wtorek, 13 września 2016

Marek Jamroz: Ga-Ga Zielone Żabki - Nowy Porządek (2016) Polska

Na nową płytę zespołu GaGa Zielone Żabki czekałem od jesieni zeszłego roku. Materiał został nagrany już we wrześniu 2015, można było zamówić płytę w preorderze i należało uzbroić się w cierpliwość. Album po kilku przesunięciach daty premiery, oraz perturbacjach znanych tylko członkom zespołu, w końcu ujrzał światło dzienne. Mam ten przywilej, że dostałem jeden z pierwszych egzemplarzy, i to z rąk samego lidera kapeli Smalca vel Madhu. Dodatkowego smaczku dodaje fakt, że „Nowy Porządek”, bo taką nazwę nosi krążek, wycyganiłem na Przystanku Woodstock. Płyta jest bardzo zwarta tekstowo i całkiem fajnie zróżnicowana muzycznie.
Smalec-Madhu i Martyna Baranowska (fot Marek Jamroz)


Nowy Porządek to manifest antysystemowy. Smalec w bardzo bezpośredni sposób obnaża mechanizmy działania współczesnego świata. Dostało się zatem korporacjom i rządom, ale przede wszystkim ludziom, ich obojętności, słabości i głupocie. Muzyczna strona medalu, to nie radykalny surowy punk rock.

Smalec (fot. Sławek Orwat)
Owszem, część kawałków to szybkie i dość surowe nuty w myśl zasady „trzy akordy i darcie mordy”, ale Nowy Porządek nie jest w żadnym wypadku jakąś garażową produkcją. W utworach: Jawor Śródmieście, Bam Bam i Skatalogowani, daje znać o sobie fascynacja muzyków muzyką reggae. Nie dziwi to specjalnie, bo skład GGZŻ przenika się personalnie z Soulja Hooligans i Radical Soul Ammunition. Szczerze polecam po sięgnięcie po „Nowy Porządek”, dodanie go do płytoteki i częste odtwarzanie. tego się po prostu dobrze słucha. Moje ulubione trzy kawałki to tytułowy Nowy Porządek, który polubiłem , między innymi za partię puzonu, która gdzieś tam pachnie Kultem. „ Jawor Śródmieście”, za pozytywne wibracje, ciekawą historię, hipnotyczną gitarę i kojący wokal Martyny Baranowskiej. I „O Wolności”, bo „to największy skarb, jaki można zyskać”. Formacja z Jawora dała nam do ręki estetycznie wydaną płytę, z niezwykle dobrym przekazem i muzyką, która zdecydowanie jest przyswajalna dla odbiorcy spoza sceny undergroundowej. Pozostaje tylko pytanie czy głos Smalca (Madhu) nie jest głosem wołającego na puszczy. Miejmy nadzieję, że takich albumów-budzików sumienia będzie więcej.

Marek Jamroz

Marek Jamroz - Muzyka była w jego domu od zawsze, ale zawsze gdzieś w tle. Rodzice nie kupowali płyt, tylko słuchali radia, a to co muzycznego działo się w pokoju jego starszej siostry, było tajemnicą. Na szczęście, choć dorastał w typowo śląskiej rodzinie, rodzice nie katowali go słuchaniem jakże popularnych wśród sąsiadów, niemieckich szlagierów i tyrolskich polek. Pierwsze utwory jakie Marek pamięta to piosenki z niedzielnego Koncertu Życzeń takich wykonawców jak Irena Jarocka, Urszula Sipińska Jerzy Połomski i nieśmiertelna Mireille Mathieu z przebojem Santa Maria. Po słusznie minionym okresie Fasolek i Zająca Poziomki, jego pierwszą dojrzałą muzyczną fascynacją była twórczość Jeana Michelle Jarre'a. Po skutecznej próbie przedarcia się do pokoju siostry,  Marek po raz pierwszy usłyszał jego Equinoxe, Marka Bilińskiego, The Beatles i Andreasa Vollenweidera. Marek zawsze był wzrokowcem - i jak miał nie trafić po latach do Polskiego Wzroku - i prezentowane Przez Krzysztofa Szewczyka w programie Jarmark klipy "Money for Nothing" Straitsów, "Take on Me" A-HA wbijały go w fotel. W późniejszych latach osiedlowa telewizja kablowa emitowała piracko MTV (to prawdziwe, gdzie kiedyś puszczano muzykę). Marek chłonął każdy gatunek - pop, rap, rock, metal, wszystko co brzmiało. Słuchał Trójki i listy w każdy piątek, kupował "pirackie oryginały", jakby chciał się tym wszystkim udławić. Nigdy nie identyfikował się z żądną subkulturą. Jako jeden z niewielu na podwórku lubił Guns'n'Roses i nikt nie wiedział jaka przyczepić mu łatkę. W szkole średniej zaczął słuchać muzyki bardziej świadomie. Wsłuchiwał się w teksty polskich wykonawców i nieudolnie starał się tłumaczyć tych anglojęzycznych. Wtedy to kolega pożyczył mu album Meddle Pink Floyd i tak zaczęła się jego wielka przyjaźń z muzyką brytyjskiej czwórki (a później trójki). Pojawiły się też kolejne fascynacje - Metallica, Biohazard, Smashing Pumpkins, Type O Negative, Sepultura, Dżem, Ira, Kazik, Piersi, Hey ale i Turnau, Grechuta, Soyka i Grupa pod Budą. Dżem był mu zawsze bliski, bo to lokalny patriotyzm i przy ognisku śpiewało się Whisky i Wehikuł Czasu, a porem namacalnie odczuł tragedię śmierci Pawła Bergera, gdy wykonywał napis na jego płycie nagrobnej pracując jako liternik w zakładzie kamieniarskim. Później przyszedł czas emigracji. Marek wyjechał na trzy miesiące w listopadzie 2005 roku i... ten kwartał ciągnie mu się do dziś. Największą pasją Marka jest robienie zdjęć. Zaczynał, gdy jeszcze nikomu nie śniło się o aparatach cyfrowych, a na wywołanie zdjęć (o ile nie miało się własnej ciemni) czekało się parę dni. Łapanie momentów upływającego czasu i zamiana ich w obrazy zawsze było dla niego jakimś rodzajem magii. Oprócz fotografowania lubi stare polskie filmy, absurdalny humor, historię i książki. W wolnym czasie czyta co popadnie i sprawia mu to nieznośną frajdę. Jakiś czas temu zupełnie przypadkowo poznał pewnego mechanika samochodowego, który najpierw okazał się całkiem fajnym gościem, a później gościem z ogromną wiedzą muzyczną. Tym mechanikiem jest Kuba Mikołajczyk, który wraz z Mateuszem Augustyniakiem założyli portal Polski Wzrok, dzięki któremu Marek w tempie pędzącego ekspresu dostał się w sam środek najważniejszych polskich wydarzeń kulturalnych na Wyspach. Zaczął fotografować dla portalu na koncertach, co sprawia mu wielką przyjemność i dzięki czemu poznaje wielu ciekawych ludzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz