wtorek, 20 grudnia 2016

Jesteśmy załogą jak RUDY 102 - ze zwycięzcami 24 Notowania Listy Przebojów Polisz Czart łódzką grupą Naked Root rozmawia Sławek Orwat

fot. Robert Łabuz, stylizacja Magda Karasek
- Dlaczego właśnie Nagi Korzeń?

Tomek Krawczyk: Hmm, no stomatologicznie się kiedyś na próbie zrobiło (śmiech). Takie moje narzekanie po wizycie u dentysty i jakoś tak padło Nagi Korzeń – ooo, zaskoczenie: po english Naked Root - fajnie brzmi. I tak zostało!

Arek Wieczorkowski: Hahaha! Jak wyjaśnił to Tomek, jest to termin stomatologiczny. Można też jednak odwoływać się do jakiegoś tam powrotu do korzeni muzyki itd. Myślę, że każdy może sobie jakoś tego "korzenia" po swojemu interpretować, ale… próby nie są tylko od grania, a ponieważ każdy z nas lubi kino i rozmawiamy czasami o filmach, to kiedyś gadaliśmy sobie na temat filmów przyrodniczo-przygodowych dla dorosłych (śmiech)… i resztę możesz sobie sam Sławku dopowiedzieć. Więcej nie powiem (śmiech).
Maciej Morawski: Owszem, jest kilka wersji pochodzenia naszej nazwy, ale najbardziej poprawną politycznie będzie jednak ta przedstawiona przez Tomka Krawczyka (śmiech).


Jola Górska
Jola Górska: Szczerze mówiąc, na początku - głównie przez te skojarzenia - nazwa kapeli mi się nie podobała, bo to taka typowo męska nazwa (śmiech). Oczywiście chciałam, żeby była inna, ale nie dało się przekonać chłopaków. Mogłam tylko gadać i narzekać. Później już się przyzwyczaiłam i został Nagi Korzeń, a ja jego członkiem hahaha.

Tomek Hubicki: Ja tylko dodam - brzmi nieźle, może budzić różne skojarzenia - a więc to dobra nazwa dla zespołu (śmiech).

- Swoją muzykę określacie, jako szeroko pojęty rock z progresywnymi hard rockowymi inklinacjami. Kto was natchnął, aby iść właśnie w tym kierunku i czyja muzyka stanowiła dla was inspirację?

Jola: W dzieciństwie słuchałam różnej muzyki, ale odkąd pamiętam miałam słabość do ballad rockowych. Zawsze trafiały głęboko do serducha. Od zawsze uwielbiam The Beatles i utwór "Oh Darling"- KOCHAM!!! Zespół Guns'n'Roses również jest bliski mojemu sercu. Z biegiem czasu pasje muzyczne zaczęły się pogłębiać o takie zespoły jak AC/DC, Iron Maiden, Van Halen, W.A.S.P. i wiele innych. Ogólnie ciężkie brzmienia - co jest to co kocham.


Arek: Moje muzyczne inspiracje? Trudno do końca to wszystko ogarnąć, bo jako stary metalowiec słucham nie tylko kapel z tego gatunku, ale także sporo spod szyldu rocka progresywnego, grunge... w sumie to słucham każdej dobrej muzy.

Tomek Krawczyk 2011
Tomek: Hmm, naprawdę nie wiem co powiedzieć, bez kokieterii - przełomów i uniesień po słuchaniu muzyki miałem dużo. Pierwsza taśma rodziców w domu - pani Anny Jantar, pierwsza płyta i wymodlony adapter (jeszcze mono) - Lady Pank. Voo Voo. A potem zaczęła się moja przygoda z gitarą i już poleciało: Jimi Hendrix, Led Zeppelin, potem The Police, Rush, Yes (bardziej ten "popowy" z Trevorem Rabinem), Van Halen, Vai, Satriani i inni nowocześni "wymiatacze". Z czasem zacząłem odkrywać inne, mniej szybkie i mniej techniczne gitarki. Dorosłem np. do Jeffa Becka, zasłuchiwałem się Toto i Stevem Lukatherem, pojawił się jazz: Allan Holdsworth, Scott Henderson, Pat Metheny.


Sporo by wymieniać. Przyznam się, że jak jest chwila na słuchanie muzyki i poobcowanie z nią, wybieram taką, gdzie nie ma gitary (śmiech). Wtedy nie ma jakiegoś analizowania, "zboczenia" np. skąd takie brzmienie lub jak zagrane. Jak jest gitara, ciężko mi usłyszeć całość (śmiech). Ostatnio np. fortepian pana Leszka Możdżera kupuję w całości. Mam też momenty, kiedy myślę, że najdoskonalszą i najtrudniejszą muzyką jest cisza, bo w niej dzieje się najwięcej. Tak mi się poważnie powiedziało (śmiech).

Strykow - 2016
Huba: Jeśli chodzi o inspiracje muzyczne, to wychowałem się przede wszystkim na The Police i grupie Rush, czyli na dwóch zespołach ze znakomitymi, śpiewającymi basistami. Z polskich muzyków dołączyłbym jeszcze Lecha Janerkę. Dzisiaj słucham przede wszystkim rocka - Foo Fighters, Red Hot Chili Peppers, Skunk Anansie i wiele innych. Nie zamykam się jednak również na inne gatunki muzyczne, zwłaszcza jeśli słyszę, że w zespole fajnie gra bas (śmiech). Lubię muzykę Jamiroquai, ostatnio przypomniałem sobie też popowe kawałki Paula Younga z lat 80-tych ze znakomitym Pino Paladino na basie bezprogowym. Inspirujący dla mnie są również tacy jazzowi giganci gitary basowej jak Marcus Miller, Jaco Pastorious, Stanley Clarke czy Victor Wooten.


Maciek: Moje inspiracje... ciężko powiedzieć. To przede wszystkim muzyka dobra bez znaczenia jaki to gatunek.

Arek i Tomek Krawczyk 2016
- W tym roku obchodziliście swoje 5-lecie istnienia. Jak oceniacie ten czas i czy jesteście obecnie waszym zdaniem w takim miejscu, w jakim powinniście, czy czujecie niedosyt?

Arek: Kiedy to zleciało? Nie czuję tego (śmiech). A tak serio, to trudno jakoś ocenić ten czas, ponieważ można było coś przyśpieszyć, coś poprawić… ale nic nie dzieje się przypadkiem i chyba tak musiało być. Nie ma co narzekać i oglądać się wstecz, tylko robić swoje i iść do przodu!!!

Huba: Czas strasznie szybko leci… Z perspektywy czasu wychodzi mi, że pierwsze dwa lata to były trochę eksperymenty - co by tu sensownego zagrać. Po przyjściu Tomka Krawczyka zaczęło to nabierać kształtu, natomiast z Maćkiem Wróblewskim na wokalu nabrało fajnego, hardrockowego charakteru. Potem przyszedł pewien zastój po jego odejściu, ale kiedy pojawiła się Jola wszystko zaczęło iść w dobrą stronę - regularne próby, solidna praca i w końcu efekty - płyta, koncerty, teledysk, oby tak dalej. Zawsze chciałoby się więcej i lepiej, ale ja mam poczucie, że to na razie mój najlepszy czas jeśli chodzi o muzykę.


Maciek  Iron Horse 2016 (fot. Bartek Kaszuba)
Tomek: Kurcze, jakoś mi się to nie kalkuluje… Czuję się jakbyśmy byli świeżaki (śmiech). A tak na poważnie, to nie czuję tego czasu. Jakoś bliżej mi do 2 lat, od momentu kiedy Jola wpadła do nas. Mimo nazwy, która była wcześniej i olbrzymiej pracy Maćka - byłego wokalisty, dopiero po przyjściu Joli poczułem ze jesteśmy załogą jak RUDY 102, czy Załoga G (śmiech). Się wzruszę, ale uwielbiam być z tymi "cholerami" i robić wspólnie to, co robimy. I pewnie to dlatego tak działa. Tak naprawdę to w 1.5 roku płyta, promocja etc - sporo nam się udało, nie mam niedosytu. Pewnie mogliśmy zrobić coś lepiej, szybciej, ale nawet jeśli nie wychodzi, to nie jest to klęska, a raczej doświadczenie i mądrość na przyszłość

Maciek: Niedosyt… tak, on zawsze będzie towarzyszył, bo przecież przez te pięć lat można było zrobić coś znacznie lepiej, szybciej albo zupełnie inaczej.


Z drugiej strony, pięć lat to nie tak wiele. Wszystko zależy do czego te pięć lat porównamy. W przypadku NR były to lata zmian, ciągłej pracy, poprawiania tego, co już raz zostało zagrane. Z perspektywy czasu wydaje mi się jednak, że każdy dzień z tych pięciu lat był nam potrzebny.

Jola: W moim przypadku są to 2 lata. Przez ten czas podszkoliłam się muzycznie i nie tylko (śmiech). Czasem muszę się jakoś bronić przed czterema facetami (śmiech). Niedosytu jako takiego nie ma. Wydaje mi się, że przez ten czas wiele się wydarzyło: płyta, teledysk, promocja itd. Jesteśmy we właściwym miejscu.

- Dotychczasowa działalność waszego zespołu to koncerty na scenach lokalnych klubów muzycznych. Od lat mam kontakt z zespołami Ziemi Łódzkiej i z tego, co mi mówiono, wsparcie tzw. "czynników oficjalnych" dla muzyki rockowej w regionie łódzkim nie wygląda najlepiej. Jak to jest z waszego punktu widzenia?

Jola: Nie wygląda to najlepiej. W Łodzi jest mało miejsc gdzie można pograć mocniejszą muzę, ale i tak jest ogromna motywacja, żeby robić, to co robimy.

Arek Wieczorkowski

Arek: Myślę, że to nie tylko problem Łodzi. Ogólnie muzyka rockowa jest gdzieś w niszy. Niestety, radia komercyjne grają to, co muszą grać i to wszystko ma przełożenie na kształtowanie gustów muzycznych społeczeństwa. Ma to też przełożenie na kluby, festiwale itd. To problem bardziej złożony i można by tu napisać książkę na ten temat, ale to tylko moje zdanie…


Huba: No cóż... a jest w ogóle jakieś wsparcie "czynników" dla muzyki rockowej w innych regionach Polski? Ale może to i lepiej jak trzeba do wszystkiego dojść ciężką pracą, bo wtedy bardziej się ceni każdy mały sukces. Rock ogólnie nie jest chyba w tej chwili w mainstreamie, ale gramy go, bo to lubimy.

Arek Wieczorkowski
Tomek: Faktycznie, tak sobie to wygląda. W zasadzie chyba oprócz festiwalu Rockowisko w ŁDK i przeglądu "Zderzak" w Zgierzu nic więcej nie ma. Mało jest też miejsc czy klubów, gdzie można zagrać koncert z mocniejszą rockową muzą. Jest jak jest, trza robić swoje (śmiech).

- Arku, opowiedz historię o tym, jak straciłeś... dzieciństwo.

Arek: Moja muzyczna "zabawa"zaczęła się dość wcześnie. Miałem 5,5 roku, kiedy rodzice zabrali mnie na jakąś imprezę do ciotki, która uczyła w szkole muzycznej. Zaczęło się od sprawdzania słuchu i po pół roku byłem gotowy, żeby w wieku lat sześciu wystartować do szkoły muzycznej w klasie fortepianu i właśnie tak zabrano mi dzieciństwo (śmiech). Dopiero po jakimś czasie okazało się, że była to decyzja słuszna.

- Szkoły muzyczne nie są raczej nastawiona na rockowe granie? Kiedy i gdzie w takim razie złapałeś bakcyla ostrego łojenia?

Arek: W szkole wiadomo... granie klasyki, ale już jako dzieciak słuchałem muzyki rockowej (wtedy na topie były Perfect, Lady Pank,Republika itp.). Pierwszy koncert zaliczyłem chyba w drugiej klasie podstawówki - a był to Perfect - na który poszedł ze mną ojciec po tym, jak mu długo trułem (śmiech). Ale wracając do szkoły, to miałem nawet niezłe sukcesy, popisy i z reguły najwyższe oceny na egzaminach, a w drugiej klasie udało mi się nawet zagrać w Łódzkiej Filharmonii! Mając 12 lat poznałem w szkole braci Marciniaków (obecny Varius Manx) i tu zaczęła się "jazda"! Padło pytanie: "czego ty słuchasz!?" Ja, że to i tamto. W odpowiedzi dostałem pytanie pomocnicze: "czego ty k...a słuchasz???!!!" (śmiech). "Posłuchaj Iron Maiden, Metalliki, WASP, Saxon, AC/DC" itd i... posłuchałem.


Tak zaczął kształtować się mój kierunek muzyczny. Mając 14-15 lat zaczęliśmy pierwsze próby, podczas których miałem nawet śpiewać, ale nie był to dobry pomysł tym bardziej, że na "hebel" poszły kawałki Iron Maiden i Mercyful Fate (śmiech). Początek już jednak jakiś był. Oczywiście nie chciałem grać na klawiszach, tylko na gitarce i czegoś tam się nawet nauczyłem.

Tomek Krawczyk - Zgierz 2016
- A jak wyglądało Tomku twoje muzyczne dorastanie?

Tomek: Moja przygoda z gitarką zaczęła się w 6-7 klasie podstawówki. Tata robił porządek w piwnicy i znalazł deskę z gryfem jakieś "rzemieślniczej" gitary. Pusta decha z jedną struną przymocowaną na jakiś drewniany kołek. Podłożyłem pod strunę mikrofon od magnetofonu MK125 i podłączyłem do starego radia. Wow!!! Brzdąkałem, wystukując rytm prawą ręką na strunie do pierwszej płyty Lady Pank i zastanawiałem się, do czego służy ten gryf po lewej stronie (śmiech). Tak mi się to wtedy spodobało, że namówiłem rodziców na zakup pierwszej gitary KOSMOS. Wiem, że są tacy, którzy jeszcze pamiętają tę radziecką konstrukcję! Kształt jak od kolesi ze Scorpions i przystawki, na których można było odbierać radio. No i poszło! Oczywiście Animalsi na start, potem „Tańcz głupia tańcz” i pierwsze riffy kwintowe (śmiech) no i pierwszy „koncert” w 8 klasie podstawówki na zakończenie szkoły - dwie gitary i bębniarz pukający w werbel i wiadro na którym siedział (śmiech). Rany jaka trema! Kupa ludzi, nauczyciele i tak się zblokowałem, że stałem tyłem do publiki haha!


Arek z Tomkami - 2016
- Przez jakiś czas byłeś nawet perkusistą...

Tomek: Tak, to był ogólniak i pierwsza kapela z prawdziwymi bębnami, na których grałem dlatego, że gitarzysta był lepszy i poza tym śpiewał, więc pozostały mi pałeczki (śmiech). Na studniówce już jednak nie grałem na bębnach. Trochę grałem na gitarze i większość na klawiszach. Pamiętam nawet jak miałem nauczyć się wstępu do piosenki Savage. Z plamami sobie radziłem, ale melodyjka... masakra! Potem była druga studniówka zagrana już za pierwszą w życiu kasę z grania!

- Można więc powiedzieć, że w wiek dorosły wchodziliście już z jakimś muzycznym dorobkiem. Nie myśleliście o jakiejś stałej siedzibie?

Arek: Owszem. W wieku 16-17 lat spotkałem na ulicy szkolnego kumpla, który powiedział, że gra na bębnach i że ma basistę, którym okazał się... obecny basista korzenny Tomek Hubicki. Zrobiliśmy wtedy kilka garażowych prób i udało nam się zadomowić na jakiś czas w Łódzkim Domu Kultury. Byliśmy jednak tak "płodni", że przez pół roku zrobiliśmy zaledwie... 2 kawałki i w końcu nam podziękowano (śmiech).

- Tomku, co działo się u ciebie zanim doszło do wspomnianego spotkania z Arkiem?

Huba - Iron Horse 2016 (fot. Bartek Kaszuba)
Huba: Pierwsze dźwięki na basie zagrałem mniej więcej w wieku 14 lat. Był to rok 1983, czyli czas wielkiego boomu na muzykę rockową w Polsce. Sporo nauczyłem się chodząc z kolegami z zespołu na warsztaty muzyczne w Widzewskim Domu Kultury. Wtedy też nieodżałowany, zmarły niedługo później świetny młody basista - "Chudy" polecił mi, żebym sobie posłuchał zespołu Rush - no i posłuchałem, a później palce bolały mnie od ćwiczeń (śmiech). Potem grałem w kilku zespołach, w tym między innymi w zespole, o którym wspomniał Arek, a potem jeszcze w innym, w którym oprócz Arka grał także Tomek Krawczyk z obecnego składu Naked Root...


Tomek Krawczyk w wieku młodzieżowym
Tomek: To był mój okres studencki. Najpierw Labi i Trio Projekt, w których przez jakiś czas grał właśnie Huba, a potem Joy4You, próby w akademiku Balbina w Łodzi i pierwsze nagrania w radiu Żak. Po drodze była Cinema. Później były studia w Krakowie i granie sporadycznych sztuk w pubie na rynku, który nazywał się Maszkaron. W Krakowie odbyłem też pierwsze poważne rozmowy o gitarze i muzyce z moim nauczycielem i zarazem wspaniałym gitarzystą jazzrockowym Bogusiem Kołodziejem. Nie mam już niestety dziś z nim kontaktu, ale pamiętam jak zafiksowany byłem na punkcie Eddiego Van Halen, Steve Vaia i Joe Satrianiego, a on pokazał mi solówkę do "Rosanny" TOTO Steve Lukathera - niezapomniane przeżycie! Boguś podzielił się też ze mną szacunkiem do korzeni, czyli do bluesa i jazzu, gdzie też mam kilku wspaniałych, niedoścignionych mistrzów i wzdycham czasami słuchając tego, co oni tam wyrabiają (śmiech).

- A jak ty przeżyłeś okres studencki?

Huba: Ja podczas studiów ożeniłem się i... bas zawiesiłem na kołku. Wydawało mi się wtedy, że muzyka przestała być ważna w moim życiu. Po 10 latach zajmowania się tylko pracą i rodziną... rozwiodłem się. Był to rok 2003 i trudny dla mnie moment w życiu - poczucie pustki i samotności. I właśnie wtedy muzyka okazała się dla mnie świetnym lekiem. Trochę przypadkiem odnowiłem kontakt z przyjacielem z młodych lat - z perkusistą, z którym zaczynaliśmy granie jeszcze w podstawówce, i wraz z jego kolegą klawiszowcem zaczęliśmy grywać w warszawskim zespole No Time. Nazwa kapeli nie była przypadkowa, ponieważ wszyscy musieliśmy wtedy godzić pracę zawodową i życie rodzinne z naszym muzycznym hobby. Znaleźliśmy wokalistkę, po roku dołączył do nas Tomek Krawczyk i w takim składzie grywaliśmy z No Time przez prawie 8 lat. W końcu jednak energia zespołu wypaliła się i mniej więcej w tym czasie (przełom 2010-2011) skontaktował się ze mną Arek Wieczorkowski i zaczęliśmy próby z Maćkiem Morawskim w składzie, z którego po zmianie gitarzysty na Tomka Krawczyka i dołączeniu do składu wokalisty Maćka "Rockera" Wróblewskiego ukształtował się wczesny Naked Root.

Maciek - Zgierz 2016
- Z czego wniknęła wówczas ta zmiana i jak wyglądała twoja droga do Naked Root?

Maciek: Urodziłem się w 1982 roku, a więc w tym samym roku, w którym narodziła się Lista Przebojów Trójki i na dobre wybuchł w Polsce rockowy boom. Na perkusji gram od 16 roku życia. Przygoda z instrumentem zaczęła się dla mnie od wizyty na próbie jednego z łódzko-zgierskich zespołów, gdzie po raz pierwszy miałem okazję usiąść za bębnami. Początki były trudne, ale - jak widać - opłacało się. Na mojej muzycznej drodze miałem przyjemność pracować z wieloma zespołami. Na początku były to zespoły amatorskie, jednak z biegiem czasu poziom zarówno mojej gry jak i zespołów, z którymi współpracowałem wzrastał i przez te wszystkie lata udało mi się zgromadzić spory bagaż doświadczeń zarówno koncertowych jak i studyjnych.

- A jak ty Arku wspominasz tamten czas?

Arek: U mnie nieźle się wtedy kotłowało. Najpierw próbowałem zrobić coś w stylu hard'n'heavy, a przy okazji zahaczyłem nawet o kapelę spod znaku thrash metalowego. Jakiś czas później dostałem cynk od kumpla, że potrzebują klawiszowca do kapeli grającej rocka progresywnego i dość szybko zrobiliśmy pierwsze nagrania. Jak na tamte czasy to było... wow! Magnetofon miał chyba 8 śladów, ale już niedługo wskoczyliśmy na wyższy pułap, bo zrobiliśmy pojedyncze nagrania w studiu Piotrka Jełowickiego, a jeszcze później zrobiliśmy sesję w Radiu Łódź i to już było duże wow!!! Podczas sesji radiowej brakowało nam gitarnika. Pomimo fajnie zrobionych nagrań, z różnych względów dość szybko rozstaliśmy się z wokalistą. Wtedy dołączył do nas nieżyjący niestety już Boguś Michalonek - w tamtym czasie ikona łódzkiej sceny alternatywo-undergroundowej. Projekt o nazwie Lancelot padł śmiercią naturalną i zaczęła się współpraca z Bogusiem pod szyldem jego kapeli Cinema. Idylli jednak nie było i dość szybko, bo po zarejestrowaniu chyba trzech numerów w Radiu Łódź rozstaliśmy się. Jednak parcie, żeby coś dalej działać było i na początku XXI wieku pod szyldem Deja-Vu zrobiliśmy kolejną rejestrację naszych kawałków w studio Tonn - tym razem z wokalistką. I wtedy ponownie pojawił się w moim życiu Tomek Krawczyk, który znowu fajnie wywiązał się ze swojej roboty.

- Miałeś też lata zastoju...

Tomek Krawczyk 2011
Arek: Tak, dalsze lata to jednak lekkie zwątpienie w moje muzyczne marzenia i odpoczynek - oczywiście nie do końca, bo cały czas coś tam do "szuflady" się robiło. Chyba w roku 2008 przyszedł do mnie znajomy i zapytał jak mi się podoba to, co zrobił i czy nie pograłbym? OK, czemu nie? W domu też można coś pokombinować i... wróciły duchy przeszłości (śmiech). W domu??? To lipa!!! Trzeba było zebrać skład i chyba w 2010 roku poznałem Maćka Morawskiego, naszego obecnego bębniarza i tu - uwaga!!! - znów pojawił się Tomek Hubicki. W międzyczasie przewaliło się sporo osób śpiewających i do końca chyba sami nie wiedzieliśmy, co tak naprawdę chcemy grać. Rozstaliśmy się z gitarzystą i wtedy nastąpił szybki tekst do Huby, który grał równocześnie w Warszawie we wspomnianym już No Time właśnie z Tomkiem Krawczykiem: "zaproponuj mu granie". Zgodził się!

- Pamiętasz okoliczności, w których poznałeś Arka?

Tomek: Pierwszy kontakt z Arkiem to wspomniane już nagrania z Deja-Vu. Potem był Allderan i 6 lat podróży do Warszawy razem z Tomkiem „Hubą” w No Time. Kiedy nadeszła propozycja od Tomka i Arka, abym dołączył do ich nowego składu, w końcu znalazłem miejsce, w którym zakorzeniłem się na dobre (śmiech).

Z Maciejem Rockerem Wróblewskim na wokalu - Stereo Krogs 2014
- W tych waszych puzzlach nadchodzi w końcu czas na Jolę...

Jola i Arek 2016
Arek: Tak! Brakowało nam już tylko jednego elementu - wokalu. Najpierw po moich mozolnych poszukiwaniach pojawił się Maciek "Rocker" Wróblewski. Wszystko w końcu zaczęło się zazębiać i przy jego głosie wiedzieliśmy, że trzeba uderzyć w stronę mocniejszego grania z gatunku hard'n'heavy. I kiedy już wydawało się, że wszystko nareszcie nabiera tempa, z różnych przyczyn rozstaliśmy się z Maćkiem. Co dalej??? Za daleko zabrnęliśmy, żeby odpuścić. Dość mocno wertowałem ogłoszenia na portalach internetowych i w miarę szybko znalazłem to, które wstawiła Jola Górska. Poprosiłem ją, żeby przesłała nam jakieś demo czy jakieś swoje próbki wokalne i dostałem... jeden kawałek z próby – trochę kiepskiej jakości, ale jakiś potencjał w tym był. Zadzwoniłem i... nie mogłem się dogadać. Po chyba dopiero trzech miesiącach przeglądając dalej fora i grupy, znów mignęła mi gdzieś jej osoba. Zadzwoniłem więc po raz kolejny, czy jest zainteresowana przyjściem na naszą próbę. Zaproponowałem Joli, że wyślę jej podkłady i chyba jakoś we wrześniu 2014 pojawiła się na naszej sali. Zaczęliśmy grać, Jola zaśpiewała i kopary nam opadły!!!

- Jesteś bardzo młoda. Można wręcz powiedzieć, że jesteś w takim wieku, kiedy jeszcze wypada z kobietą rozmawiać o jej wieku. W jaki sposób osiągnęłaś już tak wiele w tak krótkim czasie?

Jola - Iron Horse 2016 (fot. Bartek Kaszuba)
Jola: Nigdy nie miałam dużego parcia na to, żeby występować na scenie. Chciałam po prostu robić to, co kocham. Wszystko zaczęło się od tego, że razem z moimi starszymi siostrami śpiewałyśmy piosenki Ich Troje (śmiech). Do dziś mam nawet ich autografy z dedykacją!!! Był to czas świetnej zabawy! (śmiech). Na pytanie "kim chcę być w przyszłości" odpowiedź brzmiała - piosenkarką! I tak jest do dziś. Sama zaczęłam śpiewać w wieku 7 lat. Bardzo pomógł mi w tym mój tata, który zawsze mnie wspiera i dopinguje mi. Zawdzięczam mu bardzo dużo. Nauczyłam się wtedy obsługiwać keyboard, dzięki czemu mogłam działać. Śpiewałam prawie wszystko. Najbardziej denerwowałam się, kiedy tata mnie poprawiał. Potrafiłam nawet rzucać mikrofonem! W międzyczasie brałam udział w różnych konkursach i festiwalach. Oczywiście z wyróżnieniami i podium (śmiech). Zawsze zjadał mnie stres, ale z biegiem czasu wszystko zaczęło znikać i została sama przyjemność z tego, co robię. W wieku 12 lat w grę weszły chałtury.




Początki były ciężkie. Wszyscy na mnie patrzyli, ale czułam satysfakcję, że to co robię, podoba się innym. Na chałturach śpiewam do tej pory. Później wzięłam kilka lekcji wokalistyki. Zawsze marzyłam, żeby znaleźć zespół. Moja siostra mnie wyprzedziła. Przyszła wieczorem i oznajmiła mi, że za chwilę ktoś do mnie zadzwoni i po chwili zadzwonił do mnie Arek - klawiszowiec Naked Root. Wysłałam mu próbkę mojego głosu. Był to kawałek "Knocking on heaven's door" w wersji Guns N' Roses. Umówiliśmy się na próbę. Nauczyłam się dwóch utworów Naked Root: "Progress" i "Cris". I tak już z nimi zostałam.

Arek: Aklimatyzacja Joli była na tyle sprawna, że w już grudniu zagraliśmy pierwszy koncert, a potem podgoniliśmy z materiałem i w wakacje 2015 roku weszliśmy do studia Manximum Records Pawła Marciniaka, gdzie zrealizowaliśmy cały materiał! I takim to sposobem dojechaliśmy do obecnego momentu.





Jola4 - Zgierz - 2016
Płytę wydaliśmy własnym nakładem, clip "Now And Then" promujący płytę także.

- Z przecieków wiem, że istnieje dość zabawna historia związana z realizacją tego teledysku (śmiech). Powiedzcie coś więcej na ten temat.

Teledysk 2016
Tomek: Hmm, zabawne, powiadasz (śmiech). Jako człek wychowany na Star Wars opiszę to tak: podczas zdjęć - bezustanne i nieustające naloty eskadr J-Wings (znanych jako jaskółki). Straty w ludziach: brak. Straty w sprzęcie: ufajdane bębny, wzmaki - pociskami średniego kalibru, tym razem Moc była z nimi, ale w końcu to my byliśmy intruzami. No i nocne wykopki samochodu z piachu. Widok “gwiazdorów” z łopatami i latareczkami piękny heheh - tak na koniec wyprawy lekka lekcja pokory.





 Tomek Krawczyk podczas realizacji clipu
Arek: Na początek latające ptaki strzelające pociskami, gdzie popadnie, zakrywanie i odkrywanie sprzętu (śmiech). Naturalne solarium i coraz bardziej czerwone twarze, no i oczywiście na zakończenie, jak przystało na prawdziwe gwiazdy, zakopał się samochód i gwiazdy rocka z latareczkami i łopatami ganiały dookoła tego samochodu (śmiech), a godzina była jakaś „świeża”, bo było grubo po północy (śmiech).

Maciek: Myślę że wszystkie historie poboczne mogłyby dać plan dla kolejnego całkiem fajnego klipu, jednak z tym to spokojnie - pożyjemy, zobaczymy.

Jola: Historia owszem zabawna, ale najlepsze jednak były miny chłopaków, kiedy jaskółki ufajdały im sprzęt. Jak dobrze mieć tylko mikrofon (śmiech). Na szczęście żaden z członków zespołu nie oberwał (śmiech). I na koniec to wykopywanie samochodu i chłopaki z łopatami - widok bezcenny (śmiech).

Huba: Ja tylko dodam, że wykopywaliśmy MÓJ samochód. Kiedy po tygodniu pojechałem nim do mechanika, ten po postawieniu go na kanał i zajrzeniu od spodu jęknął: “panie, gdzieś pan tym samochodem jeździł, że wszędzie tyle piachu, przecie to nie Landrover”

- Czym żyjecie poza muzyką? Jakie macie pasje?

Arek - Iron Horse 2016 (fot. Bartek Kaszuba)
Jola - Iron Horse 2016 (fot. Bartek Kaszuba)
Arek: Moje muzyczne hobby rozwija się do przodu pod każdym względem, w tym coraz bardziej także pod tym finansowym (śmiech). Zresztą zawodowo moja praca lekko pokrywa się z graniem, bo od lat zajmuję się handlem obrazami i antykami, a jakby na to nie spojrzeć, to też jest tzw. "wolny zawód", a już na pewno artystyczny. Do spółki z ojcem prowadzę galerię. Zbieram też nałogowo płyty i nie ukrywam, że mam już sporą kolekcję. A najważniejsze jest to, że moja żona i córka mocno mnie wspierają w tym wszystkim \m/

Maciek: Gra na bębnach to moja największa pasja. Poza nią - choć niezupełnie oderwana - jest realizacja dźwięku zarówno koncertowa jak i studyjna. Moja rodzina to żona oraz córka - najważniejsza osoba w moim życiu.

Jola: Moją największą pasją jest zdecydowanie śpiew. Nic innego nie pochłonęło mnie tak bardzo! Prywatnie: uczennica technikum (oczywiście nie jest to profil muzyczny), tegoroczna maturzystka. Grzeczna córka i kochana siostra. Dziękuję za wsparcie ze strony mojej rodziny! (śmiech).

Tomek Krawczyk i Tomek Hubicki -  Iron Horse 2016 (fot. Bartek Kaszuba)
Tomek: Gitara na pewno jest największa moją pasją i prawdę powiedziawszy na inne nie mam za bardzo już czasu. Prywatnie jestem natomiast szczęśliwym mężem wspaniałej żony i ojcem wspaniałej córki, którym nigdy nie przestanę być wdzięczny za zrozumienie i wsparcie w mojej zabawie z muzyką.

Tomek Krawczyk - Iron Horse 2016 (fot. Bartek Kaszuba)
- Nosisz to samo nazwisko, co Paweł Krawczyk, który od roku 2001, czyli od momentu pojawienia się jako gitarzysta grupy Hey jest głównym autorem muzyki tego jakże zasłużonego zespołu. Czy Paweł jest dla ciebie jakąś inspiracją i zarazem motywacją do osiągnięcia podobnej rangi popularności w gronie polskich gitarzystów?

Tomek: Nie wiem Sławku co odpowiedzieć. Przyznam się, że z Hey miałem spory problem, tzn z przekonaniem się do nich. Jak pojawił się boom Hey (czasy Teksańskiego) siedziałem, słuchałem instrumentalnej muzyki gitarowej i - najkrócej mówiąc - nie załapałem się. Koło 2-3 lat temu usłyszałem singiel Hey z nowej płyty w radio i zrobił na mnie olbrzymie wrażenie. Z Hey jest jak z winem, czym starsi tym lepsi. Bardzo to było zacne, dojrzałe i z klasą. Nie pamiętam tytułu. Jeśli miałbym mówić o inspiracjach gitarowo muzycznych z Polski pewnie łatwiej by mi było odnieść się do np. panów: Wojtka Waglewskiego, Jana Borysewicza czy Tomka Krawczyka i imiennika z Zakopowera i od Meli Koteluk. Na pewno olbrzymi szacunek za to, że od tylu lat to robi i myślę, że robi to, co kocha i odnosi sukces. Marzenie wielu, nie tylko moje.


Tomek Hubicki - Iron Horse 2016
Huba: A propos Heya, to ja dodam, że od zawsze podziwiam teksty Kasi Nosowskiej - dla mnie jest godną następczynią Agnieszki Osieckiej. Jeśli chodzi o życie rodzinne - jak już wspominałem - jestem rozwiedziony i od dawna żyję w drugim związku. Mam dwóch synów z pierwszego małżeństwa i jednego w obecnym związku. Zawodowo jestem informatykiem po studiach na Uniwersytecie Łódzkim. Moje hobby to od dawna muzyka, czyli gitara basowa. Urodziłem się w roku 1969, czyli wychodzi na to że jestem najstarszy w zespole.

- Jesteś więc tylko 5 lat młodszy ode mnie. Dlaczego ludzie nazywają cię "Bąbel"?

Huba: Oooj, ta ksywka ciągnie się za mną aż od podstawówki (śmiech). Zastanawiałem się, czy nie ściemnić, że to od bąbla na palcu po intensywnych ćwiczeniach na basie, ale prawda jest taka: był kiedyś taki serial dla dzieci “7 stron świata”, może pamiętasz; i tam było dwóch kumpli - “Kapsel” i “Bąbel”. I na mnie i mojego kolegę z klasy zaczęli tak mówić, po czym Kapsel się nie przyjął, a Bąbel został. Potem jakoś przeniosło się też na szkołę średnią. Na szczęście na studiach zostałem już “Hubą”, bo przyznam że za “Bąblem” nie przepadam (śmiech).



fot. Robert Łabuz, stylizacja Magda Karasek
Strykow 2016
- Jak przyjęliście wasze wrześniowe zwycięstwo na liście Polisz Czart utworem "Angel With Broken Wing", a miesiąc później czwarte miejsce "Now And Then"? Czy jest to wasz pierwszy sukces na listach przebojów i co dała wam wygrana w naszej zabawie?

Arek: Byłem dumny, a zarazem zdziwiony i podekscytowany, że na tak prestiżowej liście jaką jest Polisz Czart było takie „wejście smoka” - tu wielkie ukłony z naszej strony dla tych, którzy na nas głosowali, bo bez tych wszystkich osób nie byłoby tego sukcesu!!! A z drugiej strony to bardzo mocny impuls do dalszej pracy - jeszcze raz wielkie podziękowania dla wszystkich którzy nas słuchają i na nas głosowali (śmiech).

Huba: Ja byłem przede wszystkim zaskoczony - wprawdzie zachęcaliśmy naszych znajomych i fanów do głosowania, ale nie sądziłem, że efekt będzie aż taki (śmiech). No i oczywiście wielka radość (śmiech) - nigdy jeszcze nasza muzyka nie była na liście przebojów, a tym bardziej na jej szczycie - wielkie podziękowania dla wszystkich głosujących i oczywiście prosimy o jeszcze (śmiech).


Rockowanie 2016
Maciek
Tomek: Przyznam się, mnie po 1 miejscu Angela… zatkało. Radość ogromna. To pierwsza nasza lista i jeszcze Polisz Czart i pierwsze miejsce. Super. Bardzo to miłe, ale ja zawsze trochę podchodzę do takich rzeczy z przekonaniem, że dostajemy olbrzymią życzliwość od naszych słuchaczy i jest to taki nasz “kredyt” od Nich. Reasumując z pokorą: nie “sodówka” a do roboty i z pamięcią, że część tylko to nasza zasługa. Przede wszystkim jest to sukces tych, którzy na nas głosują .

Maciek:  Pierwsze miejsce oczywiście cieszy, bo znaczy to, że muzyka którą robimy, trafia do ludzi, a co więcej, skłania ich do tego, żeby jeszcze głosować. Miło jest zobaczyć, że jest się docenianym.

Jola i Tomek - Iron Horse 2016 (fot. Bartek Kaszuba)
Trzeba przy tym jednak zauważyć, że wszystkie kawałki z naszej płyty są wykładnikiem upodobań muzycznych każdego z nas i nie zostały napisane w celu wygrywania.

Jola: Dla mnie bardzo duże zaskoczenie. Wielka radość. To pierwsze nasze zwycięstwo na takiej liście. Ale trzeba pamiętać, że zawdzięczamy to naszym słuchaczom, za co wielkie ukłony dla nich. Wygrana dała nam większego kopa do dalszej pracy, do ulepszania tego co robimy.

- Najpierw wielkie dzięki za tyle miłych słów pod adresem mojego "dziecka", czyli Listy Listy Polisz Czart (śmiech), a teraz ważne dla mnie pytanie: Jakie jest wasze muzyczne credo? Czy obecne brzmienie Naked Root jest już wykrystalizowane, czy też styl zespołu wciąż jeszcze ewoluuje?



Iron Horse - 2016 (fot. Bartek Kaszuba)
Arek: Jeżeli chodzi o mnie, to nigdy nie popadam w samozachwyt i wiem, że cały czas trzeba mocno pracować i patrzeć do przodu. A co do ewolucji… chyba dalej idziemy do przodu i cały czas coś się zmienia na dobre, ale trzeba cały czas dążyć, żeby było lepiej.

Huba: Ja przede wszystkim chcę czerpać radość i energię z grania. Wierzę, że wtedy ta energia udziela się słuchaczom. Poza tym, stale rozwijać się jako muzyk. Myślę, że rozwój muzyczny wszystkich nas będzie wpływał na ewolucję stylu NR.

Tomek: Chyba ewoluujemy (śmiech). Czas to pokaże i zweryfikuje pewnie na drugiej płycie. Sam jestem ciekawy (śmiech). Myślę, że od strony gitar rdzeń już chyba mam, ale cały czas kombinuję i końca nie widać. Jako całość wiemy, co chcemy zagrać, wiemy, co możemy, a czego nie możemy, bo np. nie potrafimy. Myślę sobie, że jeśli nie będzie ewolucji i progresu - uschniemy. Lepiej dla nas jak będziemy kombinować i “szarpać się”, niż kalkulować i odcinać kupony nawet, jeśli nie będzie wychodzić to lepiej. Tego nam życzę.

Iron Horse 2016
Maciek: Jaki jest Naked Root dzisiaj, można usłyszeć na naszej płycie. Biorąc pod uwagę fakt, iż każdego dnia uczymy się nowych rzeczy, poznajemy nowe sytuacje, odkrywamy w pewien sposób samych siebie, to i NR zacznie się zmieniać. W jakim kierunku podążać będą zmiany, tego sami pewnie jeszcze nie jesteśmy świadomi.

- Jakie macie plany na najbliższy rok i jakie są wasze największe muzyczne marzenia?

Rockowanie - 2016
Jola - Iron Horse 2016 (fot. Bartek Kaszuba)
Arek: Jeżeli chodzi o plany, to grać jak najwięcej koncertów, a marzenia??? Nie mam specjalnych wymagań - chętnie zagram wspólny koncert z Saxon - hahaha.

Huba: Plany, to jak już powiedział Arek, grać jak najwięcej koncertów, brakuje nam tego. Jednocześnie na pewno będziemy pracować nad nowym materiałem. Marzenia: grać koncerty w ciekawych miejscach, z dobrym nagłośnieniem, dla dużej publiczności. Nagrać kolejną płytę, z której będziemy zadowoleni i która spodoba się słuchaczom.

Tomek: Plany: grać i grać. Marzenia: grać i grać.

Maciek: Trafiać do jak najszerszego grona zadowolonych słuchaczy.

Jola: Najbliższe plany: grać, grać i grać. Marzenia: grać, grać i grać (śmiech).

- I tego najbardziej wam dziś życzę...

Iron Horse - 2016

Z muzykami łódzkiej formacji Naked Root:
Jolą Górską (wokal)
Arkiem Wieczorkowskim (instrumenty klawiszowe)
Tomkiem Krawczykiem (gitara)
Tomkiem Hubickim (bas)
Maćkiem Morawskim (perkusja)

rozmawiał
Sławek Orwat

Autor dziękuje całemu Zespołowi, a szczególności Magdzie Karasek i Tomkowi Hubickiemu za wszystkie starania i materiały związane z wywiadem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz