fot. Marek Jamroz |
Race To Home - to pomysł na przejazd motocyklem z Anglii do Polski. Chcemy pokazać ze jesteśmy wstanie dać z siebie wszystko i zbudować motocykl do legalnej jazdy, by moc stawiać sobie konkretne zadanie. W tym roku wyjeżdżałem z Ace Cafe London i docelowo jechałem do Wodzisławia Śląskiego tamtejszego lokalnego dealera Kawasaki. Pokonałem trasę 3290km wraz Eurotunelem w mniej niż 38 godzin. To jest trasa jaka pokazuje nam Google Maps, gdzie jedynym dłuższym postojem byl Wodzisław Śląski. Po ponownym sprawdzeniu motocykla wracalem do Anglii! Bez przerw i odpoczynków, tylko tankowanie i przepisowa jazda. Jechałem własnym motocyklem Kawasaki ZX6RAF PERFORMANCE zbudowanym przez nas na potrzeby tego wyzwania. Motocykl byl wyposażony w system "Life Tracking", gdzie poprzez ściągnięcie darmowej aplikacji można było śledzić mój postęp na trasie. Do tej pory nikt nie zrobił niczego podobnego w Europie, bądź nic nam o tym nie wiadomo, ale my to zrobiliśmy i to w dość dobrym czasie 37h i 51min! Zrobiliśmy to ekstremalnie dając ludziom historię i możliwość częściowego uczestniczenia w zabawie. Szukamy patronatu medialnego, sponsorów na Edycje 2016, ludzi zainteresowanych współpraca i wolontariuszy, kogoś kto medialnie zainteresowałby się tym projektem i mógłby nas wesprzeć w tegorocznej Edycji Race To Home. Nasz projekt wzbudził dość duże zainteresowanie, dlatego postanowiliśmy powtórzyć wyczyn dźwigając poprzeczkę troszeczkę wyżej, ale tez chcemy skupić się bardziej medialnie na projekcie by móc trafić do szerszego grona miłośników dwuśladów.
fot. Marek Jamroz |
Pomysł Race To Home narodził się podczas mojego pierwszego wyjazdu latem 2013 roku. Właśnie wtedy zdecydowałem się po raz pierwszy pojechać motocyklem do Polski. Jechałem do Polski nie jeden raz samochodem, i wiem jak męcząca jest to podróż. Wielokrotnie słyszałem przechwałki na temat, ile komu zajmuje podróż. Rekordziści wspominali o 12 godzinach. Zastanawiające było to, jak szybko jeździmy, i co najważniejsze, gdzie kto mieszka, i ile naprawdę zajmuje to czasu. Z Bedford od drzwi mojego domu, do domu w Polsce jest dokładnie 1706 km, i wg Google Maps powinno to zająć 15 godzin i 46 minut. W rzeczywistości zajmuje to jednak więcej czasu. Nigdy nie zszedłem poniżej 20 godzin w jedna stronę, a to tylko dlatego ze zapominamy o przeprawie promowej lub tunelu, do tego tankowanie, postój na odpoczynek, płaczące dziecko na tylnym siedzeniu, nie mówiąc już o ruchu drogowym. Ciekawość i ekscytacja związane z wyjazdem na motorze były ogromne. Od początku miałem pełną świadomość tego, jak bardzo ryzykowny jest ten wyjazd. Jednak był ktoś, kto mnie inspirował. Mój przyjaciel Ryszard Król z lat dzieciństwa wybrał się raz w taką podróż. Pamiętam, że kiedy Wrócił do domu w Anglii, gdzie razem mieszkaliśmy, był bardzo zmęczony i wyczerpany. Liczyłem się z tym, że będę musiał zrobić dłuższy postój gdzieś na trasie.
Gdy nadszedł czas wyjazdu, obawy bliskich były silniejsze, niż moje zapewnienia o tym ze wszystko będzie OK, i że będę na siebie uważał. Jak, do cholery, można zapewniać ludzi o tym, że będzie bezpiecznie na motocyklu? Tak znajomi pukali się po głowie, ale nie wiedzieć czemu, nie robiło to na mnie większego wrażenia. Na pewno Ich bardzo zabolało, i chcę ich za to bardzo przeprosić! Więc jedziemy! Z domu do Folkestone idealnie. Po drodze lampka rezerwy, spoko zaraz za tunelem jest stacja I tańsze paliwo. Już po odprawie, nawet nie sprawdzali dokumentów. W tunelu odpoczynek relaks I przygotowanie psychiczne - jestem gotowy! Wyjazd z tunelu, i szok! Stacja zamknięta, jest właśnie w remoncie, ale bez paniki za trzy kilometry jest następna. dojechałem- próbuję zatankować, ale automat nie akceptuje karty Visa z UK. F**k!!! Nawigacja szuka następnej czynnej stacji wzdłuż trasy. Wyjeżdżam na autostradę i koniec. Nie ma paliwa. Nie ma że boli, pcham motocykl do stacji, jest ciemno I zaczyna padać, idealne warunki na apogeum totalnego wkurwienia. W końcu dotarłem na stację - kolejną z automatami nie obsługującymi karty Visa UK. Po godzinie podjechał vanem jakiś Belg. Bez problemu pomógł mi zatankować moje Kawasaki , użyczając mi jego własnej karty. Sam był motocyklistą i rozumiał moje położenie. Rozliczyłem się z nim w gotówce. Wytłumaczył mi zagadkę belgijskich automatów, co było wielce pomocna wiedzą na przyszłość. W drogę! Dojeżdżając do następnej stacji, emocje opadły i uświadomiłem sobie jak bardzo jestem zmęczony, wręcz wyczerpany, i zrezygnowany. Szybki telefon do żony aby przekazać, że wszystko jest OK, żeby się nie martwiła.
fot. Anka Czarcińska |
Pewien Niemiec zatrzymał się i zapewnił że wróci z odpowiednimi narzędziami,w drodze powrotnej z pracy. Powiedział żebym jeszcze chwilkę poczekał. W mojej sytuacji chwilka nie robiła mi już większej różnicy. Jakiś czas później pojawili się dwaj motocykliści. Byli to policjanci po służbie, pomogli naciągnąć mi łańcuch i założyć spinkę bez zakuwania, po czym asekurowali mnie do najbliższego parkingu. Tam spotkałem dwóch Polaków, którzy poczęstowali mnie wodą i kanapkami, i pomogli zakuć feralny łańcuch. pomogli mi zakuć łańcuch. Zrobiliśmy to młotkami i kamieniami. Po prostu tym co było co było pod ręką. Ów tajemniczy Niemiec, który zaoferował mi wcześniej pomoc, znalazł mnie w drodze powrotnej na parkingu I zaprosił mnie do swojego warsztatu. Tam naprawiliśmy motocykl w fachowy sposób. Pomoc która bezinteresownie ofiarowały mi obce osoby , była po prostu nieoceniona. W końcu na trasie. Poczułem że cel jest znów w zasięgu ręki. Zmęczenie i wyczerpanie niesamowite, ale odżyłem dojeżdżając do Polski! Przybyłem cały I zdrowy. "Kawa" odstawiona do serwisu Damir-Team, który ogarnął sytuację błyskawicznie. Czas wracać do domu. po takim serwisie I dobrej regeneracji organizmu obudził się we mnie wariat! w Polsce jeszcze luzowałem, ale Niemcy to ogień. Bez zahamowań, bez ograniczeń, bajka! Moje Kawasaki to sześć-setka, a na blacie 240km/h, non stop. W dupie miałem częste tankowanie. Nie było odpoczynku, ani przerw. Byłem tylko ja, "Kawa", Prędkość, samotność, i jeden cel. Jak najszybciej do domu! Dojechałem, udało się - podróż życia! Podjeżdżając pod dom, rozpłakałem się jak dziecko.
Marek Jamroz (fot. Anka Czarcińska) |
fot. Marek Jamroz |
fot. Marek Jamroz |
Polisz Czart traktuje patronat medialny nad projektem Race To Home jako zaszczyt i odlotową przygodę |
Minęły wakacje i bierzemy się ostro do pracy, tworzymy historie Race To Home 2016 Edition. To nowy rozdział w naszym życiu i kolejny, dobry kawałek motocyklowej przygody, a moze nawet historii.
Karol Podwojski
Hey Karol!
OdpowiedzUsuńŚledziłem Twój Race2Home i jestem pod olbrzymim wrażeniem! Super jest móc poczuć taki stan umysłu, a przygody na trasie do końca życia pozostaną w pamięci! Gratuluję i trzymam kciuki za edycję 2016! Ja mieszkam w Belgii, ok 70km na pd od Bru. W czerwcu 2015 stałem się sczęśliwym posiadaczem Fireblade'a 2k5 i bez większych przygotowań po zarejestrowaniu konia, ruszyłem w trasę Leszno-Ransart (ok1200km) Szczęśliwie dojechałem do celu bez przeszkód. Nie miałem GPS'a i po przejechaniu Kolonii okazało się że Holland Willkommen na znakach więc szybka nawrotka i chwila niepewności, do momentu ujrzenia znaku Liege ...
W tym sezonie chciałbym polecieć do PL na koniu once again, a jeśli udałoby mi się wstrzelić w Twój kalendarz to super by było spotkać się na trasie! Powodzenia! LwG : ]
Hej Chłopaku
OdpowiedzUsuńOficjalny start masz na naszym FB FanPage
W Belgii będziemy mieli CHECK Point i serdecznie zapraszam!
Obserwuj nas na Facebook bo w tym roku lecimy szybciej no i muzycznie!!!
LWG
Szerokosci na ten rok zycze!
OdpowiedzUsuń