środa, 8 maja 2013

Nie chciałbym być muzykiem, któremu już nie zależy - rozmowa z Jakubem Cywińskim - znakomitym basistą i kontrabasistą jazzowym


fot. Monika S. Jakubowska
M.S.J. W ostatnim numerze JazzPRESS-u ukazał się wywiad z Markiem Fletcherem – znakomitym perkusistą jazzowym. Dziś spotykamy się z basistą. Jeśli nazwać perkusję sercem, to gitara basowa będzie...? A może to bas jest sercem? 

J. C. Słyszałem wersję, że to bas jest sercem. Kontrabas lub gitara basowa jest instrumentem ze swoją funkcją w zespole - podstawą rytmiczno-harmoniczną. Bas dodaje siły i gruntu. 

S. O. Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? 16 lipca 2011. Krypta kościoła St. George the Martyr niedaleko stacji Borough. ARTeria Nowego Czasu i jazzowe jam session do białego rana. 

J. C. Doskonale pamiętam. To był wyjątkowy wieczór. Poznałem wtedy wielu polskich artystów mieszkających i pracujących w Londynie, poetów, grafików i muzyków, z którymi utrzymuję kontakt do dziś. Niesamowite było w tym jam session to, że poprzez wykonywanie standardów utrzymane ono było początkowo w charakterze typowo jazzowym. W pewnym momencie jednak przerodziło się we wspólne muzykowanie ludzi z rożnych środowisk – hip-hopowców, muzyków klasycznych, nie-muzyków… każdy znalazł swoje miejsce na scenie. Było to dla mnie bardzo ciekawe wydarzenie, ponieważ w jakiś swobodny i naturalny sposób znaleźliśmy tam wszyscy wspólny język. 

S. O. Szczególnie zapamiętałem Twoją słynną solówkę na gitarze basowej, którą momentami trzymałeś tak, jak trzyma się kontrabas, aby w końcu sprowadzić ją „do parteru” i zakończyć popis prawie na leżąco. Realizując niedawny wywiad z Adamem Bałdychem, dowiedziałem się od niego, że ten popis jest doskonale znany w kręgach zbliżonych do Up To Date i nie tylko (śmiech). 


J. C. W tym wypadku owa niesamowita atmosfera jam session, powiedziałbym nawet jego ''szarmanckość'' i wspólny słowiański duch jego uczestników zachęciły mnie do takiego właśnie eksperymentu. 

M.S.J. Średnia szkoła muzyczna w Tarnowie. Klasa kontrabasu. Twój pierwszy nauczyciel Krzysztof Krawczyk. Skąd u Ciebie zamiłowanie do kontrabasu i gitary basowej i jak wspominasz swoje pierwsze kroki? 
Jakub Cywiński podczas ARTerii Nowego Czasu w Londynie - 2011
J. C. Edukację muzyczną rozpocząłem w wieku ośmiu lat jako wiolonczelista, ale po kilku latach postanowiłem przeskoczyć na kontrabas, który mnie zainteresował tym wszystkim, co jest z nim związane, czyli kształtem, brzmieniem i tym że można na nim wykonywać rożne gatunki od klasyki aż po jazz. Do gitary basowej zachęcił mnie kolega, z którym grałem później w jednym z moich pierwszych zespołów w życiu, z którym wykonywaliśmy standardy muzyki rozrywkowej. Jako początkujący basista starałem się grać wszędzie tam, gdzie to tylko było możliwe - w orkiestrach i big bandach. Był to czas, kiedy zakładaliśmy z kolegami zespoły wykonujące bardzo zróżnicowaną stylistycznie muzykę - od poezji śpiewanej, przez reggae, punk, aż do fusion jazz. 

S. O. Rafał Stępień, Bartek Rojek, Adam Bałdych i Waldemar Ruda. Jak wspominasz zespół Up To Date po latach. Czy to wtedy rodziłeś się dla jazzu, czy była to kontynuacja Twoich wcześniejszych projektów? Jak trafiliście na siebie? 

J. C. To była wspaniała przygoda, podczas której wszyscy sporo się nauczyliśmy. Nie sądzę, abym kiedykolwiek rodził się dla jazzu, ale od wczesnych lat odczuwałem potrzebę zapoznania się z tym stylem. Z wyjątkiem Adama wszyscy pochodzimy z tego samego miasta. Uczęszczaliśmy do tej samej szkoły muzycznej i znaliśmy się w zasadzie od zawsze. 

S. O. Pochodzisz z Tarnowa. „Aby móc wtedy [współtworząc Up To Date] z Kubą grać – wspomina Adam Bałdych - musiałem dwa razy w tygodniu spędzać 12 godzin w pociągu. Nie wyobrażałem sobie wówczas, aby grać z kimkolwiek innym. Wsiadałem do pociągu o godzinie szóstej rano, aby o szóstej wieczorem być w Tarnowie, gdzie odbierali mnie koledzy z zespołu. Następnie trzy dni pracowaliśmy nad muzyką i graliśmy koncert”. Co w Was wtedy było i jakimi kierowaliście się emocjami, że niestraszne były wam żadne przeszkody, które mogłyby uniemożliwić wspólne granie? Czy dziś jeszcze można spotkać taki entuzjazm u młodych adeptów jazzu? 

J. C. Nie chcieliśmy stać w miejscu. Chcieliśmy działać. Kierował nami młodzieńczy zapał i żądzą muzyki i dlatego tak dobrze wszyscy poznaliśmy trasę Tarnów - Gorzów Wielkopolski. Myślę, że i dziś jest wielu młodych muzyków, którzy żyją ideą. 

S. O. Wrocław jest mi szczególnie bliski. To właśnie w tym mieście ukończyłeś Akademię Muzyczną im. Karola Lipińskiego w klasie profesora Tadeusza Górnego. Dlaczego wybrałeś właśnie Wrocław na miejsce swojej muzycznej edukacji? 

J. C. Bardzo chciałem studiować kontrabas u nieżyjącego już niestety profesora Górnego i właśnie dlatego tam się znalazłem. Wrocław spodobał mi się od mojej pierwszej wizyty i postanowiłem, że zostanę tam na dłużej. 

S. O. Jaką rangę zajmuje Wrocławski Sound na jazzowej mapie Europy i kogo na przestrzeni lat tam spotkałeś? 

J. C. Dla mnie projekty z ludźmi związanymi z Wrocławiem, w których brałem udział, to wydarzenia niezwykle wartościowe. Takie projekty jak Robotobibok, Foton czy improGraphic znalazły swoich odbiorców również za granicą. Moim zdaniem Wrocław to ''niespokojne” miejsce. To tam spotkałem wielu muzyków poszukujących własnej drogi. 

M.S.J. Na jakich festiwalach jazzowych i innych wydarzeniach artystycznych można Cię spotykać w Polsce i za granicą? 

J. C. Właśnie odbywam trasę koncertową z ''improGraphic'' Piotrka Damasiewicza. Zagramy w wielu miastach Polski - we Wrocławiu, Sopocie, Gdańsku, Poznaniu i Łodzi. We Wrocławiu występuję też okazjonalnie z orkiestrą Leopoldinum. 9-go lipca zagram w Krakowie z Adamem Bałdychem na letnim festiwalu jazzowym w Piwnicy pod Baranami. 

M.S.J. Widziałam Twoją interpretację kompozycji Mateusza Ryczka „Kręgi Saturna”, którą wykonałeś podczas III Światowego Festiwalu Kontrabasowego. Czy sam także komponujesz? Jeśli tak, to czy Twoje kompozycje są podświadomie lub świadomie tworzone "pod bas" i czy wokół basu aranżowany jest cały utwór? 

J. C. Tak. Komponuję i piszę utwory na kontrabas oraz takie, które zaaranżowane są wokół partii gitary basowej, ale nie jest to jedyny sposób w którym piszę. Siadam czasem do fortepianu albo po prostu bezpośrednio nad kartką nutową i staram się ''spisać'' muzykę prosto z głowy. Nie nalezę do osób, którym w szczególny sposób zależy na eksponowaniu swojej gry na basie we własnych utworach, choć czasem to robię. 

M.S.J. Często zmieniasz gitarę basowa na kontrabas? Który instrument sprawia Ci więcej satysfakcji ? 

J. C. Właściwie to raczej kontrabas tylko czasami zmieniam na gitarę basową. Studiowałem kontrabas klasyczny w Polsce i w Wielkiej Brytanii. Większość koncertów przez ostatnie lata zagrałem na kontrabasie, a po gitarę basową sięgam tylko okazjonalnie. Oba instrumenty lubię tak samo. 

M.S.J. Czy będąc muzykiem sesyjnym, częściej słyszysz: "zagraj to tak, jak ja chcę", czy może "pokaż siebie i to, jak Ty to czujesz, interpretujesz"? Jak to było podczas nagrywania „Magical Theatre”? 

J. C. Moim zdaniem będąc muzykiem sesyjnym trzeba być przygotowanym na dokładne wykonywanie czyichś pomysłów, ale podczas sesji nagraniowej do ''Magical Theatre'' Adam Bałdych chciał, żeby każdy z muzyków pokazał swoją osobowość, wniósł coś swojego do całości, a nie tylko ''odegrał'' akordy z jego kompozycji. 

S. O. „Kuba jest muzykiem, który cały czas kreatywnie odkrywa dla siebie nowe brzmienia i mam wielką nadzieję, że będzie jeszcze niejedna okazja, aby wspólnie zagrać.” – takie zdanie wypowiedział o Tobie Adam Bałdych. Jakie brzmienie miał na myśli? 

J. C. Myślę, że jest to brzmienie, które nie ''trąci rutyną'' i które nie ''wywietrzało''. Nie chciałbym stać się muzykiem, któremu już nie zależy, który już się zatrzymał i grając, zarabia tylko pieniądze. Dla mnie jest to proces, który się nie kończy albo raczej kończy się razem z życiem. Jest to dla mnie naturalny pogląd. 

M.S.J. Jako artysta wiele podróżujesz. Bierzesz udział w wielu projektach w Polsce, Skandynawii i Wielkiej Brytanii. Częsta zmiana miejsca zamieszkania, to też i zmiana stylu życia. Czy ma to jakiś wpływ na Twoją grę lub interpretację utworów? 

J. C. Współpraca z artystami z innych krajów, to poznawanie ich spojrzenia na muzykę i podejścia do pracy w zespole. Siłą rzeczy jest to rozwijające i na pewno ma to wpływ na moja grę i interpretację. Spędziłem w Londynie trzy lata, dzięki czemu miałem możliwość kontaktu z muzykami wielu narodowości. Na przykład Anglicy kładą nacisk na grę zespołową i mają wielkie tradycje w tym zakresie.

S. O. Czym był dla Ciebie udział w projekcie Robotobibok. Zastąpiłeś grającego tam wcześniej na kontrabasie Marcina Ożóga. Co wniosło to doświadczenie dla Twojego rozwoju artystycznego? 

J. C. Z ''Robotem'' współpracowałem przez rok. To był intensywny czas. Tworzyliśmy wtedy wspólnie muzykę, która różniła się jednak od tego, co ten zespól wykonywał zanim do niego dołączyłem. Zagraliśmy sporo koncertów. Zapoznanie się z wizją muzyki Kuby Suchara i Artura Majewskiego było dla mnie dość istotnym wydarzeniem. 

M.S.J. Gerard Lebik, Artur Majewski, Kuba Cywiński i Wojciech Romanowski, czyli Foton Quartet Zomo Hall. To bardzo liryczna muzyka, porównywana stylistycznie do Mikrokolektywu. Czy możemy spodziewać się kolejnych nagrań w tym składzie? 

J. C. Możliwe, że w wakacje dokonamy kolejnych nagrań. Foton to grupa wykonująca własne kompozycje, muzykę improwizowana z pogranicza free jazzu i muzyki współczesnej. Zomo Hall to nazwa odnosząca się do miejsca, w którym dokonaliśmy nagrania. Jest to budynek należący kiedyś do milicji, który stał się później częścią akademii muzycznej we Wrocławiu. Jest to specyficzne miejsce odznaczające się ciekawą akustyką. 

S. O. W styczniu tego roku Wraz z kontrabasistą Zbyszkiem Kozerą i perkusistą Wojtkiem Romanowskim, z którym współpracowałeś już w Foton Quartet oraz klarnecistą Mateuszem Rybickim wpadliście na pomysł zorganizowania Koncertu Muzyki Improwizowanej w Cieplicach. Co dzieje się na scenie, gdy spotykają się dwa kontrabasy? 

J. C. Podczas naszych koncertów pojawia się więcej ''kontrabasowej'' materii, co tworzy charakterystyczny kolor i kształt zespołu. Kontrabasy współdziałają ze sobą wykonując partię basową zaaranżowaną dla dwóch lub grając tematy. 

M.S.J. Co inni muzycy najbardziej cenią w Twojej grze i z jakimi osobowościami Ty sam lubisz pracować najbardziej? 

J. C. Nigdy ich o to nie pytałem i nie jestem pewien, czy chciałbym usłyszeć prawdę (śmiech). Dopóki ktoś chce ze mną grać, to dobrze. Osobiście lubię pracować z ludźmi, którzy wiedzą, czego chcą. Do Takich należą Piotr Damasiewicz, Adam Bałdych oraz inni współcześni kompozytorzy, których dzielą wykonywałem. 

M.S.J. Współpracowałeś z wrocławską orkiestrą Leopoldinum. Brałeś udział w festiwalu Warszawska Jesień. Reprezentujesz więc nie tylko jazz. Która z dziedzin daje Ci więcej możliwości i której z nich chcesz w przyszłości poświęcić więcej czasu - muzyce klasycznej czy jazzowi? Czy jazz jest tym gatunkiem w którym spełniasz się najbardziej? 

J. C. Nie myślę o sobie, jako o jazzmanie albo klasyku. Uważam, ze jest wiele zagadnień muzycznych występujących w tym czy innym gatunku, które warto poznać. Interesuje mnie to, co dzieje się pomiędzy gatunkami i to, jak one na siebie wpływają. Specyficznym uczuciem, które bardzo lubię, jest ten moment, kiedy na przykład po dwóch tygodniach spędzonych z gitara basową z jakimś zespołem ląduje w orkiestrze grając Brahmsa czy Beethovena. Lubię znajdować się w różnych sytuacjach muzycznych czasem mocno różniących się od siebie. 

M.S.J. My Polacy... więcej w nas jazzu czy rock'n'rolla? Mariusz Duda z Riverside to przykład znakomitego basisty, który wybrał inną drogę. Nie ciągnęło Cię nigdy do rockowego grania? 

J. C. Zagrałem kilka koncertów z zespołami rockowymi jeszcze w czasach licealnych, między innymi ze wspaniałym gitarzystą Markiem Radulim z Budki Suflera. Znam wielu muzyków rockowych. Dorastałem w mieście, w którym środowisko rockowe jest znaczące, ale nigdy nie czułem, że jest to moja stylistyka. 

S. O. Jednym z ważnych miejsc dla Ciebie jest Londyn. Tu przebywasz sporą część roku i tu czynnie uczestniczysz w życiu muzycznym. Czym zajmujesz się obecnie w Londynie i gdzie w najbliższym czasie można będzie Cię usłyszeć na żywo? 

J. C. Są to okazjonalne koncerty z zespołami i orkiestrami w różnych miejscach Londynu. Nawiązałem współpracę z zespołem muzyki współczesnej i improwizowanej, z którym mieliśmy już dwa koncerty i oczekujemy na potwierdzenie następnych. Możliwe, że pojawię się na następnej ARTerii. Pojawiam się w miejscach związanych z polską kulturą w Londynie.

Wywiad z Kubą przeprowadziłem wspólnie z Moniką S. Jakubowską. Monika urodziła się w Suwałkach. Pierwsze zdjęcia DDRowską lustrzanką Exakta zrobiła w wieku lat 4. W UK od 2006. W Londynie znalazła swoje miejsce na ziemi. Prócz fotografii pasjonatka muzyki, kaligrafii i odkrywania Londynu. Zafascynowana jest przyrodą i codziennością ludzkiego życia. Pochłania ją fotografowanie ulicy. Zawsze może liczyć na nieodłączny aparat fotograficzny oraz własną cierpliwość i optymizm. W zamian otrzymuje szczery obraz otaczającego ją świata, Z wykształcenia jest anglistką. Była dziennikarka londyńskiego Nowego Czasu - Po samodzielnym wywiadzie z Markiem Fletcherem i naszej wspólnej rozmowie z Alice Zawadzki, niniejszy wywiad to trzeci materiał Moniki zrealizowany dla JazzPRESS-u. Wywiad z Moniką możecie przeczytać tutaj.


                                       www.three-dragonflies.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz