fot. Artur Grzanka |
W połowie kwietnia bieżącego roku, „wesołosmutni” muzycy ze Skarżyska Kamiennego powrócili na wyspy, zgodnie z zapowiedziami poczynionymi przeszło 7 lat temu w Londyńskim klubie „Cargo”. Od czwartku do niedzieli przebyli dziesiątki mil, aby zagrać dla swoich fanów w Leeds, Liverpoolu, Southampton i Londynie.
fot. Artur Grzanka |
Mnie osobiście najbliżej było do stolicy, więc właśnie w Londyńskim garażu znalazłem się w pewną pochmurną, acz ciepłą sobotę, aby posłuchać Happysadu promującego swą nową płytę. Każdego, kto z oburzeniem stwierdził właśnie, że to nie przystoi takiemu zespołowi grać w pierwszym lepszym – choćby i londyńskim, ale jednak – garażu chciałbym uspokoić. „The Garage” to bowiem pełnoprawny klub mieszczący się na ulicy Highbury Crescent tuż obok stacji metra Highbury & Islington. Z prawdziwym garażem ma wspólnego jedynie to, że właściwie składa się tylko z sali koncertowej z barem usytuowanym naprzeciwko sceny oraz wnęką na sklepik (był, można było kupić sporo suwenirów) i toaletami dostępnymi bezpośrednio z sali. Klub bardzo przypadł mi do gustu, posiada całkiem solidny zestaw świateł koncertowych i choć momentami było bardzo gorąco, to można przecież było się nawadniać nie tracąc nic z imprezy, a w połowie koncertu obsługa włączyła przyjemny nawiew chłodzący rozgrzane głowy. A było co chłodzić, bo frekwencja dopisała; mimo dość dużej konkurencji ze strony innych polskich artystów i publiczności składającej się głównie z płci pięknej, to przy bardziej żywiołowych numerach pod sceną rozpętywało się całkiem srogie pogo, które jednak szybko zanikało, aby po kilkunastu minutach pojawić się ponownie.
fot. Artur Grzanka |
fot. Artur Grzanka |
Mateusz Augustyniak: To już druga wasza wizyta na Wwyspach. Pamiętasz jak było podczas pierwszej?
Łukasz Cegliński: To było 7 lat temu, w 2008 roku, tuż po wydaniu Nieprzygody. Pamiętam, że graliśmy wtedy w Cargo, również na zaproszenie Megayogi.
MA: A jak frekwencja? Londyński koncert to już wasz trzeci gig w tej mini trasie po UK prawda?
ŁC: Tak, w tej trasie trzeci i faktycznie frekwencyjnie najlepszy, natomiast wczoraj graliśmy w Leeds w klubie, który mieści może z 200 osób i faktycznie te 200 osób tam było, tak, więc wydaje mi się, że frekwencja jest dobra. Nas to osobiście bardzo cieszy, choćby, dlatego że fajnie jest, jeśli organizator zaprasza zespół i potem dzięki temu zespołowi wychodzi na swoje. Bo jakoś głupio przyjechać i narobić długów, tak więc cieszymy się, że jesteśmy w stanie ściągnąć taką publiczność.
fot. Artur Grzanka |
ŁC: Nie sądzę żeby była jakaś konkurencja między nimi, bo jednak ciężko byłoby ściągnąć publiczność z Liverpoolu do Londynu na koncert. Są trasy, które skleja jeden promotor i wszystko jest z głowy, natomiast ten Liverpool na przykład został dodany na sam koniec do tej trójki (Leeds, Southampton i Londyn – przyp. red.), ale cieszymy się, że mogliśmy tam zagrać, bo Patryk, czyli osoba odpowiadająca z koncert w Arts Klubie ma zamiar jakoś rozkręcić to miejsce i cieszymy się, że mogliśmy dołożyć swoją cegiełkę, pomóc właśnie w uruchamianiu tej inicjatywy. Tutaj w Londynie jest to już najbardziej profesjonalny klub, przypominający te, w których gramy, na co dzień w Polsce, więc cieszymy się z tak dużej liczby osób i że mogliśmy dla nich zagrać.
MA: W trakcie koncertu na prośbę publiczności o „Kostuchnę”, Kuba stwierdził, że ten numer zostanie już chyba na zawsze przekleństwem Jarka, można prosić o krótkie wyjaśnienie, o co chodzi?
fot. Artur Grzanka |
ŁC: Cóż, to jest oczywiście nie nasz problem, tylko stacji radiowych. Nie zajmujemy się tym, co chcą puszczać, a czego nie chcą, natomiast promocja płyty się odbyła razem z teledyskami i według nas wszystko było na swoim miejscu.
fot. Artur Grzanka |
ŁC: Tak to prawda, wszystko się po prostu sprzysięgło przeciwko nam. Najgorzej dała nam się we znaki pogoda obfitująca w ulewne burze i deszcze, które zalały studio. Zniszczyło się sporo śladów, niektóre rzeczy trzeba było nagrywać od nowa, inne odzyskiwać. W związku z tym wszystko się poobsuwało, przesunęła się premiera płyty, cały proces produkcyjny się wydłużył. W pewnym momencie była nawet groźba, że będziemy musieli jechać w trasę koncertową bez płyty. Na szczęście w ostatniej chwili udało się wszystko jakoś naprostować i po kilku koncertach trasy promocyjnej płyta pojawiła się na rynku.
fot. Artur Grzanka |
ŁC: Jasne, po tej trasie po Wielkiej Brytanii mamy dosłownie dwa dni przerwy w Polsce i wyjeżdżamy na taki „obóz kompozycyjny” jak my to nazywamy. Jedziemy do domku w górach żeby się zamknąć i komponować, wymyślać nowy materiał. Liczymy, że coś fajnego tam powstanie i mam nadzieję, że może w następnym roku, może za dwa lata będzie kolejna płyta.
fot. Artur Grzanka |
MA: Za czasów, kiedy pracowałem jeszcze w pewnym krakowskim klubie, wśród barmanów krążyła taka anegdota, że koncerty Happysadu są bardzo przyjemne, bo przychodzi na nie dużo ładnych dziewczyn.
fot. Artur Grzanka |
MA: A czy macie w związku z tym jakieś „psychofanki”?
fot. Artur Grzanka |
MA: Dziękuję bardzo za rozmowę, powodzenia jutro w Southampton.
ŁC: Dzięki również
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz