czwartek, 20 września 2018

"Gramy to, co czujemy" - z muzykami zespołu Thetragon rozmawia Tomasz Piątkowski.

  Rozmowa ukazała się pierwotnie na muzyktomania.blogspot.com

Thetragon podczas wywiadu w St. Moritz Club. Fot. Krzysztof Plocek
21 lipca 2018, Londyn. Najgorętsze od czterdziestu dwóch lat lato na Wyspach Brytyjskich. W sobotni wieczór, wprost z rozkrzyczanej i rozbawionej ulicy centrum dzielnicy Soho, wchodzimy w podziemia St. Moritz Club i już od samego wejścia dochodzą nas energetyczne dźwięki Wings of Destiny. Odrodzony w 2013 roku zespół Thetragon właśnie gra koncert dla fanów, sympatyków i przyjaciół. Wyczuwalna w powietrzu atmosfera podekscytowania udziela się także i nam. Jest to bowiem ostatni londyński koncert grupy, przed trasą po Polsce. Pierwszą po bodaj piętnastu latach od zawieszenia działalności. Po koncercie z braku innych opcji spotykamy się w najciaśniejszym i najduszniejszym pomieszczeniu klubu. Rozmawiamy o przeszłości, nadziejach i planach. Już po chwili wiadomo, że choć Thetragon muzycznie różni się od tego, co robił kiedyś, to jest to ta sama, dobra i znana wszystkim marka, którą grupa ma zamiar potwierdzić, dając koncerty na najwyższym poziomie. 

Tomek:
Zacznijmy od nazwy. Skąd się wzięła?

 Piotr "Cricket" Wojtyczek
Wojtek Wojtyczek: Nazwa pochodzi od figury geometrycznej. Kiedyś chcieliśmy się nazywać Tetragon, ale już taka kapela istniała, więc dołożyliśmy literkę „h” w środek i tak zostało. Gitarzysta, który udzielał się na pierwszym demo Thetragon, twierdził, że to imę ducha smutku, lecz po długich wertowaniach w słownikach nic takiego nie znalazłem.

Tomek: Thetragon powstał w 1997 roku w Krośnie, gdzie debiutował na Wojewódzkim Przeglądzie Zespołów Muzycznych, zajmując trzecie miejsce. Wydaliście potem demo Gate Of Darkness. Czy to był ten moment, w którym zaczęliście się wybijać na czołowe metalowe miejsce w Polsce? 

Wojtek Wojtyczek: Do czołówki w Polsce było nam jeszcze daleko jak do nieba, ale udało się nam zagrać dużo fajnych koncertów. Byliśmy młodzi i zbuntowani. To były inne czasy, nie było YouTube'a, nie było internetu, ale za to były kontakty. Dzięki nim zagraliśmy z zespołami typu Devilyn, Christ Agony, czy znana wtedy Atrophia Red Sun. To wszystko jednak ruszyło dopiero po wydaniu albumu The Everlasting Glance of Eternity



Tomek: Czyli po 2000 roku. Ta płyta jest w pełni profesjonalna i otworzyła wam drogę do grania z dość znanymi grupami. Mieliście wtedy uczucie, że zaraz dołączycie do ekstraklasy metalowej, albo że się w niej już znajdujecie?

Wojtek Wojtyczek: Przyznam, że po tym albumie poczuliśmy się docenieni, bo udało się wtedy zagrać z czołowymi zespołami z Polski jak: Acid Drinkers, Decapitated, Closterkeller, Sceptic czy Corruption i to były naprawdę duże koncerty.

Tomek: Który z nich najlepiej wspominasz?

Wojtek Wojtyczek: Na pewno z Closterkeller w Dębicy. Duża publika, wszyscy ciepło nas przyjęli i czekali na nas, chociaż przyjechaliśmy spóźnieni z powodu defektu auta. Zdążyliśmy dosłownie „na styk”, ale ten koncert i tak miło wspominam. Podobnie z Decapitated, choć to były dopiero ich i nasze początki. Wtedy jeszcze się tak nie liczyli, jak teraz. Witold „Vitek” Kiełtyka świętej pamięci, perkusista, brat Wacława, udzielał się u nas na koncertach w Jaśle, kiedy nasz bębniarz był za granicą. Zagrał z nami dwa koncerty, ten drugi to był ze Sceptic w Aramis Klub w Krośnie, bardzo liczna publika przybyła. Również mam mocno w pamięci koncert z Acid Drinkers w Rzeszowie w klubie Akademia, świetny klub!

Tomasz: Kiedyś można było czytać na wasz temat w Thrashem All, Metal Hammer czy 7 Gates, graliście w radiach. Widać, że powoli powracacie na dawną pozycję. 

Wojtek Wojtyczek: Myślę, że tak. Mamy duże plany na ten rok. Przed nami trasa po Polsce. Dlatego uważam, że jesteśmy gotowi wrócić do tego, co było kiedyś. Może nawet z większym czadem, bo jesteśmy starsi, każdy z bagażem doświadczeń życiowych i dojrzalsi muzycznie.

Tomek: Trzecia płyta pod tytułem Before I Die nie została wydana ze względu na śmierć twojego brata - basisty Piotra „Cricketa”. Zespół zawiesił wtedy swoją działalność. Co się stało z materiałem?


Wojtek Wojtyczek: Kilku kawałków można posłuchać na YouTube. Kiedyś pojawiła się taka myśl, żeby ją wydać, ale zespół zmienił styl. Jak zauważyłeś na starych wydawnictwach graliśmy z growlem. Teraz gramy z innym wokalistą, dlatego trudno będzie odgrzebać te kawałki, zrobić je na nowo, z normalnym czystym wokalem. Nie podjęliśmy jednak ostatecznej decyzji co do tej płyty. Jest jeszcze inna kwestia. Materiał do tego albumu był nagrany w 2003 roku, a brzmienia poszły bardzo do przodu. Wtedy nagrywaliśmy to, powiedzmy, w średniej jakości studiu, jeżeli słuchasz tego teraz. Na tamte lata to brzmiało dobrze, natomiast teraz brzmi raczej średnio. Może ewentualnie niektóre numery dałoby się przearanżować na czysty wokal i zagrać jeszcze raz. Zobaczymy.

Thetragon. Od lewej: Dariusz Kerl, Wojciech "Świerszcz" Wojtyczek, Vinnie Moon (Tomasz Wiśniewski), Wacław Wolan
Tomek: Po reaktywacji zespół wyraźnie zmienił swój styl muzyczny. Teraz jesteście jakby zupełnie innym zespołem. Gracie power metal czy może jakiś inny podgatunek metalu?

Wojtek Wojtyczek: Nam samym sobie trudno nadać sobie jakąś nalepkę. Najlepiej, gdyby słuchacze to ocenili, ale jest to na pewno jakiś rodzaj heavy metalu.

Wacław Wolan: …albo hard rock.

Tomasz Wiśniewski: Są też elementy doom metalu, jeżeli mielibyśmy się odnieść do stylistyki. Na pewno nie ma w tym thrashu. Tempo raczej umiarkowane.

Wojtek Wojtyczek: Gramy to, co czujemy.


Tomek: Dlaczego zrezygnowaliście z death metalu?

Dariusz Krel: Ponieważ z kompilacjami osobowości, które się spotkały, już nie dałoby rady tego zrobić. 

Marcin Kielar: Nasz wokalista nie śpiewa growlem, więc nie nadawałby się do death metalu, choć jest świetnym gitarzystą.

Wojtek "Świerszcz" Wojtyczek
Wacław Wolan: Każdy z nas jest inny i jakby pochodzi z innej epoki. Ja jestem rocznik Black Sabbath.

Marcin Kielar: Wacek to jeszcze z dinozaurami chodził po świecie. (śmiech)

Wojtek Wojtyczek: Myślę, że zrezygnowaliśmy z death, bo czujemy, że jesteśmy dojrzalsi i chcieliśmy się doskonalić.

Tomek: Czy po tych wszystkich zmianach w składzie myślałeś też o zmianie nazwy?

Wojtek Wojtyczek: Był taki plan na początku, ale chłopaki przekonali mnie, żeby utrzymać nazwę, więc została. A poza tym cały czas gramy kawałki z drugiej płyty Thetragonu.

Tomek: Od ostatniego wywiadu ze Sławkiem Orwatem tutaj minęło trochę czasu. Nastąpiły jakieś zmiany w zespole?

Wojtek Wojtyczek: Mamy nowego perkusistę Darka, ale poza tym jakiś specjalnych zmian nie było.

Tomek: Jakiś czas temu wydaliście EP-kę Wings of Destiny zawierającą długogrające melodyjne cztery numery: And I see, Somewhere, Silent Tear, Wings of Destiny. Czyje są to kompozycje i kto układał teksty?



Wojtek Wojtyczek: EP-ka powstała jeszcze przed dołączeniem Tomasza do zespołu. Szkielety kawałków uformowałem w domu, a potem Marcin dokładał solówki. Samymi szkieletami zająłem się osobiście, podzieliliśmy ilości: co pod wokal, a co na gitarę. Co do tekstów, ja napisałem jeden, reszta należy do Tomka.

Tomasz Wiśniewski
Tomasz Wiśniewski: Z formowaniem kawałków i pisaniem tekstów wiąże się historia mojego dołączenia do Thetragonu. Wojciecha spotkałem u naszego przyjaciela, gdzie podobnie jak on wynajmowałem pokój. Tam jakoś się zgadaliśmy i on przedstawił mi swoją muzykę. Kompozycje i stylistyka bardzo mi pasowały, a akurat zespół szukał wokalisty. Napisałem wszystkie słowa do piosenek oprócz  Cichej łzy (Silent Tear), do której Wojciech napisał tekst, po bolesnym przeżyciu.

Tomek: Ballada z dużym ładunkiem emocjonalnym pod tytułem Silent Tear zawiera dwie wersje, polską i angielską. Jest to hołd dla Piotra, twojego brata?

Wojtek Wojtyczek: To jest tekst, który jest dla mnie bardzo osobisty i oparty na prawdzie. Tę piosenkę napisałem dla mojego brata, który był basistą Thetragonu. On już jest teraz po tamtej stronie i mam nadzieję, że załatwia nam koncerty na przyszłość. Teraz wreszcie mogę o tym spokojnie mówić, minęło już czternaście lat od jego śmierci i pogodziłem się z tym, tak jak napisałem w tekście. Mam nadzieję, że jest w dobrym miejscu, bo był dobrym człowiekiem. Zespół reaktywowałem dla niego. Pamiętam, że dzień przed śmiercią powiedział mi: „Młody musisz grać dalej bez względu na wszystko, co miałoby się stać! Thetragon musi grać! Ta kapela kiedyś będzie wielka!”. Piotrek był cztery lata starszy ode mnie. Był prawdziwym starszym bratem, za złe negował, za dobre wychwalał, a oprócz tego był moim przyjacielem. Wspólna muza, wspólne dzieciństwo... Co mogę więcej powiedzieć? Myślę, że czuwa nade mną i naszym zespołem,


Tomek: Thetragon powoli odbudowuje swoją markę. Macie za sobą wygraną na liście Polisz Czart z piosenką Wings of Destiny, wydaliście EP-kę, zaraz ruszacie w trasę. Co potem w planach? Kiedy spodziewać się LP?

Wojtek Wojtyczek: Mamy w planach wydanie płyty jeszcze w tym roku.

Tomasz Wiśniewski: Postanowiono, że w tym roku nagrywamy!

Thetragon podczas koncertu w St. Moritz Club w Soho. Fot. Piter Piotr (Facebook)
Wojtek Wojtyczek: Skoro Tomasz tak powiedział... (śmiech). Oprócz tego, że gramy, wszyscy pracują. Mieszkamy w Londynie i okolicach. Marcin i Wacław mieszkają poza Londynem. Staramy się grać razem chociaż raz w tygodniu. Czasem bywa ciężko, dlatego trudno na sto procent podać datę premiery naszej płyty.

Tomek: Album będzie w dwóch językach?

Wojtek Wojtyczek: Raczej będzie po angielsku.

Tomek: Wings of Destiny udowadnia, że jesteście już w pełni profesjonalną drużyną. Wysoki poziom i techniczne granie. Jaka jest wasza ocena tej EP-ki?



Wojtek Wojtyczek: W skali o jeden do pięciu, moim zdaniem jest na cztery z plusem, ze względu na bardzo szybki czas nagrania oraz tylko dwa miesiące wspólnych prób przed nagraniem.

Dariusz Kerl: Ja oceniam ją średnio, ponieważ była nagrana zbyt szybko.

Wacław Wolan:
Za szybko ją nagraliśmy, ale i tak dobrze wyszła.

Tomasz Wiśniewski: Na EP-ce mamy cztery utwory, plus dwa w wersji polskiej. Zachęcamy do posłuchania. Jest to pierwsze wydawnictwo Thetragon po odrodzeniu zespołu. Mamy nadzieję, że materiał się spodoba. Płyty będą dostępne również na naszych najbliższych koncertach, na które serdecznie zapraszamy! 
Marcin Kielar - gitara

Tomek:
Thetragon to także Wacław Wolan, Marcin Kielar i Darusz Kerl. Jak trafiliście do zespołu? Pomimo poszukiwań nie udało mi się znaleźć wiele informacji o was. Czy możecie opowiedzieć coś o sobie czytelnikom i fanom? 

Marcin Kielar: Przewinąłem się przez kilka zespołów w Polsce. Gitara - można powiedzieć - była moją pracą. Były wesela, bankiety itd. Oprócz tego grałem w zespołach. Zaczynałem w rockowych, pop-rockowych, później bardziej poszedłem w metal. Wojtek grał na bębnach… 

Wojtek Wojtyczek: …w Last Time. Taka formacja!

Marcin Kielar:… Wrak najpierw! A potem był Last Time. Grałem trochę w tych małych kapelach, które sobie istniały gdzieś w okolicach Krosna. 

Darek Kerl: Moja historia, jeżeli chodzi o muzykę, sięga daleko. Gram na instrumencie od dziewiątego roku życia. Później było również trochę grania weselnego, ale niedużo. Mój ojciec grał po weselach i był multiinstrumentalistą. W młodzieńczych czasach grałem z bratem muzykę jak na tamte czas dość zaawansowaną, bo thrash metal. Potem nawet w techno thrash weszliśmy. To miało być bardzo fajne brzmienie, technicznie dobrze rozpracowane, ale wojsko pozamiatało wszystko. Brat poszedł do armii, a potem wszyscy się porozjeżdżali.


Tomek: Dość imponująco, wyglądasz przy perkusji. Potężny facet i rozłożysty sprzęt perkusyjny. (śmiech)

Darek Kerl:
Zawsze rajcowały mnie duże zestawy perkusyjne ze względu na możliwości. Jeżeli w głowie ma się jakoś dobrą koncepcję na to, żeby utwór dobrze brzmiał i się go dobrze zaaranżuje, to można przeróżne rzeczy wtedy zagrać. Zestawy, na których ja gram, mają mnie zainspirować i pomóc temu wybrzmieć. Uwielbiam koloryt brzmienia i to, co można na dobrym instrumencie zagrać, jak pod wartościować czy podkreślić muzykę.

Wacław Wolan
Wacław Wolan: Moja biografia nie jest tak imponująca. Za komuny graliśmy po domach kultury i mieliśmy band Black Mirror. Dość fajnie nam szło. Heavy metalu i Black Sabbath zacząłem słuchać, odkąd brat przyniósł do domu płyty. To we mnie zostało. Ta muzyka pozostała po dziś dzień i zostanie, aż chyba znajdę się w piekle. (śmiech)

Wojtek Wojtyczek: Ty do nieba pójdziesz, bo dobry człowiek jesteś (śmiech)

Wacław Wolan: Do UK trafiłem w sumie do pracy, jak większość i nie myślałem o graniu. Kiedyś złapałem gazetę Cooltura i tam było ogłoszenie: „Polski band szuka basisty, żeby pograć sobie dla relaksu”. Była to mieszanka Węgrów i Polaków. Fajnie nam szło, ale potem to się rozpadło. Do Thetragonu to trafiłem niechcący można powiedzieć. Dość zrezygnowany, znów rzuciłem okiem na ogłoszenia w jednym z portali polonijnych, a tam czytam ponownie ogłoszenie, że szukają basisty. Zadzwoniłem, przyszedłem i jestem do dziś.
Tomek: Tomek Twój pseudonim artystyczny to Vinnie Moon. Mnie od razu przychodzi na myśl świetny gitarzysta UFO Vinnie Moor, którego z resztą obaj mieliśmy okazje poznać osobiście po koncercie w St. Albans w 2016 roku. 

Tomasz Wiśniewski:
Pomimo że jestem fanem Vinniego, to mój pseudonim nie wziął się od jego nazwiska. To wszystko było znacznie wcześniej. Jeszcze, kiedy śpiewałem w Kruku, planowaliśmy swoje pseudonimy z myślą o koncertach zagranicznych, bo moje nazwisko mogło być zbyt trudne do wypowiedzenia. „Moon” oznacza księżyc, niesie też w sobie jakąś tajemnicę, a oprócz tego jest dźwięczne. To tylko tyle. Używam w Thetragonie też swojego imienia i nazwiska. To zależy od sytuacji.



Tomek: Jesteś zafascynowany malarstwem Beksińskiego. W jakim stopniu ta pasja przenika do tego, co robisz jako muzyk?

Tomasz Wiśniewski: Obrazy i dźwięki to światy, które łączy niewidzialna nić, one się uzupełniają i przenikają nawzajem. Obrazy Beksińskiego mają coś szczególnego w sobie, co mnie porusza i na mnie działa. Wiele z nich jest mrocznych, tajemniczych, niefizycznych. Ten swoisty klimat pomaga na pewno tworzyć muzykę, jest inspiracją, której nie sposób pominąć. Pamiętam wycieczkę do Sanoka, jaką sprawiłem sobie z myślą o wystawie Beksińskiego. To było niezapomniane przeżycie. Polecam każdemu, kto jeszcze nie miał okazji tam być.

Tomek: Twój wokal w Thetragonie różni się od tego, jak śpiewałeś w Kruku. Dużo zajęło Ci przestawienie się? Przygotowywałeś się jakoś szczególnie?

Tomasz Wiśniewski: Żadnych szczególnych przygotowań nie robiłem. Wydaje mi się, że ta umiejętność zmiany wynika u mnie z naturalnego podejścia do muzyki. Pamiętam, że już od pierwszych prób wsłuchiwałem się, gdzie chłopaki stroją nisko gitary, a gdzie trzeba trochę mocy włożyć. I od takich rzeczy zależy, że akurat do danej interpretacji śpiewam tak, a nie inaczej. Jak śpiewam Cichą łzę, mam łagodniejszy wokal, dopóki nie pojawią się ostrzejsze riffy, wtedy jest inaczej. Raczej nie ma w tym żadnej kalkulacji czy przygotowań, to jest naturalne u mnie tak, jak u każdego muzyka. 



Tomek: Niektórzy twierdzą, że polski metal czasy świetności ma za sobą, co przyznał też w rozmowie ze mną i ze Sławkiem tutaj Grzegorz Kupczyk („Sprzedaż płyt w Polsce jest taka, a nie inna, a przez miesiąc, czy dwa sprzedamy tych płyt za granicą więcej, niż przez rok w Polsce”) Czy to jest jeden z powodów, że Thetragon emigrował? 

Wojtek Wojtyczek:
To nie tak, że wyemigrowaliśmy, żeby grać. Tak się nasze życie potoczyło, że udało się reaktywować Thetragon w Londynie, a nie gdzie indziej. Nie byłem do końca tego pewny, że to się uda, bo wyjechałem głównie z powodów osobistych. Marcin dołączył trochę później, a resztę składu poznaliśmy tutaj. Polski metal jest świetny. Mega kapele jak wyżej wymieniany już na przykład Decapitated.

Tomasz Wiśniewski: Jest wiele młodych, zdolnych zespołów w Polsce, które być może nie mają możliwości, żeby się wypromować. Myślę, że wiele zależy od podejścia, bo jeżeli chcą grać, to można wszędzie, gdzie coś się dzieje. Podobnie płyty tak naprawdę można nagrywać w każdym miejscu. Martwi to, że w Polsce, moim zdaniem brakuje wsparcia pomiędzy kapelami. Jest pewna wyczuwalna zawiść, zazdrość, dlatego często nie ma współpracy. Tutaj jest większa chęć kooperacji, tego wspólnego grania, wspierania się. Tego zawsze mi brakowało w Polsce. To jest moje zdanie, być może to się troszkę zmieniło, odkąd wyjechałem, ale zamiast się wspierać i pomagać sobie, zawsze wyczuwałem jakiś dystans pomiędzy zespołami. Po prostu nie trzeba negować innych, bo to jest bez sensu. Tego hejtu jest za dużo moim zdaniem.

Tomek: Pochodzicie z Krosna – z tego samego miasta co Decapitated, Krusher, Utopia, MoshMachine i wiele innych. We wrześniu gracie swój pierwszy koncert po odrodzeniu zespołu właśnie w Krośnie. Zdaje się, że jest to koncert w ramach waszej trasy Wings of Destiny, w którą ruszacie po Polsce i Wielkiej Brytanii. Jak uczucia?

Wojtek Wojtyczek: Tak, to nasz pierwszy koncert po odrodzeniu w naszym kraju, w Krośnie. Trudno powiedzieć jak uczucia. Na pewno się wzruszę. Nie wiem jak chłopaki. Myślę, że będzie ciekawe przyjęcie. Później gramy na festiwalu KrushFest w Jaśle. Oprócz nas zagra też Hunter, Krusher, Thermit i Steel Velvet.

Tomasz Wiśniewski: Krosno Iron Klub jest miejscem, które szczególnie miło wspominam jeszcze z czasów, gdy śpiewałem w zespole Kruk. Poznałem tam wielu wspaniałych ludzi, z którymi mam nadzieję znów się spotkać, dlatego cieszę się ogromnie. Mamy również koncerty w Rzeszowie w klubie Vinyl z zespołem Iscariota i Styxx i oczywiście największy na Podkarpaciu festiwal Krushfest. Oprócz tego zagramy w Chorzowie w Leśniczówce z zespołem Styxx i Nocna Straż. 


Tomek: Świetny skład bandów! Wygląda na to, że Thetragon wraca pełną parą i tego wam bardzo życzę!

Wojtek Wojtyczek: My sobie tego również życzymy.

Dariusz Kerl photo by @krizphoto

12 sierpnia 2018 zespół Thetragon wydał oświadczenie, w którym poinformował, że z powodów osobistych z zespołu odszedł gitarzysta Marcin Kielar.
Opracowanie tekstu Anna Piątkowska

Tomasz Piątkowski: Urodziłem się w 1982 roku i należę do pokolenia zmian systemowych w Polsce. Pochodzę z miasteczka Jelcz Laskowice, w którym powstawały słynne ciężarówki. Do mojego zainteresowania muzyką przyczynił się szkolny radiowęzeł, z którego po raz pierwszy usłyszałem kawałek zespołu Metallica pod tytułem “One”, od którego zaczęła się moja fascynacja muzyką. Od tamtego momentu, zupełnie zelektryzowany magią gitary Kirka Hammeta. Poświęcałem niemal każdą wolną chwilę na zgłębianie wiedzy o muzyce. Dużo czytałem. Początkowo wciągnęły mnie bez reszty ciężkie brzmienia death metalu, a z czasem poszerzyłem swoje zainteresowania o hard rock, punk i klasyczny heavy metal, którego stałem się fanem. W miarę poznawania historii tych gatunków starałem się także uczestniczyć w koncertach i festiwalach. Najmilej wspominam legendarne już festiwale Woodstock w Żarach (2001, 2002, 2003), które zapadły mi w pamięć dzięki ich niepowtarzalnej atmosferze. Dziś staram się poszerzać swoje horyzonty muzyczne o poezje śpiewaną, blues i w mniejszym stopniu jazz. O muzyce rockowej wiem zapewne równie wiele, co o historii, która jest drugą z moich namiętności. Obie traktuję jako źródła niekończących się wątków do rozmów i dyskusji, które z chęcią i upodobaniem jestem w stanie prowadzić z każdym, o każdej porze dnia i nocy. Przybycie na Wyspy Brytyjskie pozwoliło mi poznawać tutejszą scenę muzyczną, otworzyło przede mną możliwości uczestnictwa w koncertach, a czasem nawet osobistego spotkania z legendami świata muzyki jak chociażby występ grupy UFO w St Albans w 2016 roku, po którym na backstage'u spotkałem się osobiście z członkami zespołu. Od niedawna stawiam pierwsze kroki w roli dziennikarza. Uczestniczyłem już w wywiadzie z Lubelską Federacją Bardów oraz z  legendą polskiego heavy metalu Grzegorzem Kupczykiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz