I nie będzie mnie w tym roku na święta.
Księżyc śmieje się po kryjomu
Nad tą ziemią przez Boga przeklętą. .."*
Księżyc śmieje się po kryjomu
Nad tą ziemią przez Boga przeklętą. .."*
Wkrótce
minie dziesięć lat, jak poznałem Sebastiana. To od niego kupiłem mój
pierwszy rower na Wyspach. Prozaiczna transakcja jaką w warunkach
stabilizacji jest zakup środka transportu, dla początkującego imigranta,
którego cały dobytek stanowi niewielki plecak z minimalnym
wyposażeniem, urasta do rangi wydarzenia i stanowi wystarczający powód
do nawiązania bliższej znajomości. Seba szybko dał się poznać jako
doskonały znawca muzyki, o której z pasją potrafił rozmawiać. Swoją
wiedzę opierał nie tylko na setkach wysłuchanych płyt. Wynikała ona w
ogromnym stopniu z regularnego uczestnictwa w Przystankach Woodstock, które w
latach 1997-2003 (poza jednym) odbywały się w jego rodzinnych Żarach.
Uwielbiał kino, a zwłaszcza filmy o twardzielach. Sam będąc twardym
facetem, musiał zapewne odczuwać rodzaj duchowej więzi z bohaterami,
którzy ponosząc rany oraz przeżywając wzloty i upadki, z narażeniem życia chronili swoją rodzinę albo stawali w obronie wartości, którymi się kierowali.
Był pasjonatem komiksów Marvela, gdzie bezkompromisowość i polaryzacja postaw jest chyba najbardziej czytelna, a dobro i zło toczą nieustanną walkę. Pewnie i z tego powodu Sebastian był zdeklarowanym fanem Wiedźmina. Kochał Londyn i Kanonierów z Arsenalu, ale najbardziej kochał Basię i swoich synów. Byłem akurat z nim w chwili, w której dowiedział się o narodzinach Sebastiana Juniora. Do dziś mam w uszach donośny krzyk radości, który niczym ryk lwa zawładnął zakładową kantyną. Posiadał głos, o którym mówiło się, że jest radiowy. Drugiego lipca 2012 Sebastian Piskorowski zadebiutował w roli radiowego prezentera i ze studia Radia Verulam w St. Albans poprowadził wraz ze mną jedno z notowań Listy Przebojów Polisz Czart. O swojej chorobie dowiedział się cztery miesiące wcześniej...
"W Wielkiej Brytanii co roku diagnozuje się 10500 zachorowań na raka z czego około 175 z nich to Polacy mieszkający na Wyspach. To jest moja historia - jestem jednym z nich, jestem jednym ze 175-u Polaków chorych na raka w Wielkiej Brytanii".**
"Sławek, piszę bloga - wyznał mi podczas spotkania, o które sam mnie poprosił - On jest o mojej chorobie. Chciałbym, aby jak najwięcej ludzi, którzy też walczą z nowotworem, mogło go czytać. Mógłbyś wspomnieć o nim na antenie?" Bez wahania odparłem, że jasne i że dodatkowo umieszczę informację o tym także na moim blogu, ale... niemal w tej samej chwili zaświtała mi w głowie pewna myśl. Przecież Seba mógłby spełnić swoje wielkie marzenie i prezentować muzykę na radiowej antenie. Miał w głowie nawet plan, że na strychu domu, w którym mieszkał wraz z rodziną, zbuduje domowe studio radiowe, z którego będzie nadawał programy o angielskim rocku, o którym prawdopodobnie wiedział więcej, niż wielu rdzennych mieszkańców Wysp Brytyjskich. "Seba, chciałbyś ze mną poprowadzić listę przebojów", zapytałem go kilka dni później...
"Dzięki ludziska za energię, jaką od Was dostaje! Miło było usłyszeć, że ludziom podoba się to co napisałem i że nie jednej osobie łza zakręciła się w oku. Mam nadzieję tylko, że ten blog dotrze do kogoś kto jest w podobnej sytuacji jak ja i że ta osoba znajdzie tu coś przydatnego, coś co pomoże jej poczuć się odrobinę lepiej i dać lekkiego energy bust. Taki mam plan i taki był od samego początku zamiar i pomysł na tego bloga, aby pomóc Polakom na wyspach walczącym z rakiem i pokazać im jak sobie radzić..."**
Nie
zapomnę nigdy chwili, gdy 2-go lipca na około godzinę przed
debiutancką audycją siedzący w moim pokoju Sebastian wyjął kartkę formatu A4 z wydrukowanym -
minuta po minucie - rozkładem jazdy programu i tematami, o jakich będzie
mówił. Spojrzałem na niego ze szczerym uśmiechem i powiedziałem: "Seba, nigdy by mi nie przyszło do głowy, żeby z taką precyzją przygotować się do programu".
W studio Radia Verulam gościł tylko dwa razy. 19-go listopada usiedliśmy przy mikrofonach po raz drugi i - jak się
później okazało - ostatni.
Tego dnia byliśmy jednak obaj w znakomitych
nastrojach. Seba wrócił właśnie ze spotkania z piłkarzami jego
ukochanego
Arsenalu i z wypiekami na twarzy dzielił się swoimi wrażeniami najpierw
ze mną, a potem - już na antenie - ze słuchaczami. Od Lukasza Fabiańskiego
dostał w prezencie podpisane jego imieniem i nazwiskiem bramkarskie rękawice, a dziesiątki pamiątkowych zdjęć jego
rodziny w towarzystwie czołowych piłkarzy świata lotem
błyskawicy obiegły facebook. Zimą poczuł się gorzej i mimo szczerych
chęci nie miał sił na poprowadzenie kolejnych audycji, a częste wizyty w szpitalu
dodatkowo nie sprzyjały naszym radiowym projektom.
Zdążyliśmy spotkać się jeszcze jakoś pomiędzy Świętami, a Nowym Rokiem, po czym w naszych kontaktach nastąpiła kilkutygodniowa cisza. 2-go lutego na blogu Sebastiana pojawiła się następująca informacja: "Tym razem będzie inaczej, tym razem będzie krótko. Ilekroć siadałem do napisania tego posta, łamał mi się głos w gardle, a myśli waliły mi po głowie z każdej strony, nie mogłem się skupić i do tego to ogromne, przenikające uczucie przygnębienia i rozpaczy. Krótko. Leczenie nie zadziałało. Nie będzie przeszczepu szpiku. Skan w styczniu potwierdził to czego się obawialiśmy - rak jest chemio-odporny i się nie poddał leczeniu. Mój lekarz postawił nową diagnozę - terminal cancer...". Uczucie przygnębienia ogarnęło tego dnia bardzo wielu ludzi.
Był pasjonatem komiksów Marvela, gdzie bezkompromisowość i polaryzacja postaw jest chyba najbardziej czytelna, a dobro i zło toczą nieustanną walkę. Pewnie i z tego powodu Sebastian był zdeklarowanym fanem Wiedźmina. Kochał Londyn i Kanonierów z Arsenalu, ale najbardziej kochał Basię i swoich synów. Byłem akurat z nim w chwili, w której dowiedział się o narodzinach Sebastiana Juniora. Do dziś mam w uszach donośny krzyk radości, który niczym ryk lwa zawładnął zakładową kantyną. Posiadał głos, o którym mówiło się, że jest radiowy. Drugiego lipca 2012 Sebastian Piskorowski zadebiutował w roli radiowego prezentera i ze studia Radia Verulam w St. Albans poprowadził wraz ze mną jedno z notowań Listy Przebojów Polisz Czart. O swojej chorobie dowiedział się cztery miesiące wcześniej...
"W Wielkiej Brytanii co roku diagnozuje się 10500 zachorowań na raka z czego około 175 z nich to Polacy mieszkający na Wyspach. To jest moja historia - jestem jednym z nich, jestem jednym ze 175-u Polaków chorych na raka w Wielkiej Brytanii".**
"Sławek, piszę bloga - wyznał mi podczas spotkania, o które sam mnie poprosił - On jest o mojej chorobie. Chciałbym, aby jak najwięcej ludzi, którzy też walczą z nowotworem, mogło go czytać. Mógłbyś wspomnieć o nim na antenie?" Bez wahania odparłem, że jasne i że dodatkowo umieszczę informację o tym także na moim blogu, ale... niemal w tej samej chwili zaświtała mi w głowie pewna myśl. Przecież Seba mógłby spełnić swoje wielkie marzenie i prezentować muzykę na radiowej antenie. Miał w głowie nawet plan, że na strychu domu, w którym mieszkał wraz z rodziną, zbuduje domowe studio radiowe, z którego będzie nadawał programy o angielskim rocku, o którym prawdopodobnie wiedział więcej, niż wielu rdzennych mieszkańców Wysp Brytyjskich. "Seba, chciałbyś ze mną poprowadzić listę przebojów", zapytałem go kilka dni później...
"Dzięki ludziska za energię, jaką od Was dostaje! Miło było usłyszeć, że ludziom podoba się to co napisałem i że nie jednej osobie łza zakręciła się w oku. Mam nadzieję tylko, że ten blog dotrze do kogoś kto jest w podobnej sytuacji jak ja i że ta osoba znajdzie tu coś przydatnego, coś co pomoże jej poczuć się odrobinę lepiej i dać lekkiego energy bust. Taki mam plan i taki był od samego początku zamiar i pomysł na tego bloga, aby pomóc Polakom na wyspach walczącym z rakiem i pokazać im jak sobie radzić..."**
nasz ostatnie wspólne zdjęcie |
Prezent, jaki Sebie podarował Lukasz Fabiański |
Zdążyliśmy spotkać się jeszcze jakoś pomiędzy Świętami, a Nowym Rokiem, po czym w naszych kontaktach nastąpiła kilkutygodniowa cisza. 2-go lutego na blogu Sebastiana pojawiła się następująca informacja: "Tym razem będzie inaczej, tym razem będzie krótko. Ilekroć siadałem do napisania tego posta, łamał mi się głos w gardle, a myśli waliły mi po głowie z każdej strony, nie mogłem się skupić i do tego to ogromne, przenikające uczucie przygnębienia i rozpaczy. Krótko. Leczenie nie zadziałało. Nie będzie przeszczepu szpiku. Skan w styczniu potwierdził to czego się obawialiśmy - rak jest chemio-odporny i się nie poddał leczeniu. Mój lekarz postawił nową diagnozę - terminal cancer...". Uczucie przygnębienia ogarnęło tego dnia bardzo wielu ludzi.
Tuż po programie nasz najstarszy stażem słuchacz Mirek Bogusz na facebookowym profilu Polisz Czarta napisał następujące słowa:
"Napisać dzisiaj, że audycja była wspaniała, to tak wydawało mi się, że dziwnie brzmi w obliczu tego, co się stało. Od wczoraj, odkąd przekazałeś mi tą smutną wiadomość, nie mogę dojść do siebie. Ale tak, tak można powiedzieć, że audycja była wspaniała, bo można było poczuć wielką energię, wielką siłę która skumulowała się wraz ze wszystkimi, którzy Was słuchali. I nie - jak zawsze - ilość postów na fejsie dawała jakieś wyobrażenie o ilości słuchaczy, ale dzisiaj to właśnie ich brak. To tak jakby wszyscy czekali, że za chwilę napisze coś Seba..."
i na prostej mi zabrakło oddechu.
Jestem w środku początku końca
Księżyc blady umiera ze śmiechu".**
"Jedno wiem na pewno - kocham muzykę! Jest to jedyna rzecz, na której się (odrobinę) znam i mam coś do powiedzenia w tym temacie. Uwielbiam słuchać muzykę. Uwielbiam odczuwać i przeżywać fizycznie i psychicznie dobrą muzę. Kocham szaleć i skakać przy zajebistej muzie. Udawać że jestem gwiazdą rocka, i choć kompletnie nie potrafię grać na gitarze, podskakuję w rytm muzyki i udaję że wymiatam na wyimaginowanym 'wiośle' - wygląda to komicznie i często bardzo śmiesznie i wiecie co - mam to gdzieś, bo nikt mnie nie widzi, nie ocenia i nikt nie krytykuje, a ja robię to, bo czuje muzykę całym sobą i nie potrafię się powstrzymać. Nie umiem przestać. Nie potrafię się powstrzymać, gdy słyszę zajebisty kawałek lecący z głośników i takich momentów nikt mi nigdy nie odbierze! Właśnie tak ładuję swoje baterie każdego dnia. Kocham rocka i nie widzę swojego życia bez muzyki oplatającej, ogłuszającej i przenikającej mnie dogłębnie. Moi najbliżsi też pewnie tego sobie nie wyobrażają. Lubię to. Potrzebuję tego. Chcę tego! Każdego dnia. Od zera do 100%. ŁADOWANIE BATERII!!! - CHARGING NA PEŁNYM GAZIE!"**
Nikt nie opisałby lepiej tego uczucia. Seba oddał w tych słowach ogromny entuzjazm, muzyczną pasję i rockowe szaleństwo, jakie przeżywa wielu z nas. Nie wiem ile już razy wczytywałem się w tą przekazaną nam za pomocą słów ENERGIĘ, jaką zawsze miał w sobie. Za każdym razem skupiam się na innym fragmencie, ale zawsze oczyma wyobraźni widzę Jego uśmiechniętą twarz, która mogłaby stanowić idealną ilustracją do "Hymnu" Luxtorpedy, w którego treść wsłuchiwał się przez ostatnie miesiące życia:
"Kiedy duch i serce jest silniejsze niż ciało
to ból wśród nieszczęść uczynił Cię skałą.
Tylu już przegrało, zabiła ich słabość,
Ty wśród nich wyciągasz dłoń po wygraną...."***
"Jestem silny, dam radę!" Takie były ostatnie słowa Sebastiana. Taki był Sebastian i takim go zapamiętam.
to ból wśród nieszczęść uczynił Cię skałą.
Tylu już przegrało, zabiła ich słabość,
Ty wśród nich wyciągasz dłoń po wygraną...."***
"Jestem silny, dam radę!" Takie były ostatnie słowa Sebastiana. Taki był Sebastian i takim go zapamiętam.
* Gienek Loska Band - "Pieśń Emigranta"
** Fragmenty bloga http://1ze175.blogspot.com jaki Sebastian prowadził podczas walki z chorobą
*** Luxtorpeda - "Hymn"
Dziękuję Krystianowi Fijałkowi za udostępnienie kilku zdjęć Sebastiana z prywatnych zbiorów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz