Londyn 2013 - fot. Monika S. Jakubowska |
- Na początku lat 80' mentalną pożywką był dla mnie punk rock brytyjski, czyli takie zespoły jak Clash czy Sex Pistols, amerykański - Ramones, Iggy Pop i cała scena polska, która się wtedy rodziła. Te zespoły do mnie docierały, ponieważ opowiadały o rzeczach, które mogłeś dojrzeć za oknem. Mnie nie interesują jakieś wydumane historie rocka symfonicznego, jakieś baśnie z krainy Tolkiena, czy filozoficzne pseudointelektualne rozważania. Zacząłem pisać teksty jeszcze w liceum. Miałem bardzo dobrego polonistę śp. pana Mariana Kucharskiego. Tak zwany Maniek - nasz wychowawca w liceum w Częstochowie, w czwartym ogólniaku, o którym jest piosenka T. Love "IV Liceum". Był świetnym polonistą. Dosyć srogi facet i mocno - że tak powiem - "trzymał za jaja". Byłem dosyć niesforny, natomiast z polskiego udało mi się napisać najlepszą maturę w szkole i to właśnie dzięki niemu i mojemu ojcu, który we mnie jako u dzieciaka wzbudził taką miętę - miłość do książek. Na początku były to książki banalne, jakieś historie o Indianach, Karol May, "Winnetou", Arkady Fiedler, a później był już... Maniek Kucharski. Dużo nam mówił o rzeczach, które nie były w programie. Zgłębiał Kafkę, Gombrowicza czy Witkacego. Pisać zacząłem właśnie na fali punka, który ośmielił mnie tym, że zespoły równolatków w tamtych czasach opowiadały o tym, co sami widzą i o tym jakie mają problemy.
Londyn 2013 - fot. Monika S. Jakubowska |
Londyn 2013 - fot. Monika S. Jakubowska |
Londyn 2013 - fot. Monika S. Jakubowska |
- Wiesz co, to nie demokracja. Wyjechałem po wyborach z 4-go czerwca, kiedy to komuna poniosła sromotną klęskę. Wszyscy cieszyliśmy się na maksa. To była sytuacja dosyć prozaiczna, bo z jednej strony lata 80' to czasy, które dla T. Love i wielu innych zespołów były bezcenne. To wtedy przecież zdobyliśmy szacunek fanów i to jest coś, czego nie da się kupić. Zespół nie żył jednak z muzyki. Pieniądze, które zarobiliśmy przeznaczaliśmy na jakiś lepszy obiad i „kawę” (śmiech). Nic za nie nie można było kupić. Wiadomo ile w latach 80' ludzie w Polsce zarabiali. 10-20 dolarów miesięcznie? Dziś to brzmi śmiesznie, ale takie wtedy były fakty. Były to czasy, których dzisiaj młodzi ludzie mogą nie kumać. Jak już nagrałeś płytę, to żeby można było ją kupić, czekało się miesiącami, bo socjalistyczny przemysł produkował ją często dopiero za rok. W latach 80' dochodziły jeszcze do tego tematy cenzury. Nie była to już cenzura tak ostra, bo nie były to już lata 50', ale i tak niektóre piosenki nam odrzucali i z tego powodu ciągle byliśmy spóźnieni, żeby w końcu ten materiał zarejestrować.
Londyn 2013 - fot. Artur Grzanka |
Londyn 2013 - fot. Monika S. Jakubowska |
- To są moje dwa miasta. Częstochowy nigdy się nie wyparłem. Zawsze mówiłem, że jestem stamtąd. Warszawę zawsze kochałem ze względu na to, że mój tata miał przyjaciela warszawiaka Zbyszka Sulmierskiego. Znali się od czasów, gdy rodzina Zbyszka po powstaniu przyjechała do Częstochowy jak wiele innych warszawskich rodzin. Dzięki tej przyjaźni często jeździłem do Warszawy, ale moim miastom zawsze pozostała Częstochowa. Moja żona jest z Warszawy, moje dzieci się tu urodziły. Będąc w Londynie jako dorastający facet bardziej już żyłem Warszawą i wtedy jakoś tę nostalgię poczułem. Dzisiaj to brzmi śmiesznie, bo dzisiaj masz kilka samolotów dziennie, ale wtedy bilet kupowało się pół roku wcześniej i pół roku wcześniej wiadomo było, że wrócisz o tej i o tej porze. Nie było wtedy internetu i ta tęsknota mocniej buzowała niż dzisiaj i zatęskniłem za Warszawą. Natomiast piosenka "King" powstała dwa lata później i rzeczywiście jedna i druga dotyczy moich obu miast i klimatu tych miast. "Warszawa" jest pocztówką z lat osiemdziesiątych, a "King" jest właściwie taką bezczasową pocztówką z Częstochowy.
Londyn 2013 - fot. Artur Grzanka |
- Troszkę miał. Niektóre stacje tego nie grały, ale i tak stał się przebojem. Myślę że dziś by się nie stał.
- Sądzę, że jest to nie tylko jedna z najbardziej rozpoznawalnych piosenek T. Love, ale jest to też trochę taki rodzaj ikony. Zgodzisz się?
- Jest kilka naszych piosenek, które weszły do kanonu i to jest fajne. Przy okazji mojej niedawnej pięćdziesiątki miałem w prasie sporo wywiadów. Wielu dziennikarzy mówiło mi, że wychowywali się na naszych piosenkach i że niektóre z nich znaczą dla nich coś więcej niż tylko piosenki. To że kilka piosenek zostało w ludzkiej pamięci, to dla nas wielki sukces i nie o to nawet chodzi, że je kojarzysz i że były przebojami, ale o to, że coś zrobiły z twoją czaszką.
Londyn 2013 - fot. Artur Grzanka |
- Janek odszedł po płycie King, bo ciężko było już między nami. Dzisiaj mamy normalne, bardzo przyzwoite relacje. Z większością ludzi, z którymi już nie gram, staram się normalnie funkcjonować, i nikogo nie oszukuję. Jak się z kimś rozstawałem, to zawsze mówiłem, że to jest moja decyzja, brałem to na klatę i nikt z nich nie dowiadywał się o tym z prasy, czy od menadżera. W roku 1993 nagraliśmy płytę I love you a zaraz potem Prymityw i właśnie "I love you" była pierwszą piosenką, która została napisana już bez Janka. Płyta Prymityw wcale nie była pastiszem, tylko powrotem do - jak to się mówi - punk&rolla i do grania post punkowego. Odkąd nie ma Janka, nie komponujemy już piosenek typu: melodia, refren i nagrajmy płytę one, two, three... I taki był Prymityw.
Pamiątkowe zdjęcie z wywiadu |
Londyn 2013 - fot. Monika S. Jakubowska |
10-lecie BUCH-a tuż po koncercie T. Love (fot. Monika S, Jakubowska) |
- Dylan zawsze był we mnie obecny. Ja nie zerżnąłem z Dylana piosenki, tylko poetykę długiej ballady, których Dylan miał wiele w swojej karierze. "Lucy Phere" rzeczywiście lekko ma Dylanie bazuje. To jest piosenka mocno przeżyta. Miałem różne czasy w swoim życiu, gorsze też. I ten odwieczny temat walki dobra ze złem też był we mnie. Są takie piosenki, które czasem spadają z nieba. Pisałem ją w czterdziestostopniowej gorączce i jak przyniosłem ją do studia, to chłopaki krzyknęli "wow!" i tak jak ty, też powiedzieli, że mają ciary, jak to grają. Był to taki zaczątek płyty Old is Gold. W podobny sposób kiedyś napisałem "Wychowanie".
Okolicznościowy tort z okazji londyńskiego koncertu T. Love w roku 2013 tuż po odkrojeniu pierwszej porcji |
- Nie chcę dużo się nad tym rozwodzić. Generalnie jak większość dzieciaków z Częstochowy zawsze byłem blisko Jasnej Góry i pamiętam, jak z babcią chodziłem tam na spacery. Można powiedzieć, że zawsze byłem pod opieką świętej wieży, ale jednocześnie nie miałem religijnej świadomości. Swoją religię odklepywałem, potem przyszło bierzmowanie, a potem olewka. Nigdy nie odszedłem na zawsze od katolicyzmu i od Kościoła, ale miałem to wszystko gdzieś, tym bardziej że rock'n'roll nie jest zbyt katolicki. Upadłem parę razy na twarz i zdarzyło mi się, że po piętnastu latach odnalazłem w sobie to wszystko na nowo i że to jest fajna droga.
Londyn 2013 - fot. Monika S. Jakubowska |
- Wiesz co... nie wiem - nie można ogarnąć Boga i ja nie chcę nikogo nauczać, ani o tym gadać. Zostawmy to tak, że jestem wierzący i że się z tym zmagam, ale wiem, w którą stronę kroczyć. Wiem mniej więcej. Zdystansowałem się do kwestii popularności. Wiem, że chcę jeszcze grać z T. Love i nagrać jakieś fajne płyty. Rzeczywiście zespół osiągnął w Polsce bardzo dużo. Można powiedzieć, że osiągnął wszystko, co mógł. Nie przeszedł drogi masowej, a jednak jest bardzo, bardzo wysoko. Można powiedzieć, że ta kwestia duchowa w jakiś sposób mnie trzyma w pionie i na jakimś poziomie i że dzięki niej nie stałem się idiotą. Ale rozumiem też, że każdy ma swoją drogę. Ważni są przyjaciele, ważna jest rodzina, ważni są najbliżsi i ważna jest muzyka. Kiedyś większe było u mnie ciśnienie na to, żeby być jeszcze większym.
- W jednym z wywiadów powiedziałeś, że dopiero po 40-tce stałeś się dojrzałym muzykiem i że dopiero wtedy definitywnie zakończył się u ciebie okres muzycznej gówniarzerii. Co dziś chciałbyś przekazać młodym?
- Nie wiem. Duży miks ludzi jest na naszych koncertach. Wydaje mi się. że mimo, że dziś T. Love jest takim zespołem trochę już niemłodzieżowym, to jednak dzieciaki znają kilka naszych piosenek i wydaje mi się, że odczuwamy od ludzi szacunek. od młodych też. Fenomen zespołu T. Love polega na tym, że nie przychodzi na niego jakaś jedna subkultura. Byłaby to dosyć przerażająca świadomość, że mam armię fanów, która patrzy na mnie, jak na boga czy na kaznodzieję (śmiech). To by było niebezpieczne. Co chcemy im pokazać? Zawsze staramy się, żeby przed nami grały fajne młode zespoły jak choćby Magnificent Muttley - nowy zespół z Warszawy, który gra taki fajny hałas oparty na bluesie, tylko robi to w trochę inny sposób. Staramy się, żeby te supporty były świeże, a wiele zespołów chce z nami grać. Uważam, że to co, możemy im, pokazać, to podobnie jak Stonesi, którzy mimo, że pewnie super zajebistego albumu już nie nagrają, to ciągle kłaniają się swoim mistrzom, czyli czarnym bluesmanom i zawsze zapraszają w trasę jakiegoś z nich. W przeszłości byli to John Lee Hooker czy Buddy Guy. Tak jak oni pokazują, że stamtąd wyszła ich muzyka, tak my pokazujemy skąd wyszła nasza i czym się T. Love zawsze inspirował. To co możemy jeszcze zrobić, to nagrywać uczciwe płyty.
Londyn 2013 - fot. Monika S. Jakubowska |
- ...No wiesz, 6 lat kazaliśmy czekać na nowy studyjny album. To jest bardzo przepracowana płyta. Siedzieliśmy nad nią 4 lata i selekcja materiału była ogromna. Powstało w tym czasie około 70 piosenek, a na płycie jest ich 22. Ja sam kupuję płyty i mam szacunek do słuchaczy. Wiem, że dzisiaj jest kultura singla czyli jednej piosenki. Kiedy powstawał ten album, wielu przyjaciół - facetów w moim wieku - mówiło mi: "Co cię pogięło? Dwupłytowy album? Kogo to obchodzi?" Nawet córka czytała mi niedawno wywiad z Noelem Gallagherem z Oasis, który mówił dokładnie to samo: "kogo obchodzi dwupłytowy album? Nikt dzisiaj nie ma na to czasu".
- Można było przecież zrobić z niego dwie oddzielne płyty i jeszcze na tym zarobić. Niejedna kapela by tak dziś do tego podeszła...
- ...To samo mówił mi mój kolega. Wydajcie jeden na jesień a potem drugi. Ale ja odpowiedziałem mu: "Nie. To jest jedna całość stary!". Jestem bardzo dumny z tej płyty, bo ona nie przyniosła hitów Radiu Zet czy RMF, a mimo to sprzedała się świetnie i dostała świetną krytykę. Na dodatek ci, którzy początkowo położyli na nas krzyżyk, zaraz po jej premierze stwierdzili, że to jest dobry album.
Londyn 2013 - fot. Monika S. Jakubowska |
- Tak się umówiliśmy. Moi kumple z zespołu to naprawdę moi kumple i zrozumieli mnie, chociaż trochę byli rozgoryczeni, bo po tej płycie wszystko było super i zespół mógł grać. Oni też z tego żyją. Już dwa lata wcześniej wpadłem na pomysł, żeby zrobić sobie przerwę, bo byłem już trochę zmęczony byciem Muńkiem (śmiech). Na nową płytę trzeba będzie poczekać. W tym roku - jak Bóg da - będzie nowy album T. Love. Koncepcję w głowie mam taką, żeby po Old is Gold wszystko było oparte na czarnej muzyce. Nie na bluesie tylko na funku i soulu z lat 60tych, na muzyce typu James Brown, ale bez udawania czarnego wokalisty. Piosenki mogłyby być taneczne z fajną sekcją dętą i z jakimś fajnym chórkiem. I nie chodzi tu o pastisz, ale o taką muzykę, jaką potrafili łączyć na swoich płytach The Clash, czyli różne rock'n'rolle z muzyką z całego świata. Chciałbym nagrać z T. Love płytę, która w sposób punkowy podejdzie do soulu i funk'a.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz