piątek, 23 listopada 2018

Łukasz Orwat - John William Waterhouse, "Hylas i nimfy" (Wrocław 1 lutego 2012)








W dzisiejszej odsłonie malarskiej obejrzymy neoklasycystyczny obraz Johna Williama Waterhouse’a pod tytułem „Hylas i nimfy”. Malarz ów specjalizował się w przelewaniu na płótno rodzajowych scenek mitologicznych i inspirowanych legendami. Jeden z takich obrazów obejrzymy dziś.nPrzenieśmy się teraz na pokład mitycznej Argo. Oto Jazon na czele gromady herosów wypływa na niej z Iolkos do Kolchidy w poszukiwaniu Złotego Runa. Pośród wielkimi herosami, takimi jak Tezeusz czy Meleager jest także i Hylas. Młodzieniec, ulubieniec Heraklesa, uprosił zabranie go na wyprawę. Właśnie lądować mają u brzegów Myzji. Tam Herakles poleca swojemu wychowankowi poszukać źródła i zaczerpnąć wody.


Chłopiec udaje się na poszukiwania. Odnajduje źródełko i zaczyna zeń czerpać. Ku jego zdziwieniu, z przejrzystej toni wyłania się kilka najad, nimf rzecznych, zwabionych pięknością młodzieńca. Ten właśnie moment uchwycił Waterhouse. Siedem nagich nimf wychynia spośród nenufarów, spoglądając zalotnie w oczy młodzieńca. Ten zapomina o wodzie, o Heraklesie, Argonautach i wyprawie. Podąża za nimi wgłąb, oczarowany ich pięknością. Na wybrzeżu Herakles niecierpliwie oczekuje powrotu wychowanka. W końcu sam udaje się na jego poszukiwania. Odnajduje tylko bukłak, z którym nad wodę poszedł młodzian. Sam Hylas zaginął.

Hylas i Nimfy z rzymskiej mozaiki
Towarzysze naglą herosa, zbliża się czas odbicia od brzegów Myzji. Ten jednak odmawia, zdeterminowany by odnaleźć druha. Drużyna rozwija żagle i udaje się w morze, pozostawiając Heraklesa na brzegu. Ten wciąż szuka Hylasa.nCo się z nim stało? Niestety, uwiedziony przez nimfy tonie w odmętach, a boginki zabierają jego ciało do swej podwodnej domeny, gdzie cieszą się jego pięknością, która teraz należy już do nich, i tylko do nich.nWaterhouse, korzystając z ram dobrze znanego mitu zdaje się ostrzegać przed zagrożeniami płynącymi z cielesnej miłości. Dosłowne „zatopienie się” Hylasa przestrzegać może nas przed zbyt głębokim „zatopieniem się” w czyjejś urodzie, fascynacją daną, pociągającą nas fizycznie osobą, co przynieść może dla nas, tak jak i przyniosło biednemu Hylasowi, zgubne konsekwencje. Ilu z nas słuchając podszeptów uczucia czyniło często rzeczy, które rozum od razu napiętnowałby jako głupie, niebezpieczne czy uwłaczające. Niemniej, głusi na rozum, upojeni i „zatopieni” w czyimś uroku czynimy wbrew rozsądkowi, często finalnie boleśnie zderzając się z rzeczywistością.nTakim ostrzeżeniem zakończyć pragnę dzisiejszy wpis, dziękuję za czas poświęcony na przeczytanie i zapraszam jednocześnie za tydzień, gdzie przyjrzymy się dziełu renesansowego malarza florenckiego, Sandro Botticelliego.

***

Łukasz Orwat, urodzony w roku pańskim 1992, prywatnie syn Sławomira Orwata, niezależnego redaktora periodyku muzyczno-kulturowego Muzyczna Podróż. Domorosły pasjonat literatury oraz historii, które to fascynacje przekuł w działalność akademicką na Uniwersytecie Wrocławskim. Specjalizuje się literacko głównie w literaturze antycznej oraz epice rycerskiej, historycznie w dziejach starożytnego Rzymu, Bizancjum oraz historii Imperium Osmańskiego, kulturoznawczo w historii metafizyki, filozofii i magii, zwłaszcza w kręgu kultury biskowschodniej. Tłumaczył z łaciny zbiór poezji humanistów polskich oraz zachodnich, Żałoba Węgier (Pannoniae Luctus) powstały po zdobyciu Budy (ówczesnej, pozbawionej jeszcze Pesztu, stolicy Węgier) w 1544 roku. Ciągoty zainteresowań akademickich korelują także z zainteresowaniami natury fantastycznej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz