środa, 6 września 2017

Historia Polski od polańskiego archetypu do wizji Jana Pawła II w Kantacie „Myśląc Ojczyzna” Włodka Pawlika - z kompozytorem rozmawia Wojciech Giczkowski

Tekst pochodzi z portalu www.teatrdlawas.pl


- W 2014 roku został Pan laureatem nagrody Grammy w kategorii Best Large Jazz Ensemble Album za płytę „Night in Calisia”, nagraną wspólnie z trębaczem Randy Breckerem, Orkiestrą Filharmonii Kaliskiej i Włodek Pawlik Trio. Jest to pierwsza nagroda Grammy w historii polskiego jazzu. Czy lubi Pan dłuższe,„wielkoformatowe” utwory muzyczne?


- Tak, choć dla mnie, jako kompozytora, to duże wyzwanie. Uwielbiam brzmienie orkiestry i chóru. Lubię sonorystyczną pełnię muzyki wynikającą z tradycji europejskiej muzyki symfonicznej. Lubię do tego dodawać elementy jazzowe. Daje mi to nowe horyzonty poznawcze i możliwości twórcze. Wskazanie prekursorów to kłopot dla mnie, bo wspomniana nagroda Grammy dotyczy jazzowych big bandów, czyli orkiestr z natury złożonych z instrumentów dętych. Tymczasem brzmienie płyty „Night in the Calisia” jest oparte na zespole bazującym głównie na instrumentach smyczkowych. Komponent brzmieniowy jest zupełnie inny niż ten amerykański. Płyta, zanim dostała nominację, była już grana i popularna w Stanach Zjednoczonych. Podobnie jak moja wcześniejsza zatytułowana „Nostalgic Journey: Tykocin Jazz Suite” nagrana też z Randy Breckerem miała podobne brzmienie oparte na orkiestrze smyczkowej. Zespoły, którym przyznaje się nagrodę w tej kategorii, to Big Bandy np. Duke’a Ellingtona czy Gila Evansa. Być może nagrodzono mnie za nowe brzmienie – inne niż znane dotychczas.

- Czy muzyka, którą usłyszymy na sobotnim koncercie w Operze Narodowej, to jeszcze jazz czy raczej kolejny już krok w kierunku muzyki poważnej?

- Nie mogę jednoznacznie powiedzieć, że jest to muzyka poważna albo jazzowa. Stworzyłem dzieło, w którym są elementy muzyki orkiestrowej i w tej strukturze znajdzie się fragmenty, które wywodzą się z ducha muzyki Bartoka czy Strawińskiego. Jednak w kompozycji dominują pieśni, w tym jazzowe ballady, gospel. Usłyszymy także utwory w konwencji muzyki pop, ale przetworzonej przez mój kompozytorski zamysł. W tej muzyce jest w pewnym zakresie zawarta historia muzyki - od pogańskich rytmów do połączenia idiomu jazzowego z chórem, solistami i symfoniką. Wykorzystuję też w czystej formie chorał gregoriański, ale z moją improwizacją na fortepianie. Te wszystkie elementy połączyłem w jedną całość, w formę kantaty, którą nazwałem „Myśląc Ojczyzna”.

- W twórczości Johanna Sebastiana Bacha, który doprowadził formę kantaty do mistrzostwa, były także kantaty świeckie. Pana poprzednią dużą formą muzyczną była suita „Wolność”, którą zaprezentował Pan 4 czerwca 2014 roku na Placu Zamkowym w Warszawie z okazji Święta Wolności w obecności wielu głów państw, w tym prezydenta USA Baracka Obamy. Kantata to utwór wokalno-instrumentalny, złożony z wielu części w formie arii, recytatywów, duetów, chórów, fragmentów instrumentalnych, czyli coś o wiele większego niż suita – utwór składający się w większej części z krótszych fragmentów mniej lub bardziej spójnych stylistycznie. Te barokowe kompozycje łączy jedno – zwykle są utworami tematycznymi. O czym opowiada Kantata „Myśląc Ojczyzna”?

- Kantata powstała na zamówienie w związku z ubiegłorocznymi obchodami 1050-lecia chrztu Polski. Jednak gdybym nie skomponował wcześniej suity „Freedom”, to pewnie tego zamówienia by nie było. Jak widać potrafię tworzyć atrakcyjne duże formy muzyczne. Moja kantata opowiada chronologicznie o tych fragmentach naszej historii, które zdecydowałem się umieścić jako kluczowe dla narracji, aby do nich dostosować wizję literacko - muzyczną .Pierwsza część, czyli introdukcja, jest zderzeniem dwóch światów - pogaństwa i chrześcijaństwa. Moment przejścia Polski Polan do Polski chrześcijańskiej polega nie tylko na zmianie brzmienia muzyki, ale także na zmianie języka. Aby podkreślić dziejową zmianę wykorzystuję w śpiewie chóru neologizmy staropolańskie, kontrastując je ze śpiewanymi sekwencjami łacińskimi. A potem jest jazzowy duet Mieszka i Dobrawy. W sumie dzieło składa się z dwunastu śpiewanych części. Kończy je radosna pieśń w konwencji gospel „Wsiądź do barki”, która nawiązuje do ulubionej pieśni Jana Pawła II.

- Ukończył Pan warszawską Akademię Muzyczną w klasie fortepianu Barbary Hesse-Bukowskiej. Czy dzisiejszy Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina daje ukierunkowanie muzyczne wyznaczone nazwiskiem patrona uczelni? Suita „Chopin”, która była przebojem w 2010 roku, na pewno była inspirowana tym, co gra w duszy każdego Polaka.

- Moje związki z muzyką Chopina są oczywiste. To był cud i zrządzenie losu, że moim pedagogiem była Pani Profesor Barbara Hesse-Bukowska. Nuta chopinowska zainspirowała mnie do napisania piosenki do wiersza Juliusza Słowackiego „Z pamiętnika Zofii Bobrówny” – Niechaj mię Zośka o wiersze nie prosi, Bo kiedy Zośka do ojczyzny wróci, To każdy kwiatek powie wiersze Zosi... – którą śpiewa Marek Bałata. Zaczyna się moim fortepianowym wstępem gdzie wykorzystuję fortepianową introdukcję, którą Chopin skomponował do pieśni „Życzenie”. Chciałem, aby romantyzm polski był ukazany w takiej łagodnej, intymnej wersji, z lekkim przymrużeniem oka.


- „Wolność”, suita symfoniczno-jazzowa na chór mieszany, orkiestrę symfoniczną i trio jazzowe, była zagrana przez pański zespół razem ze wspaniałą Sinfonią Varsovią pod dyrekcją Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego. Tym razem usłyszymy chór i orkiestrę Opery Wrocławskiej pod tym samym kierownictwem. Czy Panowie lubicie ze sobą współpracować?

- Marcin Nałęcz-Niesiołowski to wspaniały muzyk i dyrygent. To właśnie za jego namową skomponowałem, a potem nagrałem z nim i Filharmonią Białostocką „ Jazz Suite Tykocin”, która w Stanach Zjednoczonych ukazała się w 2009 roku pod tytułem „Nostalgic Journey”. Wcześniej opowiedziałem Marcinowi o związkach rodziny Michaela Breckera z Podlasiem i o poszukiwaniach, także w tym regionie, dawcy szpiku dla chorego na białaczkę słynnego saksofonisty. To Marcin przekonał mnie, aby opowiedzieć tę historię za pomocą muzyki ...i tak powstał jazzowo – symfoniczy collage, którego premiera koncertowa z udziałem Randy'ego Breckera odbyła się na dziedzińcu Synagogi w Tykocinie – miejscu wielowiekowej koegzystencji Polaków i Żydów. Ta płyta otworzyła wrota do Grammy dla „Night in the Calisia”. Uwielbiam pracować z Marcinem, bo świetnie się rozumiemy.

- Kantata pozwoli publiczności odkryć pański nowy talent. Muzykę dopełnią wiersze Juliusza Słowackiego, Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, Władysława Bełzy, a także Włodka Pawlika. Czy ta praca literacka to ukrywane zdolności poetyckie czy dopełnienie wynikające z potrzeb tekstowych kantaty?

- Muszę się do tego przyznać. W większości pieśni kantaty słyszymy moje teksty. Było to podyktowane koniecznością, bo przecież poetą nie jestem. Miałem wiele propozycji od osób zajmujących się tworzeniem tekstów, lecz niestety nie mogłem znaleźć takiej literatury, która odpowiadałaby moim odczuciom. Zależało mi na tym, żeby ktoś opisał interesujące mnie momenty naszej historii. Jednocześnie odkryłem, jak mało jest ciekawych wierszy o Polsce i współczesnej historii. W efekcie sam musiałem poddać się próbie i wziąć się za pisanie. Stąd np. mój tekst o Zawiszy Czarnym. To historia o człowieku z krwi i kości, która jest muzyczną opowieścią zainspirowaną postacią rycerza z dzieła Matejki „Bitwa pod Grunwaldem”. Zawisza Czarny to według mnie szalony playboy tamtych czasów, ale z mocnym systemem wartości opartym na trzech fundamentach „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Tak więc niejako przymuszony, wygenerowałem z siebie pokłady literackiej fantazji. Pragnę dodać, że słowa do suity 'Freedom”, o której Pan wspomniał są też mojego autorstwa. Tak więc jakieś doświadczenie w tej kwestii posiadam..

- Pana kantata to romantyczna wizja wspólnotowego źródła tożsamości, która wyrasta z przekonania o zakotwiczeniu naszego życia w historii narodu. Czy to moda inspirowana powieściami Cherezińskiej, czy – wynikająca z głębi duszy artysty – potrzeba wyrażenia przekonań młodego pokolenia, co widzieliśmy ostatnio między innymi na stadionie Legii?

- Moje założenie było proste. Otrzymałem jako kompozytor zamówienie na napisanie dużego utworu związanego z rocznicą i obchodami. Musiałem tylko zdecydować, czy pisać, czy nie. Wytłumaczyłem sobie, że jeżeli teraz tego nie stworzę, to następna okazja pojawi się dopiero za 50 lat. Tak więc, trochę pragmatyzm. Z drugiej strony wiedziałem, że jako kompozytor mam okazję zmierzyć się z wielkim muzycznym, ale też historycznym wyzwaniem.

Wojciech Giczkowski
Do tego mogłem stworzyć swoje libretto. Wiem, że temat trudny, ale od czego jest się artystą? Wierzę, że wielu z słuchaczy pozytywnie zaskoczę moim dialogiem z Przeszłością. Tak więc zapraszam na koncert.


Wojciech Giczkowski - rocznik 1952,
zamieszkały w Warszawie,
miłośnik teatru, opery i literatury,
dziennikarz portalu Teatr dla Was,
bloger: Teatralna Warszawa blogspot

1 komentarz:

  1. Ciekawi ludzie, ciekawe rozmowy , fajnie sie czyta i poznaje. Blog Swietny .

    OdpowiedzUsuń