megatonę Jarka Kopały. Świetna dwójka solistów to niewielka iskierka optymizmu. Aleks Gala i Mick Chwedziak to obecnie w mojej opinii dwa najjaśniejsze i najbardziej prawidłowo rozwijające się ogniwa londyńskiego łańcucha muzycznego. W temacie zespołów obok ponadczasowego Gabinetu Looster ciągle z powodzeniem koncertuje Czapa i Born Healer - brytyjska kapela z polskim basistą Markiem Funkasem. Ku zaskoczeniu obserwatorów polskiego życia rockowego na czoło w ostatnich miesiącach zaczęły wysuwać się polskie kapele z prowincji, a bohater niniejszej recenzji - Transparent Human Creatures to nie jedyna formacja z countryside'u broniąca obecnie honoru polskiej muzyki rockowej na Wyspach. Poza świetnie radzącym sobie od lat Smoking Hot z Leeds w ostatnich miesiącach ogromny progres poczyniły Harmfool i DieRevers z Northampton, które coraz śmielej poczynają sobie na liście Polisz Czart, a numer Harmfoola pod wymownym tytułem "Piku piku" ośmielę się określić hymnem polskiej emigracji ostatniej dekady. Dlaczego właśnie "Piku piku"? Zainteresowanych odsyłam do YouTube.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz