wtorek, 25 sierpnia 2015

Marek Jamroz - Przystanek Woodstock w trzech obiektywach (Polski Wzrok)

Marek Jamroz - Muzyka była w jego domu od zawsze, ale zawsze gdzieś w tle. Rodzice nie kupowali płyt, tylko słuchali radia, a to co muzycznego działo się w pokoju jego starszej siostry, było tajemnicą. Na szczęście, choć dorastał w typowo śląskiej rodzinie, rodzice nie katowali go słuchaniem jakże popularnych wśród sąsiadów, niemieckich szlagierów i tyrolskich polek. Pierwsze utwory jakie Marek pamięta to piosenki z niedzielnego Koncertu Życzeń takich wykonawców jak Irena Jarocka, Urszula Sipińska Jerzy Połomski i nieśmiertelna Mireille Mathieu z przebojem Santa Maria. Po słusznie minionym okresie Fasolek i Zająca Poziomki, jego pierwszą dojrzałą muzyczną fascynacją była twórczość Jeana Michelle Jarre'a. Po skutecznej próbie przedarcia się do pokoju siostry,  Marek po raz pierwszy usłyszał jego Equinoxe, Marka Bilińskiego, The Beatles i Andreasa Vollenweidera. Marek zawsze był wzrokowcem - i jak miał nie trafić po latach do Polskiego Wzroku - i prezentowane Przez Krzysztofa Szewczyka w programie Jarmark klipy "Money for Nothing" Straitsów, "Take on Me" A-HA wbijały go w fotel. W późniejszych latach osiedlowa telewizja kablowa emitowała piracko MTV (to prawdziwe, gdzie kiedyś puszczano muzykę). Marek chłonął każdy gatunek - pop, rap, rock, metal, wszystko co brzmiało. Słuchał Trójki i listy w każdy piątek, kupował "pirackie oryginały", jakby chciał się tym wszystkim udławić. Nigdy nie identyfikował się z żądną subkulturą. Jako jeden z niewielu na podwórku lubił Guns'n'Roses i nikt nie wiedział jaka przyczepić mu łatkę. W szkole średniej zaczął słuchać muzyki bardziej świadomie. Wsłuchiwał się w teksty polskich wykonawców i nieudolnie starał się tłumaczyć tych anglojęzycznych. Wtedy to kolega pożyczył mu album Meddle Pink Floyd i tak zaczęła się jego wielka przyjaźń z muzyką brytyjskiej czwórki (a później trójki). Pojawiły się też kolejne fascynacje - Metallica, Biohazard, Smashing Pumpkins, Type O Negative, Sepultura, Dżem, Ira, Kazik, Piersi, Hey ale i Turnau, Grechuta, Soyka i Grupa pod Budą. Dżem był mu zawsze bliski, bo to lokalny patriotyzm i przy ognisku śpiewało się Whisky i Wehikuł Czasu, a porem namacalnie odczuł tragedię śmierci Pawła Bergera, gdy wykonywał napis na jego płycie nagrobnej pracując jako liternik w zakładzie kamieniarskim. Później przyszedł czas emigracji. Marek wyjechał na trzy miesiące w listopadzie 2005 roku i... ten kwartał ciągnie mu się do dziś. Największą pasją Marka jest robienie zdjęć. Zaczynał, gdy jeszcze nikomu nie śniło się o aparatach cyfrowych, a na wywołanie zdjęć (o ile nie miało się własnej ciemni) czekało się parę dni. Łapanie momentów upływającego czasu i zamiana ich w obrazy zawsze było dla niego jakimś rodzajem magii. Oprócz fotografowania lubi stare polskie filmy, absurdalny humor, historię i książki. W wolnym czasie czyta co popadnie i sprawia mu to nieznośną frajdę. Jakiś czas temu zupełnie przypadkowo poznał pewnego mechanika samochodowego, który najpierw okazał się całkiem fajnym gościem, a później gościem z ogromną wiedzą muzyczną. Tym mechanikiem jest Kuba Mikołajczyk, który wraz z Mateuszem Augustyniakiem założyli portal Polski Wzrok, dzięki któremu Marek w tempie pędzącego ekspresu dostał się w sam środek najważniejszych polskich wydarzeń kulturalnych na Wyspach. Zaczął fotografować dla portalu na koncertach, co sprawia mu wielką przyjemność i dzięki czemu poznaje wielu ciekawych ludzi.

fot. Marek Jamroz
fot. Marek Jamroz
Kurz Woodstockowy dawno już opadł, namiotowy naród rozjechał się do domów i być może na kostrzyńskim polu zaczęła kiełkować trawa. No dobrze, z tą trawą przesadziłem. W każdym razie chciałem napisać relację z Przystanku Woodstock. Czas mija, a w głowie nie tyle pustka, co nadmiar nieuporządkowanych wrażeń. Siedzą tam sobie, dyndają nogami i grają mi na nosie, ale jak na razie nie chcą wyjść i przelać się na papier, a właściwie ekran monitora. Oprócz tego kolorowego chaosu w głowie jest jeszcze coś bardziej konkretnego, fotografie. Niezbyt ich wiele, bo tylko około dwóch tysięcy, ale w końcu to był mój czas wolny. Na Woodstocku poznałem dwóch innych fotowariatów, Łukasza i Mariusza. Poprosiłem ich o udostępnienie swoich prac, by pokazać Festiwal w Kostrzynie nad Odrą z trzech punktów widzenia. Cel był taki, by każdy z nas zaprezentował rolkę czyli 36 zdjęć, ale żeby liczba była okrągła, padło na 30, więc w sumie w galerii jest 90 zdjęć. Łukasza poznałem na miejscu jako znajomego znajomych. Nie mogłem nie zauważyć lustrzanki na pasku i sporego plecaka. Na pierwszy rzut oka zauważyłem też że sprzęt to nie promocja z Media Coś Tam. Już po chwili zaczęliśmy z Łukaszem rozmowę w podobno nieznanym nikomu języku (przecież każdy wie co to stałka, bokeh i ostrzenie od pełniej dziury).

MJP_9087 - Copy
fot. Marek Jamroz

Łukasz Grajczyk z Justyną Urbaniak - autorką relacji z PW 2015
Łukasz Grajczyk z Justyną Urbaniak – autorką relacji z PW 2015
Łukasz to weteran, który na niejednym Woodstocku pył wciągał. Jego zdjęcia to skrystalizowane emocje, takie momenty w których tętni „to coś”, czego nie da się opowiedzieć, ale można zauważyć na fotografii. Poprosiłem go o kilka zdań o tym, czym dla niego jest fotografowanie. Oto jaką otrzymałem odpowiedź: Jest na tym świecie wiele definicji wolności z granicami tak delikatnymi i elastycznymi, jak tylko człowiek mógł je takimi stworzyć. W samym zaś człowieku, w naszej naturze, jest zarazem słabość i siła. Walczące o każdy moment, odnajdujący nas w czasie i przestrzeni. Toczące bój o każdą jedną decyzję, jaką w życiu podejmujemy. A suma tych wyborów, określa nas samych. Każdy z nas posiada wolność, by czynić zło. W tym samym stopniu co wolność, by nie pozwalać na nie! Moje zdjęcia, to walka z tą słabością.

fot. Łukasz Grajczyk
Mariusz Sasiela
Mariusz Sasiela
Mariusza poznałem jakiś czas temu. Sporadycznie kontaktowaliśmy się online na zasadzie: trzeba się spotkać i pofocić. Jakoś nam się to nie układało, ale w końcu spotkaliśmy się i pofociliśmy kostrzyńską łąkę oraz to, co się tam działo. Dodam że Mariusz też nie z tych co liczy megapiksele w smartfonie. Sam o sobie napisał tak: 37 lat, od sześciu lat odkryłem w sobie potrzebę dokumentowania na fotografii otaczającego nas świata – tego prostego, istniejącego nierzadko bardzo ulotną chwilę. W dobie wszechobecnych smartfonów wszystkim wydaje się, że miliardy pozostałych ludzi na świecie uwieczniają chwila po chwili, klatka po klatce wspomnienia i małe skrawki historii własnego życia tworząc kronikę naszego pokolenia. Nic bardziej mylnego. Wiele z tych odcisków teraźniejszości nie opuści nigdy plastikowych puszek, kieszeni spodni nie mówiąc o tym, że tylko paprochy wylądują w świecie fizycznym w postaci pachnącej farbą odbitki na papierze. Historia pewnego dnia obudzi nas w świecie, w którym słońce nie wstanie nad niebieskim portalem pełnym naszych cennych wspomnień. Ze łzą w oku i demencją na karku zapragniemy przypomnieć sobie widok najprostszych i najpopularniejszych rzeczy z młodości. Dbajmy o wspomnienia – drukujmy wspomnienia. Nie pozwólmy im zniknąć.

STU_4022_DXO-1_NET
fot. Mariusz Sasiela
Trafne słowa, bo wszystko wokół już dawno stało się „plastikiem”. Muzyka, kultura, fotografia, i nawet uczucia są na sprzedaż, na wynos na chwile i do kosza zapomnienia. Sam uważam, że w dzisiejszych czasach fotografowanie nie jest już tylko zapisem danej chwili, bo za pomocą programów graficznych możemy uchwycony świat zmieniać, a nawet kreować go na nowo. Ja staram się zmieniać jak najmniej.

fot. Marek Jamroz
Fotografowanie jest dla mnie podróżą, ciągłym ruchem, często ucieczką i zaspokajaniem jakiejś kolekcjonerskiej manii. Każdy kadr jest dla mnie kawałkiem układanki o tyle nietypowej, że nigdy nie ułoży się w jednolitą całość. Jednakże tworzenie jej elementów daje mi wiele radości i przybliża mnie do definicji homo felix czyli człowieka szczęśliwego. Robienie zdjęć na Przystanku Woodstock to z jednej strony ogromna frajda, niezliczona ilość ludzi, miejsc, sytuacji. To święto muzyki i wolności ma niebywale fotogeniczną „twarz”. Ale to też nie lada poświęcenie. Sprzęt trzeba mieć wciąż przy sobie, a to ogranicza.


fot. Marek Jamroz
Gabaryty, ciężar i nie ukrywajmy wartość nie tylko sentymentalna powstrzymuje od wchodzenia w środek pogo czy zażywania kąpieli błotnych. Jednakże dla kogoś komu fotografowanie jest życiową pasją noszenie paru kilogramów na szyi nie jest ciężarem. Gdy wraca się bowiem do domu i ogląda efekt swoich poczynań, uśmiech pojawia się nie tylko na twarzy, ale gdzieś tam głęboko w środku. Kolejne kadry układają się w historię ludzi i ich emocji. To, a także fakt że możemy podzielić się tym wszystkim z innymi osobami, daje nam ogromną satysfakcję. Nasza trójka na pewno chciała złapać w obiektywach coś głębszego niż tylko zewnętrzna warstwę Przystanku Woodstock. Czy nam się to udało? Sprawdźcie sami. Dziękuję jeszcze raz Łukaszowi Grajczykowi Inhale Photography i Mariuszowi Sasieli za ich 30 obrazków z Najpiękniejszego Festiwalu na Świecie. Zapraszamy również do przeczytania relacji z Woodstocku autorstwa Justyny Urbaniak.

Marek Jamroz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz