sobota, 5 października 2013

JJ Cale (Nowy Czas nr 195)

Jest sobota 5. czerwca 2004. W Anglii zbliża się pierwsza w nocy. Podczas, gdy ja zasypiam w jednym z domów na londyńskim Acton Town i tęsknię za sprawami o wiele bardziej przyziemnymi, niż atmosfera koncertu rockowego, w amerykańskim Dallas jest wczesny wieczór. Na scenę Crossroads Guitar Festival wychodzi dwóch gigantów gatunku, który w roku 1975 Jan Chojnacki określił bielszym odcieniem bluesa. Pierwszy z nich urodził się w położonym niedaleko Londynu miasteczku Ripley. Ubrany w grafitową koszulę i białe spodnie z przewieszonym na ramieniu wielobarwnym modelem Fendera Stratocaster Crash 3 z nieukrywanym wzruszeniem wpatruje się w ubranego na czarno niepozornego człowieka z kontrastującą z jego ubiorem białą gitarą. Ten pierwszy to Eric Clapton. Drugi z nich przypominający nieco starszego pana z sąsiedztwa, to John Weldon Cale z Oklahomy, bardziej znany jako JJ Cale. 


„After Midnight” to kawałek, który Cale napisał i nagrał na taśmie demo już w roku 1966. Cztery lata później własną wersję tej kompozycji na debiutanckim albumie solowym umieścił Eric Clapton, czyniąc z niej światowy przebój. W roku 1972 przyjaciel Cale'a i jednocześnie producent Audie Ashworth zachęcił go do wykorzystania sukcesu „After Midnight”, którego rozmiarów jego kompozytor dość długo nie był nawet świadomy. Za jego namową amerykański muzyk umieścił własną - oryginalną aranżację tego utworu na swoim - także debiutanckim - albumie „Naturally”. Jego singiel z tą piosenką osiągnął 42 pozycję gorącej setki Billboardu. Dopiero w 2009 roku na łamach brytyjskiego magazynu „Mojo”, JJ Cale szczerze wyznał: "Żyłem w ubóstwie, z trudem zarabiając nawet na jedzenie. Nie byłem wówczas już młodym człowiekiem. Miałem trzydziestkę i byłem bardzo szczęśliwy mając możliwość zarobienia trochę grosza."

Wróćmy jednak jeszcze na moment na Fair Park and Cotton Bowl Stadium w Dallas. Po ponad 30 latach od wydania obu wersji „After Midnight”, Eric Clapton i JJ Cale spotkali się na jednej scenie. Już od pierwszych dźwięków wydobywających się z obu gitar, w spojrzeniu Claptona dało się wyczuć szczere wzruszenie i szacunek dla artysty, którego „Cocaine” i „After Midnight” pomogły zrobić mu światową karierę. Dzięki filmowemu dokumentowi, sekunda po sekundzie możemy dziś prześledzić niezapomnianą wymianę spojrzeń i gestów pomiędzy tymi dwoma wielkimi muzykami. Przeciągając do kilku minut gitarowe intro, obaj panowie długo nie mogli się zdecydować, który z nich ma podejść do mikrofonu. Wielokrotnie odtwarzałem fragment, w którym JJ Cale lekko kiwa głową w kierunku Claptona, aby ten w końcu zaczął śpiewać. Riposta Anglika była wymowna i nie pozostawiająca Cale'owi cienia wątpliwości. Bardzo wyrazisty gest uśmiechniętego Erica Claptona był jednoznaczny: „To jest Twoja chwila JJ...”. Cale w końcu podszedł do mikrofonu, a z głośników popłynęło: „After midnight, we're gonna let it all hang down...”. Publika oszalała. Ponad trzydzieści lat fani blues-rocka czekali, aby usłyszeć ten kawałek wykonany wspólnie przez nich obu.



Z albumu „Naturally” pochodzi jeszcze jeden ważny utwór w dyskografii JJ Cale'a. „Call Me the Breeze” w roku 1974 zinterpretowała na krążku „Second Helping” amerykańska grupa Lynyrd Skynyrd, a w roku 1988 na płycie „Water from the Wells of Home” zaśpiewał go sam Johnny Cash. Podobnie rzecz się miała z „Cocaine” - kompozycją Cale'a umieszczoną przez Claptona na albumie „Slowhand” z roku 1977. Rok wcześniej utwór ten pojawił się wprawdzie na krążku „Troubadour” JJ Cale'a , ale podobnie jak miało to miejsce z „After Midnight”, po raz kolejny to wersja Claptona podbiła świat.



