Magda Danicka |
Każdy z nas ma swoją odrębną historię muzycznego życia. Zarówno sami muzycy jak i ich wierni słuchacze mieli kiedyś swoje narodziny, a następnie przechodzili przez rożne etapy. Pierwsza przesłuchana płyta ze starszym rodzeństwem, ogniska z gitarą, godziny spędzone w piwnicznych klubach i garażach na słuchaniu pierwszych dźwięków granych przez przyjaciół lub na próbowaniu własnych sił. Wymarzona płyta słuchana z kumplami, pierwsza gitara kupiona na raty przez mamę, pierwszy niezapomniany koncert... Wszyscy różnimy się od siebie, ale łączy nas to samo - miłość do muzyki, która sprawia, że tworzymy jedną wielką rodzinę. Bardzo często największe muzyczne polskie talenty pozostają w garażach, grając tylko dla przyjaciół, którzy ich uwielbiają, a kiedy już założą rodziny, z czasem oddalają się od robienia tego, co kochają, ponieważ muszą zarabiać na życie.
Zespól Cree bardzo długo nie wychodził z podziemia, choć wszyscy ci, którzy dobrze go znają, wiedza, że już od dawna zasługiwał na znacznie więcej. Muzycy Cree poprzez udział w małych festiwalach od lat dzielnie walczą, aby móc pokazać się i zyskać coraz większe grono fanów. Nie jest to zespół, który w ciągu jednego roku zarabia miliony. Muzycy jeżdżą od koncertu do koncertu grając za śmieszne pieniądze, śpiąc po kilka osób w tanich pokojach hotelowych i marzą o tym, by poprzez to co robią i nad czym tak ciężko pracują, zapewnić sobie normalny poziom życia.
Po ostatnim sukcesie zespołu Cree na Festiwalu Sopot TopTrendy 2013 doszły do mnie słuchy, że CREE staje się KOMERCYJNE. Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam i nie jestem w stanie opisać, jakie ta wiadomość wzbudziła we mnie emocje. Członkowie zespołu nie ukrywali wprawdzie w swoich wypowiedziach, ze mają już dość grania za śmieszne pieniądze i chcieliby wreszcie zacząć na tym, nad czym tak ciężko pracują zarabiać. Wzrastająca popularność i delikatnie większy budżet (bo milionerami ciągle muzycy Cree nie są) nie czyni ich zespołem komercyjnym. Amerykańscy naukowcy dowodzą, iż w przypadku grup rockowych/metalowych, stawanie się zespołem komercyjnym kończy się jednoznaczne obniżeniem się ostrości ich brzmienia. Większość takich grup zaczyna wtedy grać elektroniczny pop rock, który dumnie nazywany jest przez nie rockiem alternatywnym, a dawne metalowe kapele stają się nagle nu-metalowymi boysbandami, bądź w ekstremalnych przypadkach zaczynają grać glam rock lub pop. Jak dla mnie, definicja ta za nic nie pasuje do zespołu Cree. Jeśli ktoś uważa ich, jak i inne polskie grupy, które grają muzykę na podobnym poziomie, za zespoły komercyjne, to ja... kocham taką komercję i zaczynam marzyć, że to co zostało uduszone przez tandetę i nazywane jest "rynkiem muzycznym", narodzi się w Polsce na nowo w cudownej postaci.
Kochani, jeśli zespoły które uwielbiacie, zaczynają wreszcie być dostrzegane i zamiast grać dla Was za darmo, zmuszają Was do stania w kolejkach po bilety na koncerty, to nie jest to powód do oczerniania ich. Powinniście być dumni, że widzieliście ich początki i wspieraliście ich wtedy, gdy najbardziej tego potrzebowali i kiedy jeszcze większość miała klapki na uszach. To nie oni się zmieniają, choć na pewno z biegiem czasu zyskują na doświadczeniu. Może w końcu z Waszą pomocą mentalność ludzi zmieni się i muzyka na dobrym poziomie - zamiast tandetnych rytmów z tekstem o niczym - zaczynie być wreszcie doceniana. Czasami warto zastanowić się nad wypowiedzią i spróbować postawić się na miejscu naszych wspaniałych polskich Talentów, zamiast oczerniać tych, którym w końcu zaczyna się w życiu układać.
Magdalena Danicka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz