poniedziałek, 2 lipca 2018

Łukasz Orwat - Vimany, Nefilim i przybysze z innych planet (Wrocław, 23 stycznia 2012)






Dziś przyjrzymy się kilku fragmentom Biblii i starożytnym hinduskim eposom, Ramajanie i Mahabharacie. Postaramy się odpowiedzieć sobie czym są owe widniejące w tytule vimany oraz dociec, czy rzeczywiście opisy mitologicznych bogów zstępujących z nieba nie są jedynie metaforyczne. Rozpocznę tu od przedstawienia osoby Roberta Openheimera, szefa projektu tworzącego bombę atomową w USA w okresie II wojny światowej. Prócz tego studiował także starożytne indyjskie pisma.

Robert Openheimer
Co ciekawe, podczas pierwszych testów broni nuklearnej na pustyniach Nowego Meksyku miał porównać eksplozję bomby do blasku jaśniejszego od tysięcy słońc. Był to cytat z Mahabharaty. Cóż więc w tym dziwnego, że zafascynowany kulturą starożytnych Indii naukowiec na opisanie charakterystycznego grzyba atomowego przywołał trafny passus z dawna pokrytego kurzem trzydziestu sześciu stuleci tekstu? Być może jednak coś jest na rzeczy, a najlepszą metodą, by się o tym przekonać byłoby zajrzenie do tych starożytnych pism, co za chwilę wykonamy. Mahabharatę, ogromnych rozmiarów ten epos (siedemkroć większy niż Iliada i Odyseja razem wzięte) nie poznałem jeszcze w języku polskim, bazując na przekładzie angielskim, zatem nie chcąc sięgać po źródła nieznane, cytaty podam w języku Szekspira. Później oczywiście powrócę do nadwiślańskiego dialektu, gdy rozwodził się będę nad tym, co może się za tymi słowy kryć.

“We beheld in the sky what appeared to us to be a mass of scarlet cloud resembling the fierce flames of a blazing fire. From that mass many blazing missiles flashed, and tremendous roars, like the noise of a thousand drums beaten at once. And from it fell many weapons winged with gold and thousands of thunderbolts, with loud explosions, and many hundreds of fiery wheels. Loud became the uproar of falling horses, slain by these missiles, and of mighty elephants struck by the explosions (. . .) Those terrible Rakshasas had the shape of large mounds stationed in the sky.”

“When the Daityas were being slaughtered they again took to their vimana and, employing the Danava science, flew up into the sky (. . .) I assaulted their vimana (. . .) Wounded by the flight of deadly-accurate iron missiles, the Asura vimana fell broken to the earth.

Oraz najbardziej nas interesujący fragment:

“Gurkha flying in his swift and powerful Vimana hurled against the three cities of the Vrishis and Andhakas a single projectile charged with all the power of the Universe. An incandescent column of smoke and fire, as brilliant as ten thousands suns, rose in all its splendour. It was the unknown weapon, the Iron Thunderbolt, a gigantic messenger of death which reduced to ashes the entire race of the Vrishnis and Andhakas.”*

W każdym z cytatów czytamy (w tekstach datowanych na 14 wiek przed naszą erą!) o ogniach w powietrzu, pociskach, w eksplozjach których ginęły bojowe słonie, wystrzeliwanych z czegoś, co przypominać miało „kopce wiszące w przestworzach”. Widzimy też opis powietrznego pojedynku dwóch powietrznych viman (o tym czym są już za moment) i finalnie opis zniszczenia trzech miast przy pomocy jednego pocisku „o mocy całego wszechświata”.


Obserwujemy, jak kolumna dymu i ognia unosi się, „jaśniejsza od tysięcy słońc” (czy to nie cytat wypowiedziany przez Openheimera?) Jeden ten pocisk zniszczyć miał kompletnie dwa państewka hinduskie. Czym są więc zatem opisy niszczycielskich broni podniebnych viman w eposach hinduskich?

Powyższy przekład Mahabharaty przez Pratapa Chandrę Roya z 1883 roku (sprostowanie: słowo „car” (samochód) mogło być już wówczas użyte jako opis mechanicznego środka lokomocji, jako iż pierwsza taka machina powstała już w 1870 roku, a vimany są dla bogów przede wszystkim środkiem lokomocji) wyklucza niejako wszelkie próby translacji w świetle ufologicznych sensacji, jako iż relacje „latających spodków” w tym okresie nie miały miejsca, podobnie jak domniemane opisy eksplozji nie mogły mieć punktu odniesienia do (niepowstałej jeszcze) broni jądrowej.

„Mahabharata”, tak jak inny hinduski epos tamtego okresu, „Ramajana”, opowiada o wojnach, w których ścierają się ze sobą ludzie (utożsamiani z rdzennymi Drawidami i najeźdźcami – Ariami), sprzyjający im lub wrogom bogowie i półbogowie. Czy opisy apokaliptycznych zniszczeń wywoływanych rękami (lub też zaawansowaną bronią?) bogów są metaforycznym ujęciem ich nadludzkiej, niszczącej mocy? Tu także napotykamy na opisy viman: (w przekładzie Ralpha Griffitha)

„(…)This chariot, kept with utmost care,
Will waft thee through the fields of air,
And thou shalt light unwearied down
In fair Ayodhyá’s royal town. (…) 

„Swift through the air, as Rama chose,
The wondrous car from earth arose.
And decked with swans and silver wings
Bore through the clouds its freight of kings.”

Przenieśmy się teraz na tereny Palestyny, gdzie znaleźć możemy opis o naturze podobnej nieco hinduskiej vimanie. Gdzie? Otóż, w Biblii. Ot, choćby w Księdze Ezechiela (fragmenty z Biblii Tysiąclecia):

(4) Patrzyłem, a oto wiatr gwałtowny nadszedł od północy, wielki obłok i ogień płonący , a z jego środka [promieniowało coś] jakby połysk stopu złota ze srebrem, . (5) Pośrodku było coś, co było podobne do czterech istot żyjących. Oto ich wygląd: miały one postać człowieka. (6) Każda z nich miała po cztery twarze i po cztery skrzydła. (7) Nogi ich były proste, stopy ich zaś były podobne do stóp cielca; lśniły jak brąz czysto wygładzony. (8) Miały one pod skrzydłami ręce ludzkie po swych czterech bokach. Oblicza owych czterech istot – (9) skrzydła ich mianowicie przylegały wzajemnie do siebie – nie odwracały się, gdy one szły; każda szła prosto przed siebie. (10) Oblicza ich miały taki wygląd: każda z czterech istot miała z prawej strony oblicze człowieka i oblicze lwa, z lewej zaś strony każda z czterech miała oblicze wołu i oblicze orła, (11) i skrzydła ich były rozwinięte ku górze; dwa przylegały wzajemnie do siebie, a dwa okrywały ich tułowie. (12) Każda posuwała się prosto przed siebie; szły tam, dokąd duch je prowadził; idąc nie odwracały się. (13) 


W środku pomiędzy tymi istotami żyjącymi pojawiły się jakby żarzące się w ogniu węgle, podobne do pochodni, poruszające się między owymi istotami żyjącymi. Ogień rzucał jasny blask i z ognia wychodziły błyskawice. (…) (18) Obręcz ich była ogromna; przypatrywałem się im i oto: obręcz u tych wszystkich czterech była pełna oczu wokoło. (19) A gdy te istoty żyjące się posuwały, także koła posuwały się razem z nimi, gdy zaś istoty podnosiły się z ziemi, podnosiły się również koła. (20) Dokądkolwiek poruszał je duch, tam szły także koła; równocześnie podnosiły się z nimi, ponieważ duch życia znajdował się w kołach. (21) Gdy się poruszały [te istoty], ruszały się i koła, a gdy przestawały, również i koła się zatrzymywały: gdy one podnosiły się z ziemi, koła podnosiły się również, ponieważ duch życia znajdował się w kołach. (…) (1) A On rzekł do mnie: Synu człowieczy, zjedz to, co masz przed sobą. Zjedz ten zwój i idź przemawiać do Izraelitów! (2) Otworzyłem więc usta, a On dał mi zjeść ów zwój, (3) mówiąc do mnie: Synu człowieczy, nasyć żołądek i napełnij wnętrzności swoje tym zwojem, który ci podałem. Zjadłem go, a w ustach moich był słodki jak miód. (…)

Enigmatyczne te opisy, w których moc boska zstępuje na ziemię by powołać proroka Ezechiela są często wskazywane jako miejsce, w którym nieporadnie (bo i bez znajomości technologicznych określeń) usiłowano opisać zejście pojazdów przybyszów z innych światów. Skrzydlate istoty przywodzą tu na myśl być może coś na kształt naszych myśliwców, zaś dalsze wersety mówiące o obręczach żywo kojarzyć się mogą do relacji świadków oglądających latające spodki. Zastanawiający jest także ów enigmatyczny zwój.


Jednakże, wbrew entuzjazmem ufologów powyższy tekst raczej nie opisuje nieudolnie lądowania kosmitów, a raczej metafizyczną wizję natchnionego proroka – czy zesłaną mu przez Pana czy też będącą wynikiem szwanku jego psychiki od głodowania na pustyni, tę kwestię pozostawiam już czytelnikowi. Wizerunki istot, ogni, dymu i błyskawic kojarzą się jednoznacznie z majestatem Pana, który przemawia do maleńkiego człowieka. Moim zdaniem jest to opis wizji, kto wie czy nie sennej, takiej jak wizja drabiny Jakubowej, co podkreślać zdaje się tylko ów tajemniczy, skonsumowany zwój, będący moim zdaniem metaforycznym opisem zesłania łaski na proroka.

Dawid z głową Goliata
„Synowie Boży, widząc, że córki ludzkie są piękne, pojmowali je sobie za żony, wszystkie, jakie im się tylko podobały”.

Ten cytat z księgi Rodzaju otworzy kolejny ciąg przemyśleń na temat biblijnych odwiedzin obcych przybyszów. Kim są owi Synowie Boży? Utożsamiani byli z synami Seta, trzeciego z synów Adama i Ewy, zaś kobiety miały pochodzić z przeklętej linii potomków Kaina lub należeć do ludów pogańskich, mężowie zaś zwiedzeni ich urodą popadać mieli w grzech i odchodzić od Jahwe. Owocem ich związków byli olbrzymi, zwani Nefilim.


Co innego mówi nam apokryficzna Księga Henocha, w której autor (nota bene opowiadający o swych podróżach po niebie, podczas których m.in. ogląda kulistą ziemię z wysoka) opowiada o obcowaniu dwustu upadłych aniołów z ziemskimi kobietami. Efektem tego było olbrzymie potomstwo. Było ono złe, nikczemne i praktykować miało kanibalizm. Co ciekawe, Jozue zdając raport z podchodów w Kanaan mówi:

„Kraj, któryśmy przeszli, aby go zbadać, jest krajem, który pożera swoich mieszkańców. Wszyscy zaś ludzie, których tam widzieliśmy, są wysokiego wzrostu. Widzieliśmy tam nawet olbrzymów – Anakici pochodzą od olbrzymów – a w porównaniu z nimi wydaliśmy się sobie jak szarańcza i takimi byliśmy w ich oczach” (Księga Liczb 13,32n)

Olbrzym – obraz Francisca Goi z 1812 r.
Pokaźnego wzrostu (może potomkiem owych olbrzymów?) był także znany chyba każdemu Filistyn Goliat. W końcu Bóg wygubić miał Nefilich potopem, ale ich nieśmiertelne dusze pozostały na ziemi, by namawiać ludzi do złego. Według niektórych opowieść ta jest ewidentnym dowodem na kontakty (także seksualne) przedstawicieli obcych cywilizacji z ziemianami. Co ciekawe, naukowcy dziś odnajdują ponoć często szkielety olbrzymów w wielu miejscach na ziemi. Znaleziska te mają być tuszowane i rzadko wychodzą na jaw jako podkopujące ustalony porządek historii antropologii. Kto wie, czy tak rzeczywiście jest, ale historia biblijna jest raczej moralitetem przestrzegającym przed wchodzenie w konszachty z niesprzyjającymi ludziom bytami. Olbrzymy zaś jako złe, zadufane we własne siły istoty (choćby Goliat) skazane są na porażkę czy to od gniewu pańskiego (potop) czy pokonane przez człowieka, który zawierzył Jahwe (Dawid w starciu z Goliatem)


Niektórzy paranaukowi badacze, tacy jak Erich von Däniken postulują, że wszystkie te opisy są dowodami na kontakty (lub nawet istnienie państw lub kolonii) przybyszów z obcych planet na Ziemi, ich wojen między sobą, z których ludzie (jako słudzy, niewolnicy lub bierni obserwatorzy) zapamiętać mieli niejasne obrazy, utrwalone później w ustnych przekazach, gdy przybysze opuścili nasz glob. Mieli jednak powracać, na co wskazują opisy biblijne, czy to jako niegodziwi tyrani (Nefilim), czy jako duchowi mentorzy (widzenie Ezechiela). Czy rzeczywiście tak było? Nie sposób dociec.

Wybuch atomowy z Nagasaki
Tego typu „dowody” nie są w żaden sposób twarde i niezaprzeczalne, a ich przyjmowanie poparte zawsze jest głęboką wiarą w istnienie i oddziaływanie obcych na nas. Stąd i wydawać się mogą mocno naciągane. Z drugiej jednak strony, dość jednoznaczne opisy wojen starohinduskich… Cechą wspólną eposu starożytnego, czy to greckiego, hinduskiego, czy też późniejszej epiki germańskiej było niezwykle dokładne, co do każdego szczegółu niemal poprawne relacjonowanie „faktów” – obrośniętych legendami, boskimi ingerencjami, cechującymi się atrosją herosami, ale zawsze mających w sobie podwaliny prawdy. Jak głęboko sięga ona w obydwu indyjskich eposach czy apokryficznych relacjach o Nefilim? Cóż, pozostawię to bez jednoznacznej odpowiedzi, zachęcając do własnych przemyśleń i dyskusji na ten temat.

Na koniec zamieścić pragnę odpowiedź Openheimera na pytanie, czy bomba, która eksplodowała na pustyniach Nowego Meksyku była pierwszym przypadkiem użycia broni jądrowej: „Well — yes. In modern times, of course”.


Jeżeli kogoś zainteresowały bliżej tajemnicze vimany lub pragnąłby poznać starożytne eposy hinduskie, podaję linki do Mahabharaty w przekładzie Roya i Ramajany Griffitha. Ostrzegam, są to naprawdę olbrzymie objętościowo dzieła, wielokrotnie przewyższające rozmiarami Iliadę czy Biblię. Przeczytanie obydwóch pochłonęło ponad miesiąc okresu wakacyjnego w ubiegłym roku.


***

Łukasz Orwat, urodzony w roku pańskim 1992, prywatnie syn Sławomira Orwata, niezależnego redaktora periodyku muzyczno-kulturowego Muzyczna Podróż. Domorosły pasjonat literatury oraz historii, które to fascynacje przekuł w działalność akademicką na Uniwersytecie Wrocławskim. Specjalizuje się literacko głównie w literaturze antycznej oraz epice rycerskiej, historycznie w dziejach starożytnego Rzymu, Bizancjum oraz historii Imperium Osmańskiego, kulturoznawczo w historii metafizyki, filozofii i magii, zwłaszcza w kręgu kultury biskowschodniej. Tłumaczył z łaciny zbiór poezji humanistów polskich oraz zachodnich, Żałoba Węgier (Pannoniae Luctus) powstały po zdobyciu Budy (ówczesnej, pozbawionej jeszcze Pesztu, stolicy Węgier) w 1544 roku. Ciągoty zainteresowań akademickich korelują także z zainteresowaniami natury fantastycznej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz