czwartek, 31 maja 2018

Łukasz Orwat - Coito ergo sum (Wrocław 18.12.2011)








W dzisiejszym wpisie pragnąłbym poruszyć kwestię, która od długiego czasu bruździ moje czoło i snuje we mnie kądziel troski. Chodzi tu mianowicie o zjawisko postępującej rozwiązłości wśród ludzi, zwłaszcza młodych, powszechne niestety w Europie i na dobre już chyba zakorzenione także i w naszym, uważanym za konserwatywną ostoję pruderii kraju. Co powoduje, że moralność ustępuje pod naporem wyzwolonej, instynktownej żądzy, dlaczego każdy wie, że to niewłaściwe, a jednak stan rzeczy wciąż pogarsza się, nie poprawia? Czy jest możliwy tu jakiś ratunek?


Zacznijmy może od tytułu. Do tych, co spodziewali się kartezjańskich filozofii kieruję przeprosiny, i wyjaśnić muszę, że brak litery g w tytule [w tym momencie pozwolę sobie na niewielką dygresję i aby podać dowód, iż niedaleko pada Jabłko od jabłoni, pozwolę sobie zaaplikować pewien dawny wytwór mojej radosnej twórczości - tutaj przyp red.]  jest jak najbardziej zamierzony, nie o „myślę” (łac. cogito) będę dziś mówił, a o „kopuluję” (łac. coito).

Pewien mnich, przepisując razu pewnego księgę, omyłkowo „zjadł” owo nieszczęsne g i przewrócił piękną maksymę do góry nogami. Spoglądając na to, co dzieje się dziś ośmielę się stwierdzić, że jakiś złośliwy diabeł dopisał współczesny upadek obyczajowości do Księgi Czasu dzierżonej przez anioła Melchizedeka, którego to powiernikiem wypełniania się zapisanych w owej księdze wydarzeń uczynił wczesnochrześcijański mistyk Dionizy Areopagita. Próżno doszukiwać się dziś równanych z ziemią w słupach ognia i siarki gniazd rozpusty wzorem biblijnych Sodomy i Gomory. Ale urwijmy dywagacje i przejdźmy do meritum. Spójrzmy na dowolną europejską metropolię. Na jej ulicach, ponad głowami przechodniów z billboardów uśmiechają się do nas piękne panie w kusych ubraniach, świecąc w oczy bielą zębów i aksamitem ud. Trzymają w wypielęgnowanych dłoniach o długich palcach wszelkie produkty, od codziennej potrzeby po skrajnie zbytkowe.

Odwróćmy (z żalem) oczy od pięknych pań na plakatach i spójrzmy niżej, w tłum przechodniów zmierzających ku sobie znanym destynacjom. Szybko wypatrzymy panie całkiem podobne do tych, na które z taką radością spoglądaliśmy chwilę temu. Smukłe, ochoczo podkreślające swą kibić, stawiają zamaszyste kroki długimi (oczywiście odkrytymi) nogi, zwracając uwagę przechodzących obok mężczyzn. Dziś taki widok nie gorszy ani nie dziwi w zasadzie nikogo. Nie było tak jednak zawsze, praktycznie rzecz biorąc powyższy obrazek odnaleźć można dopiero w końcu ósmej dekady poprzedniego wieku, i oczywiście później, aż do dziś. Kobiety pokazujące coraz więcej ciała to jeden z niejako skutków pierwszej wojny światowej, w czasie której rekwizycja materiałów tekstylnych na rzecz wojska była tak duża, że ubrania cywili (głównie kobiet, mężczyźni siedzieli wówczas w okopach) musiały się skrócić, by odziać zarówno żołnierzy jak i ich żony, matki, siostry. Po zakończeniu konfliktu kobiety, które by ratować przemysł zastępowały mężczyzn w zakładach pracy nie chciały ustąpić na dawne pozycje. Wraz z tym nie chciały zrzucić odsłaniających nogi czy ramiona ubrań. Potem ruszyło to z lawinowym tempem, najbardziej widoczne na plażach. Kostiumy kąpielowe, początkowo zakrywające cały korpus dziś ograniczają się do kilku skrawków materiału trzymających się dzięki kilku sznurkom. Producenci musieli przystosować się do nowych trendów, upowszechniając obrazy coraz bardziej odkrytych kobiet. I tak aż do dziś.


Ale nie to jest sednem problemu. Zmierzamy do punktu, gdzie coś nie do pomyślenia, powodujące wykluczenie społeczne kiedyś – wolne miłości, współżycie przedmałżeńskie, nastolatki w ciąży, zabawy w słoneczko i wiele innych – nie są dziś niczym zaskakującym, ba, nazywane są nawet „znakiem nowych czasów”. Co powoduje te wszystkie zachowania? Przede wszystkim główną winą obarczyłbym tu połączony brak nadzoru rodziców nad dziećmi, wpływ telewizji i popkultury oraz postępującą liberalizację społeczeństwa. Pochylmy się krótko nad każdym z wyżej wymienionych czynników i określmy ich współdziałanie oraz obszar, na który wywierają szkodliwy wpływ.

Brak zaangażowania rodziców. Chyba każdy zgodzi się tu, że odpowiednie kształtowanie przez nich w okresie dziecięcym postrzegania świata, wskazywania tego, co dobre i złe, wskazywania odpowiednich wzorców jest z pewnością niebagatelne. Ale w dzisiejszych czasach, gdy często obydwoje rodzice pracują do późna, przychodzą do domu wraz ze zmrokiem, pozostawiając dziecko na cały dzień w domu czy w przedszkolu ich pociecha znajduje sobie sama wzorce, które wydają jej się atrakcyjne, ale niekoniecznie mają dobry wpływ na taki młody umysł.

I tak jak kiedyś rodzic bawił się ze swą pociechą, chodził z nią na spacer, czytał jej książki, tak dziś samotnie siedzące w domu dziecko szybko nudzi się samotną zabawą i sięga po pilot do telewizora. I nie znajdzie tam programów, które ludzie w moim wieku pamiętać jeszcze mogą, programów edukacyjnych, bajek z morałem, teatru telewizji. Dziś po włączeniu w oczy uderzą kolorowe musicale Disneya (z pewnością przewracałby się w grobie wiedząc, co teraz sygnuje się jego nazwiskiem), przesłodzone bajeczki praktycznie nie niosące sobą żadnej nauki, szablonowe filmy o przystojnym futboliście z amerykańskiej szkoły lub inne, temu podobne, nie przekazujące sobą niczego, ale atrakcyjne wizualnie programy. Często przemycane są w nich treści podobne do tych z wspomnianych wyżej billboardów – nie trzeba długiej wędrówki po kanałach by trafić na kolejny film o perypetiach przystojnego chłopca i pięknej dziewczyny, w szkole, w małym miasteczku, tam najczęściej pada akcja.


Wypala to w umysłach dzieci, że to, co piękne fizycznie jest atrakcyjne, pożądane, a „śmieszny szkolny kujon” jest pośmiewiskiem popularnej (i pięknej) szkolnej arystokracji. Kształtowane w tym kulcie piękna i ciała dzieci szybko dowiadują się czym jest seks (dwuznaczne reklamy, wystawione na ogólnym widoku gazety dla dorosłych, kontakt ze starszymi, już „świadomymi” kolegami), ale poznają go w kategoriach czegoś, co prowadzić ma do przyjemności cielesnej, odkładając na bok lub zupełnie pomijając aspekty, które stoją nad istotą współżycia.

Seks kojarzy im się z tym, co robią ludzie, którzy się kochają, a targani młodzieńczymi uczuciami często „smakują owocu” wkraczając w intymną część życia nie będąc do końca jej świadomymi. I często wychodzą z tych doświadczeń dzieci nastolatków, ciąże przerywane domowymi metodami, kłótnie z rodzicami; a obecnie dzieci, które żyły w takich warunkach same mają już swoje dzieci, które, jak można się spodziewać, wychowane będą w podobnym duchu. Niejako na potwierdzenie upadku, niedawno doszło do szokującego incestu, mianowicie trzech dwunastolatków zgwałciło swoją koleżankę. Gdyby ze światem było w porządku, dzieci (tak, dzieci, nie młodzieńcy) nie popełniłyby takiego czynu, organ między ich nogami służyłby im tylko i wyłącznie w toalecie, nie wiedzieliby nawet, że można go wykorzystać także w zupełnie inny sposób. Innym przykładem niech będzie postępujące lawinowo zjawisko sprzedaży dziewictwa. Tutaj pominę wstępy czy opisy, w zupełności wystarczy przeczytać ten materiał Pozostawiam czytelnikowi refleksje.


Może ktoś powiedzieć tu, że mężczyźni też są tu winni, w końcu gdzie jest podaż, rodzi się popyt. Jest to prawdą. Ale łączy się to bezpośrednio z wyżej opisanymi mechanizmami. I ktoś może także mi samemu zarzucić hipokryzję czy ascezę. Owszem, nie jestem obojętny na to, co widzę, ja też oglądam się za atrakcyjnymi dziewczętami mijanymi na ulicy, ale zachwyty zachowuję dla siebie, nie komentuję na głos „zajebistości jej dupy”. Potrafię powstrzymać szabelkę przed wyskoczeniem z nie powiem czego, by nie budzić tu sprośnych skojarzeń i głupich uśmieszków. I apeluję do Pań i Panów, którym przyjdzie dotrzeć do końca tego wpisu o zachowanie moralnego kręgosłupa i przekazywanie go kolejnym pokoleniom.

***

Łukasz Orwat, urodzony w roku pańskim 1992, prywatnie syn Sławomira Orwata, niezależnego redaktora periodyku muzyczno-kulturowego Muzyczna Podróż. Domorosły pasjonat literatury oraz historii, które to fascynacje przekuł w działalność akademicką na Uniwersytecie Wrocławskim. Specjalizuje się literacko głównie w literaturze antycznej oraz epice rycerskiej, historycznie w dziejach starożytnego Rzymu, Bizancjum oraz historii Imperium Osmańskiego, kulturoznawczo w historii metafizyki, filozofii i magii, zwłaszcza w kręgu kultury biskowschodniej. Tłumaczył z łaciny zbiór poezji humanistów polskich oraz zachodnich, Żałoba Węgier (Pannoniae Luctus) powstały po zdobyciu Budy (ówczesnej, pozbawionej jeszcze Pesztu, stolicy Węgier) w 1544 roku. Ciągoty zainteresowań akademickich korelują także z zainteresowaniami natury fantastycznej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz