wtorek, 1 maja 2012

Tottus Tuus - Największa sensacja Polisz Czart 7-go maja na żywo na antenie Radia Verulam. Poniżej nigdzie wcześniej niepublikowany wywiad z twórcami zespołu.

Remi (gitara)  i  Michał (vocal)

Po nieoczekiwanym zdobyciu trzeciego miejsca przez piosenkę „Artificial Kiss” o krótką rozmowę poprosiłem Michała i Remiego Juśkiewiczów.

UWAGA!!! Michał w najbliższy poniedzialek podczas audycji rozda 5 minialbumow (EP) grupy Tottus Tuus. Sluchajcie nas uważnie.

Sławek: Gdy pod koniec roku 2010 otrzymałem od Was zgłoszenie udziału w Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy w Luton i spojrzałem na nazwę, moje pierwsze skojarzenie było takie, że musicie być zespołem z kręgu muzyki chrześcijańskiej. „Totus Tuus” (przez jedno „t”) każdemu Polakowi kojarzy się z mottem pontyfikatu Jana Pawła II. Nie obawialiście się błędnych skojarzeń decydując się na taką nazwę?

Remi: Ja Michałowi od razu powiedziałem, że to on będzie się tłumaczył tysiącom dziennikarzy (śmiech).

Michał: Zdania w zespole były na ten temat bardzo podzielone, ale gdy zapytałem, czy ktoś ma inne propozycje, żadna ciekawsza nie padła. Z tą nazwą było u mnie podobnie jak z pisaniem tekstów. Pisząc słowa, lubię uchwycić jakiś moment, coś co w moim odczuciu dobrze zabrzmi. Totus Tuus znaczy przecież po łacinie „Cały Twój”. Bardzo często tę nazwę tłumaczę także słuchaczom anglojęzycznym.

Sławek: Czyli, że taka nazwa ma mówić Waszym odbiorcom: jestem cały Wasz?


Michał: Dokładnie tak! To co chcemy robić dla naszych słuchaczy to śpiewać dla nich piosenki. Jest w nich trochę rocka, trochę bluesa, trochę elektroniki, ale tak naprawdę mają to być piosenki, które będą przez nich chętnie słuchane. Nie ma być to muzyka trudna, lecz skierowana dla szerokiego kręgu odbiorców, stąd właśnie taki mój pomysł na nazwę. Aby nie kojarzyła się ona jednoznacznie z papieżem i była łatwiejsza do wyszukania przez internautów, podwoiłem w pierwszym wyrazie literę „t”. Sądzę, że wraz z dotarciem do coraz większej liczby słuchaczy, nazwa ta będzie kojarzyła się już wyłącznie z nami. Nic przeciwko religijności rzecz jasna nie mamy, ale jesteśmy z zupełnie innej półki i na pewno nie nawiedziły mnie żadne anioły (śmiech).

Sławek: Od kiedy wspólnie muzykujecie. Macie jeszcze jednego brata, który także jest muzykiem. Czy Wasi rodzice również byli umuzykalnieni?

Remi: Michał jest 14 lat młodszy ode mnie, więc dość długo się muzycznie mijaliśmy. Nasz trzeci brat gra na klawiszach, grywa także na skrzypcach i trąbce. Ojciec nie grał na żadnym instrumencie, ale śpiewał w jednym z łódzkich chórów.

Sławek: W związku z różnicą wieku, zapewne każdy z Was wyrastał na innej muzyce. Jakie były Wasze pierwsze muzyczne fascynacje? Czy jest jakiś wspólny mianownik, który pozwolił Wam stworzyć zespół?

Michał: W związku z tym, że jestem młodszy, jako dziecko zarażałem się muzyką, której słuchał Remi. Podsuwał mi w dzieciństwie takich wykonawców jak The Rolling Stones czy Bob Dylan. My nie słuchamy dokładnie takiej samej muzyki. Obaj mamy swoje własne ścieżki, ale zgadzamy się co do meritum. Są to podobnie silne fascynacje bluesem. Gdy piszemy razem piosenkę, to zawsze widzimy ją w podobny sposób.

Sławek: Remi, opowiadałeś mi o swojej wcześniejszej formacji, jaką był Jitter. Grałeś wówczas dużo ostrzejszą muzykę od tej, którą prezentuje Tottus Tuus. Jaki był to zespół i w której stylistyce czujesz się lepiej?

Remi: Skład Jittera był międzynarodowy. Wokalistką była Australijka - Kate, a oprócz mnie grali tam Wenezuelczyk, Grek i Węgier. Nie miałem tam zbyt dużego wpływu na muzykę. Szczęśliwie dołączyłem do nich wiedząc, że to jest coś dobrego. Twórcą muzyki był tam Akis z Grecji i Kate z Australii.

Sławek: A mimo to jeden z waszych utworów ukazał się na wysoko ocenianej w Polsce kompilacji Mini Max Piotra Kaczkowskiego?

Remi: Wysłałem zgłoszenie do festiwalu w Jarocinie, gdzie nas jednak nie zaproszono, ale Piotr Kaczkowski postanowił jedną z naszych piosenek umieścić na składance, którą każdego roku firmuje swoim nazwiskiem promując młode zespoły. Niestety w chwilę po wydaniu tego krążka, zespół się rozpadł.

Sławek: Dlaczego?

Remi: Akis i Kate czyli duet, który tworzył trzon zespołu był także związany ze sobą w życiu prywatnym. Ich rozejście się zakończyło także istnienie Jittera.

Sławek: Powróćmy do Tottus Tuus. Rzadko można dziś usłyszeć zespół rockowy grający na przyzwoitym poziomie, którego muzyka jest dobrze odbierana przez wielbicieli różnych stylistyk. Podczas występu na Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy Wam ta sztuka się udała. W powszechnej opinii widzów, byliście ocenieni jako jeden z najlepszych zespołów obu dni. Wasz styl jest trudny do zdefiniowania. Dla mnie jest to mieszanka folku i amerykańskiego rocka z domieszką country. Momentami słyszę w Waszej muzyce także echa lat 80-tych. Jak sami określilibyście swoją muzykę?

Remi: Michał wspomniał wcześniej, że wzrastaliśmy na muzyce Dylana i Stonesów. Wydaje mi się, że słychać to wyraźnie w jego wokalu. Aranżacja to z kolei wynik moich doświadczeń. Robiłem to jeszcze, gdy mieszkałem w Inowrocławiu. Niedawno stworzyłem domowe studio nagrań, gdzie aranżuję, wykorzystując do tego syntezatory i najnowsze zdobycze elektroniki. Daje mi to możliwość wygenerowania wielu efektów, które dodają nowoczesny posmak do tradycyjnej stylistyki.

Sławek: Od zaprzyjaźnionego inżyniera dźwięku usłyszałem opinię, że udało się Wam osiągnąć doskonałą jak na warunki domowe jakość nagrań. Sam także mam pewne porównanie. Jestem w posiadaniu płyt demo wielu zespołów, z którymi współpracowałem na przestrzeni ostatnich lat i muszę przyznać, że zawsze dało się usłyszeć, czy nagrania te powstawały w warunkach domowych, czy były nagrywane w profesjonalnym studio. Byłem zaskoczony, gdy po wysłuchaniu Waszego demo dowiedziałem się od Ciebie, że nagrywałeś je w domu. Jak udało się Wam osiągnąć tak wysoki poziom?

Remi: Jest to zasługa sprzętu, który pomimo, że nadal jest tylko domowy, zaopatrzyłem w bardzo dobrej jakości karty i procesory. Cały mój wolny czas poświęcam na naukę .Moim głównym narzędziem jest program Cubase, który daje wielkie możliwości w dziedzinie aranżacji i produkcji muzycznej.

Sławek: Jak zapatrujecie się na zdobycie popularności, wykonując taki rodzaj muzyki? Nie myślę tu o marzeniach. Moje pytanie dotyczy raczej realnych szans.

Remi: Mamy taki układ z Michałem, że kiedy piszemy piosenkę i czujemy, że ona nas męczy, odkładamy ją do szuflady. Bardzo chcemy się podobać, ale nie robimy niczego pod publikę. Nikogo nie naśladujemy dla osiągnięcia popularności.

Michał: Pytałeś jak wpadliśmy na taki styl. Najbardziej jestem zadowolony w naszej twórczości z tego, że nigdy nie definiowaliśmy swojego stylu. Ten styl się rodzi. To jest tak jak nasycasz się czymś. My się czegoś nasłuchaliśmy i nasyciliśmy się tym. Każdy ma też swoje doświadczenia w graniu z różnymi zespołami. Gdy tworzymy coś we dwóch, to nabiera to pewnego charakteru. Nasze piosenki sięgają stylistycznie od reggae, poprzez country, rock, blues i pop. Mam nadzieję, że to będzie nabierać jakiegoś kształtu z czasem, ale na pewno to co robimy, to nie jest jakiś plan, że w takim a takim stylu będziemy pisać piosenkę. Ona po prostu przychodzi. Jesteśmy spółką autorską. W momencie kiedy piszemy piosenkę we dwóch, musi być ona aprobowana przez nas dwóch. Jeśli jeden z nas ma jakieś obiekcje, a drugi nie jest w stanie przekonać go, odkładamy piosenkę do szuflady. Poza tym pozwalamy iść naszej wyobraźni.

Sławek: Mimo że naszą Listę Przebojów „Polisz Czart” podbił Wasz kawałek „Artifficial Kiss”, moją ulubioną piosenką z Waszego repertuaru jest „Lullaby” i z radością powitałbym ją w kolejnym notowaniu naszego plebiscytu. Słowa tej piosenki dedykowałeś Michale swojej córce Zuzi. Kiedy powstała ta piosenka?

Michał: Lullaby powstała w 2010 roku.

Sławek: Ile Zuzia miała lat?

Michał: Osiem.

Sławek: W historii muzyki chyba dość często piosenki pisane dla dziecka lub dla ukochanej kobiety stawały się wielkimi przebojami?

Michał: To prawda, dość tu wspomnieć choćby Claptona, Chrisa Rea czy Kravitz'a, a co dopiero Beatlesow. To pewnie dlatego, ze miłość to uczucie, o którym przede wszystkim chce się śpiewać, najważniejsze ze wszystkich. Choć oczywiście piosenka jest taka formą ekspresji, która może być narzędziem do odzwierciedlenia nieskończonego wachlarza emocji i wzruszeń. Widać to i u nas. Mimo, że nasze piosenki w większości mówią o miłości, sięgamy także do innych tematów. Jedna z nich na przykład mówi o samobójstwie.

Sławek: Teksty, które piszesz są tylko po angielsku. To duża odwaga pisać w tym języku mieszkając w Londynie i śpiewając je dla publiczności, dla której jest to język ojczysty. Skąd u Ciebie takie umiejętności?

Michał: Mój angielski ciągle ewoluuje. Uważam, że mam jeszcze bardzo dużo do nauczenia się. Miałem czternaście lat, gdy zacząłem słuchać Dylana i wkurzało mnie to, że nie wiedziałem o czym ten facet śpiewa. Najpierw zdobyłem kserokopie tekstów jego piosenek, z czasem zacząłem sobie je śpiewać i tłumaczyć ze słownikiem w ręku. Dość wcześnie wyprowadziłem się z domu. Żyjąc na własny rachunek, udzielałem korepetycji z angielskiego. Robię to w zasadzie do dzisiaj, bo jak na razie z muzyki nie jestem w stanie się wyżywić (śmiech). Jedno mogę powiedzieć. Na pewno nie mówiłbym dziś tak dobrze po angielsku, gdybym nie śpiewał.

Sławek: Po zakończeniu Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w roku 2010 dzieliłem się wrażeniami z muzykami mieszkającymi w Luton i okolicach. Okazało się, że niezależnie od tego z jaką stylistyką muzyczna są związani, wszyscy wyrażali się bardzo ciepło i z uznaniem o Waszym występie. Ryszard Pihan z zespołu Nomoi, który reprezentuje rock progresywny zwracał uwagę na Wasz profesjonalizm i świetne przygotowanie, a poza tym większość osób, z którymi rozmawiałem uznała występ gwiazdy wieczoru, angielskiej grupy New Groove Formation oraz właśnie Wasz za najjaśniejsze punkty drugiego dnia koncertu. Czy często słyszycie po swoich występach takie opinie?

Michał: Nieskromnie muszę przyznać, że podobamy się, a przynajmniej nigdy nie słyszałem negatywnych uwag. Każdy koncert traktujemy bardzo poważnie, niezależnie od tego gdzie gramy i dla ilu widzów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz