fot. Marek Jamroz |
Podczas tegorocznego londyńskiego koncertu Kabanosa, redaktorom Polskiego Wzroku dzięki nie ukrywanemu przekupstwu w postaci wiadra żelek, udało się porozmawiać z muzykami z zespołu. O muzyce, o branży muzycznej w Polsce i o planach na przyszłość.
fot. Artur Grzanka |
Lodzia Pindol: W tej chwili dostać Hej Wiśta Hola to tylko na nośniku cyfrowym.
Zenek Kupatasa: Ja chciałbym żebyśmy zremasterowali ten materiał. Za dwa lata stuknie nam dwadzieścia lat działalności, więc to mogłaby być okazja, może nawet na winylu.
Mateusz: Jak to się stało, że pierwszy koncert trasy promującej Balonowy Album zaczynacie od Londynu?
Zenek: Po ilości paczek żelków, które zostały przyniesione, sądzę, że każdą trasę będziemy zaczynać od Londynu (śmiech). Zostaliśmy zaproszeni przez Coopeartive – to są ludzie, którzy bywają na naszych koncertach i stwierdzili oni, że fajnie będzie pokazać kiełbasę w Londynie. A że graliśmy w styczniu na WOŚPie, było super i przyszło sporo ludzi, to stwierdziliśmy, że ten pomysł nam się podoba. Wyszło to właśnie z inicjatywy Coopeartive i chociaż my sami nie wysyłaliśmy żadnych sygnałów w tym kierunku, nie musieliśmy się zbyt długo zastanawiać.
fot. Marek Jamroz |
fot. Artur Grzanka |
Zenek: Powiem szczerze, że ja zatęskniłem za takim starym Kabanosem, – bo Kabanosa można przepoczwarzać w nieskończoność i robić z tym tworem naprawdę dużo różnych rzeczy. A że zespół naprawdę sporo się rozwinął - stwierdziliśmy, że dobrze byłoby nagrać taką stricte Kabanosową płytę, mając w zanadrzu to doświadczenie, którego nie mieliśmy podczas tworzenia Kiełbi czy Flaków. Teraz jesteśmy już o wiele bardziej zgrani jako zespół i praca nad tą płytą wyglądała całkiem inaczej niż przy wspomnianych dwóch.
Mateusz: Jesteście cały czas zespołem niezależnym i jesteście teraz również zespołem samowystarczalnym, Witalis ma salę prób, Fons ma studio. Jest to spore udogodnienie dla kapeli takiej jak wasza, która nie chce podpisywać żadnego kontraktu płytowego i wydaje albumy własnym sumptem. Jak to się stało, że tak idealnie się dobraliście.
fot. Artur Grzanka |
Mateusz: Dlatego, że działacie właśnie w taki, a nie inny sposób, przez długi czas sami byliście odpowiedzialni za wszystkie aspekty działalności kapeli, sami staliście na bramkach, zajmowaliście się finansami i organizacją koncertów. Czy to się teraz w jakiś sposób zmieniło? Macie na przykład kogoś od zwijania kabli?
fot. Marek Jamroz |
fot. Artur Grzanka |
Sławek Orwat: Słucham was uważnie, bo miałem w życiorysie wyrwę w momencie, kiedy zaczynaliście działalność i nawet ów sławetny Nevermind niewiele pamiętam, pojawił się on w moim życiu dopiero później. Bardzo wiele o was słyszałem, natomiast zupełnie nie uważam się za eksperta z dziedziny Kabanosa, chociaż wiele osób mi o was opowiadało i słuchałem waszej muzyki. Stworzyliście muzykę, której nikt więcej nie robi, nie jestem was w stanie do niczego i nikogo porównać. Z tego, co wiem zaczynaliście od coverów jakichś nu metalowych amerykańskich kapel. Jak to się stało, że ta muzyka wystrzeliła w taką a nie inną stronę. Jesteście pierwszym zespołem w polskiej historii, który oficjalnie śpiewa, że ma na wszystko wyjebane. Ta muzyka jest szczera, bo śpiewanie takich rzeczy musi być podparte szczerością. Skąd pomysł na taką stylistykę, jedyną, która się udała w polskim undergroundzie, bo jesteście nadal undergroundem.
fot. Marek Jamroz |
fot. Artur Grzanka |
Zenek: Stało się tak, dlatego że po pierwsze Kabanosa nikt nie chciał i nikt go nie rozumiał. Rozumieli go ludzie, którzy widzieli w tym coś szczerego, a branża widziała w tym coś dziwnego i niechlujnego. Branża muzyczna nie szuka szczerości, tylko próbuje znaleźć punkt odniesienia, coś, do czego można by kapelę porównać. Zawsze było tak, że jak wysyłałem kabanosa do jakiejś wytwórni, to dostawałem odpowiedź, że był już Cremaster, który się nie sprzedał, a wy gracie to samo, więc wy też się nie sprzedacie. Robicie sobie jaja z muzyki – ok, ale to się nie uda. Budowanie własnej tożsamości w oczach branży, bo oni w końcu się do nas przekonali - chociaż my już ich nie potrzebujemy – trwało wiele lat. I motorem napędowym do tego wszystkiego było po prostu stwierdzenie żeby cały czas robić swoje.
fot. Artur Grzanka |
fot. Marek Jamroz |
Zenek: Ja sądzę, że oni bardziej wzorują się na TPN 25. Lej Mi Pół to bardzo szczera kapela. Oni wychodzą na scenę i są tacy, jacy są. Są sobą, a w dodatku mają talent do pisania fajnych piosenek i to się przekłada na fakt, że ci ludzie nie potrzebują mediów. My jeździmy po klubach i natykamy się na publiczność, która śpiewa ich piosenki. Nie muszą ich widzieć w telewizji, w Must Be The Music i nie muszą słuchać ich w radiu. Po prostu widzą kapelę, która wychodzi, robi swoje i robi to dobrze. Znaczy robi to źle, ale robi to szczerze (śmiech). Chodzi mi o to, że dla branży zespół Lej Mi Pół jest czymś, co odpychają, bo wokalista nie bardzo umie grać na gitarze, basista się myli, grają nierówno i tak dalej. Ale jak sami dobrze wiemy, nie to się liczy w rock and rollu. Oczywiście nie neguję też zespołów, które brzmią bardzo profesjonalnie. W muzyce chodzi o pewną szczerość. Problem z zespołami polega na tym, że wiele z nich boi się odważnie robić to, co chcą. „Nie róbmy tego tak, co będzie jak napiszę, że kaszanka jest dobra, przecież ktoś to obśmieje, ludzie nie będą nas poważnie traktować. A co będzie jak napiszę płytę Dramat Współczesny, gdzie jest jednak poważnie, przecież ludzie przyzwyczajeni są do jaj, co wtedy?” A Kogo to obchodzi?! Naprawdę! Po prostu mam ochotę napisać taką, a nie inną piosenkę - to ją piszę. A to, czy ludziom będzie się to podobać, czy ktoś to obśmieje czy nie to już sprawa drugorzędna.
fot. Marek Jamroz |
Zenek: Ale ja muszę w tym momencie obronić te piosenki sobą na scenie. Można sobie w tym momencie pozwolić śpiewać mam na to wszystko wyjebane, jeśli rzeczywiście masz wyjebane. Kiedy na scenę wychodzi punkowa kapela i śpiewa, że pierdolą system, to oni muszą w to wierzyć żeby to było autentyczne. Tak jak na przykład Analogsi są dla mnie świetną kapelą, która w radiu nie działa. Po prostu nie chcą ich grać. Kiedyś rozmawiałem z Pigułą i jest niesamowicie swój człowiek. Bardzo szczery, sympatyczny – prawdziwy. Ja powiem szczerze, że nawet jakby mi ręce ujebało, to pisałbym piosenki nosem, dla mnie to nie jest żaden problem. Nawet gdyby na Kabanosa nagle zaczęło przychodzić znacznie mniej osób, to również nie jest dla mnie problem. Ja po prostu mam bardzo dużą potrzebę pisania – więc robię to.
fot. Artur Grzanka |
Zenek: Tak, najstarszym członkiem zespołu jest Lodzia, który gra ze mną od 2004 roku, odkąd zaczęliśmy pracować nad pierwszą płytą.
Sławek: Można więc powiedzieć, że to ty miałeś potrzebę założenia zespołu.
Zenek: Tak, ale powiem ci szczerze, że myślałem, że rozkręci się jakaś inna kapela, w której gram. Jednak, gdzie bym nie trafił, tam mnie wyrzucali, więc musiałem zacząć robić coś swojego, swój zespół, z którego mnie nikt nie wyrzuci (śmiech). Wiedziałem, że Kabanos podoba się ludziom i ma potencjał, ale miałem też potrzebę pisania trochę poważniejszych tekstów i myślałem, że w Kabanosie to nie przejdzie. Wszystko to zaczęło się w końcu w jakiś sposób mieszać, ludzie chcieli koncertować i zespół zabierał tak dużo czasu, że w końcu te piosenki i tak trafiały do Kabanosa. Najlepsze jest to, że my się zajebiście w tym wszystkim rozumiemy, nie muszę tłumaczyć chłopakom, że teraz nagramy coś poważnego, a teraz coś debilnego.
fot. Marek Jamroz |
Zenek: No właśnie. Oni doskonale wiedzą, o co chodzi. W Kabanosie są ludzie, którzy dostrzegli sens w bezsensie, że tak się wyrażę. Oni dołączając do kapeli, wierzyli, że jest w niej potencjał. Wielu profesjonalnych muzyków omijało Kabanosa szerokim łukiem, stwierdzając, że jest to kapela stworzona dla żartów i nie ma co tracić czasu na angażowanie się w nią.
Lodzia: Sam Big Cyc o którym wspomniałeś jest świetnym przykładem na to, że pomimo iż jest on również zespołem z jajem, to mają już jakieś granice, których dzisiaj chyba nie mogliby przeskoczyć. Nie wydaje mi się, że mogliby sobie pozwolić teraz na zrobienie bardzo poważnego albumu, oni są już w jakiś sposób zaszufladkowani, natomiast Kabanos jest na tyle elastyczny, że my możemy zrobić piosenkę bardzo mocno metalową, jak i lekką, zabawną.
fot. Marek Jamroz |
Zenek: Więcej niż dwa – trzydzieści trzy barwy.
Sławek: Ale chodzi mi o te dwa charakterystyczne. Momentami śpiewasz bardzo core’owo, a innym razem jest to typowo rockowy wokal. Skąd to się wzięło?
Zenek: Bo ja nie umiem śpiewać (śmiech). Słyszałem opinie wielu ludzi, którzy pierwszy raz słuchając Kabanosa i byli przekonani, że mamy dwóch wokalistów. Z jednej strony jest to taki łagodny, pogodny głosik, a z drugiej strony swoiste darcie ryja. I to było dla nich nieprawdopodobne, że ten gość, który ma tak delikatny głos, może również śpiewać tak mocno. Jednak w muzyce, szczególnie współczesnej jest to na porządku dziennym.
fot. Artur Grzanka |
Sławek: To prawda, że Polska posiada taki ciekawy rynek muzyczny, w którym na przykład Kazik czy Grabaż to konkretne przykłady na to, że nie trzeba mieć głosu, a wystarczy charyzma. Polski przemysł muzyczny wykreował tak charakterystyczne gwiazdy jak Kazik, Grabaż czy Muniek Staszczyk, którzy możliwe, że nie odnaleźliby się za granicą.
fot. Artur Grzanka |
Sławek: Ale rozumiem, że na dzień dzisiejszy żyjecie już z muzyki.
Zenek: Wydaje mi się, że możemy już chyba żyć z muzyki. Mirek pracuje jeszcze na etacie, Lodzia już od jakiegoś roku nie…
Sławek: No i tutaj moje gratulacje, bo dużo bardziej znanych od was zespołów nie potrafi utrzymać się tylko z muzyki, a wam już się to udało.
Zenek: Rzeczywiście na nasze koncerty przychodzi bardzo dużo osób i generalnie można by się na tym oprzeć, ale nie chciałbym, aby zespół był robiony dla kasy, nie po to się gra koncerty. Kabanos daje nam finansowego kopa. Ci, którzy pracują, mają więcej gotówki, a ci, którzy nie pracują, mają więcej czasu na inne rzeczy. Na przykład Lodzia upatrzył sobie zumbę i chce zostać instruktorem zumby, bo zajebiście się rusza i tańczy.
fot. Marek Jamroz |
Zenek: Dokładnie, ja na przykład dzięki temu, że jeżdżę z Kabanosem i mam z tego jakiś pieniążek, to już myślę, żeby się rozwijać, żeby włożyć to w solową płytę, którą naprawdę mogę teraz nagrać. Mam więcej pomysłów, jestem pracowity. Nigdy nie miałem na to pieniędzy, sam bym tego nie udźwignął, a teraz jest to możliwe. Chociaż powiedzmy sobie to szczerze, że i bez pieniądza można sobie poradzić, przecież nagrywając pierwsze płyty nie śmierdzieliśmy groszem.
Sławek: Bo teraz jest moda na tzw. low fee, jeśli ktoś nagrywa solowo.
Zenek: Tak, weźmy na przykład Domowe Melodie, świetna kapela. Nagrywa się w domu, robią piosenki na mikrofonie od Skype. Bardzo mi się podobała okładka płyty, gdzie na każdej okładce był odbity obwód kubka od kawy – genialne. To jest dla mnie piękne, że zespół pozwala sobie na takie rzeczy, widać w tym pasję.
Z Zenkiem fota warta złota |
Mirek A skąd oni takie coś mieli?
Sławek: Jeden z członków zespołu nazywał się Kolumb.
Wszyscy: (rubaszny śmiech)
Sławek: Powiedz mi, gdzie istnieje granica tego, co sami nazywacie debilną muzyką? Czy masz w głowie jakieś teksty, które są jeszcze bardziej „debilne” od tego, co już zrobiłeś?
fot. Artur Grzanka |
UWAGA!!! Drodzy Czytelnicy, teraz nastąpi jedyne i niepowtarzalne pytanie tego wywiadu zadane przez siedzącego tuż za plecami Mateusza znanego w naszym środowisku basistę Kreda, o którym więcej informacji znajdziecie na samym końcu tego posta.
Kred: Coś a la Mr. Bungle na przykład?
Zenek: Mr. Bungle? Uwielbiam, znaczy uwielbiam – może bardziej szanuję, bo jest to muzyka trudna, a Patton nie dość, że jest bardzo utalentowanym muzykiem, który miał wiele pomysłów to ma jeszcze umiejętności.
fot. Marek Jamroz |
Zenek: Myślę, że bardziej do Kabanosa pasuje Red Hot Chili Peppers. Red Hoci byli na początku totalnym kabaretem. Nawet na płycie One Hot Minute jest taki motyw, gdzie Flea śpiewa „I’m a litle pea, I love the sky and the trees”. Chyba nawet na Californication mieli oni jeszcze niektóre teksty, które były totalnie debilne. I można wyczuć, że oni lubią się taką konwencją bawić, ale zobacz - teraz nikt nie mówi o nich, że są jakimiś błaznami. Udało im się wypracować wieloma poważniejszymi utworami status zespołu poważanego.
fot. Marek Jamroz |
Zenek: Nie skłamię, jeśli powiem, że widzę tutaj jakąś zbieżność. Bo generalnie wydaje mi się, że chcielibyśmy jednak być traktowani poważnie.
Sławek: Sądzę jednak, że nie możecie być traktowani do końca poważnie mając taki a nie inny image artystyczny, który już sobie wypracowaliście. Gdybyście teraz stali się nagle zespołem poważnym, to w zasadzie ludzie nie mogliby się zdecydować do końca, o co wam chodzi.
Zenek: Ale właśnie tak samo było z Red Hotami. Tak jak mówiłem, te pierwsze płyty to był totalny kabaret. Oni podobnie jak my szaleli na występach i wymyślali jakieś głupoty. Na pewno od zespołów, które są totalnie dla jaj jak TPN 25 różnią nas fani. Na nasze koncerty przychodzą inni ludzie a na TPN 25 inni. Do nas przychodzą ludzie, którzy lubią Toola i Kabanosa, a poza tym nie słuchają jakiejś debilcore’owej muzyki. Mimo tego nasz przekaz do nich trafia, więc myślę że jesteśmy trudni do zdefiniowania. Mieliśmy nawet taki problem na początku, jak chcieliśmy grać z innymi kapelami, dla jednych byliśmy zbyt ciężcy, a dla innych zbyt niepoważni i nie mieliśmy przez to swojego miejsca, bo tak naprawdę ani tu ani tu nie pasowaliśmy.
fot. Marek Jamroz |
Zenek: No ja wymieniłbym kilka podobnych zespołów, ale to, co nas odróżnia, to to, że w Kabanosie jednak jest ten przekaz. To dociera do ludzi i jest to bardzo wyraźne, bo przychodzą do nas ludzie po koncertach i mówią jak bardzo Kabanos dodaje im siły, daje kopa do działania, do życia i tak dalej. I to są treści, które do nich trafiają, bo nie chodzi nam o to, żeby ktoś przyszedł po koncercie i powiedział, że mamy bardzo śmieszne teksty.
Lodzia: Nie jesteśmy dla naszych fanów zespołem absurdalnym, tylko zespołem, który pod tym płaszczykiem humoru przekazuje jakieś treści, które do nich przemawiają i z którymi się identyfikują.
fot. Artur Grzanka |
Lodzia: Tak, jestem totalnie leworęczny, moja pierwsza przygoda z gitarą zaczęła się, kiedy mój ojciec kupił gitarę klasyczną mojemu bratu, bo myślał, że to właśnie on złapie bakcyla i będzie się uczył grać. To była klasyczna gitara praworęczna, ale mój brat pograł kilka razy i odłożył ją w kąt. Jakoś później ja się tą gitarą zainteresowałem. Przełożyłem struny, żeby móc grać jak na gitarze leworęcznej i dostałem jeszcze od kolegi jakiś śpiewnik piosenek rockowych, gdzie były podstawowe akordy, piosenki Elektrycznych Gitar i tym podobne. Spodobało mi się, złapałem przysłowiowego bakcyla i kolejna gitara, którą kupiłem była już stricte leworęczna i tak już zostało. A jestem lewusem totalnym, nie potrafię pisać prawą ręką, nawet piłkę kopię lewą nogą. Próbowałem kiedyś naciskać struny prawą ręką, ale zupełnie mi to nie szło.
Z organizatorem koncertu Michałem "Zioło" Zielińskim |
Lodzia: Pamiętam, że ktoś już go o to zapytał w wywiadzie kiedyś i Zenek odpowiedział, że on scenę traktuje jak swój dom, a po domu nie chodzi w butach, więc po scenie też nie będzie (śmiech).
Sławek: Z góry przepraszam Cię za to pytanie, bo pewnie padało ono tysiące razy, ale skąd się wzięły wasze nazwiska sceniczne?
Lodzia: To wszystko wzięło się z głowy Zenka, po prostu urodził mu się pomysł, że będziemy mieć jakieś pseudonimy. Więc to wszystko wyszło od niego, jego kolega Zbyszek nazwał go Zenkiem, jak ja dołączyłem do kapeli to chrzcił mnie Lodzia, przez co byłem mocno zły i pamiętam jak toczyłem z nim boje, że ja nie chcę być Lodzia, co to w ogóle jest? To damskie imię. Byłem wściekły. Ale on mnie cały czas przekonywał, że będzie fajnie, że za jakiś czas nie będę o tym w ogóle myślał i rzeczywiście już w ogóle się tym nie przejmuje.
fot. Marek Jamroz |
Lodzia: Wiesz co, ja nawet o tym nie słyszałem, ale chyba nic takiego się nie zapowiada, te pseudonimy raczej już pozostaną, natomiast pamiętam, że Zenek chciał się pozbyć naszych „nazwisk”, bo nasze pseudonimy są dwuczłonowe i nawet na nowej płycie we wkładce są tylko nasze „imiona”. Lodzia, Zenek, Wicia, Fons, Mirek. One nadal cały czas funkcjonują, ale nie podawaliśmy ich na płycie.
Sławek: Czyli oficjalnie nikt tak naprawdę nie wie jakie są wasze prawdziwe imiona.
Lodzia: Na naszej stronie w zakładce skład zespołu jest napisane jak naprawdę się nazywamy.
Wszyscy: DZIĘ – KU – JE –MY (śmiech)
Autorzy
Mateusz Augustyniak
Jest zwycięzcą II edycji Jubileuszowego Konkursu Muzycznej Podróży
dzięki ironicznemu, acz niezwykle wnikliwemu artykułowi, który można
przeczytać tutaj.
Muzyka była z nim od zawsze. Po maturze trafił do Krakowa, gdzie
znalazł pracę jako szklankowy w Tower Pub - mrocznej spelunie dla typów
spod ciemnej gwiazdy. Jego jakże odpowiedzialna praca polegała na
zbieraniu szklanek ze stolików i obserwowaniu kamery skierowanej na
wejście do pubu, a wszystko to działo się w rytmach mocnych metalowych
brzmień. Zabawił tam niedługo, ale wspomina to miejsce z wielkim
rozrzewnieniem. Po kilku zawirowaniach wylądował w studenckim klubie
Studio, gdzie spędził blisko cztery lata, awansując na stanowisko
menadżera. Do Anglii - jak wielu innych - przyjechałem na kilka
miesięcy, aby sobie dorobić i... został na stałe. Powrotu do Polski
sobie nie wyobraża. Przedkłada - jak sam mówi - szarość aury nad
szarością nastrojów. Obecnie pracuje w lokalnym Radio Betford, gdzie bez
przeszkód naśmiewa się z wszystkiego, co go śmieszy. Mateusz wychodzi z
założenia, że w obecnym świecie trzeba śmiać się z otaczającej nas
pokracznej rzeczywistości, gdyż inaczej trzeba by się jej bać. Gra także
na gitarze w kapeli, z którą spodziewa się odnieść w niedalekiej
przyszłości oszałamiający sukces, doskonale zdając sobie sprawę z
beznadziejności owych zamierzeń. Codzienne osiem godzin w jego mało
ambitnej pracy, wydaje mu się celem samym w sobie. Mateusz wraz z Kubą
Mikołajczykiem prowadzi od niedawna portal muzyczny www.polskiwzrok.co.uk,
który na razie dopiero się rozkręca, a plany z nim związane są ogromne.
Dzięki Mateuszowi czuję wielką radość i sens organizowania cyklicznych
konkursów na muzyczny artykuł. Szykujcie się więc już teraz do kolejnej
jego edycji, którą ogłoszę z okazji 300-tysięcznej wizyty na Muzycznej
Podróży. Podróż Mateusza - jak sam zainteresowany mówi o swojej
muzycznej przygodzie - dopiero się zaczyna...
Sławek Orwat - Muzyki słuchał wcześniej niż
potrafił mówić. W dojrzałość wprowadził go stan wojenny. Przez półtora
roku był redaktorem muzycznym tygodnika Wizjer oraz współorganizował dwie edycje WOŚP w Luton, gdzie także prowadził polskie programy w internetowym radio Flash i brytyjskim Diverse FM. W roku 2010 założył kabaret 3 x P, który wystąpił m.in podczas imprezy poprzedzającej zawody strongmanów Polska - Anglia. Z londyńskim magazynem Nowy Czas współpracuje od marca 2011 a od roku 2015 z portalem Polski Wzrok z siedzibą w Bedford (UK). W latach 2012 - 2014 prowadził autorską audycję Polisz Czart na antenie brytyjskiego radia Verulam w położonym niedaleko Londynu St. Albans. Program ten był przez rok także emitowany na platformie radiowej Fala FM z siedzibą w kanadyjskim Toronto, a od czerwca 2015 jest nadawany na antenie Radia Near FM w Dublinie (Irlandia). W lipcu 2012 związał się z warszawskim magazynem JazzPRESS, a w październiku tego samego roku z wychodzącym w Sosnowcu kwartalnikiem Lizard. Tłumaczenie jego wywiadu z Leszkiem Możdżerem ukazało się w brytyjskim magazynie London Jazz.
Poza działalnością dziennikarską można go także spotkać w roli
konferansjera. Największą imprezą, jaką miał okazję zapowiadać dla
blisko 2,5 tysięcznej widowni był zorganizowany przez Buch IP 8-go
marca 2014 londyński koncert Nosowskiej, Brodki i Marii Peszek. W
styczniu 2014 współorganizował Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy w
Hull.Dyskretny współudział:
Kred - Człowiek, o którym wyjątkowo nie będę się dziś zbyt wiele rozpisywał, bo cokolwiek bym o nim napisał, to i tak nie oddałoby to ogromu jego zasług i potęgi osobowości. Kiedyś za to napiszę (być może) o nim książkę, której objętość przekroczyć może w porywach nawet zebrane Dzieła Wszystkie Lenina - człowieka, którego pomnik chciał ktoś kiedyś postawić obok pomnika Mickiewicza po to, aby twórcy Dziadów stali obok siebie. Nadmienię dziś tylko, że Kred jest jedną z najbarwniejszych i najbardziej zasłużonych postaci polskiego undergroundu w UK. Występował między innymi w takich zespołach jak polsko-salwadorska grupa ODC, polsko-angielskie formacje: Kaloryfer i LynchPyn oraz rdzennie polskie: Bright Color Vision oraz zespół o najwyższym notowanym na Wyspach poziomie rażenia - Human Control, a także w kilku mniej znanych bandach jak: Flap Jack, Luxtorpeda i KNŻ (występ Kreda w tym ostatnim sam widziałem, co zeznać mogę jak na świętej spowiedzi, a dowód rzeczowy w postaci własnoręcznie wykonanej fotografii załączam poniżej).
Istnieje też przypuszczenie, iż niejaki Irek Broda z zespołu Harmfool pisząc piosenkę "Miałem sen, że jestem basistą" (clip poniżej) mógł (choć wcale nie musiał) inspirować się nietuzinkową postacią Kreda. I jeszcze jedno... niech to zdjęcie powyżej nikogo nie zmyli. Kred nie jest muzykiem związanym ze sceną country. Ta fotografia to jedynie niezwykle cenna pamiątka Kreda z jego pobytu w Nashville, gdzie jako muzyk sesyjny podłożył się na płytach kilku czołowych wykonawców tego nurtu (mniejsza o nazwiska). Kred chciał mnie wtedy nawet zabrać ze sobą, bo słyszał, że jeszcze raz chciałem polecieć do Ameryki. Aby jednak nie naciągać Kreda na niepotrzebne wydatki, wyjaśniłem mu pokrótce, iż zdanie to wcale nie oznacza, że w Ameryce raz już byłem, a jedynie, że już raz chciałem tam być.
Raz jeszcze Państwa przepraszam za bardzo krótką sylwetkę Kreda, ale w końcu w powyższym wywiadzie z Kabanosem nie wysilił się on zbytnio zadając tylko jedno pytanie. Jeśli odnotuję w przyszłości drugie pytanie Kreda, obiecuję, że pojawi się kolejny ekscytujący, zapierający oddech i mrożący pianę na ustach odcinek jedynej i niepowtarzalnej biografii tego wyjątkowego Artysty.
Ponadto niewielu muzycznych dziennikarzy ma świadomość, że Kred, jako jeden z nielicznych polskich basistów, posiada swoją własną, unikalną stronę internetową:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz