wtorek, 12 stycznia 2016

Choć przemierzyłem sto tysięcy mil, czuję się bardzo spokojny i wydaje mi się, że mój statek kosmiczny sam wie jaką drogą ma lecieć - David Bowie (1947 - 2016)

David Bowie wcielający się w osobowość Thin White Duke w Maple Leaf Gardens w Toronto w 1976 roku
"Sławku, zaczynam się czasem siebie bać". Taką wiadomość znalazłem na facebooku 11 stycznia przed południem. Autorem tych słów był mój radiowy kolega z Dublina Tomek Wybranowski. Kilka dni wcześniej Tomek podzielił się ze mną swoją refleksją na temat otwierającego zapowiadany na początek roku 2016 nowy album Davida Bowie utworu "Blackstar", a ściślej mówiąc na temat sprawiającego wrażenie pełnego symbolicznych odniesień żegnania się schorowanego artysty ze światem. Film stworzony na potrzeby dzieła, które niewątpliwie weszło już do kanonu rocka, przedstawia bliżej nieokreślone miejsce w kosmosie i rozpoczyna się od sceny ukazującej postać siedzącego w zastygłej pozycji astronauty. W tle mrocznej acz hipnotyzującej scenerii słyszymy powtarzające się słowa:

W willi Ormenu stoi samotna świeca.
W środku tego wszystkiego są twoje oczy.*

Na ekranie pojawia się młoda kobieta z ogonem i... wijący się w konwulsjach z obandażowaną twarzą David Bowie. Dziewczyna otwiera hełm trwającego w bezruchu astronauty, pod którym znajduje się bogato zdobiona... czaszka. Nad planetą unosi się czarna gwiazda, a naszym oczom ukazują się trzy upiorne, ukrzyżowane postaci przypominające bardziej strachy na wróble niż istoty ludzkie.

W dniu egzekucji kobiety klęczą i uśmiechają się.
Coś stało się w dniu jego śmierci.
Duch wzniósł się na metr i... ustąpił.
Ktoś inny zajął jego miejsce i odważnie zawołał
Jestem czarną gwiazdą...
Ile razy upada anioł?
Ilu ludzi kłamie zamiast mówić odważnie?*

David Bowie w 1987 roku, śpiewający „Glass Spider”
Kosmici, gwiazdy i astronauci pojawiali się w twórczości Davida Bowie niejednokrotnie, a jego wielkość jako artysty nie opierała się li tylko na charyzmatycznej barwie głosu, ale przede wszystkim na umiejętności nieustannego odnajdywania się w gąszczu muzycznych stylistyk i takiego nimi żonglowania, aby nigdy nie być na bakier z artystyczną szczerością wypowiedzi. Kosmiczna wielkość Bowiego to blisko 50 lat artystycznej działalności charakteryzującej się świadomym eklektyzmem i do perfekcji doprowadzoną autokreacją.

Jego debiutancka płyta przeszła bez echa. Zdobywanie świata Bowie rozpoczął więc od kolejnej, wydanej w roku 1969 Space Oddity opowiadającej historię astronauty Majora Toma, którego ostatnie słowa brzmiały: "Choć przemierzyłem sto tysięcy mil, czuję się bardzo spokojny i wydaje mi się, że mój statek kosmiczny sam wie jaką drogą ma lecieć. Powiedzcie mojej żonie, że bardzo ją kocham. Ona wie...". Po tych słowach łączność pomiędzy astronautą i kontrolą lotów urywa się, aby niespodziewanie powrócić... 11 lat później w piosence "Ashes to Ashes" z albumu Scary Monsters (and Super Creeps) rozpoczynającej się od słów "Pamiętasz gościa, który był we wczesnej piosence? Słyszałem pogłoski z Kontroli Lotów...  - O nie, nie mów, że to prawda? - Dostali od niego wiadomość - Jestem szczęśliwy i mam nadzieje, że wy też. Kochałem wszystko, co było mi potrzebne do szczęścia." Przytoczony fragment interpretowano potem jako alegorię ludzkiego zagubienia, wyobcowania i autodestrukcji. Dla wielu ponowne pojawienie się astronauty Toma dokładnie w momencie zwycięskiej walki Bowiego z narkotycznym uzależnieniem kazało po latach spojrzeć na Space Oddity jak na wysyłany wówczas przez artystę sygnał o jego narastającym zagubieniu i utracie komunikacji z otoczeniem będący ewidentnym skutkiem działania psychotropów. Postać Majora Toma inspirowała także innych artystów. Elton John w piosence "The Rocketman" śpiewa o samotnym astronaucie, który istnieje gdzieś w kosmosie  i  nie jest tym za kogo inni go biorą. Odniesienie to potwierdził zresztą sam Bowie, który w jednej z nagranych na żywo wersji "Space Oddity" wypowiada: "I'm just a rocketman".

  
Wkroczył na świętą ziemię i głośno krzyknął w tłum:
Jestem czarną gwiazdą, nie jestem gangsterem!
Nie mogę odpowiedzieć dlaczego jestem czarną gwiazdą.
Idźcie po prostu za mną. Nie jestem gwiazdą filmową!
Przybyłem, aby zabrać was do domu.
Jestem czarną gwiazdą...
Nie jestem gwiazdą pop!
Zabierzcie wasze paszporty, buty i prochy...
Jestem czarną gwiazdą...
Macie w sobie słomiany zapał.
Nie jestem cudowną gwiazdą!
Jestem wielki, który jest!
Jestem czarną gwiazdą i... wzlatuję.*

Czarna gwiazda po raz pierwszy pojawiła się na fladze kolonistów walczących z Brytyjczykami podczas amerykańskiej wojny o niepodległość w roku 1777, natomiast gwiazdy jako symbolu rewolucji pierwsi użyli anarchiści. Jeden z nich - amerykański socjolog Howard Ehrlich w swojej książce "Reinventing anarchy again" czarną barwę flagi anarchistów wyjaśnił następująco:

"Czerń jest barwą negacji. Czarna flaga jest zaprzeczeniem wszystkich flag. Jest ona zaprzeczeniem przynależności państwowej, która popycha ludzką rasę przeciwko samej sobie i przeczy jedności całego rodzaju ludzkiego. Czerń to nastrój gniewu i wściekłości na wszystkie ohydne zbrodnie popełnione w imię przynależności do tego czy innego państwa. Czarny jest także kolorem żałoby; czarna flaga, która wymazuje naród, opłakuje też jego ofiary - niezliczone miliony ludzi pomordowanych podczas wojen, zewnętrznych i domowych dla większej chwały i stabilności jakiegoś krwawego państwa.

David Bowie 1967
Opłakuje tych, których praca zostaje skradziona (opodatkowana), aby płacić za rzezie i ucisk innych istot ludzkich. Opłakuje ona nie tylko śmierć cielesną, ale i okaleczenie ducha pod rządami autorytarnych i hierarchicznych systemów; opłakuje miliony zablokowanych komórek mózgowych, którym nigdy nie będzie dane oświecić świata."

Co dokładnie za pomocą symbolu czarnej gwiazdy chciał w swoim pożegnalnym przesłaniu przekazać nam świadomy swojego umierania David Bowie? Są tacy, którzy uważają, że jest to aluzja do początków jego muzycznych fascynacji i ideałów nieskażonej młodości. Dla innych symbol ten stanowi refleksję nad nieuchronnością śmierci. W teledysku do pochodzącego z ostatniej płyty utworu "Lazarus" wyglądający identycznie jak w clipie do "Blackstar" leżący na szpitalnym łóżku Bowie śpiewa:

"Spójrz tutaj, jestem w niebie
Mam blizny, które nie mogą być widoczne.
Przeżywam dramat i nikt mi go nie skradnie.
Wszyscy teraz mnie znają.
Spójrzcie tu, jestem w niebezpieczeństwie.
Nie mam nic do stracenia.
Jestem tak wysoko, że mózg mi wiruje.
Upuściłem swoją komórkę, która poleciała w dół.
Czyż to nie jest w moim stylu?"

Pod koniec filmu Bowie nagle wstaje ze szpitalnego łózka i... zamyka się w drewnianej szafie, co dla wielu jest oczywistą zapowiedzą własnego pogrzebu.


Kochanie, biorę udział w grze.
Czuję prawdziwy, przeszywający serce ból.
W moich marzeniach chcę zobaczyć orły,
A w oczach diamenty.
Jestem czarną gwiazdą...*

"Jest to barwa nieutulonego smutku. Ale czarny jest też piękny - czytamy dalej w książce Howarda Ehrlicha - Jest to kolor determinacji, stanowczości, siły, kolor, przy pomocy którego definiuje się i oczyszcza wszystkie inne kolory. Czerń jest tajemniczym środowiskiem kiełkowania, płodności, żyzną glebą nowego życia, które zawsze się rozwija, odnawia, odświeża i rozmnaża w ciemności. Nasiona ukryte w ziemi, dziwna podróż plemnika, tajemniczy rozwój zarodka w łonie matki - wszystko to jest otoczone i chronione czernią. A więc czarny jest negacją, jest gniewem, jest wściekłością, jest żałobą, jest pięknem, jest nadzieją, jest karmieniem i chronieniem nowych form ludzkiego życia i stosunków na tej ziemi i z tą ziemią. Czarna flaga oznacza wszystkie te rzeczy razem. Jesteśmy dumni, że ją nosimy, przykro nam, że ją nosić musimy i oczekujemy dnia, kiedy taki symbol już nie będzie dłużej potrzebny".

Choć David Bowie zawsze będzie już się kojarzył z historią Majora Toma, to ten Bowie, który miał się wkrótce stać ikoną rocka objawił się światu - choć wtedy jeszcze w niewielkim stopniu - dopiero na początku lat 70' wraz z trzecim albumem The Man Who Sold the World, na okładce którego artysta leży w rzymskiej pozie w zaprojektowanej przez awangardowego kreatora mody Michaela Fisha męskiej... sukience. I choć kolejny krążek Hunky Dory przyniósł Davidowi Bowie pierwszy konkretny sukces komercyjny, to tak naprawdę dopiero wydany rok później glam rockowy koncepcyjny The Rise and Fall of Ziggy Stardust and the Spiders from Mars, na którym Bowie wciela się w rolę przybywającego na Ziemię kosmity Ziggy'ego Stardusta, otworzył mu bramę do panteonu gigantów show biznesu.


Wraz z ukazaniem się tego wydawnictwa David Bowie objawił się światu także jako szalony performer, który na potrzeby trasy koncertowej przestał praktycznie istnieć pod swoim nazwiskiem całkowicie wcielając się w rolę stworzonego przez siebie Ziggy’ego. Bowie przejął się swoją artystyczną wizją tak dalece, że nawet na konferencjach prasowych pojawiał się nie jako David Bowie, tylko jako... Ziggy Stardust, którego w końcu osobiście "uśmiercił" ogłaszając "swój/jego" ostatni występ podczas jednego z koncertów w roku 1973. Płyta zawiera do dziś nieśmiertelne tytuły: "Moonage Daydream", "Starman", "Lady Stardust", "Rock 'n' Roll Suicide" czy nagrany w 1988 przez początkujący wówczas Alice In Chains "Suffragette City", a The Rise and Fall of Ziggy Stardust został okrzyknięty przez popularny magazyn Melody Maker albumem dekady lat 70' ubiegłego stulecia.


W połowie lat 70' albumem Young Americans Bowie na dobre odszedł od swojej fascynacji glam rockiem, dając się poznać jako prekursor tak zwanego białego soulu, a rozpoczynający krążek pełen politycznych podtekstów utwór tytułowy stał się w Stanach ogromnym przebojem. Z tego wydawnictwa pochodzi także napisany wspólnie z Johnem Lennonem kawałek "Fame", będący dowodem na zdrowy dystans artysty do samego siebie jak i do sławy, jaka mu towarzyszyła. Wydany rok później album Station to Station stworzył kolejne po postaci Ziggy’ego Stardusta sceniczne wcielenie Bowiego nazywane The Thin White Duke i odznaczające się nienagannie białą koszulą, czarnymi spodniami i kamizelką niezwykle eleganckiego i zarazem bardzo uzależnionego od kokainy "księcia", nazywanego też w niektórych kręgach amoralnym zombie. O sile ówczesnego "wspomagania", jakie stosował wokalista najlepiej może świadczyć fakt, iż materiał na płytę był ponoć nagrywany przez cztery dni i noce bez przerwy, podczas których artysta nie potrzebował nawet minuty snu.


Apartmentowiec na Hauptstraße 155 w Berlinie
Schöneberg, gdzie David Bowie mieszkał w latach 1976 - 1978
W połowie lat 70' z Miasta Aniołów Bowie przeniósł się najpierw do Paryża, a następnie do Berlina Zachodniego, gdzie na bazie jego zainteresowań niemiecką nową falą we współpracy z Brianem Eno powstały dokumentujące tamten okres jego twórczości albumy Low, Heroes i Lodger, a awangardowość Bowiego oraz trudność w zaszufladkowaniu jego twórczości najlepiej określa zdanie, jakie pojawiło się wówczas w obiegu: Jest nowa fala, jest stara fala i jest David Bowie. Przy okazji pierwszego albumu Berlińskiej Trylogii nie sposób dziś nie wspomnieć, że to właśnie z tej płyty pochodzi kompozycja "Warszawa", od której wzięła swą nazwę brytyjska grupa Warsaw znana później jako Joy Division.


David Bowie 1 października 1974 roku podczas programu
muzycznego stacji ABC In Concert
Lata 80' rozpoczęły się dla Bowiego jego pierwszą platynową płytą w postaci wspomnianego już Scary Monsters (and Super Creeps) zrealizowanego przy współudziale legendy King Crimson Roberta Frippa. Wydany trzy lata poźniej Let’s Dance przyniósł dwa ogromne przeboje - tytułowy oraz "China Girl", które zawsze będą kojarzyły mi się z rockowym szaleństwem jakie wybuchło w tym czasie w Polsce i z początkami Listy Przebojów Programu III. Lata 80' to dla Bowiego także dwa niezapomniane duety - zaśpiewany z Freddie Mercury i grupą Queen "Under Pressure" oraz wykonany z Tiną Turner "Tonight" pochodzący z dość chłodno przyjętego krążka o tym samym tytule. Potem było już tylko gorzej, a za poziom swojego ostatniego albumu dekady Never Let Me Down artysta swoich fanów osobiście przeprosił.

W latach 90' David Bowie eksperymentował, a w jego nagraniach można było usłyszeć inspiracje soulem, jazzem, hip-hopem, jungle a nawet drum and bassem. Wydany w roku 2002 krążek Heathen został przez krytyków uznany jego najlepszym wydawnictwem od Scary Monsters (and Super Creeps), natomiast zrealizowany przed trzema laty przedostatni krążek artysty pomimo dobrych recenzji fanów i krytyków, obraził teledyskiem do tytułowej kompozycji "The Next Day" niektóre środowiska katolickie, które do dziś nie wybaczyły wokaliście tej artystycznej prowokacji pomimo, że w roku 1992 biorąc udział w koncercie The Freddie Mercury Tribute, Bowie publicznie na kolanach wyraził swą łączność ze zmarłym przyjacielem modlitwą Ojcze Nasz.


Bowie performing in Oslo on 5 June 1978
Jaki był David Bowie? Jedno jest pewne - wywoływał emocje. Chociaż miał swoje ludzkie wzloty i upadki, nie można o nim powiedzieć, że był artystą, który nie dał się zapamiętać. Będą o nim pamiętali jego najzagorzalsi sympatycy i będą wspominały go historyczne opracowania na temat kultury muzycznej XX i XXI wieku. David Bowie zapisał się w historii nie tylko tym jaką muzykę tworzył i wykonywał. Bowie na zawsze pozostanie także Ikoną androgynicznego piękna, które choć dla jednych jest wyznacznikiem jego wyjątkowości, a u innych może budzić niesmak, nie pozostawia nikogo obojętnym wobec jego ekstrawagancji, która nie pozostała przecież także bez wpływu na jego twórczość. Przyszedł na świat w Londynie. Odszedł w Nowym Jorku. W opinii wielu osób oba te miasta to współczesne stolice świata. Oba wydały wielkich artystów i oba spięły także klamrą życie jednego z najwybitniejszych muzyków dwóch stuleci. David Robert Jones przyszedł na świat 8 stycznia 1947. Odszedł  10 stycznia 2016.

Spoczywaj w pokoju Davidzie Bowie, Czarna Gwiazdo odchodzącej wraz z Tobą kosmicznej epoki rocka...

* Tłumaczenie tekstu "Blackstar"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz