czwartek, 19 października 2017

"Nasz Fill był pierwszy" - z muzykami zwycięzcy jubileuszowego 30-go Notowania Listy Polisz Czart - katowickiej formacji Fill rozmawia Sławek Orwat





- W latach 2000 – 2002 w nieistniejącym już Pubie New York w Mysłowicach działał sobie pewien cover band o zagadkowej nazwie DP Sex, o której rozwinięcie ze względów bezpieczeństwa poproszę was raczej "poza anteną" (śmiech). Zespół ów do późnych godzin nocnych grywał długie pięciogodzinne sety, pełne hitów Lenny Kravitza, Pearl Jamu oraz polskiego rocka. W roku 2003 ówczesny perkusista Artur Pudło, zwany Panzą, zainicjował pewien brzemienny w skutkach riff i tak powstał pierwszy autorski utwór zespołu Fill pod tytułem "Złota Gęba Rocku". Kto z was jeszcze pamięta tamte czasy i zechciałby podzielić się tymi przedpotopowymi wspomnieniami?

Adam „Jim” Sobota: Bardzo dobrze pamiętam te czasy i bardzo miło je wspominam. Było zapotrzebowanie na taką muzykę. Byliśmy w pubach i klubach częstymi gośćmi. To były czasy koncertów raz na tydzień.


Mariusz „Banan” Chałupka: Fajne imprezy, fajne frele, fajna muza. Fajne kawałki koncertowe, fajnie zagrane.

Robert „Robi” Szulc: ja dopiero gram trzeci rok. Te historie znam tylko ze słyszenia.

Artur „Kelek” Gieroszka: Ja dopiero zacząłem grać jak Fill zaistniał.

Przemek „Aksel” Kłakus: Pamiętam z tamtych czasów dużo piwa, dużo grania i gęsty dym papierosowy, bo papierosy paliło się jeszcze w knajpach. Niekoniecznie graliśmy oryginalne formy utworów, raczej rozwinięte improwizacje na temat coverów. Tamten czas to wspomnienie fajnego knajpianego, rockowego gwaru i późnych powrotów do domu.

- Co skłoniło was, aby nazwać się podobnie do popularnego w pewnych kręgach zbliżonych do meksykańskiej fali zespołu pieśni i tańca rodem jak i wy z Katowic, który od razu przychodzi do głowy prawie każdemu, kiedy się o was mówi? Na jakiś czas zmieniliście z tego powodu nawet nazwę, ale w końcu jednak w roku 2016 Fill wrócił ponownie?

Aksel: To pytanie powinno brzmieć inaczej! Co ten drugi zespół skłoniło, żeby nazwać się tak, jak my. Nasz Fill był pierwszy. Powstał w 2003 roku.

Banan: Ania, z którą współpracujemy, stwierdziła, że dlaczego mamy odciąć się od tego, kim byliśmy i od naszych sukcesów. Postanowiliśmy więc, że wrócimy do nazwy.


- Kim jest dla was Grzegorz Dziemba? Być może o tym nie wiecie, ale to właśnie dzięki jego zabiegom tuż po waszej reaktywacji zaistnieliście w mojej świadomości i tym samym na liście propozycji Polisz Czart (więcej o Grzegorzu tutaj).

Grzegorz Dziemba - sprawca wszystkiego
Jim: Grzegorz Dziemba był z nami od początku powstania zespołu, jeszcze tego pod kontrowersyjną nazwą, że tak to nazwę (śmiech). Był przyjacielem zespołu, który pomagał nam występować na większych scenach i załatwiać koncerty klubowe.

- Zanim będę was pytał o szczegóły waszych osobistych historii przedstawcie proszę swój band i podajcie jego wszystkie ważne osiągnięcia.

Jim: Pochodzimy z serca Górnego Śląska, czyli z Katowic. Energia na scenie i mocny przekaz w języku ojczystym to nasza wizytówka. Fill to kwintet zaopatrzony w gitary i przestery, mający pełną świadomość jak używać tego typu sprzętu na scenie. Tworzymy pozytywne wibracje w głowach słuchaczy i gramy muzykę którą lubimy, co na scenie widać, słychać i czuć! Mocna strona Filla to fantastyczny, żywy kontakt z koncertową publicznością, którą zarażamy dobrą energią, bo Fill to całe mnóstwo energii, która tylko czeka, żeby eksplodować.




- Przejdźmy do sukcesów.

Banan: Mamy na swoim koncie liczne nagrody zdobyte podczas różnych przeglądów - I miejsce: Polanka Wielka, Rockosz, Milickie Deski Muzyczne, II miejsce - Otwarta Scena, finały m.in. Bislista Polskiego Radia BIS i koncerty na liczących się scenach: Przystanek Woodstock, Union Of Rock w Węgorzewie, Jarocin Festiwal, Slot Art Festiwal i urodziny Antyradia. Fill wielokrotnie był zapraszany do wspólnego grania przez największe gwiazdy polskiej sceny rockowej: Comę, Myslowitz, Lao Che, Dżem, Cree, Piersi, Happysad czy Perfect. Nasza debiutancka płyta „Daj microfon” z roku 2007 została dobrze przyjęta przez środowisko muzyczne, a jej wykonanie na żywo można było wysłuchać na wielu koncertach transmitowanych przez BIS, POLSKIE RADIO oraz TVP1, TVP2.


- Jak już wspomnieliście, w roku 2016 po krótkim istnieniu jako Split, Fill ponownie pojawił się w świadomości fanów śląskiego rocka.

Aksel: Fill Reaktywacja to już zupełnie nowe kawałki, dojrzalsze o kilka lat spojrzenie na świat i muzykę oraz teksty żywo komentujące otaczającą nas rzeczywistość. Nie zmieniło się w nas tylko jedno - energetyczne rockowe brzmienie z domieszką punk-rocka i hip-hopu. W tym roku natomiast wydaliśmy nową płytę „Na kolana”, z której utwory zostały docenione m.in. przez słuchaczy Antyradia. Fill znalazł się wśród 9 półfinalistów wybranych spośród ponad 500 zespołów IX edycja Antyfestu Antyradia 2017! W tym roku. Fill zagrał też z zespołem Myslovitz w klubie Underground w Tychach, gdzie spotkał się z aplauzem widowni.

- Przyjrzyjmy się muzycznej przeszłości każdego z was.

Banan: Ja udzielałem się wcześniej w takich zespołach, jak Ludwik, Srogo i Neith. Nadal gram w Srogo.

Aksel: Grywałem w przeróżnych składach blues-rockowych Głównie były to liczne jam-session w nieistniejących już klubach tyskich.


Kelek: Ja swoją pierwszą kapelę założyłem w wieku 16 lat, a potem m.in byłem w składach takich bandów jak 0,5, Birendgrazz i w kilku garażowych załogach punkowych.

Robi: Moja perkusyjna przygoda rozpoczęła się także w wieku 16 lat. Zaczynałem grać w szkolnym zespole o barwnej nazwie Homicide. Kilka lat byłem też perkusistą zespołu Arakis oraz DLRN (Don't Remember Last Night) z którymi zagrałem kilkanaście koncertów w klubach lub na imprezach plenerowych.

Jim
- Jim, ty swoją przygodę z muzyką rozpocząłeś jako ośmiolatek w charakterze werblisty w orkiestrze dętej. Czy stało się tak dlatego, że werbel dostałeś na Komunię, czy też zwyciężyły jakieś tradycje rodzinne? Biorąc pod uwagę twój ówczesny wiek, nie sądzę, że była to taka górniczo-hutnicza orkiestra dęta, o której traktuje kultowa piosenka zespołu Pogodno, a raczej musiał to być jakiś szalony zespół szkolnych entuzjastów? (śmiech)

Jim: A właśnie, że była to orkiestra dęta kopalni Murcki, która znajdowała się nieopodal mojego domu i to właśnie jako 7-latek bardzo dzielnie wystawałem przed salą prób. Orkiestra nie grywała tylko marszy pogrzebowych, muzyki biesiadnej, ale grała również fajnie zaaranżowane utwory muzyki popularnej. To spowodowało, że postanowiłem zapisać się do orkiestry, do młodej grupy werblistów i klarnecistów. Postanowiłem zostać werblistą bo werbel wydawał mi się najgłośniejszy (śmiech).


- W zespole Fill zająłeś się mikrofonem i wziąłeś pełną odpowiedzialność za przód sceny oraz za teksty nie tylko oscylujące - jak w naszym PoliszCzartowym numerze 1 - w tematyce radosnego spożywania chmielowych trunków podczas meczu piłkarskiego oraz innych szemranych uciech męskich (śmiech). Skąd czerpiesz inspiracje do pisania ciekawych i mądrych moim zdaniem tekstów i o jakich ważnych sprawach one traktują?

Jim: Inspirację czerpię z codziennej obserwacji życia. Czasem też sygnałem jest zdarzenie blisko mnie, które zostawia trwały ślad. Na przykład „Na kolana” powstało z powodu fali hejtu, jaka niedawno zalała internet na temat ludzi o odmiennych poglądach i odmiennym wyglądzie.

Muniek (fot. Monika S. Jakubowska)
- Czy śpiewając, z rozmysłem naśladujesz barwę głosu Muńka, czy też wychodzi to z ciebie samo?

Jim: Gdy byłem kiedyś bramkarzem, miałem niesympatyczne zdarzenie – zostałem kopnięty w twarz i miałem pękniętą szczękę. Od tamtego czasu zacząłem seplenić. To seplenienie w połączeniu z moją barwą głosu powoduje, że mój głos wydaje się wielu osobom podobny do Muńka. Nie mam intencji naśladowania kogokolwiek, chociaż bardzo lubię stare płyty T. Love.

- Ostatnia płyta T. Love dość mocno odbiega jakością od poprzedniej dwupłytówki jak i od całego ich dotychczasowego dorobku. Ponadto T. Love szykuje się ponoć do ostatecznego pożegnania z publicznością. Czy słuchając swoich nagrań i wokalu Jima nie upatrujecie w tym zdarzeniu szansy dla siebie na wypełnienie tej luki po gigancie?

Jim: No oczywiście, odliczamy dni do momentu, aż T. Love przestanie istnieć. Spodziewamy się wtedy zwiększonej ilości koncertów (śmiech).


Kelek: Chcemy tworzyć własną markę. Choć wiem, że ludzie szukają podobieństw i podobno znajdują w wokalu Jimma podobieństwo do Muńka. Na pewno fajnie byłoby trafić do szerszej publiczności, ale czy zastąpić – niekonieczne. Legendy nie da się zastąpić.

- Nie dość, że nazwę macie podobną do popowej gwiazdy rodem z Katowic, nie dość, że Jim śpiewa jak Muniek, to jeszcze jak niegdyś Kult także i wy macie swojego Banana. Znacie się z Jimem od 15-go roku życia i aż boję się myśleć, cóż takiego poza graniem mogli jeszcze robić dwaj dziarscy nastolatkowie wchodzący w niepokojący okres męskiego dojrzewania? Jak wspominacie tamten szalony czas?

Jim: Codzienne siedzenie w garażu, szlifowanie pierwszych riffów, układanie pierwszych piosenek przy gitarze marki Aster, podłączonej do tranzystorowego radia, która niesamowicie rzęziła. Czuć już było klimat rock and rolla. A o innych rzeczach to może poza anteną (śmiech).

Banan: To były czasy! Luz, luz i jeszcze raz luz. Nic nas nie stresowało, wszystko relaksowało. Robiliśmy ogniska. Taka fojerka (czyli po śląsku ognisko) z gitarami, z instrumentami jak kiedyś, przydałaby się. Nieraz za tym tęsknię.

- Twierdzisz, że muzyka siedzi w tobie od dziecka. Kto i kiedy ci ją w twoim wnętrzu umieścił, bo słyszałem historyjkę o pewnym wuju. Opowiedz w jakich okolicznościach zapodany został twojemu organizmowi ten muzyczny bakcyl, z którym trzeba potem żyć już do końca (znam to z autopsji) i dźwigać związane z nim brzemię? (śmiech). 


Banan: Muzykę wpakował we mnie mój ojciec chrzestny. Gdy miałem 7, 8 lat kupił mi na gwiazdkę cymbałki. Na cymbałkach rozpoczynałem pierwsze dźwięki. Wtedy był słynny serial – „Czterej pancerni i pies”. Jak serial się rozpoczynał, szarpałem na cymbałkach tę melodię. Potem poprosiłem rodziców, żeby mi kupili klawisz na baterię. Gitarą się zauroczyłem na koloniach w Augustowie i w 8-mej klasie kupiłem swoją pierwszą gitarę.

Banan
- Powiedziałeś kiedyś następujące słowa: "Gitara mi się spodobała po tym, gdy usłyszałem jak koleś na koloniach grał. Też chciałem tak grać i w wieku 14 lat kupiłem gitarę". Jak wspominasz swoje gitarowe początki i gdzie zdobywałeś wiedzę, aby ujarzmić swoje pierwsze wiosło?

Banan: Początki gitarowe były trudne. Kumpel, już teraz świętej pamięci, uczył mnie grać pierwsze akordy. Wciągnął mnie w klimat gitarowy. Poznałem potem Pawo – perkusistę i to Pawo wciągnął mnie w temat grania ciężkiej muzyki.

- Podobno w trakcie grania włosy jeżą ci się na karku. Czyli można śmiało powiedzieć, że gitara działa na ciebie jak kobieta i nikt w tym trójkącie nie musi być o nikogo zazdrosny? (śmiech)

Banan: Gitara mnie jara. Na gitarze można bajerzyć. Z kobietą za to można pofiglować, a z gitarą nie bardzo (śmiech).

Aksel
- Aksel, ksywę masz od Foleya czy od skoku łyżwiarskiego?

Aksel: Ksywa Aksel powstała, gdy byłem bajtlem i fascynowałem się Guns N’Roses. Kumple z podwórka tak mnie nazwali jeszcze w szkole podstawowej. Może to ze względu na długie włosy. Miałem też chustę, stylizowałem się wtedy na Axla i ksywa została do teraz.

- Zaczynałeś od grania na cytrze. Przyznam ci się, że nie znam nikogo poza tobą, kto zaczynał od grania na tym instrumencie. Twój tata jest multiinstrumentalistą, a w domu były przecież jeszcze gitara, akordeon, organy i klarnet. Dlaczego akurat cytra?

Aksel: Wszystkie inne instrumenty wydawały mi się zbyt opatrzone. Były w domu i miałem do nich łatwy dostęp. Za to cytra pojawiła się w moim domu na chwilę, gdy miałem 7-8 lat. I przez to wydawała mi się nieosiągalna i mnie zaintrygowała. Na cytrze krótko grałem, później chwyciłem pudło do ręki - czyli gitarę akustyczną.



- Powiedziałeś kiedyś, że lubisz granie w bandzie rockowym, bo daje ci to dzikie pier...nięcie, które przeszywa ciało. Bananowi w trakcie grania - o czym już mówiliśmy - włosy jeżą się na karku. Czy powyższe symptomy mogą stanowić dowód na to, że i na ciebie muzyka działa podobnie jak na przeciętnego zjadacza chleba, chodzi o doznania natury znacznie bardziej intymnej? (śmiech)

Aksel: Granie na gitarze jak najbardziej mnie podnieca! I jeśli tak ma przeciętny zjadacz chleba, to właśnie nim jestem.

Antoni Malewski - największy fan Elvisa
- W dzieciństwie poiłeś się - jak sam to określiłeś - muzyką płynącą z analogów Elvisa (tu się Antek Malewski ucieszy), Stevie Wondera, a także bluesem i jazzem klasycznym. Trzymając się tej terminologii muszę przyznać, że kosztowałeś "trunków" z górnej półki. Skąd takie fascynacje?

Aksel: Takie płyty były w domu. Nie chodziłem na zakupy płytowe. Dwie pierwsze płyty analogowe, które kupiłem w połowie podstawówki, to były nagrania zespołu Haloween i Elvisa Presley’a.

- Ukończyłeś studium muzyczne w Katowicach. Jesteś jedynym muzykiem Filla, który przeszedł edukację muzyczną?

Aksel: Nie jestem jedynym muzykiem wyedukowanym muzycznie. Kelek i Jimmy też skończyli tę szkołę muzyczną. Chodziłem 5 lat na gitarę elektryczną. Trochę ciężko było, jak mi się dziecko urodziło. Ale zdałem dyplom.

- Pewien zdolny śpiewający polski bębniarz z UK niejaki Irek Broda śpiewa w jednej ze swoich piosenek, że miał kiedyś sen, w którym był basistą...


... ty natomiast miałeś więcej szczęścia od Irka i zamiast o tym śnić, po prostu realnie zostałeś ogniwem sekcji rytmicznej Filla. Dlaczego jako muzyk wybrałeś właśnie bas?

Kelek
Kelek: Pierwsza gitara, jaką chwyciłem do rąk, to była gitara akustyczna. Potem pociągnęło mnie do elektrycznej i przez kilka lat na niej grałem w różnych kapelach garażowych z różnymi ludźmi. Zawsze brakowało basisty i za namową kolegi, Piotra Wołynko, stwierdziłem, że lepiej grać na basie. Później zacząłem naukę w tym kierunku w studium muzycznym.

Kred (gdzie grał? - wszędzie ;)
- Posiadasz podobno szczególne poczucie humoru, które rozbraja nawet uzbrojonych po zęby, w czym przypominasz mi najzabawniejszego basistę na całej kuli ziemskiej - niejakiego Kreda z poznańskiego zespołu Penerra (musisz koniecznie go poznać!). Na podobnych falach nadaje jeszcze kilku znanych mi basistów. Powiedz mi, na czym polega twoje poczucie humoru i czy wy basiści wszyscy jesteście tacy... odjechani? (śmiech)

Kelek: Miło mi, że ktoś mnie porównuje do znanych basistów. Basiści to fajne chłopaki. Humor wynika z różnych śmiesznych sytuacji. A śmieszne sytuacje pojawiają się same. Poza tym lubię oglądać kabarety.

- Powiedziałeś kiedyś Arturze, że chciałbyś, aby to twoje hobby przerodziło się z czasem w coś więcej, bo granie koncertów sprawia ci wielką przyjemność i z chęcią mógłbyś skupić się tylko na tym. Jeśli ci powiem, że podobne zdanie usłyszałem od setek innych podobnych tobie muzyków, to zapewne nie zaskoczę cię tym. Podzielasz moje zdanie, że obecny stan rynku muzycznego to konserwa, której data ważności właśnie się przeterminowała i najwyższy czas na wchłanianie czegoś o wiele bardziej świeżego i wykwintniej przyrządzonego zamiast wiecznego odgrzewania dobrze znanych i nikomu niepotrzebnych muzycznych kotletów? I tu zachęcam do wypowiedzi całą kapelę.


Banan: Zgadzam się z tym. Niech wpuszczą młodzież na rynek, żeby grała nowe trendy.

Kelek: Na pewno przydałby się jakiś powiew świeżej krwi. Kto wie, może ludzi odpowiedzialnych za muzykę w TV i radiu trzeba zmienić, żeby nowe kapele mogły się zaprezentować?

Aksel: Rynek jest, jaki jest. Mam nadzieję, że i dla nas znajdzie się miejsce.


Robi
- Robi dlaczego koledzy nazywają cię "cicha woda"?

Robi: Hmm. Pewnie dlatego, że jestem najspokojniejszy. Najmniej gadam w zespole. Na początku nie pokazywałem swoich możliwości, a z czasem się ujawniłem i zaczęły wychodzić nowe fajne rzeczy. Może dlatego?


- Style gry na perkusji i nowości aranżacyjne starasz się na bieżąco podglądać w internecie oraz podczas takich imprez jak Drum Fest czy podczas warsztatów perkusyjnych dostępnych w ośrodkach kultury. Masz swoich perkusyjnych mistrzów, a jeśli tak, to kto wśród nich jest twoim największym guru?

Robi: Moim największym guru jest Thomas Lange czy z innego gatunku muzycznego Nathaniel Townsley. Zagrywki, które wykonują najbardziej wpadają mi do ucha. Porównując z innymi, ich styl ma to coś. Na bieżąco ćwiczę z netem ciekawe zagrywki.

- W propozycjach Polisz Czart za sprawą Grzesia Dziemby umieściłem was po raz pierwszy tuż po waszej reaktywacji. Przez ponad rok nie zależało wam jednak zbytnio na pokazaniu się na naszej liście. Czasami pojawialiście się pod koniec Poczekalni, a były i takie notowania, gdzie nie zaliczyliście nawet pierwszej 50-ki. Tym większym zaskoczeniem było dla mnie zwycięstwo waszego kawałka "W męskim gronie" w jubileuszowym 30 Notowaniu naszej Listy. Jaką rolę w tym sukcesie odegrała wasza managerka Ania Meller i czym zmotywowała was, aby o ten sukces zawalczyć? Ilość maili, jakie w kilka dni wpłynęły od waszych fanów przerosły moje najśmielsze oczekiwania.


Banan: Ania Meller wypromowała ten numer. Bardzo mocno motywowała wszystkich wkoło.

Kelek: Ania to było najmocniejsze ogniwo w tym wszystkim. Gdyby nie ona, przypuszczam, że nie odnieślibyśmy takiego sukcesu. Motywowała nas i nie tylko nas. Za to jesteśmy wdzięczni i z tego jesteśmy dumni.

Aksel: Zmotywowała nas kolacja z zespołem Metallica, bo Ania dobrze ich zna. Znajomi Metalliki i znajomi nasi zrobili taki wynik i tak wyszło. Mamy wspólnych znajomych, dlatego tyle ludzi głosowało i udało się zdobyć pierwsze miejsce (śmiech).

- Jaki cel przyświeca wam w najbliższej przyszłości? Co chcecie najbardziej osiągnąć w nadchodzącym roku?

Jim: Na pewno chcielibyśmy, żeby ludzie usłyszeli o naszej drugiej płycie i pierwszej zresztą też. I chcemy zagrać koncerty w kraju, żeby ludzie poznali nowego Filla. Bo tworzymy piosenki wesołe, które oprócz klasycznego lalala mają jeszcze jakiś przekaz.

Banan: Żebyśmy zostali zauważeni. Żeby Fill zaistniał na polskiej sennie muzycznej. W końcu! Tego bym sobie życzył.


Robi: Jak najwięcej grania koncertowego i kontaktu z publicznością. Najfajniejszą rzeczą dla mnie jest granie na żywo. Im więcej, tym lepiej. I żeby płyta się sprzedawała.

Kelek: Chcielibyśmy na pewno grać jak najwięcej koncertów. Pokazywać się jak największej ilości ludzi. I żeby muzyka docierała do jak największej liczby odbiorców.

Aksel: Aktywnie uczestniczyć w komponowaniu nowych utworów. Zagrać jakieś fajne koncerty dla większej publiczności i odwiedzić stare znajome kluby, w których już graliśmy. A może wydarzy się coś jeszcze więcej?

- I tego wszystkiego wam życzę, a najbardziej życzę wam tego, aby wkrótce wszyscy pytali: Feel? A dlaczego oni zmałpowali nazwę od Filla? (śmiech)

z muzykami zespołu Fill:
Adam „Jim” Sobota – wokal
Mariusz „Banan” Chałupka – gitara
Robert „Robi” Szulc – perkusja.
Artur „Kelek” Gieroszka – bas/wokal
Przemek „Aksel” Kłakus – gitara/wokal

rozmawiał:
Sławek Orwat

Autor składa szczególne podziękowania za finalny efekt rozmowy managerce zespołu Ani Meller  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz