środa, 7 stycznia 2015

Mateusz Augustyniak - zwycięzca II edycji Jubileuszowego Konkursu Muzycznej Podróży

Muzyka była od zawsze, odkąd pamiętam. Mój wujek łoił w garażu na gitarze ze swoja kapelką, a ja uważałem to za mega nudne zajęcie. Bieganie z patykiem zastępującym pistolet było o wiele ciekawsze. Jakoś w czasach późnej podstawówki, a właściwie już wtedy gimnazjum, udało mi się dorwać czerwonego walkmana z czerwona kaseta ozdobiona napisem Melassa i świat obrócił się o 360 stopni. Wkrótce potem znalazłem gdzieś kolekcje kaset wspomnianego wujka, trochę straszną bo okładka Fear of The Dark była lekko szokująca, podobnie jak okładka Strip Tease od Acidów.

Był tam tez mój pierwszy Queen, który zajechał mi tako walkmana jak i sama kasetę. Smutek był straszny. Później wszystko poleciało własnym rytmem, od Limp Bizkit przez Rammsteina i System Of A Down utonąłem w muzycznym świecie, w którym nie było miejsca na kompromisy. Było mocno, dosadnie i na temat.

Po liceum tak się złożyło, że wylądowałem w Krakowie i szybko znalazłem prace jako tzw. szklankowy w mrocznej spelunie dla typów spod ciemnej gwiazdy, jaką był Tower Pub. Moja praca polegała na zbieraniu szklanek ze stolików i obserwowaniu kamery skierowanej na wejście do pubu, wszystko w rytmach mocnych metalowych brzmień. Zabawiłem tam niedługo, ale wspominam to miejsce z wielkim rozrzewnieniem, bo przeżyłem wtedy swój pierwszy Woodstock, na którym swoje osiemnaste urodziny świętował Titus wraz ze swoimi Acidami, a mało znany łódzki zespól Coma dostał złotego baczka.

Po kilku zawirowaniach wylądowałem w studenckim klubie Studio, gdzie spędziłem blisko cztery lata, doklepując się stanowiska menadżera baru, co dawało mi niemal nieograniczone możliwości łączenia przyjemnego z pożytecznym.

Klub Studio był (i chyba nadal jest) bardzo intensywnym miejscem. Ilość imprez/koncertów/eventów zagęszczała się w miesiącach jesienno-wiosennych do granic możliwości. Oglądałem to zaplecze artystyczne z bardzo bliska jako swoisty cień, na którego nikt nie zwracał uwagi i bawiłem się świetnie, tak samo przed jak i po imprezie. Miałem przecież czuwać tylko, aby piwo się lało, a ono lało się mimo wszystko, więc miałem sporo czasu na podejrzewanie dźwiękowców, zaglądanie do garderób, radowanie się dobrą muzyką i obserwowanie klientów.

Po wszystkim zamykałem wszystkie wejścia i wyjścia do klubu i starałem się nie zgubić dorodnego pęku kluczy aż do następnego dnia, gdzie wszystko miało rozpocząć się na nowo. Jakoś wtedy zauważyłem również, że wszyscy moi muzyczni idole, o dziwo są normalnymi ludźmi, którzy jedynie na scenie zamieniają się w istoty bliskie bogom. Idąc tym tokiem rozumowania, stwierdziłem, że ja tez bogiem mogę zostać i to skłoniło mnie do zakupu pierwszej gitary klasycznej. Myliłem się srogo, czego świadkami były moje krwawiące palce już po kilku dniach od wysnucia planu o zamierzonej transformacji. Niedługo potem odkryłem, że taśma izolacyjna i stopiona parafina pomaga całkiem nieźle na problemy natury fizycznej, a zarazem koi niezaspokojoną potrzebę tworzenia. Jeszcze potem odkryłem, że gitary akustyczne i elektryczne mają o wiele cieńsze struny i mocno rozszerzają moje wątpliwe mimo wszystko możliwości na stanie się bogiem gitary.


Do Anglii trafiłem chyba tak jak wszyscy. Przyjechałem tutaj na kilka miesięcy, aby sobie dorobić i zostałem tutaj na stałe. Powrotu do Polski sobie nie wyobrażam. Przedkładam szarość aury nad szarością nastrojów. Obecnie znalazłem sobie prace w lokalnym radyjku, gdzie mogę radośnie i bez przeszkód naśmiewać się z wszystkiego, co mnie śmieszy. Wychodzę z założenia, że w obecnym zwariowanym świecie trzeba się śmiać z otaczającej nas pokracznej rzeczywistości. W innym wypadku trzeba by się jej bać. Oprócz tego pykam na gitarze w kapeli, z którą spodziewam się odnieść w niedalekiej przyszłości oszałamiający sukces i doskonale zdaję sobie sprawę z beznadziejności wszystkich moich zamierzeń, dzięki czemu codzienne osiem godzin w mojej mało ambitnej pracy wydaje się celem samym w sobie. Moja podróż dopiero się zaczyna...

Ze zwycięskim artykułem Mateusza można zapoznać się tutaj

Dziesięć numerów dla mnie i o mnie
Closterkeller - Władza
Dżem - Wehikuł Czasu
Coma - Zaprzepaszczone Siły Wielkiej Armii Świętych Znaków
Kazik - Mars Napada
Kult - Czarne Słońca
Lady Pank - Kryzysowa Narzeczona
Turbo - Dorosłe Dzieci
Hunter - Kiedy Umieram
Buzu Squat - Nasze Przebudzenie
Koniec Świata - Wystarczy Słowo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz