Jedyne co wie o sobie Justyna Urbaniak to
to, że sobie odpowiada. Nie bierze odpowiedzialności za to, jak
postrzegają ją inni. Bierze odpowiedzialność tylko za to, co sama
zrobiła i powiedziała. Zmienia swoje życie według tego, co ją
uszczęśliwią. Jej gust muzyczny.jest stały i bardzo szeroki.Muzykę jako
formę ekspresji samej siebie odkryła dość późno. Otaczała ją,
wypełniała, ale ona sama nie skupiała się na niej. Dopiero, gdy popadła w
stan całkowitej alienacji i została z nią "sam na sam", odkryła jej
moc. Podobno całkiem niezłe grała kiedyś na klawiszach. Instrument ten
jednak nie pozostał na długo w jej życiorysie. Podczas nabożeństw
śpiewała hymny w scholi kościelnej, dzieli czemu do dziś jej zostało
śpiewanie podczas prac domowych i zamiłowanie do imprez karaoke. Od
zawsze uwielbiała wieczory przy ognisku, kiedy ktoś brał gitarę i
zaczynał śpiewać. Czuła wówczas - jak sama mówi - przemożną chęć życia w
szczęściu.Muzyka ją uszczęśliwia i określa kim jest. Słucha prawie
wszystkiego. Nie rozumie zmiksowanych dźwięków, przypominających odgłos
upadających sztućców i puszczanych w radiu piosenek pop, które
bezlitośnie ja bombardują. Zawsze gdy zaczyna widzieć efekty celów
postawionych przed sobą lub gdy czuje się dobrze, słucha reggae. Punk
rock to dla Justyny te dźwięki, które dają jej siłę do walki z każdym
dniem i z wszystkimi przeciwnościami, jakie los jej zsyła. Rock
towarzyszy jej najczęściej i jest muzyka,jakiej słucha po przebudzeniu.
Słucha tez muzyki poważnej, rockowych i metalowych ballad, bluesa,
muzyki alternatywnej, skocznych melodii, ciężkiego brzmienia gitar i
poezji śpiewanej Wracając do kawałków sprzed lat odkrywa nowe ścieżki,
dostrzec coś, czego wcześniej nie widziała. Stara się nie ograniczać.
Ciągle odkrywa i poszukuje czegoś nowego. Muzyka ja określa i pomaga jej
dokonywać wyborów, często życiowych. Dużą rolę w życiu Justyny odegrała
tworczosc Renaty Przemyk i Comy. Bardzo dawno temu powiedziała, że
"byłaby najnieszczęśliwszą osobą na świecie, gdyby przestała słyszeć, bo
przestałaby słyszeć muzykę" i często wraca do tego stwierdzenia.
Trudno tu mówić o losie. Może prędzej o tym, który sama sobie po części zgotowałam. W całej podroży było mi dane przeżyć więcej, niż bym chciała, a podróż nadal trwa. Po kilku latach jednak patrzę wstecz z dużą dozą zrozumienia. Rozżalenie, ból - minęły, tęsknota - cóż, pewnie już we mnie pozostanie. Ale to dobrze. Niech nie mija. Pozwala pamiętać. Jednak nie o tym będę pisać. Zajmę się muzyczna podrożą duszy. O roli muzyki w życiu, moim życiu. O jej wchłanianiu przez każdy centymetr ciała. O tych momentach, gdy wypełnia cię od środka aż do momentu cudownego poruszenia. Gdy wiesz, że nawet najznakomitszy kochanek, nie byłby w stanie pobudzić twojego ciała w taki sposób. Gdy chcesz jej smakować każdym zmysłem. Gdy dostajesz gęsiej skorki przy słuchaniu pierwszych nut a dźwięki docierają do twojego umysłu ze zdwojoną silą. Tak, muzyka potrafi to zdziałać. To, jak i wiele więcej. Kiedy słowa i nuty łączą się w jedna perfekcyjną całość, mogą zatrząść fundamentami istoty tak marnej i wielkiej zarazem, jakim jest człowiek. Zmienić punkt widzenia, odkryć nowe możliwości, odgadnąć swoje "ja", a co dla mnie okazało się zbawienne - ukazać nowe ścieżki. Muzyka. Każdy odbiera ją inaczej, dla każdego znaczy coś innego. Dla mnie jest urzeczywistnieniem wspomnień. Delektując się niektórymi piosenkami, przed oczami roztacza mi się film lat minionych. Czasem wywołuje nagły uśmiech na twarzy, czasem fale uniesień, innym razem wracam do odczuć całej fazy empirycznej. Jest również taka muzyka, która w konkretnym momencie mojego życia, dotknęła wewnętrznego rdzenia. Obudziła wszystkie zmysły, które uśpiłam, pozwoliła zacząć się budzić.
Sprawiła, że jeszcze raz, bardzo ostrożnie, zadrgały struny serca. Weszłam na nową ścieżkę, rozpoczęłam nowe fazy: zaprzestanie, wyciszenie, ukojenie. I właśnie o tej muzyce teraz napisze. Właśnie o tej bowiem jest mi szczególnie bliska.
fot. Monika S. Jakubowska |
fot. Monika S. Jakubowska |
Z upływem lat jej odbieranie zmieniło się. Jestem już daleko poza tym, co było, zostawiłam przeszłość. Jednak nie zmieniło się jej pojmowanie. To jak podróż w czasie. Za każdym razem gdy włączam płytę Renaty Przemyk, najpierw z dziwnym rozczuleniem trzymam ją w rekach. Jakbym miała w dłoniach kawałek mojego małego świata, który na godzinę mogę wskrzesić. To dzięki twórczości Renaty odkryłam, że świat nadal istnieje. Wraz z końcem jednego etapu, bardzo niepewnie wkroczyłam w drugi. Żywy i piękny i ku mojego zaskoczeniu, ja również pozostałam w nim żywa. Weszłam na nową ścieżkę, rozpoczęłam nowe fazy: zaprzestanie, wyciszenie, ukojenie. I tu dopiero zaczyna się historia prawdziwa. Pominę z niej wiele. Skupie się tylko na muzyce i jej zbawiennym działaniu. Z całości jednak będzie można olepić muzyczny fragment mojej autobiografii.
"Male niebo". Piosenka rozpoczynająca się od slow "każdy ma swoje małe piekło", cóż za ironia. Stukanie nadające jej rytm wyrwało mnie z zamyślenia. Zadziałało jak pukanie do mojego jestestwa. Zostałam odłączona od wypełniających mnie myśli na ułamek sekundy, który jak się później okazało, był wystarczający. Czyściec, piekło, niebo. Rozmydlania nad sensem istnienia, wiara, życiem i śmiercią. Tylko to przez długi czas mnie zajmowało. Byłam tylko fizycznie. Mentalnie istniałam gdzie indziej.Niebezpiecznie przyjemne stało się przebywanie w "tym drugim, lepszym świecie". I to pukanie, zmieniające się w dudnienie w głowie wołające "pora wrócić". Podnieś swój cień, lecz najpierw go znajdź. Nim naprawdę powrócisz do świata żywych, zrozum wpierw, że w nim nie byleś. Zanim spotkasz się ze swoją dusza a później sercem, zacznij od podania reki temu, co z ciebie pozostało. Słowa "patrzą źle, gdy do siebie gadam i dają mi tak niewiele szans" spoliczkowały mnie. Zakładałam swoje maski i wychodziłam w nich do ludzi, kiedy musiałam. Oni udawali miłych, a ja udawałam, że nie słyszę jak gadają za moimi plecami.
Zaprzestanie:
fot. Monika S. Jakubowska |
Wyciszenie:
"Czkałam długo zanim znów udałam się w nieznane". Wystarczająco długo. Po kilkumiesięcznym stanie odrętwienia, próby odnalezienia się w świecie są niczym... raczkowanie dla małego dziecka. Przerwałam sen wariata, ale to był dopiero początek. Z pomocą przyszły piosenki takie jak: "Ile kosztuje miłość", " Blizna", "Słony żal", "Póki słońce świeci" i wiele innych. Był to czas chaosu. Było zbyt głośno w mojej głowie. Zbyt wiele wszystkiego. Musiałam się uspokoić, oddalić pomyśleć. Inaczej chaos ogarnąłby mnie a nie ja chaos. Byłam jak cień.
Wyłaniałam się na świat, kiedy inni byli zbyt zajęci sobą. Obserwowałam wszystko i wszystkich. I słuchałam. Zawsze towarzyszyła mi muzyka. Słuchałam siebie i słów rozbrzmiewających w uszach. Układałam puzzle swojego "ja". "Jakby nie miało być, to lepiej stracić, niż nigdy nie mieć nic". I poczułam ten niesamowity promień który przeszywa twoje ciało, gdy po upadku na nowo odzyskujesz siły. To wewnętrzne BUM! Gdy płaczesz ze szczęścia. Gdy przestajesz panować nad emocjami. Czujesz że pomimo wszystko nadal możesz wszystko. Gdy przypominasz sobie, by nigdy się nie poddawać. I choć minęły lata, nadal słyszę dźwięk słów wypowiedzianych przez wówczas kilkulatka: "Obiecaj mi że już nigdy nie będziesz płakać tak jak wtedy". Zdanie to wciąż jest niepokojącym zgrzytem z przeszłości które trzyma mnie w ryzach. Obiecałam więc i sobie i jemu, że już nigdy nie będę nieszczęśliwa. Nigdy!. Zaczął narastać we mnie bunt...i znowu przemożna chęć życia. Życia w pełni szczęścia. Nie chciałam już żyć w stagnacji. Chciałam, by serce zadrżało nie tylko z rozpaczy! Bym nie uroniła ani jednej chwili z tego co piękne i niespodziewane, bym zaczęła to znowu dostrzegać! Chciałam znowu podziwiać jeden płatek śniegu i nie móc uwierzyć że jest jedyny i niepowtarzalny i marnować dni na marzenia, że może uda się znaleźć chociaż podobny! Tańczyć w deszczu i czuć że mogę wszystko bo jestem wolna! Godzinami wpatrywać się w detale architektoniczne i odnajdywać w nich myśli ich twórców! "Nie mam żalu do nikogo"... już nie miałam.
Ukojenie:
fot. Monika S. Jakubowska |
fot. Monika S. Jakubowska |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz