czwartek, 21 maja 2015

Mateusz Augustyniak - Miałem sen, że grałem na Wembley – Polski underground na brytyjskiej ziemi – PaRT Two (Polski Wzrok)

Mateusz Augustyniak  Jest zwycięzcą II edycji Jubileuszowego Konkursu Muzycznej Podróży dzięki ironicznemu, acz niezwykle wnikliwemu artykułowi, który można przeczytać tutaj.  Muzyka była z nim od zawsze. Po maturze trafił do Krakowa, gdzie znalazł pracę jako szklankowy w Tower Pub - mrocznej spelunie dla typów spod ciemnej gwiazdy. Jego jakże odpowiedzialna praca polegała na zbieraniu szklanek ze stolików i obserwowaniu kamery skierowanej na wejście do pubu, a wszystko to działo się w rytmach mocnych metalowych brzmień. Zabawił tam niedługo, ale wspomina to miejsce z wielkim rozrzewnieniem. Po kilku zawirowaniach wylądował w studenckim klubie Studio, gdzie spędził blisko cztery lata, awansując na stanowisko menadżera. Do Anglii - jak wielu innych - przyjechałem na kilka miesięcy, aby sobie dorobić i... został na stałe. Powrotu do Polski sobie nie wyobraża. Przedkłada - jak sam mówi - szarość aury nad szarością nastrojów. Obecnie pracuje w lokalnym Radio Betford, gdzie bez przeszkód naśmiewa się z wszystkiego, co go śmieszy. Mateusz wychodzi z założenia, że w obecnym świecie trzeba śmiać się z  otaczającej nas pokracznej rzeczywistości, gdyż inaczej trzeba by się jej bać. Gra także na gitarze w kapeli, z którą spodziewa się odnieść w niedalekiej przyszłości oszałamiający sukces, doskonale zdając sobie sprawę z beznadziejności owych zamierzeń. Codzienne osiem godzin w jego mało ambitnej pracy, wydaje mu się celem samym w sobie. Mateusz wraz z Kubą Mikołajczykiem prowadzi od niedawna portal muzyczny www.polskiwzrok.co.uk, który na razie dopiero się rozkręca, a plany z nim związane są ogromne. Dzięki Mateuszowi czuję wielką radość i sens organizowania cyklicznych konkursów na muzyczny artykuł. Szykujcie się więc już teraz do kolejnej jego edycji, którą ogłoszę z okazji 300-tysięcznej wizyty na Muzycznej Podróży. Podróż Mateusza - jak sam zainteresowany mówi o swojej muzycznej przygodzie - dopiero się zaczyna...


title underground



Czego, jak czego ale trudno Polakom odmówić przedsiębiorczości. Przez wieki zawsze Polak potrafił i potrafi nadal, co nieśmiało, ale jednak coraz głośniej przyznają już nawet Brytyjczycy. Trudno, więc się dziwić, że wraz z napływem na wyspy polonijnej społeczności jak grzyby po deszczu zaczęła kwitnąć cała infrastruktura, potrzebna przeciętnemu Polakowi do normalnego życia.

Trafnie ujął to Andrzej Ziemiański w książce Ucieczka z Festung Breslau

- (…) Jak Niemcowi powiesz „zakazane”, to znaczy „zakazane”. Jak Ruskiemu to powiesz – to samo. Spróbuj powiedzieć to Polakowi. „Zakazane” to są dla niego od razu trzy możliwości: częściowo zakazane i trzeba ściemniać, zakazane, ale nie do końca, tak jakby zakazane i niezakazane jednocześnie. I najprostsza możliwość. Zakazane? Aha, to znaczy nikt nic nie wie i rób, co chcesz.


- Jezu Chryste, nigdy nie zrozumiem tego narodu. Jak wyście przetrwali tyle wieków?

– Właśnie dzięki temu.

10406990_538683396269788_2088086831148196297_n

Polski Underground w UK zawsze może liczyć na wierną publiczność
Przy takim podejściu nietrudno się dziwić, że flegmatyczni brytyjscy dżentelmeni zostali nieco w tyle i z jakiegoś powodu są z tego faktu bardzo niezadowoleni i głośno to niezadowolenie wyrażają, jednocześnie korzystając z naszych usług, na co dzień i chwaląc polską kuchnię. Ale zmierzając o meritum, dzięki polskiej przedsiębiorczości, która stara się nie ominąć żadnego aspektu naszego życia na wyspach, ostatnimi czasy jesteśmy dość często rozpieszczani muzycznie przez nasze rodzime gwiazdy, które coraz tłumniej zjeżdżają się w ślad za swoją publicznością, aby koncertować i zwiedzać ojczyznę Beatlesów i Queen, czyli łączyć przyjemne z pożytecznym.

Duch Metasomy unosi się w UK niemal wszędzie. Hugo byłby dumny
I tak mamy tutaj do wyboru do koloru, od popowych gwiazdek poprzez świeżo wypromowane kapele, aż po starych wyjadaczy grających od kilkudziesięciu lat. Na wyspach działalność swoją prowadzą również imigracyjni muzycy, którzy dokładają własną cegiełkę do brytyjskiej muzycznej świątyni. Grają czasem w składach mieszanych, czasem w składach stricte polskich, robią bluesa, robią jazz i heavy metal. Spotkać ich można w angielskich klubach czy w klimatycznych pubach, posłuchać, pogadać, wypić z nimi piwo i zderzyć się ze ścianą muzycznej pasji, którą zarażają wszystkich wokół. To polski underground w najlepszym wydaniu, dziki, buńczuczny i prący cały czas do przodu, niczym Jacek Krzynówek w latach swej świetności. Zapraszamy na cykl artykułów poświęconych polskim muzykom, oraz polskim kapelom na wyspach.

Cześć Two – Metalowe Northampton


Ekipa Polskiego Wzroku podczas ostrego łojenia jak zawsze w dobrym nastroju (fot. Marek Jamroz)

Pewnego pogodnego wieczoru polskowzrokowa drużyna wyruszyła do Northampton, miasteczka położonego w malowniczych okolicach środkowej Anglii, stolicy hrabstwa Northamptonshire. „Błękitna Ostryga”, czyli jedna z wiernie służących nam karet, sprawiła się bez zarzutu żwawo połykając kolejne kilometry krętych dróg i bezpiecznie, oraz w dodatku na czas dowożąc nas na miejsce. A miejscem docelowym był klasyczny, zdawałoby się na pierwszy rzut oka angielski pub zwany „The Racehorse”. Drugi rzut oka pozwolił nam jednak wypatrzyć drzwi wiodące do korytarza prowadzącego jak po sznurku do dusznej, ciemnej jaskini zwanej potocznie salą koncertową, na której zebrała się już pokaźna ekipa mniej lub bardziej kolorowych postaci. Na niezbyt dużej scenie czekał rozstawiony pierwszy zespół, a dźwiękowiec dokonywał ostatnich poprawek. Z kronikarskiego obowiązku muszę wspomnieć, że tych poprawek musiał pan dźwiękowiec dokonać jeszcze sporo, w dodatku niektóre podczas trwającego show, ale trzeba dodać, że zapewne nie spodziewał się on takiej ilości czadu, jaką wydobyły z siebie produkujące się dla nas tej nocy ekipy. Było mocno, ostro i soczyście, a wszystko to za sprawą połączonych sił Northampton i Bristolu w składzie Dierevers, SPAM, Harmfool i Bonemud.


DieRevers

_MJ82212 - Copy
fot. Marek Jamroz
Widząc na scenie zespół pod nazwą DieRevers, za nic w świecie nie domyśliłbym się, jak świeży jest to skład. Cała ekipa gra razem zaledwie osiem miesięcy – od września poprzedniego roku, a profesjonalizmem i energią nie ustępuje pola największym gwiazdom i śmiało mogłaby występować na każdej scenie. Ostre gitary i szalejący wokalista namawiający do zabawy chyba nieco onieśmieliły publiczność, która dopiero zaczynała się rozgrzewać chmielową herbatą i nie bardzo wiedziała, co ze sobą zrobić. Dierevers jest obecnie na etapie nagrywania materiału demo, który od razu mogę śmiało polecić fanom mocniejszych brzmień. Zespół w składzie Andrzej Kijak (gitara), Janusz Łuszczyk (gitara), Marcin Komorniczak (perkusja), Maciek Nagórski (gitara basowa) i Marcin Durmaj(wokal) jest doskonale sklarowaną wybuchową mieszanka z mocnymi thrashowymi riffami, zadziornym wokalem i potężną dawką pozytywnych wibracji.


Spam

_MJ82294 - Copy
fot. Marek Jamroz
Po odegraniu bardzo zgrabnego covera "SeekAnd Destroy", karuzela nieco zwolniła, a to za sprawą SPAM – drugiej kapeli uświetniającej ten piątkowy wieczór, a specjalizującej się w bardziej nastrojowych – wręcz bluesowych kompozycjach. Słyszałem już SPAM na żywo, grali jednak wtedy z inną wokalistką prezentując głównie covery Nalepy czy Claptona. Tym razem oprócz coverów można było usłyszeć sporo autorskich numerów mocno osadzonych w blues rockowym klimacie. Niestety przez cały występ miałem wrażenie, że coś nie grało. Dźwięk był jakby nieco z boku, i brakowało trochę chemii, którą dało się wyczuć podczas występu Dierevers. Ten rodzaj muzyki jednak broni się sam i jestem przekonany, że SPAM przetrwa i pokaże jeszcze pazury – widać, że muzycy są dinozaurami znającymi się na tym co robią i tylko czekają aby rozwinąć skrzydła, czego sobie i im serdecznie życzę.

Harmfool 

fot. Marek Jamroz

Tuż przed gwiazdami wieczoru, czyli mocno nu-metalowym zespołem Bonemud, na scenie pojawił się skład cierpiący na nadmiar niedomiaru. O co chodzi? Otóż chodzi o to, że pan basista ma w swej gitarze nadmiar strun, bo jest ich pięć zamiast czterech, pan gitarzysta podobnie – stawia na szczęśliwą siódemkę i tyle ma strun w swoim wiośle, a pan perkusista cierpi na nadmiar energii tak okrutnie, że oprócz walenia w gary w Slayerowym tempie wydziera także gardło i pełni rolę wokalisty. To jest nadmiar, a niedomiarem jest fakt, że… to już cała kapela. I tak jak U2 pokazało, że czterech facetów jest w stanie zawojować świat, tak Harmfool stawia poprzeczkę jeszcze wyżej, czad leje się strumieniami, gitary warczą, pałki się łamią a wzmacniacze sypią iskrami na pogującą publiczność. Założycielem a także frontmanem zespołu jest śpiewający perkusista Irek Broda, oprócz tego na scenie śmiało dokazuje gitarzysta Sebastian oraz basista Dominik, pożyczony na jedną próbę z Dierevers… i tak już został na stałe. Harmfool niedawno, bo 7 lutego tego roku wydał swoje pierwsze, liczące cztery kawałki demo i przymierza się do pierwszego występu w Polsce. Uświetnią oni swą obecnością zlot motocyklowy w Nowej Słupii pod Kielcami. Kto chce usłyszeć jak się bawią Polacy w UK, niech pojawi się tam już 12 czerwca. Założony dla zabawy zespół, grający wybuchową mieszankę punka, hardcoru i metalu nabiera rozpędu, w planach jest nagranie reszty autorskich numerów i nagranie kolejnych teledysków, pierwszy z nich – klip do „Nałogu” można już obejrzeć na youtube.


Bonemud

fot. Marek Jamroz

Jako ostatni zaprezentował się Bristolski zespół Bonemud. W tym RPA – brytyjsko – polskim składzie znajdziemy niespotykaną porcję czadu, a rodzaj prezentowanej przez nich muzyki nie daje się jednoznacznie sklasyfikować. Ja osobiście poczułem się jakbym cofnął się o 10 lat, Bonemud śmiało mógłby stanąć na scenie z takimi gwiazdami jak Papa Roach, Limp Bizkit czy Korn. Najbliżej im bowiem do starego dobrego Nu – Metalu, choć jest tu jeszcze ciężej niż w wyżej wymienionych. Scott, Nick, Thom i Remek to bez wątpienia doświadczeni muzycy grający ze sobą od dawna, moje podejrzenia potwierdził Remek podczas krótkiego wywiadu.

fot. Marek Jamroz
- Skąd się wziął „Bonemud”?

- Ja i Scott gramy razem już od 2007 roku, ale ponieważ ja jestem Polakiem, on jest z RPA mieliśmy małe problemy z „wbiciem” się w to metalowe środowisko Bristolu. Zanim znaleźliśmy basistę i perkusistę minęło z 4 lata, a może nawet więcej, bo z tym składem jesteśmy od 2011 – 2012 roku, więc dość krótko. Wydaje mi się jednak, że mimo tak krótkiego stażu udało nam się już bardzo dużo zrobić. Zanim jeszcze Nick z Tonym do nas dołączyli – w 2010 roku nagraliśmy płytę Tokoloshe, była ona normalnie rozprowadzana, nadal można ją dostać choćby na Amazonie czy gogle play. Rok później nagraliśmy EP-kę zatytułowaną Challenge Accepted, a w 2013 roku wypuściliśmy kolejne dwa single – „Dead to me” i „Fades Away”. W tym momencie kończmy pisać naszą drugą płytkę, i w połowie czerwca wchodzimy do studia. Jeśli podobają wam się single, o których wspomniałem, to na pewno się nie zawiedziecie, nowa płyta będzie miażdżyć kości.


fot. Marek Jamroz
- Gdzie was można usłyszeć?

- Obecnie nie gramy zbyt często, jedynie na zaproszenia(organizatorem gigu był Irek Broda – dop. Mateusz), z tego względu, że jesteśmy właśnie bardzo zajęci kończeniem materiału na drugą płytę. Mamy próby dwa razy w tygodniu, oprócz tego ja ze Scottem piszemy teksty, tworzymy melodię. To pochłania niesamowicie dużo czasu, a mamy trochę ciśnienie, dlatego że Nick już 9 czerwca wchodzi do studia nagrywać perkusję, chcemy do tego czasu mieć minimum 12 zupełnych świeżaków. Dlatego obecnie nie gramy za wiele, na pewno w trasę ruszamy jesienią, będziemy po raz kolejny w Polsce na zaproszenie zaprzyjaźnionej z nami kapeli Carrion.

fot. Marek Jamroz
Byliśmy już w Polsce dwa razy grając razem z nimi, oni w zamian przyjeżdżają do nas. Było po prostu niesamowicie, graliśmy dla takiej publiczności, że tutaj byłoby to nie do pomyślenia.

- Czy to jest już sposób na życie dla was?

- Nie, jeszcze nie niestety. Każdy z nas ma normalną pracę i jest to dla nas takie hobby, pasja. Przedsięwzięcie, które na razie tylko wchłania i czas i pieniądze, ale mamy w sobie tą energię, którą chcemy wyzwolić i to jest najlepszy sposób, super jest zobaczyć ludzi pod sceną, którzy bawią się do naszej muzyki.

fot. Marek Jamroz


Podsumowując, cały wieczór był naprawdę ostry i ciężki, czyli tak jak lubię. Scena rockowa w
Northampton ma się bardziej niż dobrze mając takich przedstawicieli, a Bonemud ma według mnie szansę zawojować nie tylko Bristol. Czekam na dema, czekam na longplaya i polecam w ciemno wszystkim lubiącym ostrzejsze klimaty.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz