|
Tomasz Żyrmont |
Tomasz Furmanek to najbardziej ceniona przeze mnie postać z wszystkich, jakie z POSK-iem mi się kojarzą [więcej o Tomku
tutaj].
Tomka poznałem przed trzema laty podczas czwartych urodzin Jazz Cafe
POSK, które dzięki znakomitemu występowi Krystyny Prońko [o czym pisałem
tutaj],
zapisały się w mej pamięci jako jedna z najpiękniejszych kart w
historii moich pobytów w budynku na na King Street. 22-go lutego tego
roku Tomasz zaprosił wszystkich sympatyków jazzu na koncert niezwykle
ważny i zarazem uroczysty, będący jednym z kilku wydarzeń
uświetniających obchody 50-lecia instytucji, na terenie której Polish
Jazz Cafe od początku istnienia ma swoją siedzibę.
|
Flavio Li Vigni |
Koncert zapowiadał się tym bardziej atrakcyjnie, iż na scenie mieli
pojawić się artyści, których poziom nie tylko bardzo wysoko oceniam, ale
dodatkowo miałem okazję przeprowadzać z nimi prasowe lub radiowe
wywiady [
tutaj] i już choćby z tych
powodów zaproszenie Tomka przyjąłem z
nieukrywanym entuzjazmem i radosnym oczekiwaniem. Ogromną niespodziankę
sprawił mi popularny w naszym środowisku pianista Tomek Żyrmont, który
tym razem nie przywiózł ze sobą doskonale znanej stałym bywalcom Polish
Jazz Cafe formacji Groove Razors. Jego Trio w składzie Tomasz Żyrmont -
piano, Flavio Li Vigni - perkusja i Kuba Cywiński - kontrabas już na
otwarcie koncertu rozgrzało licznie zebraną publiczność. Stylistycznie
Trio Tomasza Żyrmonta nie odbiegało zbytnio od tego, do czego przez lata
przyzwyczaił nas Groove Razors. Niewątpliwą atrakcją tego występu były
pomysłowe interpretacje
muzycznych tematów z filmów: "Polskie drogi" (kompozycja Andrzeja
Kurylewicza)
oraz
"Sleep Safe and Warm" Krzysztofa Komedy z kultowego
obrazu Romana Polańskiego "Dziecko Rosemary". Wspominając moją
ubiegłoroczną rozmowę z Tomaszem Żyrmontem, jestem przekonany, iż te
obydwa motywy filmowe, nie pojawiły się w repertuarze jego Tria
przypadkowo. W wywiadzie, jakiego ten ceniony pianista udzielił mi w
lipcu ubiegłego roku dla jednego z polskich magazynów jazzowych
[szczegóły
tutaj], powiedział następujące słowa:
"Chciałbym kiedyś napisać muzykę do filmu lub spektaklu teatralnego, a
także zagrać moją muzykę w różnych odległych częściach świata. Staram
się otwierać na nowe muzyczne i życiowe wyzwania. Bardzo ważny jest
balans i właściwy kierunek. Najważniejsze, aby realizując swoje muzyczne
marzenia mieć nadal szerokie spojrzenie na życie". Jestem
pewien, że Trio, jakie powołał do życia ten znakomity artysta, jest
punktem startowym do kolejnego etapu w jego życiu artystycznym, a mając
świadomość jego ogromnej pasji, wytrwałości i odwagi w nieustannym
podnoszeniu sobie poprzeczki, z niecierpliwością czekam nie tylko na
kolejne koncerty, lecz przede wszystkim na nowe kompozycje formacji
Tomasz Żyrmont Trio, które - życzyłbym sobie tego bardzo - być może zaowocują debiutanckim albumem.
|
Kuba Cywinski |
Podczas występu trojki jazzmanow nasunęło mi się jeszcze jedno spostrzeżenie.
Jakub Cywiński, [więcej o artyście
tutaj]
jest nie tylko znakomitym kontrabasistą, co wnikliwi obserwatorzy
ARTerii Nowego Czasu z lipca 2011 zapewne doskonale zapamiętali
[szczegoły
tutaj].
Kuba dość często jest zapraszany do udziału w projektach innych
twórców, które są później wysoko oceniane zarówno przez jazzowych
ekspertów, jak i przez odbiorców, czego najlepszym przykładem jest
choćby nagrany przed trzema laty przez Adama Bałdycha album
Imaginary Room, który miałem przyjemność na naszych łamach recenzować [
tutaj].
„Kuba jest muzykiem, który cały czas kreatywnie odkrywa dla siebie
nowe brzmienia ” powiedział mi przed ponad rokiem goszczący w ramach London Jazz Festival Adam Bałdych [cały wywiad
tutaj].
Myślę, że wysokie umiejętności Kuby Cywińskiego docenia także Tomek
Żyrmont, który - poza udziałem w licznych jam session - niezbyt często
zaprasza polskich muzyków do swoich stałych projektów. Czytelnikom,
którzy dopiero od niedawna uczestniczą w koncertach odbywających się w
Polish Jazz Cafe przypomnę, że Tomasz Żyrmont ukończył Akademię Muzyczną
w Katowicach w
klasie fortepianu jazzowego oraz roczny program w
renomowanej Guildhall School of Music and Drama w Londynie. [Wiecej o
Tomaszu Zyrmoncie można znaleźć
tutaj]
Występ jego Tria podczas obchodów 50-lecia POSK spotkał się - podobnie
jak wielokrotnie miało to miejsce podczas koncertów Groove Razors - z
owacyjnym przyjęciem klubowej publiczności.
Luiza Staniec pod artystycznym pseudonimem Luiza Es swoje największe sukcesy odnosiła przed kilku laty w Polsce, a jej świetny album
jatoja
długo nie schodził z anteny radiowej Trojki. Udział Luizy w koncercie z
okazji 50-lecia POSK był wynikiem przypadkowego spotkania Tomasza
Furmanka z tą utalentowaną wokalistką w kościele na Devonii, podczas
którego Luiza podarowała mu właśnie krążek
jatoja. Płyta zrobiła
na Tomku duże wrażenie, które zaowocowało zaproszeniem Luizy Staniec do
udziału w jubileuszowym koncercie. Tuz po występie formacji Tomasz
Żyrmont Trio, Luiza przypomniała londyńskiej publiczności swoje
największe przeboje z nagranego przed laty wydawnictwa, a także kilka
nowych utworów skomponowanych już po roku 2008 w Wielkiej Brytanii.
Wokalistka wykonała specjalnie przygotowany na tę uroczystą okazję
materiał z towarzyszeniem własnego akompaniamentu fortepianowego i
pomimo, że jej repertuar nie można zakwalifikować do stylistyki stricte
jazzowej, jej występ został bardzo dobrze przyjęty i nagrodzony licznymi
brawami przez wymagającą publiczność Jazz Cafe POSK.
|
Z Agatą Kubiak na widowni Jazz Cafe POSK |
Myślę, że po tak udanym debiucie, ta
obdarzona niezwykle zmysłowym głosem wokalistka, pianistka,
kompozytorka i autorka tekstów będzie częściej pojawiać się w gościnnych
progach londyńskiego serca polskiego jazzu. Przypomnę, że kilkanaście
miesięcy temu piosenka Luizy "You May Be My Baby"'
została zakwalifikowana do finału The UK Songwriting Contest, a
stosunkowo niedawno
Luiza Staniec ukończyła terapię dźwiękiem na The British Academy of
Sound
Therapy i obecnie pracuje nie tylko nad nowymi piosenkami, lecz także
jest
wykwalifikowanym sound terapeutą w założonym przez siebie Healing Sound
Studio.
|
Luiza Staniec |
Z recitalem Luizy Staniec wiąże się pewna ciekawa
historia. Podczas ubiegłorocznego koncertu Agaty Kubiak w ramach drugiej
edycji współorganizowanego przez Tomasza Furmanka Songsuite Vocal
Festival, [szczegóły festivalu
tutaj]
towarzysząca mi wówczas na widowni Luiza Staniec nie kryła zachwytu nad
młodzieńczą urodą i talentem Agaty. Tym razem miała miejsce sytuacja
dokładnie odwrotna. Tuż przed rozpoczęciem recitalu Luizy spotkałem na
widowni właśnie Agatę Kubiak, która z równie szczerym zachwytem
przyglądała się wraz ze mną występowi Luizy i dopiero w jego trakcie
dowiedziała się ode mnie o ubiegłorocznym odbiorze jej koncertu przez
siedzącą przy fortepianie Luizę. Być może ten ciekawy zbieg okoliczności
i wzajemny zachwyt, sprowokuje kiedyś obie panie do jakiegoś - choćby
niewielkiego - wspólnego projektu artystycznego lub przynajmniej
jednorazowego duetu. Sądzę, że w obliczu artystycznej intuicji Tomka
Furmanka, jego zdolności organizacyjnych oraz talentu obu wokalistek
takiej ewentualności nie można wykluczyć...
Alice Zawadzki
to jedno z moich największych muzycznych odkryć ostatnich miesięcy, a
jej fenomenalny występ podczas Sungsuite Vocal Festival pozostanie w mej
pamięci na długie lata. Alice to urzekająca Brytyjka z polskimi korzeniami,
które zauważalne są w niemal każdej sferze, od żywiołowego charakteru i
typowo polskiej otwartości począwszy, a na scenicznej autokreacji
skończywszy. O ile ubiegłoroczny koncert Alice Zawadzki wraz z towarzyszącymi jej
muzykami stanowił fuzję jazzu, folku, muzyki etnicznej i
rocka progresywnego, tym razem jej występ nie był podróżą w nieustannie
zmieniające się
klimaty i zaskakujące zmiany tempa. Mimo, że krytycy dopatrują się w jej
śpiewie wpływów takich wokalistek jak Björk, Kate Bush czy Tori
Amos, podczas pięćdziesiątych urodzin POSK repertuar Alice był nie tylko
dla mnie absolutnym zaskoczeniem. W jazzowym opakowaniu Alice Zawadzki
podarowała tym razem publiczności piosenki stylistycznie osadzone w
muzyce okresu dwudziestolecia międzywojennego. Momentami można było
wręcz usłyszeć echa piosenek Hanki Ordonówny i innych gwiazd tej epoki.
Szczególnie
ujęła mnie wykonana przez Alice w języku polskim czarująca pieśń
miłosna, której tekst odnalazła mieszkająca w Polsce bliska krewna jej
babci. Podczas rozmowy w trakcie koncertu, Tomasz Furmanek powiedział
mi, że wspólnie z Alice zastanawiali się, jakie utwory w języku polskim
włączyć do programu. W efekcie doszli do wniosku, że właśnie coś z
repertuaru siostry jej babci byłoby doskonałym pomysłem. O swojej
polskiej rodzinie Alice Zawadzki wypowiada się z czułością i ogromnym
szacunkiem.
"Mam dużą rodzinę w Polsce. Córka mojej babci, czyli moja ciotka Zofia,
która mieszka w Gdyni i jej dzieci, czyli moi kuzyni – Adam i Ania,
którzy są mniej więcej w moim wieku. Mam z nimi bardzo dobry kontakt.
Mam również rodzinę w Warszawie i w Białymstoku. Mój tato bardzo dba o
to, aby nasze kontakty z rodziną w Polsce były bardzo bliskie. Jestem skłonna powiedzieć, że mogłabym tam nawet
zamieszkać. Za każdym razem gdy ktoś mnie pyta, czy chciałabym
zamieszkać w Polsce, pomysł ten wydaje się być coraz bardziej kuszący,
pomimo że przeszkadzałaby mi bariera językowa".
|
Alice Zawadzki |
Te słowa, jakimi podzieliła się Alice ze mną rok temu podczas wywiadu dla jednego z polskich pism jazzowych
[tutaj],
najlepiej świadczą o jej polskiej świadomości oraz przywiązaniu do
kraju ojca. Alice Zawadzki ukończyła Royal Northern College of Music w
Manchesterze,
gdzie studiowała skrzypce klasyczne. Od wczesnych lat lubiła urywać się z
zajęć
i w miejsce klasyki fundowała sobie wizyty w klubach jazzowych, gdzie
śpiewała, poznawała ludzi i brała udział w licznych jamach. Gdy Alice
zorientowała się, że brakuje jej teoretycznej wiedzy
jazzowej, zdecydowała się na podyplomowe studia w Royal Academy
of Music w Londynie, gdzie uzyskała tytuł magistra wokalistyki i
kompozycji jazzowej. Dziś jest jedną z najbardziej obiecujących młodych
artystek, której talent raduje zarówno Polaków jak i Brytyjczyków. Jej
dwa stylistycznie zupełnie odmienne występy, jakie miałem okazję
zobaczyć i usłyszeć na przestrzeni kilku ostatnich miesięcy, pokazują,
na jak wielkiej muzycznej przestrzeni ta utalentowana wokalistka i
skrzypaczka potrafi się poruszać i jak ogromną posiada wyobraźnię.
Wkrótce będziemy mogli podziwiać jej debiutacki krążek i nie będę
ukrywał, że obok najnowszego albumu Miniki Lidke, który ma ukazać się
lada moment, zapowiadana płyta Alice jest tą, na którą czekam z
najwiekszą niecierpliwością.
|
Tomasz Furmanek |
To był bardzo udany koncert. Tomasz Furmanek nie po
raz pierwszy udowodnił, że potrafi w taki sposób podać jazz, iż jest on
wykwintną ucztą i dla najbardziej wytrawnych koneserów improwizacji, jak
i dla tych, którzy na co dzień takiej muzyki nie słuchają w nadmiarze.
Każdy jubileusz jest okazją do posumowań. Podsumowania dotyczącego
POSK-u jako instytucji z przyczyn podanych przeze mnie na wstępie
niniejszej recenzji nie będzie. Posiadam jednak minimalną wiedzę na
temat londyńskiego serca polskiego jazzu. Minimalną, gdyż pomimo, że nie
należę do stałych bywalców Polish Jazz Cafe, na przestrzeni ostatnich
lat miałem okazję uczestniczyć w kilku ważnych wydarzeniach odbywających
się na terenie tego zasłużonego dla polskiej kultury klubu. Wspominam
m.in. bardzo udany recital Dominiki Zachman z lipca 2011 [
tutaj],
czwarte i piąte (odbywające się wówczas w dużej sali widowiskowej)
urodziny Jazz Cafe POSK, II edycję Songsuite Vocal Festival z roku
ubiegłego czy też jazzową część WOŚP z roku 2012 [
tutaj].
|
Plakat pamiętnych 4. urodzin Jazz Cafe POSK |
Wydarzenia te pozwoliły mi wyrobić sobie opinię na
temat tego, co ten jedyny jak dotychczas polski klub jazzowy na Wyspach
ma do zaoferowania i jaką rolę w misji kulturotwórczej spełnia. Polish
Jazz Cafe to nie tylko historia i rocznice. Największym dobrodziejstwem
tego miejsca w mojej opinii jest magnetyzm, jaki przyciąga do Jazz Cafe
POSK z każdym rokiem powiększającą się publiczność oraz kolejnych
artystów, którzy poczytują sobie za zaszczyt i powinność pokazania się
właśnie w tym miejscu. Jeszcze w roku 2011 nie przypominam sobie
występów chociażby Agaty Kubiak, Luizy Staniec czy Kuby Cywińskiego.
Bardzo często zamieszczam na swoim blogu ogłoszenia o POSK-owskich
koncertach jazzowych, jakie znajduję na facebookowym profilu Tomasza
Furmanka. Z uwagi na tryb pracy i liczne zobowiązania bywam tylko na
niektórych z nich. Jednocześnie liczba i wachlarz artystów, jacy
przewinęli się przez tę kameralną scenę w ciągu kilku ostatnich lat,
każe mi żyć w przekonaniu, iż niezależnie od tego jak w obliczu swoich
sukcesów i porażek postrzegana jest 50-cioletnia instytucja, jaką jest
POSK, jej "piwniczna izba" dzięki takim pasjonatom i znawcom muzyki jak
Tomasz Furmanek czy Marek Greliak [o którym więcej
tutaj] może ze spokojem spoglądać w przyszłość. Serce polskiego jazzu bije
rytmicznie i jak na razie nie potrzebuje wymiany zastawek, montażu
bajpasów i niezbędnych rozruszników.
ps. Powyższa recenzja posiada wiele odniesien do występujących tego dnia
Artystow oraz wydarzeń z przeszłości Jazz Cafe POSK. Chcialem tym
sposobem u szanownych Czytelników wywołać niejedno wspomnienie, a byc
moze nawet wzruszenie, jakie było ich udziałem podczas niejednego - jak
przypuszczam - pobytu w londyńskim sercu polskiego jazzu.
Slawku dziekuje za ten piekny artykul. Tak sie zlozylo, ze 23 marca obchodzilismy skromna rocznice powolania do zycia Jazz Cafe POSK lat temu 7. Otworzylismy klub w moje urodziny a Janusz Muniak, ktory gral na naszym otwarciu zagral mi najwspanialsze 100 lat mego zycia.Twoj artykul z kolei byl najwspanialszym prezentem na nasz maly jubileusz.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Marek Greliak
Marku, z nieukrywanym szacunkiem doceniam Twoją potężną pracę organizacyjną oraz fantazję twórczą, jaką niewątpliwie trzeba posiadać, aby takie dzieło jak Jazz Cafe POSK stworzyć. Jest mi tym bardziej miło, jeśli udało mi się tym artykułem sprawić Tobie osobiście oraz stworzonej przez Ciebie Instytucji skromny prezent urodzinowy. Niechaj te wszystkie opisane przeze mnie powyżej sukcesy, jak i te, których w artykule nie ująłem, stanowią dla Ciebie wspaniałą motywację do dalszego działania dla dobra narodowej kultury oraz nieustannego sprawiania, że to nasze - jakże często - szare, emigracyjne życie jest szlachetniejsze i bardziej kolorowe.
OdpowiedzUsuń