Dwa lata po Crossroads Guitar Festival, JJ Cale i Eric Clapton wspólnie nagrali płytę zatytułowaną „The Road To Escondido”. Początkowo Cale miał być jedynie producentem kolejnego albumu w bogatej w dyskografii Claptona, ale prace nad nim potoczyły się w taki sposób, że większość materiału jaki Clapton zdecydował się na tym krążku umieścić, okazała się być autorstwa JJ Cale'a. Nie sposób w tym momencie nie wspomnieć, że w nagraniu „The Road To Escondido” wzięło udział wielu znakomitych instrumentalistów, a jednym z nich był amerykański muzyk soulowy Billy Preston, dla którego były to ostatnie nagrania jakich dokonał w życiu i któremu obaj mistrzowie gitary to wyjątkowe wydawnictwo zadedykowali. Ich krążek zdobył nagrodę Grammy jako najlepszy współczesny album bluesowy roku 2008.

Rok 2004 był szczególnie ważnym momentem w czterdziestoletniej karierze JJ Cale'a. Dorobek tych dwunastu miesięcy to nie tylko wspólny występ z Ericem Claptonem w Dallas. Znawcy jego twórczości zgodnie przyznają, że najbardziej znaczącym krążkiem w jego dyskografii jest wydany w roku 2009, ale nagrany właśnie w roku 2004 "Roll On". Słuchając uważnie tej płyty, trudno się z tą opinią nie zgodzić. To co ją wyróżnia od innych, to jej stylistyczny eklektyzm połączony z charakterystyczną dla JJ Cale'a umiejętnością pokazania w tekstach codziennych ludzkich spraw w sposób tak nietuzinkowy, iż ich przesłanie jest czytelne zarówno dla bardziej wymagającego odbiorcy jak i dla zmagającego się z szarą codziennością bywalca bluesowych pubów. Mamy na tej płycie do czynienia ze swingującymi „Who Knew” i „Down To Memphis”, latynosko-funkową „Fonda-Lina”, countrowymi „Bring Down The Curtain” i „Strange Days”, balladowym „Leaving In The Morning” z cudnie zawodzącą gitarą w tle. W „Former Me” odnalazłem natomiast doskonały materiał na stuprocentowy radiowy przebój. Spoiwem łączącym „The Road To Escondido” z albumem „Roll On” jest nagrany wspólnie z Ericem Claptonem utwór tytułowy tej drugiej, który nie zmieścił się na albumie firmowanym przez obu muzyków. Wykorzystanie przez JJ Cale'a tytułu tej piosenki do nazwania całego albumu jest w moim odczuciu jego wyraźną odpowiedzią na postawę Claptona w Dallas jak i czytelnym gestem wdzięczności za wkład Brytyjczyka w popularyzację twórczości Cale'a.


Urodzony w 1938 roku JJ Cale na przestrzeni trwającej czterdziestu lat kariery występował ponadto z takimi artystami jak Art Garfunkel i Neil Young, a do inspiracji jego twórczością przyznaje się między innymi sam Mark Knopfler z Dire Straits. Nigdy nie zabiegał o media i nikogo nie przekonywał, że jest gwiazdą. Nie lubił udzielać wywiadów, ani nie uczestniczył w niezliczonej ilości koncertów. Żył dniem codziennym na farmie z dala od cywilizacji, a o sukcesach swoich kompozycji najczęściej dowiadywał się z radia. Był jednym z najwszechstronniejszych muzyków czasów w jakich przyszło mu żyć. Potrafił zagrać praktycznie wszystko - od bluesa, przez rock, aż do jazzu. Debiutował w położonej w stanie Oklahoma miejscowości Tulsa, której poświęcił w 2004 roku album "To Tulsa and Back". Dyskografię Cale'a zamyka krążek "The Silvertone Years", który ukazał się w roku 2011. Zmarł 26-go lipca tego roku w Scripps Hospital w La Jolla w Kalifornii. Odszedł jeden z największych artystów naszych czasów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz