W dzisiejszej odsłonie z teorii spiskowych przerzucam się na bardziej społeczne nisze. Postaram się mianowicie poszukać odpowiedzi dlaczego ludzie dziś coraz mniej czytają. Skupię się tu na przykładzie Polski, aczkolwiek dopasować można ten schemat również i do innych państw europejskich – zwłaszcza w partiach poświęconych czasom dawnym i najbliższym, okres komunistyczny jest jak najbardziej charakterystyczny dla bloku wschodniego, w tym oczywiście Polski. Od czasu wynalezienia ruchomej czcionki przez Gutenberga, książka z elitarnego, drogiego rękopisu przeszła stopniową metamorfozę w tanie, ogólnodostępne źródło wiedzy, znane nam dziś z półek księgarni czy antykwariatów. I tak jak niedostępność, cena książek oraz fakt potrzeby znajomości pisma tylko przez wąskie grupy społeczne skutecznie ograniczały elitarne grono umiejących czytać do duchowieństwa i pewnej części szlachty i kupiectwa.
W późniejszych jednak okresach szkoły jezuickie, oświeceniowa mentalność i rozpowszechnienie się taniego druku spowodowały obniżenie się wskaźników analfabetyzmu i rozwój literatury samej w sobie – teraz mogła rozchodzić się szerszym nakładem i trafić do dużej ilości odbiorców. Niemniej jednak przez długi okres czasu czytanie pozostało dość elitarną czynnością. Chłopskie masy, choć coraz częściej poznające arkana sztuki pisania i czytania nie poznawały zazwyczaj innych druków poza obwieszczeniami lokalnych władz. Literatura i wiedza nadal ograniczone były do społecznej elity, powiązanej ściśle ze szlachtą i w okresie pozytywistycznym także jednostkom z nizin. Mowa ezopowa skutecznie trafiała ponad głowami zaborców, od Mickiewicza po Prusa, zachowując w narodzie ducha i dając nadzieję. Nadzieję, którą niosły właśnie książki. I tak właściwie wyglądała sytuacja do końca II wojny światowej. W czasie wojny milczą muzy, i tako też milczało społeczeństwo, walczące w partyzantce, ginące w obozach czy zmagające się z trudami okupacji.
W późniejszych jednak okresach szkoły jezuickie, oświeceniowa mentalność i rozpowszechnienie się taniego druku spowodowały obniżenie się wskaźników analfabetyzmu i rozwój literatury samej w sobie – teraz mogła rozchodzić się szerszym nakładem i trafić do dużej ilości odbiorców. Niemniej jednak przez długi okres czasu czytanie pozostało dość elitarną czynnością. Chłopskie masy, choć coraz częściej poznające arkana sztuki pisania i czytania nie poznawały zazwyczaj innych druków poza obwieszczeniami lokalnych władz. Literatura i wiedza nadal ograniczone były do społecznej elity, powiązanej ściśle ze szlachtą i w okresie pozytywistycznym także jednostkom z nizin. Mowa ezopowa skutecznie trafiała ponad głowami zaborców, od Mickiewicza po Prusa, zachowując w narodzie ducha i dając nadzieję. Nadzieję, którą niosły właśnie książki. I tak właściwie wyglądała sytuacja do końca II wojny światowej. W czasie wojny milczą muzy, i tako też milczało społeczeństwo, walczące w partyzantce, ginące w obozach czy zmagające się z trudami okupacji.
Bardziej ważne były inne rzeczy. Profesorowie uniwersytetów zabici na początku wojny, młodzi na frontach Europy, w lasach lub w grobach. Potem nadeszła Armia Czerwona. Paradoksalnie nowa władza zrobiła wiele w kwestii czytelnictwa narodu polskiego – Zafundowała oświecenie ludu pracującego, ale kiedy jasnym się stało, że komuniści zastąpić mają stary reżim, stare pozytywistyczne książki na nowo trafiły do rąk, powstały nowe, im podobne, które na granicy poprawności politycznej wodziły za nos cenzurę. I tak samo działo się w świecie muzyki, kabaretu czy teatru. .
Wspomnieć można choćby sławetne przedstawienie „Dziadów”. Okres komunistyczny pobudzał kulturę wśród ludzi jako czynnik przekazujący prawdę i przy tym zakazany, co tylko pobudzało jego fluktuację. Po 1989 roku niestety sytuacja uległa zmianie. Otworzywszy się na zachód, zachłysnąwszy się dobrobytem, wchłonęła Polska także wątpliwie pożądane zjawiska jak popkultura, zachodni typ rozrywki oraz przenikająca zza upadłego berlińskiego muru mentalność nieskrępowanej wolności i swobody. Co doprowadziło do sytuacji znanej dziś.
Rej wodzą celebryci (co ciekawe, jak zauważył jeden z moich znajomych, nawet w programach muzycznych mających znamiona kulturalnych w napisach najpierw wymieniani są właśnie znani konferansjerzy, zaś później dopiero same występujące zespoły muzyczne), programy, które nie wiedzieć czemu nazywane są kulturalnymi (wszelkie tańce z gwiazdami na lodzie i insza lekkostrawna papka dla mas), internet czy seriale. Ale w zasadzie nie ma się czemu dziwić. Zmęczony wielogodzinną pracą człowiek po przyjściu do domu nie ma ochoty męczyć się ponad potrzebę, więc sięga po rozrywkę, która nie wymaga wysiłku.
Także umysłowego. Przygnębia także wynikająca z tego prawidłowość – młodzi ludzie wychowani w takim społeczeństwie nie czują nawet potrzeby sięgnięcia po ambitniejszą kulturę niż tą, którą oglądają w telewizji. Młodym co prawda zdarza sięgać się dziś po fantastykę, zwłaszcza sztandarowego Sapkowskiego, ale mam wrażenie, że to dzięki sukcesowi gry komputerowej o przygodach pewnego Wiedźmina. I nie oszukujmy się, fantastyka to (poza kobiecymi harlequinami) najmniej chyba wymagająca literatura. Zaś mówiącym, że studenci czy licealiści nadrabiają czytelnicze zaległości narodu powiedzieć muszę, że niestety tak nie jest.
Do zdania matury wystarczą streszczenia lektur w Internecie i repetytoria maturalne, zaś znaczna część studentów politechniki (czy, o zgrozo, studiów filologicznych) nie miała w ręku książek niezbędnych na ich kierunku, zadowalając się notatkami kolegów lub wyszukiwanymi w Internecie i prześlizgując się z semestru na semestr na trójach. Dochodzi nawet do tak kuriozalnych sytuacji, o których wspomniał jeden z moich wykładowców, że na studiach doktorskich znalazła się studentka, która zarzekała się, że podczas pobytu na uczelni nie przeczytała ani jednej książki, dając radę zaliczać dzięki kompendiom i notatkom znajdowanym w Internecie. Czy da się wyrugować ze społeczeństwa złe nawyki i oczyścić telewizję publiczną ze śmieci? Niestety, wydaje mi się, że nie ma na to w obecnej chwili już szans, jedynie katastrofa podobna do zaborów lub rządów komunistycznych może coś poruszyć. Smutna to wizja, lecz niestety prawdziwa. Polecam przeczytanie także tego artykułu, rozszerza on o trochę statystycznych pomiarów sprawy, które wyżej poruszyłem.
***
Łukasz Orwat,
urodzony w roku pańskim 1992, prywatnie syn Sławomira Orwata,
niezależnego redaktora periodyku muzyczno-kulturowego Muzyczna Podróż.
Domorosły pasjonat literatury oraz historii, które to fascynacje przekuł
w działalność akademicką na Uniwersytecie Wrocławskim. Specjalizuje się
literacko głównie w literaturze antycznej oraz epice rycerskiej,
historycznie w dziejach starożytnego Rzymu, Bizancjum oraz historii
Imperium Osmańskiego, kulturoznawczo w historii metafizyki, filozofii i
magii, zwłaszcza w kręgu kultury biskowschodniej. Tłumaczył z łaciny
zbiór poezji humanistów polskich oraz zachodnich, Żałoba Węgier
(Pannoniae Luctus) powstały po zdobyciu Budy (ówczesnej, pozbawionej
jeszcze Pesztu, stolicy Węgier) w 1544 roku. Ciągoty zainteresowań
akademickich korelują także z zainteresowaniami natury fantastycznej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz