środa, 6 listopada 2013

Asaf Sirkis - Shepherd's Stories (UK/IZR) 2013 (JazzPRESS listopad 2013)


Rok 2013 w zapisze się bez wątpienia w pamięci fanów Asafa Sirkisa. Po znakomitej płycie „Insight” firmowanej przez Trio Maćka Pysza, której klimat w dużym stopniu powstał dzięki perkusji Asafa, tym razem ten ceniony izraelski drummer postanowił zabrać swoich słuchaczy w podróż do tajemniczego i jakże często z dreszczem niepokoju omijanego niematerialnego wymiaru egzystencji. Owszem... może bezpieczniej jest nie zapuszczać się w nie do końca wyjaśnione przez naukę obszary ludzkiej jaźni, niż podjąć ryzyko trudnych do przewidzenia skutków takiej eskapady, ale w jakim stopniu znalibyśmy dziś samych siebie i otaczający nas świat, gdyby nie szaleni odkrywcy, którzy przekraczając na przestrzeni tysiącleci wszelkie widzialne i niewidzialne granice rozsądku oraz społecznego przyzwolenia, przecierali szlaki nie tylko artystom? 'Zawsze byłem zafascynowany wpływem melodii na duszę i tym jak muzyka może łączyć nas z naszą jaźnią - pisze we wstępie do albumu Shepherd's Stories jego autor - Nazywam to efektem „opowieści pasterza”. Efekt ten zachodzi wówczas, kiedy melodia przypomina nam o czymś, co wcześniej już słyszeliśmy, wywołując wrażenie: "znam skądś tę melodię, ale nie potrafię dokładnie określić skąd'. Czy przez pryzmat tej wypowiedzi można stwierdzić, że Shepherd's Stories jest albumem koncepcyjnym? Po nietuzinkowym projekcie Inner Noise, w którym Asaf wraz z grającym na kościelnych organach Steve Lodderem, i gitarzystą Mike'em Outramem stworzyli muzykę będącą mieszaniną jazzu, fusion oraz elementów rocka progresywnego, tym razem ten obdarzony niezwykłą wyobraźnią perkusista postanowił ujawnić jeszcze bardziej intymne obszary swojej muzycznej wrażliwości.

Trafione w dziesiątkę intro płyty, jakim jest trwająca ponad osiem minut kompozycja „1801” to w mojej interpretacji namalowany za pomocą dźwięków punkt wyjścia oddający wszystkie nastroje i emocje, jakie towarzyszą śmiałkowi, który w poszukiwaniu źródeł swoich inspiracji wyrusza właśnie w ekscytującą podróż w najgłębiej ukryte zakamarki swojej świadomości. Po pełnym gitarowej wirtuozerii Tassosa Spiliotopoulosa z brawurowym solo Johna Turville'a na pianie Rhodesa wprowadzeniu, tempo albumu zdecydowanie zwalnia, a leniwie sączący się utwór „Eyes Tell” i kojąca kompozycja „Traveller” z piękną wokalizą Sylwii Bialas (jeden z moich faworytów tego krążka) stanowią jedynie preludium do wyprawy w nieznane.

Firmujący to wydawnictwo muzycy znają się doskonale. W roku 2006 Tassos Spiliotopoulos wydał swój debiutancki album Wait for Dusk, a do jego nagrania zaprosił właśnie Asafa Sirkisa i basistę Yarona Stavi – tych samych, którzy na Shepherd's Stories za pomocą dźwiękami zapisali owe nieuchwytne „opowieści pasterza”, które we wstępie do płyty sam autor wyjaśnia następująco: 'Jest to uczucie podobne do deja-vu lub występujące podczas słuchania muzyki, która przywołuje wspomnienia z innych okresów życia. Różnica polega na tym, że „opowieść pasterza” łączy nas z czymś większym niż my sami, zapomniana prawda czy też zbiorowa świadomość. Te chwile są momentami łączenia się z naszą duszą i ważnymi wskazówkami lub przypomnieniami o tym, skąd pochodzimy'. Przesłanie to potwierdza pozornie utrzymana w podobnym tempie jak dwa poprzednie utwory kompozycja „Meditation”, która różni się jednak od nich mocniejszą perkusją, co - podążając za ideą tego albumu - może symbolizować u naszego podróżnika pierwsze oznaki niepokoju, a być może nawet zaplątania się w sieci skojarzeń, których próby przyporządkowywania w czasie mogą stanowić rodzaj niebezpiecznego labiryntu, z którego odnalezienie drogi powrotnej jest w najlepszym przypadku trudne. „Dream Sister” przypominający nastrojem wspomniane już intro i jednocześnie będący najbardziej dynamiczną kompozycją tego albumu upewnia mnie w przekonaniu, że Shepherd's Stories jest bardzo dokładnie przemyślanym ciągiem muzycznych zdarzeń, które w zamierzony sposób kierują myślami słuchacza i prowadzą go niczym mapa do punktu finalnego. Gdzie jest ów punkt i co nam może wyjaśnić? Zniewalająca kompozycja „Together” z rewelacyjnym fletem Garetha Lockrane przywołująca pełne narkotycznych zapachów klimaty rodem z epoki „dzieci kwiatów” utwierdza mnie w przekonaniu, że oto właśnie dobrnęliśmy w szalonej wyprawie z Asafem Sirkisem do momentu, w którym niekoniecznie już liczy się sam cel poszukiwań, a znacznie bardziej istotne jest to, co z nami i wokół nas właśnie się dzieje i czemu dobrowolnie ulegamy, poddając się działaniu hipnotycznej siły muzyki, która dla pokolenia artystów przełomu lat 60' i 70' ubiegłego stulecia była swoistym manifestem wolności i artystycznym azylem chroniącym przed wszelkimi brudami tego świata. Moja interpretacja (a może nadinterpretacja?) każe mi spojrzeć na ten album pod względem koncepcyjnym trochę jak na pochodzący z początku lat 70' pewien kultowy amerykański film drogi w reżyserii zmarłego niedawno Richarda C. Sarafiana. „Znikający punkt” jest bowiem podobnie jak mój subiektywny punkt spojrzenia na ideę albumu Tria Asafa Sirkisa czytelną apoteozą wolności, która wbrew wszelkim ograniczeniom i systemom autorytarnym, daje prawo każdemu człowiekowi do poszukiwania prawdy, w tym także tej, która z uwagi na granice naszego pojmowania do końca odkryta zostać nie może. 

Asaf Sirkis bezsprzecznie jest jednym z najbardziej znaczących współczesnych perkusistów jazzowych. Przyszedł na świat w rodzinie izraelskiej, ale dorastał w położonej niedaleko Tel Awiwu jemeńskiej dzielnicy Rehovot. Wielokulturowość ukształtowała w nim specyficzne zrozumienie muzyki i rytmu. Mając dwanaście lat, Asaf zaczął uczęszczać na pierwsze lekcje perkusji i jednocześnie rozwinął zamiłowanie do basu elektrycznego. Biorąc pod uwagę wyrażaną przez niego wielokrotnie fascynację muzyką takich zespołów jak Yes, Genesis czy Mahavishnu Orchestra, trudno się dziwić, że w jego kompozycjach słychać aż tyle fusion i brzmień progresywnych. Po zakończeniu służby wojskowej, Asaf Sirkis całkowicie oddał się muzyce, występując w zespołach, których stylistyka oscylowała od muzyki klezmerskiej, aż po jazz-rock. Pracował z tak znanymi muzykami jak klarnecista Harold Rubin, saksofonista Albert Beger czy skrzypek Yair Dalal. W 1995 roku Asaf założył swoje pierwsze trio, z którym nagrał dobrze przyjęty album One Step Closer. We wspomnianym już trio The Inner Noise, dzięki połączeniu organów kościelnych, gitary elektrycznej i perkusji Asaf Sirkis dał się poznać jako muzyk poszukujący nowych brzmień i nie stroniący od ryzykownych eksperymentów. W kwietniu 1999 Sirkis przeniósł się do Londynu, gdzie bardzo szybko ugruntował swoją pozycję na brytyjskiej i światowej scenie jazzowej. Wraz z palestyńskim kompozytorem Adelem Salamehem nagrał wysoko oceniony album Nuzha, natomiast jego spotkanie z klarnecistą, flecistą i saksofonistą w jednej osobie - Giladem Atzmonem w roku 2000 zaowocowało powstaniem Oriental House Ensamble, którego album Exile z roku 2003 uzyskał miano: Najlepszy Album Roku wg dziennikarzy BBC. Rok później zespół ten (w którym notabene obok Asafa Sirkisa występował także grający na Shepherd's Stories izraelski basista Yaron Stavi) został nominowany do prestiżowej nagrody Jazz Awards w kategorii Najlepszy Zespół. Od roku 2006 pod szyldem Lighthouse Asaf Sirkis współpracował także ze znakomitymi muzykami brytyjskimi: saksofonistą Timem Garlandem i pianistą Gwilym Simcock'iem, z którymi wydał cztery albumy i koncertował na całym niemal świecie. Asaf Sirkis to jeden z tych nielicznych współczesnych artystów, którzy mogą pochwalić się ogromną kolekcją muzycznych kolaboracji. Obok wspomnianego na wstępie naszego Maćka Pysza, uważny badacz jego twórczości odnajdzie między innymi na tej liście nazwiska dwóch zasłużonych muzyków amerykańskich: gitarzysty Larry Coryella i basisty Jeffa Berlina. Niedawno zapytałem korespondencyjnie twórcę Shepherd's Stories o jego ulubionych muzyków jazzowych z naszego kraju. W mailu, który otrzymałem kilka dni temu od Asafa Sirkisa można przeczytać następującą informację: „About my favorite Polish Jazz: I'm a big fan of Simple Jazz Trio as well as the late Jarek Smietana (which I knew personally) and Leszek Mozdzer”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz