fot. Sławomir Nakoneczny |
- Tomiki Twoich wierszy osiągają na Allegro kosmiczne ceny. Myślę, że mówienie o Tobie "autor tekstów" nie jest najszczęśliwszym określeniem. Czujesz się bardziej poetą, czy człowiekiem sceny?
- Zdecydowanie człowiekiem sceny. Te teksty bez muzyki po prostu nie są pełne. One są sobą tylko wtedy, kiedy są zawarte i opakowane w piosence. Ja nie piszę wierszy, ja pisze piosenki.
- Jakie osobowości wywarły największy wpływ na Ciebie jako artystę?
- Beatlesi, pierwsza fala punk rocka, Clash, Sex Pistols. Był to dla mnie bardzo potężny kop. Na pewno Ian Curtis i Joy Division. Sporo mam tu do zawdzięczenia nie tylko Beatlesom, ale i całej muzyce lat sześćdziesiątych. Uważam, że wszystko, co powstało ciekawego, wymyślono właśnie wtedy. To wtedy powstały najbardziej cenne i znaczące dzieła, oczywiście jeśli mówimy o kanonie rocka. Ostatnim twórcą, który kupił mnie całego i w którym zanurzyłem się, był Manu Chao, jeśli chodzi o prowadzenie orkiestry i kontakt z publicznością. Mniej się może zgadzam z tym, o czym on śpiewał, bo już jestem za stary na takie rzeczy, natomiast artystycznie wywarł na mnie kolosalne wrażenie. Trudno też nie wspomnieć o polskich muzykach z lat osiemdziesiątych. To był dla mnie bezpośredni impuls do tego, aby samemu się tym zająć. Były to kapele, które tworzyli moi rówieśnicy i było widać i słychać, że umiejętności wirtuozerskich nie ma tam żadnych, ale za to jest ogromna energia i prawda, na którą dałem się nabrać i uznałem ją za swoją. Kazik Staszewski, Muniek Staszczyk, Grzesiek Każmierczak z Variete, WC i teksty Jaromira Krajewskiego, Dezerter. To były takie strzały w ryj, po których krew praktycznie leci do dzisiaj. Bez tego polskiego akcentu i wywołania tego bezpośrednio, nie było by mnie.
fot. Radosław Polak |
- Każdy ma prawo do dorastania i im więcej lat mu na karku przybywa, zmienia się jego jakość myślenia. Coraz częściej łapię się na tym, że dla mnie nie ma podziału: Pidżama - Strachy. To, że nazywam się teraz Strachy Na Lachy, a nie Pidżama Porno, to są jakieś historie interpersonalne, jakieś nierealne oczekiwania fanów,. W pewnym momencie warto było zrobić coś innego i jak dzisiaj na to patrzę, nie widzę żadnej różnicy. Być może, gdyby to była Pidżama, grałaby tak jak Strachy, natomiast ja chciałem, w pewnym momencie przerwać pracę z niektórymi muzykami Pidżamy. Zresztą, to nie jest istotne, bo PP jak i SnL to ten sam ja i moja artystyczna wizja. Faktem jest, że w Strachach znalazłem osoby, którym mogę zaufać i które są dla mnie partnerami, w realizacji moich zamierzeń. Kiedy przyjedziemy do Londynu, na potwierdzenie moich słów, zagramy i kawałki Pidżamy i Strachów.
Andrzej "Kozak" Kozakiewicz - gitara (fot. Sławomir Nakoneczny) |
- Nie, to nie są legendy. Andrzej Kozakiewicz - gitarzysta Strachów i Pidżamy był wtedy producentem i kierownikiem "planu". Kozak nie pokusił się, żeby zdobyć zgodę na skorzystanie z płyty lotniska. Zresztą, jakie to było lotnisko na tamte lata. Nie wiem, czy jakiś samolot w ogóle tam był, kiedy jeździliśmy. Ja nie widziałem żadnego, no ale wiesz... po prostu wygonili nas z tego lotniska. W więzieniu nie byliśmy, a CBŚ i Macierewicz krzywo na nas nie patrzą w związku z tym. Rozeszło się po kościach.
- Pomimo ogromnego talentu do pisania tekstów, sięgałeś od czasu do czasu do dorobku innych twórców ("Wódka", "Co się stało z Magdą K", "Czarny chleb i czarna kawa", "Ballada o Tolku Bananie") odgrzewając je na nowo w bardzo rozpoznawalnym "grabażowym" sosie. Co takiego musi mieć w sobie utwór, aby zainteresował Krzysztofa Grabowskiego?
Longin "Lo" Bartkowiak - bas (fot. Sławomir Nakoneczny) |
- Oddasz jeszcze komuś hołd specjalnym wydawnictwem, czy też takie albumy jak Autor i Zakazane Piosenki już nigdy się nie powtórzą?
- To, że akurat dwie takie płyty wyszły jedna po drugiej, to był przypadek, bo akurat pracowaliśmy nad takimi dwoma materiałami. Pierwotny był Kaczmarski. To był nasz pomysł. Chcieliśmy zrobić płytę z utworami Jacka Kaczmarskiego, ale w międzyczasie zadzwoniono do nas i zaproponowano coś, co zawsze za mną chodziło. Mieliśmy przygotować program z piosenkami z lat 80-tych i to był taki mój autorski wybór. Pracowaliśmy nad tymi dwoma materiałami naraz i włożyliśmy w to kawał swojego serca i naszych pomysłów, którymi obdarowaliśmy nie swoje kawałki i tak to wyszło. Wiem, że to było ryzykowne, i wielu się to nie podobało.
Rafał "Kuzyn" Piotrkowiak - perkusja (fot. Sławomir Nakoneczny) |
- Tego nigdy nie wiesz. Na dzień dzisiejszy jestem jałowy. Im człowiek jest starszy, tym ciężej zapędzić go do roboty i ciężej jest zmusić jego mózg do wysiłku. Trzeba będzie poczekać, by wymyślić historie o podobnym kalibrze. Przed napisaniem Dodekafonii przez trzy lata nie napisałem nic swojego. Jakieś próby podejmowałem, ale raczej po to, żeby następnego dnia skasować je z pamięci komputera. Ze mną jest tak, że ten moment musi przyjść. Musi być jakiś symptom, iskra, którą łapię, siadam i piszę. Może się zdarzyć coś takiego, że nic nie napiszę. Tyle już napisałem, że... chyba trochę mogę odpuścić.
Mariusz "Maniek" Nalepa (gitara, harmonijka, konga (fot. Sławomir Nakoneczny) |
- Tak. Zwyczajnie chciałem sobie ulżyć. Nie ma takiego śmiałka na świecie, nie ma takiego umysłu, który potrafiłby zmienić nas, Polaków w racjonalne i trzeźwo myślące jednostki.
- "Trzecia pospolita klęska
Tragicznie oczywista rzecz
Już nie katolicka lecz złodziejska"*
Jak myślisz, czy te słowa dotarły do tych, do których powinny, czy też "elegancik" z "szulerem" będą wywoływali u tej narodowej mniejszości, której nie chroni żadne prawo "egzystencjalnego pawia" po wsze czasy?
fot. Sławomir Nakoneczny |
fot. Sławomir Nakoneczny |
- To tak jakbym zaufał złodziejowi, że już więcej nie ukradnie, a alkoholikowi, że nigdy nie wypije. Wiesz, wokół każdego kto w Polsce mógł być uznawany za autorytet, bardzo szybko znajdowało sie "sympatyczne stadko", które zrobiło wszystko, a nawet i więcej, by kogoś takiego zohydzić. obnażyć i zdyskredytować. Szambonurkowanie to nasz narodowy sport. Natomiast Wielka Brytania... no sorry. My mieliśmy raptem dwa dwudziestoletnie kawałki historii z demokracją. Elity i najcenniejsze jednostki zgładzono podczas wojny i tuż po niej. Tam jest to wielowiekowa tradycja. Jest prawdziwa arystokracja, silna warstwa średnia i wszyscy są od nas bogatsi i mniej bojący się świata. Ta słynna angielska flegma i "chłodna głowa"... Oni zwyczajnie mają inne spojrzenie na świat i innych w tym świecie szukają możliwości.
- Często na koniec rozmowy lubię pytać artystów o ich marzenia. Dziś będzie inaczej. Zapytam Cię, czy spełnisz kiedyś moje marzenie. Staniesz kiedyś na jednej scenie z Iggy Popem i "zrobicie" razem "Pasażera"? Nigdy o tym nie marzyłeś?
- Nie, no bałbym się. Iggy jest totalem rockandrolla. Gdzie mi do niego, proszę cię! Znaczy... nie jest to moim marzeniem. Uwierz mi. Ja doskonale znam swoje możliwości i cenię sobie swoje miejsce w szeregu, a wiesz... Iggy Popa wolę postrzegać jako swojego idola, człowieka na którym się wzoruję i którego podziwiam. To słabe by było prawdopodobnie z mojej strony.
- Ile razy grałeś w Londynie?
- A wiesz że nie liczyłem.
- Za każdym razem jest tak samo, czy odkrywasz coś nowego jeśli chodzi o odbiór? Wiesz, że nasza londyńska publiczność jest niezwykle żywiołowa i potrafi na bardzo różne sposoby okazywać swoje uwielbienie dla artysty (śmiech).
fot. Sławomir Nakoneczny |
*fragment tekstu pochodzi z utworu "Egzystencjalny paw" z albumu Pidżamy Porno Bułgarskie Centrum
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz