poniedziałek, 4 lutego 2013

Adam Bałdych – Imaginary Room (Szwecja/Polska) 2012 (JazzPRESS luty 2013)

http://www.jazzpress.pl/

Już sama nazwa zespołu intryguje. Wszak skandynawscy wojownicy już wieki temu przestali grasować na wodach Bałtyku. Dwóch Szwedów, Fin, Duńczyk, Norweg z Kopenhagi i nasz Adam w roli kapitana langskipu. Po porcji ostrych przypraw z albumu „Magical Theatre”, tym razem „Evil” postanowił przy takiej gromadzie Wikingów nieco spiłować swoje rogi serwując potrawę przeznaczoną dla bardziej delikatnego podniebienia. Mając na względzie pochodzenie biorących udział w projekcie muzyków oraz kulturową specyfikę wschodniego wybrzeża USA w jakiej od lat nasz młody skrzypek przebywa, trudno jest uznać taki zabieg za szczególną niespodziankę. Zaskakująca natomiast dla miłośników poprzednich dokonań tego wirtuoza skrzypiec może być atmosfera melancholii, której trudno doszukać się na „Magical Theatre”. Czyżby była to próba uśpienia czujności entuzjastów ostrych przypraw przed kolejnym czartowskim pomysłem, który drzemie w zakamarkach twórczego umysłu Adama? Płyta jest niezwykle zmysłowa i sączy się leniwie. Czy autor chce tym razem odegrać rolę kolejnego „zabłąkanego we współczesności romantyka”? Myślę, że jest to raczej próba dotarcia do tej części słuchaczy, którzy uwielbiają zatapiać się w muzyce, zatracając świadomość upływającego czasu. „The Room Of Imagination”, „Zaratustra” i wiele innych utworów z tego niezwykłego krążka to muzyka, od której ostatnio całkowicie się uzależniłem. 
Tytuł jest adekwatny do tempa i nastroju znajdujących się na albumie kompozycji. Urojony pokój? Ilu z nas miało nieraz ochotę zamknąć się w niewielkiej przestrzeni z ulubionymi książkami i łagodnie sączącą się z głośników muzyką, aby pośród znanych sobie mebli, pożółkłego papieru i zapachu kawy zapomnieć o istnieniu wielkiej polityki i ulicznego zgiełku? Jestem pewien, że nieprzypadkowo na premierę tego albumu Adam wybrał akurat porę letnią. Sącząca się leniwie muzyka, zagłuszana szumem wentylatora z trudem usiłującego wywiać zapach nagrzanego słońcem urojonego niczym pustynna fatamorgana pokoju. A czy współczesny świat nie sprawia niekiedy także wrażenia mirażu? Zaszufladkowani i przypisani do określonych miejsc, z dziesiątkami numerów, kodów dostępu i passwordów. Czy i kiedy wolno nam ujawnić prawdziwą osobowość ze szczerymi emocjami i niczym niepohamowaną gamą naturalnych zachowań? Czy jesteśmy w stanie choć na chwilę wyizolować się z otaczającego nas świata, wyłączając facebook i telefon komórkowy, aby w poczuciu świętego spokoju wysłuchać dopiero co zakupionej płyty? Czy w zgiełku szarej codzienności i epoce coraz krótszego snu istnieje gdzieś czasoprzestrzeń, w której mamy szansę wsłuchania się we własne myśli? Sądzę, że w dużej mierze dlatego płyta Adama Bałdycha nosi taki właśnie tytuł. „Imaginary room” to rodzaj azylu, w którym możemy schronić się przed światem pełnym, iPadów, ipodów, Smarthphone’ów i tych wszystkich zabawek współczesności, których nazw nie potrafię spamiętać. Niczego bardziej chyba dziś nie potrzebuje człowiek, jak wyciszenia i kawałka przestrzeni do zatopienia się we własnych myślach. Ucieczka w wyobraźnię zdaje się być dla wielu z nas jedyną formą przetrwania w coraz bardziej zdehumanizowanym świecie giełdowych maklerów, sprzedających i kupujących wirtualne „coś” co nie musi mieć nawet smaku, zapachu i kształtu.

1 komentarz: