sobota, 3 stycznia 2015

Antoni Malewski - Subiektywna historia Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim. Część 19 - Szukamy Młodych Talentów

Antoni Malewski urodził się w sierpniu 1945 roku w Tomaszowie Mazowieckim, w którym mieszka do dziś. Pochodzi z robotniczej rodziny włókniarzy. Jego mama była tkaczką, a ojciec przędzarzem i farbiarzem. W związku z ogromną fascynacją rock'n'rollem, z wielkimi kłopotami ukończył Technikum Mechaniczne i Studium Pedagogiczne. Sześć lat pracował w szkole zawodowej jako nauczyciel. Dziś jest emerytem i dobiega 70-tki. O swoim dzieciństwie i młodości opowiedział w książkach „Moje miasto w rock’n’rollowym widzie”, „A jednak Rock’n’Roll”, „Rodzina Literacka ‘62”, a ostatnio w „Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” - książce, która zajęła trzecie miejsce w V Edycji Wspomnień Miłośników Rock’n’Rolla zorganizowanych w Sopocie przez Fundację Sopockie Korzenie. Miał 12/13 lat, kiedy po raz pierwszy usłyszał termin rock’n’roll. Egzotyka tego słowa, wzbogacona negatywnymi artykułami Marka Konopki - stałego korespondenta PAP w USA jeszcze bardziej zwiększyła – jak wspomina - nimb tajemniczości stylu określanego we wszystkich mediach jako „zakazany owoc”. Starszy o 3 lata brat Antoniego na jedynym w domu radioodbiorniku Pionier słuchał nocami muzycznych audycji Radia Luxembourg, wciągając autora „Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” w ten niecny proceder, który - jak się później okazało - zaważył na całym jego życiu. Na odbywającym się w 1959 roku w tomaszowskim kinie „Mazowsze” pierwszym koncercie pierwszego w Polsce rock’n’rollowego zespołu Franciszka Walickiego Rhythm and Blues, Antoni Malewski znalazł się przypadkowo. Po roku w tym samym kinie został wyświetlony angielski film „W rytmie rock’n’rolla” i w życiu młodego Antka nic już nie było takie jak dawniej. Później przyszły inne muzyczne filmy, dzięki którym Antoni Malewski został skutecznie trafiony rock'n'rollowym pociskiem, który tkwi w jego sercu do dnia dzisiejszego. Autor „Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” wierzy głęboko, że rock’n’roll drogą ewolucyjną rozwalił w drobny pył wszystkie totalitaryzmy tego świata – rasizm, faszyzm, nazizm i komunizm. Punktem przełomowym w życiu Antoniego okazały się wakacje 1960 roku, kiedy to autor poznał Wojtka Szymona Szymańskiego, który posiadał sporą bazę amerykańskich płyt rock’n’rollowych. W jego dyskografii znajdowały się takie światowe tuzy jak Elvis Presley, Jerry Lee Lewis, Dion, Paul Anka, Brenda Lee, Frankie Avalon, Cliff Richard, Connie Francis, Wanda Jackson czy Bill Haley, a każdy pobyt w jego mieszkaniu był dla Antoniego wielką ucztą duchową. W lipcu 1962 roku obaj wybrali się autostopem na Wybrzeże. W Sopocie po drugiej stronie ulicy Bohaterów Monte Casino prowadzającej do mola, był obszerny taras, na którym w roku 1961 powstał pierwszy w Europie taneczny spęd młodzieży zwany Non Stopem, gdzie przez całe wakacje przygrywał zespół współtwórcy Non Stopu Franciszka Walickiego - Czerwono Czarni. Młodzi tomaszowianie natchnieni duchem tego miejsca zaraz po powrocie wybrali się do dyrektora ZDK Włókniarz, w którym istniała kawiarnia Literacka i opowiedzieli mu swoją sopocką przygodę. Na ich prośbę dyrektor zezwolił do końca wakacji na tańce, mimo iż oficjalne stanowisko ówczesnego I sekretarza PZPR Władysława Gomułki brzmiało: "Nie będziemy tolerować żadnej kultury zachodniej". Taneczne imprezy w Tomaszowie rozeszły się bardzo szybko echem po całej Polsce, a podróżująca autostopem młodzież zatrzymywała się, aby tego dobrodziejstwa choć przez chwilę doświadczyć. Mijały lata, aż nadszedł dzień 16 lutego 2005 roku - dzień urodzin Czesława Niemena. Tomaszowianie zorganizowali wówczas w Galerii ARKADY wieczór pamięci poświęcony temu wielkiemu artyście.

Wśród przybyłych znalazł się również Antoni Malewski. Spotkał tam wielu kolegów ze swojego pokolenia, którzy znając muzyczne zasoby Antoniego wskazali na jego osobę, mając na myśli organizację obchodów zbliżającej się 70 rocznicy urodzin Elvisa Presleya. Tak oto... rozpoczęła się "Subiektywna historia Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim", którą postanowiłem za zgodą jej Autora udostępniać w odcinkach Czytelnikom Muzycznej Podróży. Zanim powstała muzyka, która została nazwana rockiem, istnieli pionierzy... ludzie, dzięki którym dziś możemy słuchać kolejnych pokoleń muzycznych buntowników. Historia ta tylko pozornie dotyczy jednego miasta. "Subiektywna historia Rock’n’Rolla..." to zapis historii pokolenia, które podarowało nam kiedyś muzyczną wolność, a dokonało tego wyczynu w czasach, w których rozpowszechnianie kultury zachodniej jakże często było karane równie surowo, jak opozycyjna działalność polityczna. Oddaję Wam do rąk dokument czasów, które rozpoczęły wielką rewolucję w muzyce i która – jestem o tym głęboko przekonany – nigdy się nie zakończyła, a jedynie miała swoje lepsze i gorsze chwile. Zbliżamy się – czego jestem również pewien – do kolejnego muzycznego przełomu. Nie przegapmy go. Może o tym, co my zrobimy w chwili obecnej, ktoś za 50 lat napisze na łamach zupełnie innej Muzycznej Podróży.

Bogato ilustrowane osobiste refleksje Antoniego Malewskiego na temat swojej życiowej drogi można przeczytać tutaj Cześć 1 "Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim" można przeczytać tutaj. Część 2 tutaj  Część 3 tutaj  Część 4 tutaj  Część 5 tutaj  Część 6 tutaj Część 7 tutaj  Część 8 tutaj  Część 9 tutaj  Część 10 tutaj Część 11 tuta jCzęść 12  tutaj  Część 13 tutaj  Część 14 tutaj  Część 15 tutaj   Część 16 tutaj  Część 17 tutaj  Część 18 tutaj



Kiedy w listopadzie 1959 roku po półrocznym istnieniu, koncertowaniu po kraju, rozpada się pierwszy rock’n’rollowy zespół założony przez ojca chrzestnego polskiego rock’n’rolla, pana Franciszka Walickiego Rhythm and Blues (wystąpił również w niedzielne przedpołudnie, zamiast tradycyjnego poranka w dniu 4 października 1959 roku o godz 11.00 w Tomaszowie w byłym kinie Mazowsze), nastąpiła krótkotrwała posucha w tej branży. Ale już wiosną 1960 roku pan Franciszek montuje kolejną, muzyczną grupę o nazwie przyjętej z powieści Stendhala, Czerwone i Czarne, XIX wiecznego, francuskiego pisarza, romantyka, z wielką, filmową kreacją Gerarda Phillipe - Czerwono Czarni.


Jacek Nieżychowski
Pod koniec wakacji 1960 roku, Czerwono Czarni wystąpili w Tomaszowie Mazowieckim w wypełnionej do ostatniego miejsca Sali widowiskowej kina Włókniarz. Zespół zagrał w tym czasie w swoim najsilniejszym składzie: Przemysław Gwoździowski – saksofon, Wiesław Bernolak – gitara, Zbigniew Wilk – fortepian, Wiesław Damięcki – kontrabas, Ryszard Żuk – perkusja oraz soliści, Marek Tarnowski, Andrzej Jordan, Janusz Godlewski, Michaj Burano (rewelacyjny, szesnastoletni Cygan). W 1961 roku za sprawą Jacka Nieżychowskiego (na początku lat 60-tych w Szczecinie, był dyrektorem Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Imprez Artystycznych) zespół przechodzi pod jurysdykcję Estrady Szczecińskiej i można powiedzieć, że był to rok, który zainaugurował młodzieżową rewolucję, wielką ekspansję rock’n’rolla w kraju. Pan Jacek przedsięwziął piękny, konkursowy temat, Szukamy Młodych Talentów.



Szczecińskie korty przy ulicy Wojska Polskiego. Tłumy fanów
przed szczecińskim finałem konkursu Szukamy Młodych Talentów.
Lata 1961/62 to nowatorskie trasy koncertowe po powiatowej Polsce zespołu Czerwono Czarnych, który włączył w swoje występy, konkursowy program dla młodzieży, Szukamy Młodych Talentów. W regulaminie konkursu zapisano; startujący w konkursie winien wykonać dwa utwory, przynajmniej jeden w języku polskim. Miało to kolosalne znaczenie dla stojącej w opozycji do rock’n’rolla, władzy i partyjnych prominentów. Pan Nieżychowski, twórca tej formy propagowania młodzieżowego stylu, jeszcze do niedawna zakazanego, miał mocny argument; - Śpiewamy w języku ojczystym.


Zespół Czerwono Czarni obsługiwał, akompaniując, wszystkim
 finalistom konkursu SzukamyMłodych Talentów.
Finał konkursu, wyselekcjonowanych przez zespół wykonawców, zaplanowano w wakacyjne dni w mieście (eliminacje w piątek 30 czerwca, w sobotę 1 lipca oraz finał w niedzielę 2 lipca 1962 roku) Jacka Nieżychowskiego, Szczecinie. Każdy koncert zespołu (eliminacje) w różnych rejonach kraju oprócz publiczności, fanów rock’n’rolla gromadził wielu amatorskich wykonawców, instrumentalistów, którzy przed publicznością swojego miasta chcieli zaistnieć, wykazać się muzycznymi, artystycznymi umiejętnościami. W niejednej głowie świtało,- A nóż uda się zakwalifikować do szczecińskich finałów? Również takie wydarzenia miały miejsce w naszym mieście.


Parku Rodego
W Tomaszowie dwukrotnie odbył się koncert Czerwono Czarnych połączony z konkursem Szukamy Młodych Talentów. Jesienią 1961 roku w Hali Sportowej LECHIA i wiosną 1962 roku w Sali Kina Włókniarz. Przed każdym, zapowiedzianym, konkursowym koncertem w mieście wrzało, wielu młodych ludzi, czujących się na muzycznych siłach spotykało się na próbach w udostępnionych lokalach w ZDK Włókniarz, przyzakładowych świetlicach, w Klubie ZMS przy Barlickiego, na scence w Jagódce czy szkolnych salach gimnastycznych. W Parku Rodego wiele ławek okupowanych było przez grupy młodych osób, gdzie wielu z nich z gitarą w ręku, podśpiewywało największe hity ze światowych list przebojów. W łamanej angielszczyźnie usłyszeć można było Tutti Frutti, Blue Suede Shoes, Diana, I Love You Baby, Love Me, Don’t Be Cruel, Blueberry Hill czy Jambalaya. Tomaszów jak wiele innych miast w Polsce, do których docierał zespół Czerwono Czarni, stał się najbardziej rozśpiewanym miastem w kraju. Nie wszystkich uczestników startujących w konkursie Szukamy Młodych Talentów, zapamiętałem. Było ich wielu.



Karin Stanek. Jedna z laureatek konkursu Szukamy
 Młodych Talentów. Uczestniczka„Złotej Dziesiątki”
W obu koncertach (hala Lechii i ZDK Włókniarz) startowało około 20 osób, a może więcej? W tej części Historii chciałem się skoncentrować i przedstawić kilku chłopaków, bardziej mi znanych, z którymi się kolegowałem czy przyjaźniłem;

Andrzej Turkiewicz – dziś nieżyjący chłopak z dzielnicy Karpaty, całkowity amator, nie grał w żadnym, młodzieżowym zespole. Często można było go spotkać spacerującego po miejskim deptaku, jak snobistycznie szpanował z gitarą (a takich w mieście było wielu) przewieszoną przez plecy. Śpiewał w gronie kolegów z klasy, przyjaciół przy ognisku często organizowanego w lasku na Smugach przy ulicy Nowy Port, na pobliskich, nadpilicznych plażach czy na ławkach w Parku Rodego. Jego śpiewanie to dobrane utwory z klasycznego repertuaru piosenek harcerskich, młodzieżowych, aktualnych przebojów czy żeglarskich szantów. Nie pamiętam wykonanej w konkursie przez Andrzeja Turkiewicza, tytułu polskiej piosenki. Natomiast pamiętam, że drugi utwór zaśpiewał w języku angielskim, była to Diana z repertuaru Paula Anki.


DIX-61
Marek Głowacki – również nieżyjący dziś (zmarł w wieku 33 lat) kolega. Chodziliśmy do jednej szkoły, do jedenastolatki w Starzycach. Był to przystojny, blondyn o niebieskich oczach, chłopak mający wielkie powodzenie u dziewcząt. Przejawiał duże zdolności muzyczne, jako chłopiec pobierał lekcje gry na pianinie ale tak naprawdę jego instrumentem stała się bardzo modna w tamtym okresie, gitara. Ponieważ, jak pamiętam, będąc nastolatkiem przynajmniej trzykrotnie bywał (nie każdy w PRL-u miał okazję wyjazdu z kraju) u ciotki w Wiedniu, to po każdym powrocie do Tomaszowa przywoził z sobą kilka płyt rock’n’rollowych (longplaye), ale przede wszystkim przywiózł dobrą, zachodnią gitarę. Marek grywał na gitarze i śpiewał w szkolnych zespołach. Niejednokrotnie gościnnie wystąpił w zespole DIX-61, grając i śpiewając w trakcie dancingów w Jagódce. W odniesieniu do Andrzeja Turkiewicza był bardziej doświadczonym muzycznie. Podczas konkursu, z Czerwono Czarnymi zaśpiewał utwór w języku polskim z repertuaru Zbigniewa Kurtycza, którego tytułu nie pamiętam ale był to pierwszy, polski rock’n’roll rozpoczynający się słowami, - W Arizonie, w Amsterdamie, w Jokohamie wszędzie dźwięczy dziś rock, rock, rock’n’roll … Drugi utwór wykonany przez Marka w języku francuskim, to twist z repertuaru Johnny Hollidaya, którego tytuł również umknął mojej uwadze.


Andrzej Kuźmierczyk
Andrzej Kuźmierczyk – jeden z moich, nieżyjących już, najbliższych przyjaciół, którego śmierć na każde wspomnienie o nim, bardzo przeżywam. Andrzej był umuzykalnionym chłopakiem, kiedy był uczniem Liceum Pedagogicznego pobierał lekcje gry na skrzypcach. Miał ogromne wyczucie rytmu co spowodowało, że szybko, kiedy zawiązał się zespół Mietka Dąbrowskiego w Klubie ZMS, dostosował się do gry na perkusji, ale przede wszystkim posiadał cudowny, oryginalny, lekko zachrypnięty głos, zbliżony do Nat King Cola i Fatsa Domino. Potrafił niczym Phil Collins, pogodzić uderzanie w bębny ze śpiewaniem. Na prywatkach czy w towarzystwie na muzycznych sesjach u Wojtka Szymona, szybko opanowywał melodię by po chwili łamiąc angielszczyznę śpiewał we własnej interpretacji dany utwór. Kochał Fatsa Domino, więc w przyszłości kiedy występował w Klubie ZMS w jego repertuarze dominowały utwory właśnie Fatsa. Dziewczyny uwielbiały Andrzeja, jego głos jak i sposób bycia. Miał u nich duże powodzenie. Dzisiaj kiedy włączam utwory Domino przed oczyma staje mi Andrzej w takich hitach w jego interpretacji jak; Jambalaya, Blueberry Hill, It Keeps Raning, Good Hearted Man czy So Long. Do historii śpiewających nastolatków w naszym mieście, przeszły w jego wykonaniu i interpretacji dwa przeboje z repertuaru naszej super gwiazdy, Marii Koterbskiej, to Lunaparki i Parasolki. Właśnie w konkursie Szukamy Młodych Talentów, Andrzej wybrał Lunaparki i drugą piosenkę w języku angielskim Blueberry Hill. Występ i wykonanie piosenek przez Andrzeja naprawdę było majstersztykiem, aż dziw bierze, że nie zakwalifikował się do wojewódzkich półfinałów czego dokonał inny tomaszowianin;


Mirek Orłowski
Mirek Orłowski – jedyny żyjący z wyżej wymienionych piosenkarzy, dziś 70 letni mężczyzna, który całkowicie poświęcił się innej pasji, ciężarom. Mirek z wymienionych piosenkarzy był najbardziej obyty z mikrofonem, ze sceną. Już od roku 1960 występował w młodzieżowym zespole przy Domu Kultury ZWCh CHEMIK, którego muzycy również występowali w słynnym na całą Polskę zespole folklorystycznym, Piliczanie. Na scenie kina Włókniarz zaśpiewał po polsku Nie bądź taki szybki Bill, i w języku angielskim utwór Billa Haleya, Rock Around The Clock. Mirek zakwalifikował się do łódzkich półfinałów, wygrał je i jako jedyny uczestnik ze starego (przed gierkowskim podziałem Polski) województwa łódzkiego zakwalifikował się do szczecińskich finałów. Tu wykonał dwa utwory w języku polskim Podmoskiewskie wieczory i w angielskim ponownie utwór z repertuaru Billa Haleya, Two Hound Dogs. Do Złotej Dziesiątki Mirek nie zakwalifikował się ale dziś ma ogromną satysfakcję, że mógł zmagać się na szczecińskich kortach tenisowych, na scenie z takimi późniejszymi sławami polskiej estrady jak Helena Majdaniec, Wojtek Kędziora (Korda), Wojtek Gąssowski, Czesław Wydrzycki (Niemen), Karin Stanek, Krzysztof Klenczon czy zespół Niebiesko Czarni. Konkurs Szukamy Młodych Talentów odbył się jeszcze raz w roku 1963, również w Szczecinie. Za sprawą dygnitarzy partyjnych z KC PZPR kolejne konkursy odwołano i na długie lata tego typu poszukiwania nowych, młodych talentów zaniechano. Jedynym miejscem na odkrywanie młodych muzyków, piosenkarzy stał się Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu, a dostać się na scenę tego festiwalu było o wiele trudniej, wręcz niemożliwe dla przeciętnego zjadacza chleba.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz