piątek, 23 listopada 2018

Łukasz Orwat - Bosch po raz trzeci, ostatni. "Śmierć skąpca" (Wrocław, 25 stycznia 2012)

Witam Państwa serdecznie, dzisiejszą, trzecią już odsłonę malarstwa Hieronima Boscha rozpoczniemy nie przedstawieniem obrazu, ale średniowiecznego wiersza „Skarga umierającego”, będącego prawdopodobnie polskim przekładem czeskiej pieśni. Oto odchodzący człowiek wypomina sobie źle przepędzone życie i prosi Boga o zmiłowanie. Lektura tego wiersza przybliży nam mentalność człowieka epoki średniowiecza tak za jego życia jak i w chwili śmierci, co będzie odniesieniem do omawianego obrazu, „Śmierci Skąpca”.


Ach! Moj smętku, ma żałości!
Nie mogę się dowiedzieci,
Gdzie mam pirwy nocleg mieci,
Gdy dusza z ciała wyleci.

Byłżem s młodości w rozkoszy,
Nie usłałem swojej duszy,
Już stękam, już mi umrzeci,
Dusza nie wie, gdzie się dzieci.

Com miał jimienia na dworze,
Com miał w skrzyni i w komorze,
To mi wszytko opuścici,
Na wieki się nie wrocici.

Dziatki s matką narzekają,
Bracia mię w rzekomo żałują,
Ku jimieniu przymierzają,
Na mą duszę nic nie dbają.

Eja, eja, dusza moja,
Ocuci się, długoś spała,
Nie masz wierniejszego k sobie,
Uczyń dobrze sama w sobie!


Fałszywy mi świat powiedał,
Bych ja długo żyw byci miał,
Wczora mi tego nie powiedał,
Bych ja długo żyw byci miał.

Gdzie ma siła, ma robota,
Głupiem robił po ty lata:
Ośm miar płotna, sidm stop w grobie,
Tom tylo wyrobił sobie.

Halerzem łakomo zbierał,
Swoj żywot rozpustnie chował:
Prze ty dwa bogi przeklęta
Nie czciłem żadnego święta. 

Jałmużnym nędznem nie dawał,
Ofierym Bogu nie czynił,
Ni z pirwiny, ni z nowiny
Bogum nie dał z siebie winy. 

Kaki to moj rozum głupi,
Sobiem był szczodr, Bogu skąpy:
Com kiedy Bogu poślubił,
Tegom nigdy nie uczynił. 

Leży ciało, barzo stęka,
Duszyca się barzo lęka,
Bog się z liczby upomina,
Diabeł na grzechy wspomina. 

Młotem moje pirzsi biją,
Dusza nie śmie wynić szyją;
Widzi niebo zatworzone,
Widzi piekło otworzone.

Nie gdzie się przed Bogiem skryci,
Dusza nie śmie przed sąd jici;
Widzi niebo zatworzone,
Widzi piekło otworzone.

O duszyco, drogi kwiecie,
Nic droszego na tem świecie,
Tanieś się diabłu przedała,
Iżeś się w grzeszech kochała.

Pamiętaj coś na chrzcie ślubowała,
Gdyś się diabła otrzekała,
Jego pychy, jego działa –
Toś wszytko przestępowała.

Kwap się rychło ku spowiedzi,
Kapłany w swoj dom powiedzi,
Płacz za grzechy, przymi świątość,
Boże Ciało, święty olej!

Rolą z domem dziatkam podaj,
Coś urobił za duszę daj,
S jimienia przyjacioł nabywaj,
Coć przyłączą twą duszę w raj.

Zbierz gniewliwe i dłużniki,
Odproś, zapłać pieniądz wszelki:
Za jeden pieniądz w piekle być –
Na wieki stamtąd nie wyniść.

Tam sam oczy moje głądzą,
Toć już trzy złe duchy widzą,
Na mię me grzechy wzjawiają,
Mej duszy sidła stawiają.

Wircę się, wołam pomocy,
Nikt za mię nie chce umrzeci,
Nikt przyjaciel na tym świecie,
Jedno w Bodze nadzieję mieci.

Kryste, przez twe umęczenie,
Rozprosz diable obstąpienie,
Daj duszycy przeżegnanie,
Daj ciału dobre skonanie!

Ja twoj synek marnotrawny,
Tyś moj ociec miłosierny,
Żal mi tego, iżem cię gniewał,
Ale ciem się nie otrzekał.

Zażżycie-ż mi świeczkę ale,
Moji mili przyjaciele!
Dusza jidzie z krawym potem;
Co mnie dzisia, to wam potem.
Amen.

Dusza z cieła wylecieła,
Na zielone łące stałe.
Stawszy, silno, barzo rzewno zapłekałe.
K nie przyszedł Święty Piotr a rzeknęcy:
Czemu, duszo, rzewno płaczesz?
Ona rzekłe:
Nie wola mi rzewno płakać,
A ja nie wiem, kam sie podzieć.
Rzekł święty Piotr je:
Podzi, duszo moje miła!
Powiedę cie do rejskiego,
Do krolestwe niebieskiego.
Do ktorego krolestwa dowiedzie nas
Ociec Bog, Syn i Duch Święty.
Amen.

Apollo rażący strzałami zarazy
Spójrzmy teraz na obraz Boscha. Jego dość nieforemny, wydłużony kształt wskazuje na bycie w przeszłości częścią jakiegoś tryptyku, niestety do dziś już niezachowanego. Na samym zaś obrazie widzimy bladego, konającego, tytułowego skąpca. U jego boku klęczy jego anioł stróż, usiłując nakierować myśli umierającego na wiszący gdzieś pod sufitem krzyż. Wokół kłębią się charakterystyczne dla twórczości Boscha maszkary – złe duchy, rozpraszające uwagę na sprawach duchowym doczesnościami – jeden z nich podsuwa wypełniony pieniędzmi mieszek. Do pomieszczenia wchodzi śmierć. Ukazana w charakterystyczny dla średniowiecznej symboliki sposób, jako owinięty w łachmany kościotrup, dzierży w dłoni strzałę. Wnioskować po tym można, że nasz skąpiec umiera od zarazy. Od antycznych bowiem czasów Apollo, który godził morowymi strzałami w Achajów oblegających Troję jednoznaczny był z chorobami i wszelką zarazą. Do średniowiecza przeniknął ten wizerunek, a strzała symbolizowała zarazę uderzającą znienacka w swoją ofiarę. Dostrzegamy też inną postać, najprawdopodobniej tego samego skąpca, w okresie kiedy jeszcze nie zmogła go choroba, jak nachyla się nad skrzynią wypełnioną dobrami. W niej również harcują diabliki, ukryte w dobrach doczesnych. Dlaczego zamieściłem najpierw ów anonimowy, średniowieczny wiersz? Pomoże on nam w odpowiedzi na pytanie, co czeka naszego skąpca. Umierający z wiersza również całe życie przetrwonił na doczesności, ale jednak dostał się do Raju. Czy i więc postać z obrazu Boscha ma szanse się tam znaleźć? Przekonajmy się:

„Byłżem s młodości w rozkoszy (…)” 

„Com miał jimienia na dworze,
Com miał w skrzyni i w komorze,
To mi wszytko opuścici,
Na wieki się nie wrocici.”

„Halerzem łakomo zbierał,
Swoj żywot rozpustnie chował:
Prze ty dwa bogi przeklęta
Nie czciłem żadnego święta.”

Umierający widzi, że cielesne uciechy, pozycja na dworze i zgromadzone bogactwa nijak nie pomogą mu teraz – w godzinie śmierci. Co więcej, to, co przydawało mu splendoru za życia zdaje się być w chwili śmierci tylko przeszkodą – Rozkosze i bogactwa oddalały go od Boga, o którym moribundus (człowiek na łożu śmierci) zdaje się dopiero teraz poważnie myśleć.


Jego ziemska egzystencja była taka sama jak skąpca z obrazu Boscha. Ten jednak zamiast w kierunku krzyża spogląda na mieszek wypełniony trzosem.

„Eja, eja, dusza moja,
Ocuci się, długoś spała,
Nie masz wierniejszego k sobie,
Uczyń dobrze sama w sobie!” 

„Kaki to moj rozum głupi,
Sobiem był szczodr, Bogu skąpy:
Com kiedy Bogu poślubił,
Tegom nigdy nie uczynił.”

Umierający z wiersza zdaje sobie sprawę na łożu śmierci ze swoich grzechów i żałuje za nie. Niestety, skąpiec wydaje się być zatwardziały aż po kres.

„Leży ciało, barzo stęka,
Duszyca się barzo lęka,
Bog się z liczby upomina,
Diabeł na grzechy wspomina.” 

(…)Widzi niebo zatworzone,
Widzi piekło otworzone.”

W swoich ostatnich chwilach moribundus widzi już otwierające się przed nim piekielne wierzeje. Nie ma nadziei na ratunek, droga do raju jest przed nim zamknięta. Ale czy aby na pewno?


Spowiedź, sakramenty, a także modlitwa – zarówno przez rodzinę, jak i specjalnie do tego celu wynajętych „modlących się”, uregulowanie długów mają w ostatniej chwili pomóc umierającemu zawrócić. Do domu skąpca wchodzi już śmierć. Anioł stróż bezsilnie próbuje pobudzić konającego do poprawy swego losu. Na próżno. Śmierć zabierze go wprost w piekielną otchłań.

„Tam sam oczy moje głądzą,
Toć już trzy złe duchy widzą,
Na mię me grzechy wzjawiają,
Mej duszy sidła stawiają. 

Wircę się, wołam pomocy,
Nikt za mię nie chce umrzeci,
Nikt przyjaciel na tym świecie,
Jedno w Bodze nadzieję mieci.

Kryste, przez twe umęczenie,
Rozprosz diable obstąpienie,
Daj duszycy przeżegnanie,
Daj ciału dobre skonanie!”

Nad jego ciałem trwa zaciekła wojna. Wojna między siłami dobra i zła, której łupem dla zwycięskiej strony przypaść ma dusza nieszczęśnika. I chociaż za życia ów potwornie nagrzeszył i żył bez Boga wciąż może jeszcze trafić do Raju.


Wokół skąpca kłębią się diabły, kusząc go, podsuwając myśli mające odciągnąć go od Boga, podtrzymujące jego przywiązanie do ziemskiego padołu i nagromadzonych dóbr doczesnych. Umierający nie zwraca uwagi na anioła, starającego się nakierować jego myśli na wiszący gdzieś wysoko, zapomniany krzyż. Skąpiec miast na zbawienie spogląda gasnącym wzrokiem na trzymany przez diabła trzos.

Ja twoj synek marnotrawny,
Tyś moj ociec miłosierny,
Żal mi tego, iżem cię gniewał,
Ale ciem się nie otrzekał.

Umierający zawierzył ostatecznie swego ducha Bogu, wydając ostatnie tchnienie. Teraz wszystko w rękach Boga, i, jak możemy dostrzec, siły dobra zwyciężyły tą psychomachię – dusza trafia w końcu do Raju. A nasz skąpiec? Konając z dala od Boga, otoczony przez demony swego życia doczesnego, głuchy na głos anielskiego patrona, niestety skończy zapewne na wiecznych mękach w piekle. Na tym skończę moją podróż po średniowiecznym świecie boschowej alegorii.


Poprzednie dwa wpisy (ten oraz ten) w połączeniu z omawianym dziś dziełem oraz zamieszczony wyżej wiersz wpasowujący się doskonale w ogólnoeuropejską, uniwersalną konwencję stanowią razem spójny obraz kultury i mentalności średniowiecza, epoki pełnej kontrastów, przesyconej Bogiem, śmiercią, pruderią i moralnością, ale także i rozpustą, brzydotą i brutalnością. Zapraszam też jednocześnie na przyszłotygodniowy wpis poświęcony o wiele późniejszemu autorowi, jakim jest John William Waterhouse.

Tekst „Skargi umierającego” zaczerpnięta z portalu www.staropolska.pl

***

Łukasz Orwat, urodzony w roku pańskim 1992, prywatnie syn Sławomira Orwata, niezależnego redaktora periodyku muzyczno-kulturowego Muzyczna Podróż. Domorosły pasjonat literatury oraz historii, które to fascynacje przekuł w działalność akademicką na Uniwersytecie Wrocławskim. Specjalizuje się literacko głównie w literaturze antycznej oraz epice rycerskiej, historycznie w dziejach starożytnego Rzymu, Bizancjum oraz historii Imperium Osmańskiego, kulturoznawczo w historii metafizyki, filozofii i magii, zwłaszcza w kręgu kultury biskowschodniej. Tłumaczył z łaciny zbiór poezji humanistów polskich oraz zachodnich, Żałoba Węgier (Pannoniae Luctus) powstały po zdobyciu Budy (ówczesnej, pozbawionej jeszcze Pesztu, stolicy Węgier) w 1544 roku. Ciągoty zainteresowań akademickich korelują także z zainteresowaniami natury fantastycznej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz