W tym roku po raz pierwszy uczestniczyłem Bedford River Festival. Impreza odbyła się jak zawsze nad czwartą pod względem długości rzeką Wielkiej Brytanii o wdzięcznej nazwie Great Ouse. Obok takich atrakcji jak wyścigi smoczych łodzi, festiwalowa parada, występy uliczne oraz regaty własnoręcznie wykonanych tratw, 17-go lipca nad Bedford rozbrzmiewała jak co roku dobra muzyka. Główną atrakcją festynu był występ grupy Hypnotic Brass Ensemble. Z dziewięciu muzyków zespołu, aż ośmiu to synowie znanego amerykańskiego jazzmana Phila Cohrana, specjalizujący się w grze na instrumentach dętych. Mimo, że pierwszą płytę muzycy wydali dopiero w 2004 roku, o wiele wcześniej znani byli z występów na ulicach rodzinnego Chicago. Koncertowali ponadto z tak znanymi artystami jak Erykah Badu. Jednak nie tylko o tej znamienitej formacji chcę dziś napisać, aby zachęcić do wizyty w Bedford podczas festiwalu za dwa lata. Liczne zespoły występujące przed chicagowskimi jazzmanami posiadały poziom w niczym im nie ustępujący. Na scenie królowała w sobotnie popołudnie i wieczór muzyka ska, reggae i calypso. Głównym supportem Hypnotic Brass Ensemble był wyśmienity, choć mało jeszcze znany wśrod polskich fanów brytyjski zespół grający muzykę ska z elementami reggae o nazwie New Groove Formation.
Zespół powstał na początku 2004 roku właśnie w Bedfordshire i stąd ogromna jego popularność podczas sobotniego festiwalu. Czwórka założycieli bardzo szybko potrafiła skupić wokół siebie kolejnych instrumentalistów o podobnej wrażliwości muzycznej. Pierwszy materiał na debiutancki album powstał dość szybko. Wokalista o imieniu Iain, gitarzysta Haydn, bębniarz Lewis, oraz niezwykle energetyczny basista Faz przyjęli do nowopowstałej kapeli Tima grającego na instrumentach perkusyjnych, dwie urocze dziewczyny tworzące sekcję dętą - Nicky grającą na trąbce i puzonistkę Dawn oraz niezwykle wyrazistego rapera Nicka Mc Duttera.
Zespól do tej pory występował w wielu pubach, klubach i na festiwalach w całym kraju a także gościł w licznych stacjach radiowych. New Groove Formation doskonale łączy muzykę dub, reggae i ska, a jego występy są niezwykle energetyczne i wywołują u odbiorcy pozytywne wibracje. Taneczne szaleństwo podczas ich występu na Bedford River Festival porwało nawet najbardziej zdystansowanych do podskakiwania widzów i pod koniec koncertu cała publiczność zjednoczyła się w radosnym tańcu. "Naszym celem na koncertach jest, aby tłum tańczył" mówią o sobie sami muzycy i po tym co pokazali w Bedford mogę jednoznacznie stwierdzić, że wiedzą jak to robić. W dużym stopniu jest to zasługą bardzo charyzmatycznego wokalisty i zarazem frontmana zespołu. Iain jest ogromnie żywiołowym człowiekiem nie tylko podczas występu. Zamieniłem z nim kilka słów po koncercie, gdy składał mi pamiątkowy autograf na najnowszej płycie swojego zespołu wydanej w tym roku. Jego znakomity kontakt z widzami nie miał w sobie nic z gwiazdorstwa, a ilość sprzedawanych albumów podczas spontanicznej wizyty u fanów wzrastała z każdą minutą. Kolejny raz potwierdziła się teza, że o popularności artysty świadczy to jak bardzo potrafi porwać swoich fanów i w jaki sposób kreuje swój wizerunek. Ponadto udało mi się także porozmawiać z grającą na trąbce Nicky. Podziwiać mogliśmy nie tylko jej grę ale i wysiłek fizyczny podczas występu. Gra na instrumentach dętych jest niezwykle wyczerpująca nawet dla silniejszych fizycznie mężczyzn. Tym bardziej jestem pełen uznania dla ogromnie utalentowanej mnej artystki.
Ostatni album grupy New Groove Formation nosi tytuł "Who Made The Rules?" i jest mieszanką ska i reggae. Podczas sobotniego koncertu zespół zagrał wszystkie utwory z tego wydawnictwa oraz kilka starszych piosenek. Charakterystyczną cechą grupy jest znakomita współpraca wokalna Iaina oraz rapującego Nicka. Szybkość przekazywanych przez Nicka tekstów idealnie łączy się ze stylistyką ska. Zabieg ten powoduje u słuchaczy stałe skupienie na treści, gdyż wejścia wokalne frontmana w połączeniu z freestylową melodeklamacją Nicka dają mieszankę niezwykle energetyczną i nie pozwalającą słuchaczowi nawet na kilkusekundowe znudzenie.
Gdyby nie marginalny incydent podczas trwania koncertu, kiedy to dwie krewkie panie próbowały udowodnić sobie swoje rację za pomocą okładania się pięściami po twarzach i szarpaniu za włosy, festiwal można by zaliczyć do udanych wydarzeń rozrywkowych. Jednocześnie jednak dzięki temu zajściu mieliśmy okazję porównać skuteczność brytyjskiej policji, budzącej respekt nawet u najbardziej krewkich uczestników, którego nie znam z Poski i o czym piszę ze smutkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz