środa, 18 kwietnia 2018

Łukasz Orwat - Precz mi od Wertera! (Wrocław 2.12.2011)

Lotta i Werter (rys. Daniel Chodowiecki)
Będzie to tym razem wpis wybitnie krytyczny, nie jednak wobec samego bohatera literackiego i prezentowanych przezeń postaw, ale krytyczny wobec ludzi spłycających i postrzegających aberracyjnie tą jedną z – moim zdaniem – najpiękniejszych postaci, jakie wykreowała literatura. Przejdźmy od razu do rzeczy. Historia obsesyjnej miłości uduchowionego młodzieńca niepotrafiącego odnaleźć swojego miejsca w świecie pełnym społecznych podziałów przez czytelników w wieku licealnym stykających się z dziełem Goethego jako z kolejną lekturą w lwiej części przypadków przyjmowana jest wyjątkowo negatywnie jako oderwana od rzeczywistości, ukazująca godny pogardy obraz mężczyzny (w ich mniemaniu wręcz niegodnego, by określić go takim mianem) oraz przede wszystkim jako kolejna „nudna lektura”. Jakże to błędne stwierdzenia! W zasadzie większość oskarżeń płynie dzięki uczynieniu „Wertera” obowiązkową lekturą, wszak uczniowie „z marszu” nie lubią lektur…


Przede wszystkim sądy takie wypowiadają ludzie, którym najdalej jest do zrozumienia bohatera, postrzegający miłość jako odbywany regularnie stosunek płciowy, a uczucie, którym Werter darzył Lottę jest im tak dalekie, jak przeciętnemu człowiekowi znajomość okresu orbitalnego Neptuna (niecałe 165 lat, dygresyjka). I w zasadzie ciężko się im dziwić. Współczesny świat na piedestał wystawia „piękne dziewczęta” wijące się wokół „umięśnionych przystojniaków”, bombardując tymi obrazami w całej dostępnej szeroko „kulturze”, a więc kształtując w taki sposób postrzeganie jej odbiorców – szerokiego grona zwyczajnych ludzi, którzy z książką mają tyle wspólnego, że mijają ją codziennie w drodze do pracy wystawioną na witrynie księgarni. I tu także w zasadzie ciężko im się dziwić, że oceniają tak odmiennego im bohatera negatywnie, przecież nie utożsamiają się z nim a jego przeżycia są im zupełnie obce. I tu piętnuje także kolejna bolączka człowieka współczesnego: niezdolność do odczuwania w sposób inny niż własny. Nie wymagam tu oczywiście cudów – wszak mężczyzna nigdy nie będzie wiedział, co czuje kobieta w połogu – ale piętnować muszę bezmyślne odrzucanie treści wyłącznie z powodów ich odmienności od ogólnie przyjętych realiów, bez nawet próby pojęcia emocji targających Werterem czy bohaterem jakiejkolwiek innej książki.

Strona tytułowa I wydania z 1774 roku
Poruszę tu także kwestię, która mnie osobiście wpienia jeszcze bardziej niż wszystko to, co opisałem wyżej, mianowicie mówienie o Werterze jako o członku pewnej młodzieżowej subkultury zwanej „Emo”. Ich zawodzenie nad bezsensownością egzystencji, a także dziwaczne upodobnianie się mężczyzn do kobiet, na skłonnościach i aktach samobójczych podkreślających niezrozumienie ich osób przez świat nijak ma się do działań bohatera „Cierpień…”. Sam fakt pozbawienia się życia z powodu nieszczęśliwej miłości (to nie jedyny powód, o czym większość krytykujących zapomina) nie powoduje, że można uznać Wertera za prekursora tej społecznej aberracji. Nie rozwodząc się długo, szlachetny indywidualizm oraz (niebagatelne!) poczucie niesprawiedliwości hermetyczności klas społecznych były katalizatorami dla wrażliwej duchowości, co tylko spotęgowało jego opozycjonizm względem otaczającej, płytkiej rzeczywistości (u jakże wielu ludzi także i dziś rodzi się taka postawa!), co w połączeniu z wspominaną wcześniej nieszczęśliwą miłością w już zaręczonej kobiecie w końcu doprowadziło do targnięcia się na własne życie.


Konsekwentne działania Wertera naznaczone duchową podkładką nijak nie przedkładają się na otwarcie groteskowe uczynki oraz niepoparte ideami stawanie przeciw światu młodzieńców spoglądających spod przydługich grzywek mieniących się bałwochwalczo spadkobiercami Wertera.

Werter i Lotta z rodzeństwem (rysunek ołówkiem i sepią Johanna Daniela Donata)
Na poparcie podam tu kilka fragmentów recenzji „Cierpień…” znalezionych w Internecie (oryginalna pisownia zachowana):

„…Polecam tę książkę dla wyznawców współczesnej subkultury Emo.”
„…W dzisiejszym świecie głównego bohatera wysłalibyśmy do wariatkowa….”
„…Werter, który za ukochaną popełnia samobójstwo jest kreacją marnego i płaczliwego mężczyzny.
„…Samej książka nie przypadła mi do gustu, natomiast jej wydanie (wyd. GREG) jak najbardziej.”


Przy okazji tego wpisu i cytowanych wyżej „recenzji” wylać też muszę wiadro pomyj na wydawnictwo GREG. To, co robią oni z literaturą godne jest najwyższego potępienia, zaś osoby odpowiedzialne za wklejanie w tekst pól z tzw. „ważnymi cytatami” powinny cierpieć katusze w najgłębszych czeluściach dantejskiego piekła.

Wilhelm Amberg: Wykład z "Werther" Goethego, 1870
Nie dość, że wspomniane dopiski odzierają utwory z całej magii odszukiwania ukrytych walorów dzieła (do śmierci wspominał będę nieszczęsne pole z przypisem „Ksiądz Robak – Jacek Soplica” przy pierwszym pojawieniu się bernardyna w „Panu Tadeuszu”!) to jeszcze mierne, niejednokrotnie przekłamane opracowania nieznanego autorstwa kłują dosłownie w oczy (gdzież im do dobrze skomponowanych „BN-owskich” wstępów…). Tak więc słowem zakończenia odradzam korzystanie z dzieł opracowywanych przez ten szatański pomiot, a wracając do tematu przewodniego – próbę chociaż spojrzenia na Wertera jako na przykład pięknego człowieka o olbrzymiej duchowości, nie zaś jak na „marnego i płaczliwego mężczyznę”. To taka piękna i (o dziwo!) współcześnie aktualna postać. Dziś rzucałem gromami niczym Dzeus ze szczytu Olimpu, kolejnym razem będzie spokojniej, opowiem co nieco o tym, jak o kobietach mówił rzymski poeta Owidiusz i jak bardzo aktualne są jego słowa pomimo upływu czasu. Do następnego razu, dziękuję za czas poświęcony lekturze.

***

Łukasz Orwat, urodzony w roku pańskim 1992, prywatnie syn Sławomira Orwata, niezależnego redaktora periodyku muzyczno-kulturowego Muzyczna Podróż. Domorosły pasjonat literatury oraz historii, które to fascynacje przekuł w działalność akademicką na Uniwersytecie Wrocławskim. Specjalizuje się literacko głównie w literaturze antycznej oraz epice rycerskiej, historycznie w dziejach starożytnego Rzymu, Bizancjum oraz historii Imperium Osmańskiego, kulturoznawczo w historii metafizyki, filozofii i magii, zwłaszcza w kręgu kultury biskowschodniej. Tłumaczył z łaciny zbiór poezji humanistów polskich oraz zachodnich, Żałoba Węgier (Pannoniae Luctus) powstały po zdobyciu Budy (ówczesnej, pozbawionej jeszcze Pesztu, stolicy Węgier) w 1544 roku. Ciągoty zainteresowań akademickich korelują także z zainteresowaniami natury fantastycznej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz