środa, 11 lipca 2018

"Dla wydziaranych po zęby dziewczyn po gimnazjum. Emeryci też dobrze się bawią..." - z Pawłem Sitnickim z zespołu KOIOS rozmawia Kamila Kilian

Poniższy wywiad ukazał się oryginalnie na blogu Kamili Kilian "rocKamila" pod adresem https://rockamila666.blogspot.co.uk/




Zespół powstał jesienią 2012 roku. Powstanie grupy zainicjowali gitarzysta Paweł Sitnicki wraz z basistą Janem Domańskim. Obydwaj w tym czasie są jeszcze członkami deathmetalowej formacji Penance. Do współpracy zapraszają również ówczesnego wokalistę Penance, Roberta "Varulva" Bartoszka. W tym składzie rejestrują debiutancki utwór "Piggy”. Na początku 2013 roku do składu dołącza perkusista, Radek Muzyka (Heretic, War-Saw) oraz gitarzysta Marek Bereda (Hic Iacet). Rozpoczynają się prace nad materiałem, a zespół poszukuje wokalisty. Po kilku miesiącach zespół ma już ukończone pierwsze utwory. Wokalistę Roberta Bartoszka zastępuje też Karol Augustyniak.


W tym składzie formacja gra kilkanaście koncertów i decyduje się zarejestrować materiał w studio. Przed ukończeniem nagrań, na przełomie 2013/2014 roku, zespół opuszcza Karol Augustyniak a jego miejsce zajmuje Filip Borowicz. To dość odważna decyzja dla członków zespołu, gdyż nowy wokalista wywodzi się z muzyki rap i dopiero zaznajamia się z typowymi dla metalu technikami wokalnymi. Jednak po paru miesiącach grupa z powodzeniem koncertuje i decyduje się zarejestrować wszystkie partie wokalne rozpoczęte przez Augustyniaka od nowa. Jednak ze względu na zaostrzające się różnice w stylach muzycznych już w styczniu 2015 r. KOIOS rezygnuje ze współpracy z Borowiczem. Mimo to, ukazuje się singiel promujący muzykę zespołu, zawierający trzy utwory, "Rapture", "Alien Jesus" oraz "Eeet!" zaśpiewane przez Borowicza.

W połowie lutego 2015 roku następuje przełom dla zespołu, gdy za mikrofon łapie Filip Pikulski (Dahaca), wokalista i pianista, a także wykładowca ekstremalnych technik wokalnych w warszawskiej Akademii Rocka. Miesiąc później ze składem żegna się Radek Muzyka a jego miejsce zajmuje Marcin Dubeltowicz, doskonały perkusista, który szlify zdobywał w znanych zespołach grind corowych, co wyraźnie zarysowało się w jego stylu muzycznym. W odnowionym składzie KOIOS znów intensywnie koncertuje. Bierze też udziały wielu festiwalach muzycznych, na których odbiera nagrody przyznawane za równo przez jury, jak i przez publiczność.


Sukcesy w konkursach otwierają też drzwi do dalszych koncertów w całym kraju. Grupa kończy szlifować nagrany wcześniej materiał i po raz kolejny decyduje się na nagrania od nowa wszystkich partii wokalnych, tym razem z Filipem Pikulskim. Na początku 2016 roku ze względu na sytuację rodzinną z zespołem żegna się Dubeltowicz, a jego miejsce zajmuje znany ze swojej pracy sesyjnej profesjonalny perkusista oraz wykładowca warszawskiej Akademii Rocka, Michał Żardecki (Prime Time, Sky Colapse). Zespół utrzymuje jednak kontakt z Marcinem Dubeltowiczem i okazjonalnie gra z nim koncerty. W maju 2016 r. na światło dzienne wychodzi nagrane w HZ Studio pierwsze wydawnictwo grupy zatytułowane "Triangulate The Triangle". Obecnie zespół pracuje nad materiałem na płytę LP oraz aktywnie koncertuje w całej Polsce.

***

Autorka rozmowy z zespołem KOIOS
- Czym jest zespół Koios i jak się narodził?

- Zespół narodził się w głowie Janka Domańskiego i mojej kilka lat temu. Odchodziliśmy właśnie z pewnej ultra tru deathmetalowej kapeli i chcieliśmy spróbować czegoś nowego. Różnych wersji składu było tyle, że nie ma chyba sensu o tym gadać. Dzisiaj występujemy z Jankiem Domańskim na basie, Filipem Pikulskim na wokalu i Michałem Żardeckim na bębnach.


Wspierają nas również Jarek Waszczyszyn na basie i Marcin Dubeltowicz na bębnach, gdy terminy koncertów stają się zbyt zabójcze, by im podołać. Ważną częścią zespołu jest i zawsze był także Czerez, czyli Marek Bereda, który jednak ze względu na poważną kontuzję ręki musiał tymczasowo wycofać się z koncertowych aktywności.

- Nazwa waszego zespołu jest krótka i tajemnicza. Co się za nią kryje?

- Nie wiem, czy jest aż tak bardzo tajemnicza, bo dużo o tym mówimy w różnych wywiadach. W każdym razie KOIOS to bóstwo związane z mądrością w mitologii greckiej. Mieliśmy taki górnolotny pomysł, żeby nabijać się różnych przejawów głupoty ludzkiej, więc mamy różne zaangażowane numery o Prosiaczku z „Władcy Much” Goldinga, o tym, że Jezus jest częścią szerszego planu inwazji obcych, o obżarstwie i przesadnej konsumpcji, reptilianach, teoriach spiskowych itd. Jest też numer o facecie z Georgii, który odciął sobie fiuta, bo był zbyt wierzący, żeby ciągle się masturbować.

- Dotychczasowa twórczość KOIOS opiera się tylko i wyłącznie na anglojęzycznych numerach. Czy planujecie nagrać także kilka utworów w rodzinnym języku?

- Nigdy nie mów nigdy, ale wbrew pozorom słucha nas trochę osób za granicą, a w mojej opinii metal po polsku nie brzmi najlepiej, więc nie zanosi się na mroczną poezję w języku Piastów.

- Czym zajmujecie się oprócz grania?

- Ja pracuję w reklamie. Janek jest programistą. Michał i Filip są nauczycielami w Akademii Rocka. Marek zajmuje się handlem. Każdy ma mniej lub bardziej dochodowe zajęcia, które pozwalają mu na realizację w muzyce, bo przecież pieniędzy się na tym nie zarabia.

- Co udało Wam się jak dotąd osiągnąć?


- Wygraliśmy parę konkursów, ale nie chcę się zagłębiać w szczegóły. Graliśmy z włoskim Sadistem, Thy Disease, Cinis, Jack Crusher. Graliśmy też z TSA, jeśli można to uznać za sukces. Nawet musiałem wtedy zmienić struny Andrzejowi Nowakowi, bo w stresie przed koncertem nie wiedział jak to zrobić, a z jakiegoś powodu nie mieli ze sobą technicznych. Z ciekawostek, to nasz klip do „Hate?” otrzymał nominację do L.A. Music Video Awards i Berlin Music Video Awards.

- Powiedzcie coś o swojej pierwszej EPce z 2014 roku, są na niej tylko trzy numery. Jak tą płyte oceniacie?

- Jesteśmy z niej bardzo dumni, choć nagranie tego cudeńka to było piekło. Śpiewał na niej jeszcze nasz poprzedni wokalista Filip Borowicz. Nie mieliśmy jeszcze grubego doświadczenia studyjnego, nie mieliśmy sprzętu, którym dysponujemy teraz, numery okazały się znacznie trudniejsze do nagrania niż nam się początkowo wydawało, ale dopięliśmy swego.


Po zmianie wokalisty musieliśmy powtórzyć wszystkie ścieżki wokalu, ale było warto. Z poprzednim wokalistą nie miało to jeszcze takiego pazura, jaki ma dzisiaj, ale i tak pokazało w jakim kierunku chcemy zmierzać. Wiesz, trochę jak z pierwszym dzieckiem, które ma może jakieś wady genetyczne, ale i tak trzeba je kochać, bo przecież nie wypada inaczej.

- Gdzie nagrywaliście płytę Triangulate the Triangle? Kto zajmował się produkcją i jak sami oceniacie efekt końcowy?

- Płytę nagrywaliśmy w Hz Studio z Mariuszem Konikiem i Robertem Wawro. Super goście. Nas efekt końcowy zwalił z nóg. W życiu nie spodziewaliśmy się, że zabrzmi to tak profesjonalnie. Chłopaki znani są z bardzo sterylnego podejścia do nagrywania, w którym wszystko musi być idealnie. Mi akurat bardzo odpowiada takie brzmienie i na ten moment nie wyobrażam sobie pracy z kimkolwiek innym. Mają swoje wady, np. Mariusz śmieje się z pomyłek, a Robert niewyraźnie mówi, ale nikt nie jest idealny.

- W jaki sposób można kupić tę płytę? Kto na pewno powinien się zainteresować krążkiem Triangulate the Triangle?

- Można ją kupić przez naszego Facebooka, można kupić płytę cyfrowo na bandcampie i na naszej stronie www.koios.com.pl

- Płyta jest dla wszystkich. Utwór „Hate?” dedykujemy przede wszystkim rodzinom wielodzietnym. Utwór „Eeet” wszystkim tym, którzy mają problemy z nadwagą, a „Alien Jesus” raczej na pewno trafi w gusta fanów science fiction.

- Co się zmieniło w zespole podczas pracy nad płytą. Kto rzucał pomysły, kto je przyjmował?

- Niewiele się zmieniło. Pięć razy się pokłóciliśmy, dziesięć razy pogodziliśmy. Parę osób odeszło, kilka sami poprosiliśmy o odejście. Nauczyliśmy się ze sobą rozmawiać, szczerze mówić o emocjach, eksplorować swoją seksualność, godnie znosić porażki, zwłaszcza życiowe, podźwigać się po nich i cieszyć chwilą, zwłaszcza spędzaną z rodziną i przyjaciółmi z dala od zespołu. Studio potrafi przypomnieć Ci, że życie to nie tylko muzyka, ale też np. gry video i alkohol.


- W obecnych czasach konsumenci preferują ściąganie muzyki za darmo, niż kupowanie. Wytwórnie narzekają na stratę w dochodach, a gdzieś miedzy nimi są artyści, którzy próbują zarabiać na sztuce. Jakie jest Wasze zdanie o obecnym wyniku muzycznym?

- Artyści nie zarabiają na sztuce. Zarabiają rzemieślnicy. Nie ma w tym nic złego, tak po prostu jest i było. Tylko, że teraz jest tak jeszcze bardziej niż wcześniej. Jest za to trochę łatwiej z promocją, bo nie musisz pojawić się w Muzycznej Jedynce, żeby ktoś zobaczył twój klip. Odkąd skończyła się edukacja muzyczna, muzyki instrumentalnej mało kto jeszcze słucha.

Na koncerty live bandów przychodzi garstka ludzi, a na koncerty człowieka z głową myszy za macbookiem przyjdą tłumy. Ale po co narzekać? Jak ktoś ma łeb na karku, to dywersyfikuje, pogra z jednym bandem dla pieniędzy, z drugim dla sztuki, nauczy się produkcji muzycznej, sprzeda utwór do stocków, nagra komuś demo itd. Nadal lepiej niż praca w AGD.

- Dla jakiej publiczności najchętniej gracie?


- Dla wydziaranych po zęby dziewczyn po gimnazjum. Emeryci też dobrze się bawią.

- Jak wygląda Wasza aktywność koncertowa i koncertowe plany na 2018/2019?

- Mnóstwo, mnóstwo koncertów, fejm i cycki. Nie chcę o tym gadać ;)

- Poznaliśmy się osobiście w 2014 rok, co się zmieniło u Was przez ten czas?

- Wygraliśmy parę konkursów, nagraliśmy kilka super klipów, zagraliśmy tony koncertów, zmieniliśmy kilku muzyków, powstały nowe numery.

- Używacie zaawansowanej techniki na scenie. Jakich sprzętów używacie- głównie gitarzyści - jako backline i dlaczego?


- Dla gitar na scenie mamy 2 Kempery, czyli profilery cyfrowe, którmi sklonowaliśmy sobie nasze piece lampowe używane podczas nagrań. Głównie patche z Mesą DR, a na leady dorzucamy sobie Diesla albo EVH, kto co lubi. Kemper idzie albo bezpośrednio w PA, albo w końcówkę Matrixa i w kolumnę, jeśli akustyk jest purytaninem. Równolegle sygnał idzie w mixer obsługiwany przez perkusistę i wraca do nas odsłuchami dousznymi, więc nie bawimy się już w „trochę głośniej, trochę ciszej, proszę pana”, tylko sami ustawiamy sobie własny mix. Z mixera idą też sample, triggery perkusyjne, click track dla każdego i inne przyjemności. Basista Janek grał też na Kemperze, ale przesiadł się na analog, którym też wpina się w mixer, a basista Jarek gra na Heliksie.

I raz jeszcze Kamila z bandem
Marek używa 7 strunowego Skervesena, ja gram na 7 strunowym Blackacie a czasem na Sterlingu. Janek na 5 strunowym Mayonesie, Jarek na 8 strunowym Nexusie. W studio gramy na lampach, głównie na Mesie DR i ENGL powerballu, o ile Marek go jeszcze nie sprzedał, mieszamy to też z Kemperami. Taki system jest optymalny dla naszych pleców, transportu osobówką i jesteśmy w stanie to rozłożyć poniżej 10 minut, nie robiąc nawet soundchecku, bo wszystko gra cały czas tak samo.


Nie licząc rozkładania perkusji rzecz jasna. Oczywiście zagramy w każdych warunkach, z odsłuchami, bez odsłuchów, na lampie, analogu, z backlinu, z PA itd. Nawet sami możemy nagłośnić mały klub. To tylko jest coś, co daje komfort psychiczny, że wiesz co robisz i słyszysz co się dzieje.

- Na koniec chcę zapytać o warszawską scenę muzyczną. Jakich artystów z Warszawy znacie i cenicie?

- Większość zespołów, z którymi graliśmy w Warszwie jest warta uwagi. Nie przypomnę sobie wszystkich rzecz jasna, ale ostatnio duże wrażenie zrobiły na nas Pyorrhea i Deivos. Szczerze, warszawski rynek na naszą muzykę nie jest powalający. Zdecydowanie najlepsze koncerty gramy poza Warszawą. Wrocław, Kraków, Opoczno, Kraśnik, Rzeszów, Koszalin, Bartoszyce, to są miejsca, które wspominamy najlepiej z naszych tras.


- Ostatnie słowa należy do was!

- Powiem to, co zawsze przy takich okazjach. Ludzie, chodźcie na koncerty. Nie ważne czy słuchacie death, black, groove, smooth, shit, fuck, czy innego pseudogatunku metalowego. Chodźcie na wszystko, bo wszystko ma wiele do zaoferowania, jeśli znajdzie się w sobie odrobinę otwartości na coś nowego. Chodźcie na koncerty i bawcie się, chlejcie na umór, nie stójcie jak widły w gnoju pod ścianą, bo szkoda życia na bycie dostojnym, nadętym metalowcem z odwróconym krzyżem w tyłku.


***

Kamila Kilian mieszka w Łazach. Przyszła na świat 22 września 1996 roku w Koszalinie. Jej hobby to fotografia, zwierzęta, traktory, a przede wszystkim muzyka. Od trzech lat jest też wolontariuszką w Schronisku dla Bezdomnych Zwierząt w Koszalinie. Jej miłość do traktorów pojawiła się na Zlocie Traktorów i Maszyn Rolniczych w Łazach, a muzyka jest u niej od zawsze. Rocka słucha od podstawówki. W gimnazjum zaczęła uczestniczyć w koncertach i poznawać nowe zespoły. Prowadzi grupę na Facebooku "Koncerty Koszalin Słupsk Gdańsk Gdynia Miastko Pomorze PL" Blisko rok temu postanowiła spopularyzować swoje zaprzyjaźnione zespoły w propozycjach do Listy Przebojów Polisz Czart! Słucha różnych gatunków metalu i ciągle poznaje nowe kapele. Zbiera płyty, kostki do gitary, pałki i bilety koncertowe oraz playlisty z autografami. Na koncertach uwielbia się dobrze bawić, headbanging, pogo i darcie się razem z wokalistą uwalnia ją od codziennych problemów. Na FB prowadzi polski fan-page brytyjskiej Metasomy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz