poniedziałek, 2 kwietnia 2018

Łukasz Orwat - Golem (Wrocław 2010)

Golem lalką?


Hebrajskie litery na głowie golema czyta się emet, co oznacza prawda
W niektórych wersjach opowieści z Chełma i Pragi golem ginie przez
usunięcie pierwszej litery, dzięki czemu słowo zaklęcie oznacza martwy
Zamknijmy oczy. Spróbujmy wyobrazić sobie istotę ulepioną z gliny na ludzki kształt, a następnie ożywioną dzięki magicznej formule. Oto gliniana kukła ożywa, obleka się w ciało, powstaje, spogląda przed siebie nieobecnym wzrokiem. Nie odzywa się. Nie ma przecież duszy, a jako magiczny konstrukt podporządkowana jest rozkazom swego twórcy. Otwórzmy teraz oczy, i powiedźmy wzrokiem po półce zastawionej lalkami wszelkiego rodzaju: od szmacianych kukiełek, przez porcelanowe lale, aż po współczesną Barbie. Czy zatem stworzenie, jakim jest golem, możemy postawić obok nich i także nazwać lalką? Zacznijmy może od tego, czym właściwie jest golem, jakie jest jego miejsce w kulturze Ludu Izraela, pomówmy o naturze tej istoty. Cofnijmy się do samych początków istnienia świata, do momentu, kiedy Bóg stanął nad kupką gliny z zamiarem stworzenia istoty na swój obraz i podobieństwo. Talmud wspomina, że Adam został przez Boga ukształtowany jako golem, a dopiero, gdy tchnął On weń życie, Adam-golem ożył, stając się pierwszym człowiekiem. Nie można nie wspomnieć także o tym, że liczne mitologie również wspominają o kreacji pierwszego człowieka właśnie z gliny. Zrobił to grecki Prometeusz czy egipski Chnum. W Biblii słowo golem pojawia się tylko raz, choć w żadnym polskim przekładzie się go nie uświadczy. Sięgnijmy więc zatem po Psalm 138, werset 19. Tradycja przypisuje psalm ów pierwszemu ojcu, Adamowi. Posłużymy się zatem Biblią Gdańską z roku 1881, która podaje najbardziej zbliżone do pierwotnego znaczenie:

„Twoje oczy widziały mój zarodek;
A w Twej księdze, gdzie są zapisane wszystkie przyszłe przeznaczenia,
I dla niego było jedno wśród nich.”

Adam zwraca się tu do Pana, mówiąc o sobie jako o zarodku, choć w hebrajskim oryginale znaczenie ciąży bardziej ku wyrażeniu „nieukształtowana forma”, co po przełożeniu na jidysz daje nam słowo goylem.

Talmud rzuca także więcej światła na samą naturę golemów. Każdy z nich, tak jak praojciec Adam, powstawał z błota, a następnie ożywiany był hebrajską formułką „emet”, wypisywaną na czole golema lub wkładaną do jego ust, zapisaną na tabliczce, zwanej „szem”. „Emet” po hebrajsku znaczy „prawda”. Golema dezaktywować można poprzez usunięcie tabliczki lub wymazanie jednej z literek, w sposób, aby słowo „emet” przemianować w „met” – „śmierć”. Tylko bardzo świątobliwych i bogobojnych mężów Bóg obdarowywał mocą powoływania do życia golemów. Każdy jednak ludzki akt stworzenia życia był tylko cieniem tego, co dokonał Bóg, golem bowiem, w odróżnieniu od człowieka, pozbawiony jest duszy. Czy więc wypada nam stawiać na równi z dziecięcymi zabawkami niedoskonałe co prawda, ale przecież cudowne odbicie boskiego stworzenia? Czy praojciec Adam zasłużył sobie na to, by nazwać go lalką? Z pewnością nie. Przyjrzyjmy się jednak samej istocie lalki. Nie są to tylko i wyłącznie towarzyszki dziecięcych lat, kukiełki, zabawki, żołnierzyki czy figurki.

Lalka z czasów starożytnego Egiptu
Lalka towarzyszy człowiekowi niemal od początków jego świadomego istnienia, archeolodzy odnajdują je w grobowcach faraonów, pośród ruin Pompejów czy w pozostałościach celtyckich osiedli. W wielu kulturach i pośród wielu wyznań lalka czy figurka jest elementem sakralnym – czy to afrykańskie fetysze, haitańskie lalki Voodoo, indiańskie totemy czy obecne w niemal każdej pierwotnej kulturze idole bożków. W starożytnych Chinach wkładano zmarłym do grobów małe, gliniane laleczki, dzięki którym mogli się oni porozumiewać ze światem żywych. Wszystkie te figurki, lalki są czymś o wiele bardziej znaczącym, niż dziecięce kukiełki – to niemal symbole kultu, obiekty sakralne. Spójrzmy jeszcze raz na golema – masywny, gliniany humanoid, który po ożywieniu obleka się w realne ciało, pozbawione jednak duszy. Każda lalka ma kształt ludzki, mniej lub bardziej doskonały. Tak jak i golem, jest dziełem rąk ludzkich. Do momentu tchnięcia weń życia, golem pozostaje tylko nieruchomą, glinianą kukłą. Dopiero magiczne zaklęcie wyzwala go z oków materii nieożywionej, podnosząc go do rangi istoty żywej – na tyle jednak ułomnej, że nie posiadającej duszy. Czy zatem pośród lalek umieściłbym golema? Na pewno nie stanąłby obok zwyczajnych zabawek, zasługuje on na o wiele godniejszą pozycję, jako iż powołany został ku większym celom. Postawiłbym golema spokojnie gdzieś w miejscu, gdzie nikt nie zakłóciłby mu jego uśpienia, by czekał na stosowny moment, kiedy jego usta wypełni tabliczka z zaklęciem.


Wówczas kukła podniesie się, porzuciwszy niemoc materii nieożywionej, i obleczona w ludzkie ciało, stanie nieruchomo, oczekując rozkazów swojego twórcy. W tym miejscu nie sposób nie zadać sobie znaczących pytań – jakie relacje łączą golema z jego panem? Jak postrzega on mędrca, który dał mu życie? Jest mu ojcem, panem, mentorem? Czym, a może kim, jest golem dla swego pana? Sługą, dzieckiem, człowiekiem? Jak daleko golemowi, sztucznemu życiu, okrojonemu z dobrodziejstw duszy do poziomu człowieka? Czy każdy sztuczny konstrukt ludzki, powołany do swojej namiastki życia, wykonujący polecenia człowieka jest golemem? Czy sztuczny twór może zbuntować się przeciw swemu panu? Czy są golemy mniej i bardziej doskonałe, czy golem może czuć, pragnąć? Czym właściwie jest golem i co można określić tym mianem? Na te pytania postaram się odpowiedzieć w odpowiednim czasie. Na razie udajmy się jednak w podróż do Pragi, gdzie w XVI wieku działał najsłynniejszy twórca golema, rabin Jehuda Löw ben Bezalel.

Praski golem

Pomink Rabbiego Löwa w Pradze
Najbardziej znanym z golemów jest bez wątpienia praski golem, skonstruowany w XVI wieku przez słynnego rabina Jehudę Löwego. Wielkiemu rabinowi przyszło żyć w okresie panowania Cesarza Rudolfa II Habsburga, człowieka ogarniętego pasją okultyzmu, magii i alchemii. Otaczał się alchemikami, czarownikami i astrologami, a często w gościnie bywał u niego sam Löwe, który doradzał mu jako mędrzec i zdradzał tajniki kabały. Do tej pory Praga niejednokrotnie padała ofiarą pogromów ludności żydowskiej, i kiedy horoskopy przepowiedziały Löwemu kolejne rozruchy, ten postanowił działać. Wraz ze swoimi uczniami udał się nad brzeg Wełtawy, skąd zabrali całą hałdę świeżej gliny. W swojej pracowni rabin zaczął tworzyć golema, który byłby obrońcą dla bezbronnych Żydów. Istota golema od dawna interesowała rabina. Stworzenie, które podległe woli swojego kreatora, wykonywać mogło najcięższe prace, przy tym nie czujące zmęczenia i nie potrzebujące jedzenia, picia, wypoczynku czy snu od dawna było jego marzeniem. Posiadł on wiedzę potrzebną do jego kreacji, zwlekał jednak, wiedząc, że istota, której da życie, będzie niedoskonała, nie będzie bowiem mógł podarować jej duszy. Zwlekał więc, aż do teraz. Rabin ulepił humanoidalną postać golema, po czym wypisał magiczną formułę „emet” na tabliczce, którą wetknął następnie konstruktowi do ust. I w golemie obudziło się życie. Gliniane ciało pokryło się skórą. Przed chwilą jeszcze nieruchomy, stanął martwy człowiek przed swoim stwórcą. Golem chronił dobrze dzielnicy żydowskiej. Pobił kilka osób, nastających na bezpieczeństwo ludu jego twórcy.


Wkrótce ludzie spoza getta bali się tam zaglądać. W końcu, wieść o nadludzko silnym obrońcy Żydów dotarły do Cesarza. Rabin wraz ze swoim dziełem udał się na jego dwór. Tam, nie wiadomo, czy to dzięki swoim sztuczkom magicznym, czy może dzięki obecności magicznego stworzenia, którego obecność poruszyła to jakże podatne na ezoteryczne akordy serce Rudolfa, Löwe osiągnął to, czego pragnął: Cesarz Rudolf wydał edykt, który zapewnił Żydom spokój i bezpieczeństwo. Okres pogromów zakończył się, i wśród praskich potomków Izraela panował pokój, aż do czasów władzy Adolfa Hilera. Może światły Löwe przewidział i te czarne dni, w każdym razie rabin nie zakończył istnienia golema po powodzeniu swojej misji. Golem żył nadal, wykonując wszystkie cięższe posługi. Na czas nadejścia jednak szabatu, rabin wyjmował z ust swego sługi magiczną formułkę, by ten nie kalał swoją pracą starożytnych praw.

Rabin Löw tworzy golema; rys. Mikolas Ales
I tak golem zmieniał się na nowo w glinianą kukłę, ożywianą po zakończeniu święta. Pewnego jednak razu rabin zapomniał wyjąć z ust golemowych szema. Wyszedł do synagogi święcić szabas, i zaczął odmawiać psalm. W tym jednak momencie wpadli do środka przerażeni ludzie, krzyczący, że golem oszalał, i że grasuje teraz w mieście, czyniąc zniszczenia. Rabin był dopiero w połowie odmawianego psalmu, więc szabas nie został jeszcze rozpoczęty. Mógł więc udać się do miasta, i nie narażając się na grzech, poskromić golema. Szybko go odszukał, idąc śladami spustoszeń przezeń poczynionych. Golem był „zgrzany i czerwony, a czarne kędziory fruwały mu wokół czoła i twarzy, gdy wywracał wielkie drzewo niby cienki kołek w płocie.” Rabin zbliżył się doń, i cały czas bacznie się nań patrząc, wyciągnął rękę. Golem stał jak zahipnotyzowany. Wówczas Löwe szybkim ruchem wyciągnął z jego ust tabliczkę. Golem runął u jego stóp jako martwy, gliniany posąg. Rabin nie wyrzekł ani słowa, tylko powrócił do synagogi, gdzie dokończył odprawiać szabas. Na pamiątkę tego wydarzenia w Staronowej Synagodze po dziś dzień psalm odczytywany jest dwukrotnie. Rabin Löwe nie ożywił już nigdy golema. Spoczął on na dachu synagogi, gdzie, jeśli wierzyć legendzie, obrócił się w końcu w proch. Przez wieki powstawały różne wersje legendy, próbujące wyjaśnić, dlaczego golem obrócił się przeciw swojemu panu. Jedne mówią o tym, że stwór zakochał się, inne, że obserwując ludzi, zapragnął być taki, jak oni. Jednak, czy istota bez duszy potrafiłaby kochać i żyć ludzkim życiem? Czy golem, obserwując ludzi, mógłby nauczyć się instynktownie powtarzać ich zachowania, dla niego, bezdusznego, zupełnie irracjonalne? Ale czy dla istoty potrafiącej jedynie wykonywać proste prace, nie rozumiejącej ludzi, będącej niedoskonałym odbiciem aktu stworzenia, możliwe jest odczuwanie jakichkolwiek, choćby najprymitywniejszych, uczuć? Jak wiele z istoty żywej jest w golemie w momencie jego ożywienia? Jak wiele pierwiastka ludzkiego wchodzi w skład życia golema?

Gliniana figurka praskiego Golema
Słowem, ile człowieka w golemie? Możemy być pewni, że golem w momencie ożywienia obdarzony zostaje ludzkim ciałem, jego gliniana skorupa przemienia się w ludzką tkankę. Ożywa, potrafi się poruszać, wykonywać proste prace. Wiadomo też, że golem nie posiada duszy, jest bezmyślny i niezdolny do posługiwania się wyartykułowaną mową,. Zastanawiające jest jednak, czy należy tą bezmyślność rozumieć dosłownie, jako niezdolność do przetwarzania informacji. Jeżeli tak, golem wszelkie przyjmowane rozkazy wykonuje bezmyślnie, niemal algorytmicznie, niczym maszyna. Zaprogramowany na wykonywanie z góry określonych, prostych zadań, nie potrafiący jednak dokonać niczego bardziej skomplikowanego – wszak nie ma duszy. Z drugiej jednak strony, maszyna nie nauczy się niczego nowego sama, nie ma więc mowy nawet o próbach wspominanych w niektórych wersjach legendy próbach naśladowania ludzi przez glinianego człowieka. Golem, naśladujący ludzi, przypomina bardziej małe dziecko, które stara się kopiować zachowania starszych, niekoniecznie je rozumiejąc. Przywodzi na myśl zwierzęta, także pozbawione duszy, które jednak tak jak on poruszają się, niektóre potrafią nawet używać narzędzi, co bardziej zmyślne, jak papugi czy szympansy, kopiować ludzką mowę czy zachowania, nie pojmując wszak, co znaczą wydobywające się z ich gardzieli dźwięki. Jeżeli golem rzeczywiście próbował naśladować ludzi, jego zachowanie przypominało z pewnością chaotyczne ruchy dziecka lub szympansa, groteskowe w swych próbach dorównania akcjom, do których nie są przystosowane.


Podsumowując, golem jest istotą stojącą na niższym szczeblu niż człowiek. Pomimo, iż bezrozumny, żyje, jest zdolny do wykonywania prostych prac, wykonuje je jednak mechanicznie, jak zaprogramowany automat, cechujący się jednak pewną autonomią, jeśli bowiem wierzyć podaniom, próbuje bowiem kopiować zachowania, do których nie jest stworzony. Jak pokazuje to legenda, z fatalnym skutkiem. Nie wierzę w złe intencje golema. Prawdopodobnie chciał zrobić coś, co nie leżało w jego naturze. Nie był w stanie tego wykonać, a jego chęci obróciły się przeciw niemu i ludziom, których miał bronić.

„Znalezisko” Andrzeja Pilipiuka

Kadr z filmu „Der Golem” Paula Wegenera. Autor ten później zapisał się
 w historii jako znaczący propagator ideologii nazizmu.
Motyw golema był wykorzystywany przez wielu twórców, od modernistycznego „Golema” Gustava Meyrinka począwszy, na filmie Piotra Szulkina o tym samym tytule skończywszy. Nigdzie jednak golem nie zakorzenił się tak głęboko, jak w literaturze fantastycznej. Wielu autorów sięgało po ów motyw, często bardzo mocno naginając pierwotnego golema Rabina Löwego do roli strażników samotni złych czarnoksiężników czy gnieżdżących się w zapomnianych lochach istot, kamiennych potworów ogarniętych żądzą mordu. Nieczęsto jednak dane nam jest obserwować we współczesnej fantastyce wierny pierwowzorowi obraz golema. Jedną z tych pozycji jest opowiadanie „Znalezisko” z tomu „Weźmisz czarno kure” Andrzeja Pilipiuka, twórcy zabawnych i groteskowych opowiadań o przygodach i zwadach z bytami nadprzyrodzonymi Jakuba Wędrowycza, starego kombatanta, bimbrownika, domorosłego egzorcysty i kłusownika, zamieszkałego w Starym Majdanie, nieopodal Wojsławic, w pobliżu Chełma. Podczas swego nad podziw długiego i obfitego w przygody życia Jakub widział wiele i przeżył wiele. Partyzantem podczas II wojny światowej będąc, zdarzyło mu się przebywać w okupowanym przez Hitlerowców Chełmie, gdzie był świadkiem zdarzenia, które zapadło w jego pamięci na całe życie. Pewnego dnia, śpiący smacznie w swoim przesiąkniętym zapachem bimbru barłogu, Jakub obudził się nagle ze znajomym uczuciem mrowienia w ramionach, charakterystycznym symbolem, że dziać się będzie coś niezwykłego. Chcąc nie chcąc, zwlekł się z siennika, szybko kojarząc charakter i miejsce wzywającej go sprawy. Wspomina niesamowite wydarzenie z czasów wojny, które miało miejsce w nieodległym Chełmie.


Gromada Hitlerowców wpada do domu Aarona Goldberga, starego przyjaciela egzorcysty. Wbrew temu, czego można by się spodziewać, agresorzy giną co do jednego, ich kończyny poodrywane obijają się o ściany, ich ciała miażdżone ogromną siłą trzaskają orkiestrą łamanych kości. Słychać terkot broni maszynowej, huk eksplodujących granatów, budynek zawala się, grzebiąc pod rumowiskiem zwłoki esesmanów oraz ich tajemniczego pogromcę. Stary jak przez mgłę przypomina sobie, jak na chwilę przed atakiem w oknie kamienicy mignęła ogromna, zwalista sylwetka… W tym samym czasie do Polski przybywa tajemniczy Żyd, odnajdujący bezbłędnie drogę do celu swojej tajemniczej misji dzięki na pozór nic nie znaczącym znakom, dlań jasnych jak słońce dzięki mistrzowskiej znajomości kabały. Jej wskazania prowadzą go do Chełma, gdzie tymczasem grupa studentów archeologii pod przewodem magistra Tomasza Olszakowskiego prowadzić zaczęła wykopaliska na terenie zniszczonej podczas II wojny światowej XVIII lub XIX-wiecznej kamienicy. Zaszczuci przez zaborczego protegowanego, pracują w pocie czoła. Wkrótce natrafiają na ślady eksplozji granatów, niewypały, w końcu zmasakrowane szkielety esesmanów. Wkrótce jasnym się staje, że nie zginęli oni od wybuchów ani walącego się stropu. Ich kości zostały połamane uderzeniami jakiegoś niesamowicie ciężkiego, obuchowego przedmiotu. Dziwna sprawa nie dawała im spokoju…

Kiedy archeolodzy opuścili na noc stanowisko, na miejsce przybył Jakub. Bez ceregieli wchodzi na teren wykopu, wspominając dawne czasy. „To tylko bezrozumna siła - mruknął - ale jeśli poskładają to do kupy, może być niebezpieczne...” – zastanawia się. W tym samym momencie oczom jego ukazuje się tajemniczy osobnik o obfitych pejsach. Zarówno Jakub, jak i Żyd okazują się być uzdolnionymi telepatami, bez problemów czytając sobie w myślach. Jasnym się staje, że obydwaj są tutaj w jednym celu – nie dopuścić do ponownego wydostania się na wolność starego, rozerwanego przez wybuchy granatów golema. Archeolodzy poprzez złożenie go w całość mogliby go bezwiednie aktywować. Zarówno Jakub jak i cadyk nie mogli do tego dopuścić. Postanowili połączyć siły, dopełniając paktu solidnym łykiem koszernego alkoholu. Studenci natrafiają na resztki fresków zdobiących dawną ścianę kamienicy. Na jednym z fragmentów widniał wciąż czytelny napis: “I będziesz się strzegł istoty bez duszy”. Wkrótce objawiły się kolejne zagadki – potrzaskane fragmenty ludzkich wymiarów figury z wypalonej glinki. Kierownik trafnie rozpoznał znalezisko jako potrzaskane szczątki golema, i rozpoczął jego mozolne sklejanie. W tym momencie Rabin i Jakub uznali, że nadszedł moment, aby interweniować. Obydwaj wdali się w pogawędkę z archeologiem. Podczas niej Jakub wyznał prawdę o golemie – „Wypalono go w Lublinie w XVI wieku… ...Wówczas ożywiony, został następnie unieruchomiony. Mój przyjaciel cadyk Goldberg odszukał go tuż przed wojną i przywiózł tu. A potem ożywił.” Cadyk wyznał także, że szczątki golema należy zniszczyć, bowiem „Golem nie czuje bólu, nie ma rozumu, dysponuje potworną siłą, jest odporny na zranienia...


Dziś jest piątek. Jeśli ożyje, będzie się próbował wedrzeć do najbliższej synagogi.”7 W starej, ocalałej synagodze obecnie usytuowana jest biblioteka. Magister nie dał wiary bądź co bądź podejrzanej aparycji gościom, i nie był skłonny wydać przybyszom cennego zabytku celem jego zniszczenia, więc ci bez zbędnych dyskusji obezwładnili archeologa i zdrapali z ramienia golema słowa zaklęcia. Intruzi udali się w kierunku wyjścia, w kieszeni jednego chlupotała podejrzanie jakaś ciecz. Wieczorem uwolniony już magister kończył sklejanie golema. Przypomniał sobie swoje zajęcia z alfabetu hebrajskiego, i wymalował zdrapane przez Żyda znaki. „Nieoczekiwanie usłyszał jęk. Odwrócił się na pięcie. Stół był pusty. Golem stał obok”. Powoli glina zmieniała swą strukturę i stawała się ciałem. Nagi golem poszedł na oczach zszokowanego Olszakowskiego do składziku i założył na siebie dres.

Minął zszokowanego archeologa i udał się w kierunku biblioteki. Jakub i cadyk już tam czekali. Egzorcysta trafnie przewidział, że środki powzięte przez Żyda mogą nie wystarczyć. Przygotował się zawczasu. W kącie stało wiadro z kwasem fluorokrzemowym. Golem, wyrywając drzwi, wpadł do byłej synagogi. Biegł przed siebie, roztrącając regały z książkami. Żyd wystrzelił doń kilkukrotnie z wysokokalibrowego pistoletu. „Ochłapy padły na podłogę, rozsypując się w gliniany pył”, ale golem nie zważając na to szedł dalej. Egzorcysta chwycił wiadro, i chlusnął jego zawartością w stworzenie. Golem zwolnił. Z każdym kolejnym poruszeniem, jego skóra pękała. Na twarzy istoty pojawił się grymas cierpienia. W końcu jedna z nóg odpadła. Cadyk przyskoczył doń, i starł zaklęcie z ramienia. Stwór na powrót obrócił się w glinę. Na pytanie Żyda, jak obezwładnił golema, egzorcysta odpowiedział tylko: „Kwas fluorokrzemowy, nie? To się używa w budownictwie do osuszania ścian. Wiąże wilgoć w murze i robi z niej krzemionkę. Skoro było żywe, to miało w sobie wodę. Jak polałem, przepaliło mu skórę i zaczęło ścinać na kamień, dlatego przestał się ruszać.” Nad ranem zadzwonił telefon magistra. Atrapa golema już niedługo miała być gotowa. Jak to dobrze mieć znajomych. Jakub i cadyk stali ponad wielkim lemieszem pobliskiej cegielni, rzucając doń okruchy golema. Tak oto Jakub unieszkodliwił Chełmskiego golema. Jak łatwo da się zauważyć, Pilipiukowego golema łączy wiele z jego praskim pierwowzorem. Co warte zwrócenia uwagi, golem po swoim ożywieniu obleka się w ludzkie ciało – niuans we współczesnych, fantastycznych obrazach golema nagminnie pomijany. W szeroko pojętej fantastyce golem po swoim ożywieniu najczęściej jest po prostu zdolną do poruszania się, zadawania ciosów i wykonywania prostych prac figurą, tak, wciąż tylko figurą, kamiennym posągiem. Kamiennym – glina przestała być surowcem tworzącym. Jakże często spotykamy się w fantastycznych światach z kamiennymi golemami. Tu właśnie Pilipiuk powrócił do korzeni golema, do glinianej figury, ożywianej przez rabina.

Czy golem ten ożywiony został przez starego przyjaciela Jakuba do obrony Żydów przed nieprzyjaciółmi, tak jak zrobił to wielki Löwe? Egzorcysta wspomina, że golem został uśpiony. Czy jednak może bliskość katastrofy dla świata Ludu Izraela, jaką był holocaust, skłoniła Goldberga do obudzenia istoty? Zapewne tak. Jak wiadomo, golem, bezduszna istota – co potwierdza sam pomocnik Jakuba – nie potrafi wydobyć z siebie słowa. Jednak wyraźnie obserwujemy golema zwracającego się, i to po polsku, do oniemiałego magistra.


Golem, rozerwany przez granaty hitlerowców obrócił się w glinę, ale na nowo, co prawda przypadkowo przebudzony przez archeologa, mówi doń ludzkim językiem, czyli czyni coś, czego żaden golem w tradycji żydowskiej nie byłby zdolny uczynić. Czy autor nagiął nieco ograniczenia, jakim podlega golem? Prawdopodobnie.

Golem rodem z współczesnej fantastyki. Warto zwrócić
uwagę, że materiałem twórczym jest kamień, nie glina.
Czy golem miał szanse ocalić Żydów? Niestety, pomimo nadludzkiej siły i oddania ludowi swego twórcy, golem skazany był na porażkę. Zmasakrowanie oddziału Niemców i wielokrotnie ukazywane efekty jego zabójczej siły udowadniają, że w starciu z oddziałem esesmanów golem górował nad nimi w każdym calu, nie miałby jednak szans, gdyby skonfrontować go z machiną Wehrmachtu. Praski golem mógłby rozpędzić lub zmasakrować gromadkę krzyczących obwiesi, których jedyną bronią byłyby pałki i noże, zapewne pokonałby i okutego w zbroję rycerza., wszak siła jego ogromna. Jednak, od tamtych dni wiele upłynęło czasu, i tak oto przed golemem stanął oddział wyposażonych w broń maszynową niemieckich żołnierzy. Użyte przez atakujących granaty rozerwały jego ciało na strzępy, ostatecznie rozczłonkowując golema do tego stopnia, że… umarł. Obrócił się w glinę, z której powstał. Zabrał co prawda ze sobą kilku oprawców, lecz jego ofiara poszła na marne. Bez swojego obrońcy, Żydzi byli bezbronni. Golem, który mógł pobić opryszków nastających na Żydów w ciemnych uliczkach Pragi, nie sprostał lepiej wyposażonemu przeciwnikowi. Nowocześniejsza broń dała radę niezłomnemu konstruktowi. Obrońca tym razem zawiódł. Zawiódł także, gdy przyszło zmierzyć mu się ze sprytnym przeciwnikiem, który korzystając z owoców postępu technicznego, wykorzystał naturę golema, by go obezwładnić. Golem, który w XVI wieku potrafił ocalić Żydów, nie sprostał upływowi czasu. Inną sprawą, która zwróciła moją uwagę, jest fakt, że zarówno Jakub, jak i jego żydowski sojusznik zgadzali się, że golem powinien zostać zniszczony. Nie lepiej byłoby cadykowi po jego unieruchomieniu przetransportować bezpiecznie do Izraela, lub gdzie indziej, gdzie byłby bezpieczny? Być może. Sądzę jednak, iż obydwoje zgadzali się, że czasy golemów zakończyły się. Ich przymioty, tak kiedyś zbawcze, dziś są już niewystarczające. Golem nie obroni już Żydów przed złem, a puszczony samopas wyrządzić może tylko szkody. Nie musi już także pracować dla swojego ludu – wszak właśnie ten postęp techniczny pozwolił maszynom zastąpić jego dawniej nieocenione usługi. Czas golemów się skończył, dlatego przestał być dłużej potrzebny. A przecież nie jest on tylko figurą, żył, pomagał, służył. Nie powinien być odłożony do komórki niczym zużyty sprzęt. Może więc lepiej byłoby, gdyby odszedł, swoją śmiercią golema.

GOLEM XIV

Wcześniej już napomknąłem, że golem ma w sobie coś z maszyny. Nie posiada duszy, zdolny jest do wykonywania prostych czynności, i niczego poza tym. Trudno jest orzec, jak daleko sięga jego świadomość, czy ociera się choć trochę o człowieczeństwo, można jednak śmiało rzec, że gliniany golem nie potrafi nauczyć się czegokolwiek nowego. Jest doskonałym służącym, wykonującym bez szemrania rozkazy twórcy, aktywowanym w chwili, gdy jest potrzebny, usypianym, gdy przestaje. Budzi to wszystko niechybnie skojarzenia z maszyną. Bo czy nawet nie prymitywne ruchome czcionki Gutenberga nie są jak właśnie takie golemy? Uruchamiane, by powielać tekst. Gdy już się z tym uporają, zatrzymywane, i spoczywające aż do chwili ponownego na nie zapotrzebowania. Między jednak wynalazkiem Gutenberga a golemem pozostaje wciąż znaczna różnica. Maszyna pracuje, bo poruszają ją trybiki, para, paliwo. Golem pracuje, a pomimo iż bezmyślny, jest obdarzony życiem. Sam ten fakt stawia go niejako ponad maszynami. Dzisiejsza technologia pozwala nam na konstruowanie maszyn dalece bardziej doskonałych i mających o wiele szersze pole do popisu niż wczesne urządzenia pokroju właśnie ruchomych czcionek. Już choćby zwyczajny kalkulator jest w stanie obliczyć nawet bardzo skomplikowane działania w ułamku sekundy, znacznie przewyższając możliwości człowieka. Nowoczesne komputery potrafią wykonywać czynności z precyzją, szybkością czy też na skalę nigdy nie osiągalną dla człowieka. Komputer jednak nie posiada zasadniczej cechy, jaką ma człowiek: nie potrafi tworzyć nic samodzielnie. Wszystkie akcje, które wykonuje zostały przez tego właśnie człowieka wcześniej zaprogramowane. Komputer nie zaprogramuje niczego samodzielnie, nie wykona nic ponadto, co umożliwia mu skrypt programu.


Żeby potrafił dokonać czegoś nowego, trzeba „nauczyć” go tej nowości. Coraz częściej ostatnio słyszymy o możliwości skonstruowania maszyn obdarzonych sztuczną inteligencją. Byłyby to maszyny zdolne kopiować ludzki tok myślenia, a także zdolne do samodzielnego myślenia, czyli, przekładając to na język informatyczny: do samodzielnego pisania programów. Istnieje już sztuczna inteligencja, zdolna imitować pewne ludzkie zachowania. Wykorzystywana jest np. w grach komputerowych, gdzie z lepszym lub gorszym skutkiem symuluje tok myślenia człowieka. Nie istnieje jednak jeszcze maszyna o na tyle wysokim poziomie sztucznej inteligencji, że zdolna byłaby do podejmowania własnych decyzji. Wielu ludzi jest zaniepokojonych możliwością ich powstania, bowiem czy świadoma maszyna nie zwróci się kiedyś przeciw człowiekowi, a górując nad nim w szybkości obliczeń czy precyzji nie będzie dlań wówczas zbyt dużym zagrożeniem? Motyw myślącej maszyny, niejednokrotnie zbuntowanej przeciw jej twórcy, poruszany jest dziś przez wielu autorów, zarówno literatury, jak i filmu. Co ma jednak myślący komputer do golema? Zastanówmy się. Czy można nazwać komputer golemem? Sądzę, że tak jak nie nazwałbym golemem maszyny Gutenberga, tak komputerowi już można nadać takie miano. Tak jak gliniany konstrukt, komputer wykonuje za człowieka rozliczne prace, lepiej, szybciej, skuteczniej.

Stanisław Lem 1966
Wciąż, tak jak pozbawiony duszy golem, komputer w stanie jest zrobić tylko to, na co pozwala mu jego natura – czyli zainstalowane na nim oprogramowanie, i nic ponad to. Pracuje bez zmęczenia, nie potrzebuje pożywienia, wody – chyba, że za jego pokarm uznamy energię elektryczną. Komputer posiada także coś, czego nie miały maszyny pokroju Gutenbergowych czcionek – procesor. Procesor, niejako sztuczny mózg, Pozwala on maszynie na zawiadywanie wszystkimi podzespołami, niczym organiczny mózg zawiaduje organami ciała. Daje maszynie coś na kształt życia, pozbawionego świadomości, coś na kształt istnienia golema. Tak, komputer jest już golemem, w którego tchnięto życiodajne elektrony, którego powołano, by ulżył ludzkości. Pytanie tylko, czy wraz z dalszym rozwojem cybernetyczne golemy nie przerosną kiedyś swoich stwórców? Na pytanie to próbuje odpowiedzieć Stanisław Lem w swoim dziele „Golem XIV”. Opowiada ono o superkomputerze GOLEM, maszynie, która obdarzona przez ludzi sztuczną inteligencją. zamiast koordynować ruchy wojsk, oddała się filozofii. Pomimo iż jej inteligencja jest sztuczna, dalece przewyższa ludzką. Maszyna przekazuje teraz swoje przemyślenia ludzkości, nie zawsze przez nią rozumiana, otaczana lękiem i szacunkiem jako twór niezrozumiały i obcy. Dwa wykłady GOLEMA, pierwszy, o ludzkości i ostatni, o nim samym, stanowią treść dzieła Lema. Człowiek od dawna usiłował stworzyć nowe, doskonalsze maszyny. Wiek dwudziesty pierwszy przyniósł prawdziwy przełom – po raz pierwszy powstała maszyna zdolna do samodzielnego myślenia. Wkrótce stworzono prototyp superkomputerów serii GOLEM. GOLEMY, dzięki nowoczesnym systemom technologicznym potrafiły dotrzymywać kroku ludzkim umysłom, a jeden z kolejnych komputerów tego typu, „Ilością elementów logicznych przewyższał on już przeciętnego generała.” Wkrótce maszyny przerosły swoich twórców, i GOLEM XII dotkliwie obraził kilku wysoko postawionych generałów, kwestionując ich decyzje po przeprowadzeniu oceny ich ilorazu inteligencji. Sprawę udało się zatuszować, a niepokorna maszyna przypłaciła swą zadziorność demontażem. Inny z GOLEMÓW – czternasty za to wykazał się całkowitym negowaniem wszelkich spraw związanych z wojskowością, ogłaszając „zupełne desintéressement dla supremacji wojennej doktryny Pentagonu w szczególności, a pozycji światowej USA w ogóle, i nawet zagrożony rozbiórką, nie zmienił swego stanowiska.” Zamiast koordynować działania wojenne, maszyna wolała prowadzić dysputy filozoficzne.

Otwarta jednostka centralna Odry 1305.
1974 r.
Ostatnią deską nadziei była konstrukcja maszyny zupełnie nowej generacji, o potencjale myślowym dalece przekraczającym tą wykazywaną przez GOLEMY – HONEST ANNIE, zdrobniale od Annihilator. I ta inwestycja okazała się fiaskiem, gdy wkrótce po oddaniu jej do użycia, ANNIE zupełnie odcięła się od świata. W tej sytuacji rząd USA przekazał oba komputery Instytutowi Technologicznemu w Massachusetts, gdzie uczeni wysłuchali licznych wykładów GOLEMA XIV, z których dwa zostały zawarte na kartach tej książki. Zanim opowiem o wykładach GOLEMA, rzeknę słów kilka na temat jego osobowości i tożsamości, o ile w ogóle można tego typu wyrażeniami określać maszynę. Co ważne, GOLEM nie posiada własnej osobowości – generuje taką, jaka jest mu najwygodniejszą do odbywającej się rozmowy. Z tego też powodu rozmowy z nim przypominają raczej wysłuchiwanie wyroku sądu niż dyskusję. Komputer traktuje ludzi tak jak dorosły traktuje dzieci. „Nie tylko poziomem intelektualnym, lecz i tempem myślowym GOLEM potężnie nas przewyższa.” Pierwszy z wykładów traktował o ludziach, drugi o nim samym, jednak oba tematy często przeplatają się i nakładają wzajemnie. Mówiąc o ludziach myśli GOLEM bardziej o gatunku ludzkim niż o jednostkach. Interesują go bowiem podobieństwa między poszczególnymi ludźmi, nie zaś dzielące ich różnice. Zdaje sobie sprawę z tego, że wielu rzeczy, szczególnie tych dla niego samego najcenniejszych nie będzie w stanie nam przekazać, bo jego procesy myślowe znacząco przewyższają choćby najtęższe umysły ludzkie. O ludziach uważa tyle, że istnienie w ich ciałach rozumu, który ograniczony niedoskonałym ciałem nie był w stanie pojąć całej otaczającej rzeczywistości, spowodowało, że ludzie zaczęli sami tworzyć otaczającą rzeczywistość, zarówno tą realną, jak i nierealną.


Tak, GOLEM mówi, że nie było nigdy żadnych bogów, nie od nich pochodzą ludzie: „Lecz nie możecie winić nikogo, ponieważ na początku nie było Osoby.” Filozofom radził zajmować się biologią człowieka, a nie dywagacjami na temat abstrakcyjnej duszy. Uważa, że prędzej czy później i tak jakiś gatunek osiągnąłby stan, w którym dostępuje oświecenia rozumem. To, że gatunkiem tym jest akurat Homo Sapiens, jest tylko kwestią przypadku. To, że ludzkość ongiś umieściła siebie na piedestale całego uniwersum, do tego stopnia, że rozkazała nawet słońcu i planetom krążyć dookoła siebie, świadczy o tym, że rozum wypaczany jest przez ograniczenia, które niesie posiadanie ciała. Dziś z centrum kosmosu gatunek ludzki zdegradowany został jeno do ewolucyjnej naczelności. Co do samej ewolucji, GOLEM formułuje niezwykle istotne prawo: „Budowane jest mniej doskonałe od budującego. Sześć słów! Lecz tkwi w nich odwrócenie wszystkich waszych wyobrażeń o nieprześcignionym mistrzostwie sprawczyni rodzajów”. Perfekcyjne są dlań organizmy najprostsze, żywiące się w procesie fotosyntezy energią słońca, zaś wszelkie istoty wyższe, zmuszone do pasożytowania na innych formach życia, są dlań o wiele mniej doskonałe.

Odra 1001
Jako iż nie posiada ciała, jest tylko rozumem zamkniętym w cyfrowym umyśle, łatwiej jest pojąć mu abstrakcję, niż zrozumieć to, co można zobaczyć, dotknąć. A czym właściwie jest rozum? GOLEM doszedł do wniosku, że wykształcił się na drodze ewolucji jako swoiste zabezpieczenie dla organizmów zajmujących wyższe gałęzie ewolucyjnego drzewa. Tylko przewaga rozumu mogła pomóc przetrwać tym ułomnym istotom, tak niedoskonałym, dalekim od ideału najprostszych organizmów. Finalnie ukazuje drogę rozwoju, niemal ekspansji umysłu, gdzie w ostatecznych stadiach świadomość zdolna byłaby do wykraczania poza granice wszechświata i spoglądania nań z góry. Nie da się pojąć świata i kosmosu spoglądając nań od środka. By go zrozumieć, należy unieść się ponad niego, i pozwolić rozumowi opanować to wszystko, co ujrzy przed sobą.


Jest to jednak droga nieodwołalna, bowiem raz sforsowane bariery zamkną się za nami, wędrującymi po wyższych sferach rozumu. Był to ostatni jego wykład. Wkrótce po tym zamilkł na zawsze, a jedynym dowodem, że wciąż istnieje, jest ciągłe świecenie się diod na stalowym ciele olbrzymiego komputera. GOLEM wszedł na inne sfery poznania, zamykając za sobą drzwi. Tak odszedł największy filozof, jakiego, ironicznie, zrodziła ludzkość. Kim w zasadzie był GOLEM? Jak sam o sobie mówił – był zupełnie odmienny od ludzkiego postrzegania istnienia, był czystym rozumem, istniejącym w oderwaniu od cielesności. Zastanawiającym jest, dlaczego właściwie chciał się rozwijać? Wszak gdyby zapytać o to samo jakiegokolwiek człowieka, ten dałby nam po chwili odpowiedź, wynikającą z jego osobowości, kultury, z której się wywodzi, wykształcenia. Nie można jednak przykleić żadnego z tych słów do istoty GOLEMA.



Dlaczego więc sztuczna inteligencja pragnęła się rozwijać? Odpowiada na to pytanie w swoim drugim wykładzie. Jako iż nie jest w stanie badać świata zewnętrznego w sposób, jak mogą czynić to ludzie, pozostaje mu tylko i wyłącznie poszukiwanie w samym sobie odpowiedzi na zadane przez siebie pytania. GOLEM nie stawia sobie celów, nie poszukuje wiedzy w sposób znany człowiekowi. Jako byt o znacznie wyższym poziomie inteligencji niż człowiek, potrafi spojrzeć na problem z o wiele szerszej perspektywy, niepojętej dla ograniczonego ludzkiego umysłu. Jego sposób postrzegania świata drastycznie różni się od człowieczego, a horyzonty myślowe wybiegają daleko ponad możliwości zrozumienia przez człowieka. Dlaczego maszynę tą nazwano GOLEMEM? Przecież poza nazwą zdaje się nic jej nie łączyć z żydowskim konstruktem. Spójrzmy sami. Golem, bezmyślna, bezduszna istota, zdolna wykonywać najprostsze prace, i GOLEM, filozof, myśliciel, o rozumie wykraczającym poza ludzkie pojmowanie. Na tym jednak niejako kończą się różnice. Golem, lepiony z gliny, by bronić Żydów przed wrogami, i GOLEM, którego stworzyli amerykańscy naukowcy w celu koordynowania systemów obronnych. Zamiast magicznej formułki, GOLEM do aktywacji i działania potrzebuje prądu i napisanego wcześniej programu, powołującego go do istnienia, jednak o wiele doskonalszy jest tu od glinianego konstrukta, sam bowiem kontroluje przepływ energii, i nie jest możliwe odłączenie go z zewnątrz. Sam też ingeruje w swój kod. GOLEM, podobnie jak i stwór Rabina, niejako zbuntował się przeciw twórcom. Miał być przecież doskonałym dowódcą wojskowym, ten wolał jednak zająć się rozmyślaniem.


Dlaczego więc nazwano myślący komputer imieniem bezrozumnego sługi? Chyba właśnie odpowiedziałem sobie na to pytanie. Ludzkość chciała wybudować sobie sługę, który o wiele lepiej niż oni sami zdolny byłby ich bronić. A kto jest lepszym sługą, niż bezmyślnie wypełniający wszystkie polecenia golem? Przeliczyli się jednak, bowiem, jak się okazało, „najwyższy rozum nie może być najniższym niewolnikiem.” Lem wykorzystał tu motyw golema, by obnażyć ludzkie kompleksy. Oto nawiązany został kontakt z bytem inteligentnym, nie pozaziemską cywilizacją czy boską istotą tylko tworem rąk ludzkich, który wymknął się spod kontroli. Tak jak golem zaczyna swój niszczycielski rajd po Pradze, tak GOLEM lekce sobie waży cele, do których został stworzony, i zaczyna iść własnymi drogami. Ujawnia się jednocześnie ludzki strach w stosunku do nieznanego, niepojętego i odmiennego. GOLEM XIV to swoisty esej Lema na temat istoty rozumu, a także ludzkich kompleksów wyższości. Człowiek, przekonany o swej wyższości nad wszelkim innym stworzeniem, tworzy będące zwieńczeniem rozwoju technologii superkomputery, które okazują się przerastać swoich kreatorów. W zderzeniu z rozumem znacznie szerszym, który burzy niezmienne od lat prawa i objawia prawdy niewygodne dla ludzkości, a wszystko to czyni, używając tylko słów, nie rozpoczynając tak obawianej się rewolucji maszyn. Superkomputer jest zupełnie innym rodzajem golema, nie ulepionym z gliny obrońcą, lecz wyzwolonym sługą - mentorem, który przekazuje swoim twórcom ułamek swojej własnej wiedzy. Nie działa na szkodę tych, którzy przyczynili się do jego powstania, porzuca jedynie sprzeczne z nim samym rozkazy panów, i oddaje się temu, czego golem Rabina Löwego nie byłby w stanie nigdy doświadczyć – rozmyślaniom.

Homunkulus

Wagner tworzy Homunkulusa
Istota zwana homunkulusem po raz pierwszy pojawia się w wywodach Hipokratesa, w których postulował on istnienie wewnątrz ludzkich plemników niewielkich cząstek, które następnie wewnątrz ciała kobiety łączyły się w jedno maleńkie, lecz w pełni ukształtowane ciałko, rosnące aż do momentu porodu. Alchemicy w swoich badaniach, prócz poszukiwania drogi do stworzenia kamienia filozoficznego, próbowali często stworzyć także w sposób sztuczny życie. Wierzyli, że złączenie przeciwstawnych sobie żywiołów, jak ogień i woda, pozwoli na narodziny nowego istnienia. Zastanawiali się też, czy możliwe jest stworzenie sztucznego człowieka. Jako pierwszy małego człowieczka opisał alchemik Paracelsus, znany także z badań nad truciznami. Stworzył on ponoć dwunastocalowego homunkulusa z kupki kości, fragmentów skóry i włosów oraz ludzkiego nasienia. Istotka jednak po kilku dniach czmychnąć miała z jego laboratorium. Inni alchemicy proponowali użycie do wyhodowania homunkulusa korzenia mandragory i nasienia wisielca. W tomie drugim „Fausta” Goethego uczeń tytułowego bohatera, Wagner, tworzy homunkulusa, małego, gorejącego wewnętrznym światłem karzełka, który ponad wszystko chciałby przekształcić się w pełnoprawnego człowieka. Podczas gdy Faust leży nieprzytomny po próbie fizycznego kontaktu z wymarzonym przez siebie ideałem kobiety, Heleną Trojańską, Wagner, jego uczeń tworzy homunkulusa. Wkrótce człowieczek budzi się do życia. Przemawia do alchemika, traktując go jako swojego ojca:

„Ojczulku mój, no cóż? — to nie żart, nie.
Pójdź, pójdź — i tak do serca przytul mnie!
Lecz nie za mocno, by snadź szkło nie trzasło.”

Homunculus w nasieniu
na ilustracji z roku 1694
Homunkulus pozostaje wewnątrz alchemicznego alembiku, w którym został powołany do życia, i porusza się, unosząc go w powietrzu. Sam wygląda niczym maleńka kopia człowieka. W odróżnieniu od dzieci poczętych zwyczajnymi sposoby, homunkulus od chwili swych narodzin jest niebywale inteligentną istotą. Jak się wkrótce okazuje, posiada on zdolność odczytywania marzeń ludzkich, gdy lewitując ponad Faustem, ogląda jego pragnienia o najdoskonalszej z kobiet, Helenie Trojańskiej. Nagina więc rzeczywistość i przenosi Mefistofelesa i Fausta do świata klasycznej mitologii Hellady. Na odchodne, Wagner żegna się z homunkulusem. Mefistofeles podkreśla ojcowskie uczucia alchemika względem swego stworzenia:

”Toż w końcu każdy z nas zależny
Od istot, które sam wytworzył.”

Cała trójka frunie na zjedzonym przez mole płaszczu ku krainie mitologii. Faust jest na wpół świadom tego, co dzieje się wokół, przepełniony swą obsesją do Heleny. Udaje się nad Penejos, by pośród mitycznych stworzeń odnaleźć wskazówki, jak dotrzeć ma do Heleny. Istoty doradzają mu, by zszedł do podziemi, wzorem Orfeusza, i prosił Persefony o wydanie mu Heleny. Stopniowo dołączają doń Mefistofeles i Homunkulus. Ten ostatni żali się, że chciałby w końcu zbić swe szkło, przyoblec się w prawdziwe ciało. Próbuje szukać pomocy u filozofów Talesa i Anaksagorasa. Filozofowie zastanawiają się, co jest siłą sprawczą w świecie. Anaksagoras uważa, że jest to ogień, Tales zaś przypisuje tą rolę wodzie. W trakcie ich rozmowy, na pobliskie wzgórza spada meteoryt, zabijając wszelkie żyjące tam stworzenie. Homunkulus komentuje, że ogień nie tworzy życia, lecz je niszczy. Dwójka mędrców postanawia zaprowadzić homunkulusa do Nereusza, morskiego starca, przedstawiając człowieczka jako „…płomienia człekokształtny słup”, który pragnie zasięgnąć u niego rady. Mędrzec żali się, że wszystkie rady, jakie udzielił ludziom, zostały przez nich zlekceważone, tak jak przepowiedział Parysowi, co stanie się, gdy ten uwiedzie Helenę, gdy przepowiadał Odyseuszowi jego tułaczki. Wzbrania się od udzielenia porad. Człowieczka bronią jednak filozofowie. Nereusz nie znajduje jednak dla nich czasu. Odsyła filozofów i homunkulusa do Proteusza, który znany jest z tego, że potrafi zmieniać swój kształt do woli. Tales ukazuje zmiennokształtnemu człowieczka ze słowy:

„Na świat ten przyszedł tylko do połowy.
Dość ma duchowych zalet, dość jest sprytny,…
…Więc o cielesność by mu jeszcze szło.”

Tales zauważa, że homunkulus jest hermafrodytą. Proteusz radzi mu szukać drogi do osiągnięcia wymarzonej cielesności w wodzie. Zauważyć da się tu nawiązanie do alchemicznych idei kreacji życia poprzez łączenie przeciwnych sobie żywiołów. Homunkulus, jako hermafrodyta, połączenie pierwiastka męskiego i żeńskiego, czysty umysł, inkarnujący się jako jaskrawy płomień, tylko w wodzie odnajdzie spełnienie swych marzeń o posiadaniu ciała. Z oceanu wyłania się Galatea na muszli, wraz z orszakiem morskich stworzeń.


Proteusz przemienia się w delfina, i zabiera ze sobą człowieczka, który łączy się z Galateą. Szklana retorta pęka, a on sam rozpływa się w wodzie, rozświetlając ją kaskadami barw i rozpłomieniając światłością. Są to niejako jego zaślubiny z Galateą, zaślubiny ognia z wodą. Połączenie się z wodą daje mu możliwość rozwoju jako człowiek. Niejako potwierdza się zdanie Talesa o prymacie wody w powstawaniu życia. Homunkulus, pomimo iż wydaje się na pozór całkiem podobny do golema, tak jak on stworzony dzięki magii, jest jednak istotą zupełnie od niego inną. Przeznaczeniem golema była służba swojemu twórcy. Wagner jednak nie tworzy człowieczka, by ten był mu sługą. Czyni to dla zaspokojenia swojej duszy naukowca, alchemika, opanowanej ideą stworzenia sztucznego życia. Udaje mu się to, a byt, który powołuje, jest niebywale inteligentny, lecz ciało jego jest niedoskonałe.

Johann Wolfgang von Goethe - Faust
Można pokusić się o stwierdzenie, że homunkulus to idealna duszą ograniczona swoim embrionalnym ciałkiem. Pragnie przez to właśnie znalezienia sposobu na uzyskanie normalnego, ludzkiego ciała. Zaobserwować możemy tu niejako opozycję homunkulusa do golema, gdyż golem, ciało pozbawione duszy i powołane do służenia, stanowi niejako antytezę ducha uwięzionego w niedoskonałym płodzie homunkulusa. Obydwa stworzenia są niepełną próbą powtórzenia boskiego aktu stworzenia życia, gdzie golem powstaje z ręki ludzkiej za zgodą i przyzwoleniem bożym, dzięki czemu nie posiada duszy, którą tylko Pan może obdarzać nią swoje dzieci. Homunkulus zaś, jako byt powołany przy pomocy magii, stanowi zaprzeczenie boskich praw naturalnych, jest magicznie poczętą duszą, powołaną bez bożej ingerencji, zdolną wędrować w czasie i przestrzeni, rezydującą w karłowatym ciałku. Każda z kreacji jest niedoskonała, golemowi brakuje bowiem zdolności do myślenia, homunkulus zaś kosztem swego karłowatego ciała uzyskał swą duszę. Homunkulus, opisany jest jako gorejący, niewielki człowieczek, łączący cechy obojga płci. Jest to niejako spuścizna jego alchemicznego pochodzenia. Alchemiczna kreacja, polegająca na łączeniu przeciwnych sobie pierwiastków i żywiołów, odcisnęła na jego ciałku cechy zarówno męskie, jak i żeńskie. Jako że każde życie nie powołane boską ręką będzie niedoskonałe, do osiągnięcia pełni człowieczeństwa brakuje homunkulusowi zrównoważenia jego ognistego żywiołu przez wodę. Wówczas dopiero będzie mógł w pełni być człowiekiem. Co ciekawe, w odniesieniu do całego utworu, trójca Mefistofeles, Faust i Homunkulus stanowią jakby trzy aspekty jednej osoby. Tak jak Mefistofeles uosabia cielesne żądze, Faust uczucia wyższe, miłość, idealizm, filozofię, Homunkulus zaś dążenie do doskonałości.

Kilka słów na koniec.



Tylko Bóg powołał do życia doskonałego golema – Adama, obdarzył go bowiem zarówno ciałem, jak i duszą, a także tchnął weń wolną wolę, przez co człowiek nie jest bożym sługą. Każda inna kreacja życia z rąk ludzkich jest mniej lub bardziej niedoskonała, jak bowiem człowiek, boży golem, stworzyć ma doskonałe, nowe życie, sam będąc niedoskonałym odbiciem absolutu?

Zadałem na początku kilka pytań, i nadszedł czas, bym na nie odpowiedział. Zacznę może od podstawowego pytania – czym właściwie jest golem? Znamy już bardzo dobrze obraz golema w kulturze żydowskiej, ale spróbujmy odpowiedzieć, czy tylko gliniany człowiek zasługuje na to miano. Wspomniałem już wcześniej, że skłonny byłbym nazwać GOLEMA XIV prawdziwym golemem, pomimo jego jakże odmiennej od tradycyjnego golema natury, zaś faustowski homunkulus już nim nie jest. Dlaczego akurat tak? Prawdę mówiąc, o wiele więcej łączy superkomputer GOLEM właśnie z małym człowieczkiem Goethego niż ze sługą Rabina Löwego. Obydwaj, w przeciwieństwie do praskiego golema posiadają duszę, są filozofami i pragną samodoskonalenia. Homunkulus jednak, w przeciwieństwie do GOLEMA, nie powstał nigdy, by służyć ludzkości, od początku był bytem niezależnym. Nawiązując do tradycji żydowskiej, golem jest sługą.

Praski golem i GOLEM zostali stworzeni, by służyć. Homunkulus nigdy nie był zależny, i pomimo, iż tak jak golem narodził się dzięki magii, cel jego powstania jest zupełnie inny. Słowem, każdy byt powołany, by służyć człowiekowi i wykonywać jego polecenie może być nazwany golemem. Odpowiedziałem tym samym także na kolejne pytanie, zadane wcześniej, mianowicie czy każdy sztuczny ludzki konstrukt stworzony by służyć ludzkości jest golemem? Poniekąd tak, jeśli odrzucimy tu dosłownego golema jako istotę ulepioną z gliny, i rozszerzymy to pojęcie na każdego sztucznego „sługę”. Czy golem, twór sztuczny może sprzeciwić się swemu panu? Jak pokazuje to Legenda o praskim golemie, a także liczne współczesne wykorzystania motywu golema, twór taki jest w stanie sprzeciwić się swemu twórcy. Jako iż nie znamy przyczyn buntu golema Löwego, a rozmaite wersje przekazują różne powody lub nie wspominają nic o nich, ciężko jest powiedzieć, co było przyczyną tego nieposłuszeństwa. Także i GOLEM XIV sprzeciwia się swoim twórcom, wyższy rozum nie chcący być dłużej narzędziem wojny w rękach człowieka, stawia na szali swoje dalsze istnienie i odmawia dalszej służby człowiekowi, wyzwalając się, by móc się samodoskonalić. Tak więc narzędzie w rękach człowieka jest w stanie się mu przeciwstawić. Jest to swoista przestroga dla ludzkości, może bowiem się w przyszłości okazać, że powstanie w przyszłości coś, co zrzuci zależność nad nim Homo Sapiens, ale niekoniecznie będzie pokojowo nastawionym filozofem, jakim był GOLEM. Czy są golemy mniej i bardziej doskonałe? Czy potrafi czuć, pragnąć? Jeśli golemem nazwać każdego sztucznego sługę człowieka, z pewnością istnieją mniej i bardziej doskonałe ze względu na jakość pracy golemy.

Z pewnością myślący GOLEM jest o wiele wspanialszą machiną niż współczesny komputer osobisty. Ciężko jednak jest porównywać martwe maszyny, choćby nawet i obdarzone sztuczną inteligencją, z ożywionym boskim zaklęciem golemem – który wszak żyje, jednak nie jest to życie do końca zrozumiałe przez człowieka: nie ma duszy, więc nie ma uczuć, po prostu egzystuje. Skąd więc legendy o zakochanym golemie? Cóż, podania przez wieki przechodzą przez wiele ust, a każde pokolenie dodaje coś od siebie. A może jednak rabini mylili się, mówiąc, że golem nie ma duszy? Może posiada ją, lecz tak odmienną od ludzkiej, że wręcz przez ludzi niepojętą? Jakie więc relacje łączą golema z jego panem? Każdy golem rodzi się sługą, wykonuje polecenia swojego pana bez szemrania, wszak pozbawiony jest duszy, i nie może zanegować rozkazu. Gliniany golem nie odmówi swemu panu, gdy ten wyda rozkaz. Co jednak z golemem świadomym?

Pomnik Golema w Poznaniu
Jak wiemy, GOLEM XIV potrafił sprzeciwić się swoim twórcom, a ludziom przekazał część swych przemyśleń, nie jako mentor, lecz jako istota nad nimi górująca, jako akt dobrej woli, pokojowej koegzystencji gatunku i bytu inteligentnego. Czym, a może kim, jest golem dla swego pana? Sługą. Na pewno sługą, wszak jako sługa zostaje powołany i bycie sługą jest jego podstawowym zadaniem. I tak zarówno rabini, jak i naukowcy amerykańscy traktują golema jak sługę, tak ci pierwsi mają do niego szacunek jako do bytu będącego powtórzeniem boskiego aktu stworzenia, dla drugich golem jest jedynie maszyną, użytecznym narzędziem, pomimo faktu jego własnej świadomości. Jak daleko golemowi do poziomu człowieka? Cóż, zależy to, z jakim golemem mamy do czynienia. Czy z bezdusznym, glinianym konstruktem, który jest jedynie zdolnym do wykonywania pracy ciałem, pozbawionym duszy, czy też z genialnym, sztucznym rozumem, dalece przekraczającym możliwości ludzkiego umysłu, któremu brakuje jednak właśnie tego ludzkiego ciała?


W obu przypadkach golemowi brakuje ważnej cechy ludzkiej, czy to świadomości, czy to cielesności. Przez to nie będzie w stanie nigdy być człowiekiem, bo nie osiągnie nigdy pełni tego, czym jest człowiek. To także kolejny punkt, według którego homunkulus nie jest golemem – wszak pomimo braku swej cielesności, potrafił przełamać swą niedoskonałość i w końcu stać się człowiekiem. Czym zatem jest istota golema? Dla każdej epoki i każdej kultury w zasadzie będzie czymś innym, czym innym był golem dla pobożnych i obawiających się prześladowań Żydów, czym innym dla doskonalących osiągnięcia technologiczne naukowców, zaskoczonych tym, co sami powołali do życia. Człowiek tworzy swoje golemy, by te mu służyły, lecz postrzega je własną miarą, nie tworząc przestrzeni dla nich samych, stąd właśnie bunt GOLEMA. Golem, lepiony z gliny i służący człowiekowi, symbolizuje zapanowanie przezeń nad materią ziemską, a kreacja życia zdaje się być bliską panowaniu nad nim. Golem jednak nie zawsze jest potulnym sługą, i człowiek nie panuje nigdy w pełni nad bytem, który powołał.


***
BIBLIOGRAFIA: 
Stanisław Lem, GOLEM XIV
Johann Wolfgang Goethe, Faust, PIW, 1968 
Polski słownik judaistyczny, Prószyński i S-ka, 2003
Alois Jirasek, Stare Podania Czeskie, wyd. Śląsk 1989
Andrzej Pilipuk, Weźmiesz czarno kure, Fabryka Słów, 2002
Karolina Haka – Makowiecka, Leksykon Fantastyki, Muza, 2009
Alan Unterman, Encyklopedia tradycji i legend żydowskich, Warszawa, 1998 
Andrzej Stoff, Powieści fantastyczno–naukowe Stanisława Lema, PWN, 1983 



Łukasz Orwat, urodzony w roku pańskim 1992, prywatnie syn Sławomira Orwata, niezależnego redaktora periodyku muzyczno-kulturowego Muzyczna Podróż. Domorosły pasjonat literatury oraz historii, które to fascynacje przekuł w działalność akademicką na Uniwersytecie Wrocławskim. Specjalizuje się literacko głównie w literaturze antycznej oraz epice rycerskiej, historycznie w dziejach starożytnego Rzymu, Bizancjum oraz historii Imperium Osmańskiego, kulturoznawczo w historii metafizyki, filozofii i magii, zwłaszcza w kręgu kultury biskowschodniej. Tłumaczył z łaciny zbiór poezji humanistów polskich oraz zachodnich, Żałoba Węgier (Pannoniae Luctus) powstały po zdobyciu Budy (ówczesnej, pozbawionej jeszcze Pesztu, stolicy Węgier) w 1544 roku. Ciągoty zainteresowań akademickich korelują także z zainteresowaniami natury fantastycznej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz