fot. Monika S. Jakubowska |
fot. Monika S. Jakubowska |
fot. Monika S. Jakubowska |
Poza tym, że Mark Fletcher jest znakomitym instrumentalistą, znany jest również (podobnie jak i Ronnie Scott) z ogromnego poczucia humoru. Anegdotami potrafi sypać jak z rękawa, strzelając przy tym rozpoznawalnymi w środowisku salwami śmiechu.
fot. Monika S. Jakubowska |
fot. Monika S. Jakubowska |
fot. Monika S. Jakubowska |
fot. Monika S. Jakubowska |
Steve Pearce - bas (fot. Monika S. Jakubowska) |
Carl Orr - gitara (fot. Monika S. Jakubowska) |
Jim Watson - piano (fot. Monika S. Jakubowska) |
Freddie Gavita jest trębaczem, kompozytorem, aranżerem i pedagogiem. Regularnie grywa z the John Dankworth Orch., The Ronnie Scott's Big Band i The Ronnie Scott's All-Stars.
Freddie Gavita (fot. Monika S. Jakubowska) |
Jim Watson to czarodziej klawiatury i mistrz fortepianowych improwizacji. Jest powszechnie szanowanym muzykiem sesyjnym. Współpracował z takimi artystami jak: Charlie Watts, Chris Difford, Katie Melua, Bobby Watson, Clark Tracey, Alan Barnes, Marti Pellow, Peter King, Jean Toussaint i New Heavies.
Adam Garrie - manager |
Dwukrotny gość prowadzonej przeze mnie audycji radiowej amerykański pasjonat muzyki klasycznej, jazzu i rocka progresywnego - manager Fletch’s Brew Adam Garrie wyraził opinię, że krążek 39
& 47 jest czymś więcej niż tylko kawałkiem muzyki. W zamyśle jego twórców jest to koncept album, który opowiada niezbyt często opisywaną historię narodzin brytyjskiego jazzu i roli, jaką odegrali w niej dwaj znakomici saksofoniści - nieżyjący już Ronnie Scott oraz 74-letni aktualnie Peter King, dzięki którym udało się stworzyć w Londynie jedną z najbardziej oryginalnych jazzowych scen na świecie.
Na kanwie tej niezwykle pasjonującej historii płyta przekazuje również treści bardziej uniwersalne. Jest opowieścią o wewnętrznej walce artysty z pokusą osiągnięcia materialnego zysku za cenę daleko idących kompromisów oraz o konieczności przebudzenia się współczesnych społeczeństw, które latami karmione codzienną dawką muzycznej tandety, coraz bardziej marginalizują twórcze umysły wybitnych jednostek. Historia ta jest opowiedziana głosem samego Petera Kinga, który pomiędzy utworami czyta fragmenty wiersza Adama Garrie zatytułowanego identycznie jak sam krążek.
Na album 39 & 47 składają się kompozycje autorskie Carla Orra ("Midnight Brew") i Freddiego Gavity ("Yearning"), zespołowe improwizacje ("Kenya Dig It!", "Pete's Hip Op", "Vhuckin'em In", "Charolais") oraz trzy od nowa zaaranżowane standardy ("Beauty And The Beast" Wayne Shortera, "Fat Albert Rotunda" Herbie Hanckocka oraz "Take Me Home " TomaWaitsa.
Otwierająca płytę kompozycja Carla Orra "Midnight Brew" to prawdziwa kwintesencja fusion. Niczym apetyczna przystawka zapowiada smaki, jakimi będziemy się delektować podczas pięciu kwadransów tej muzycznej uczty.
To niezwykle soczysty, jazzrockowy kawałek, a jego tytuł precyzyjnie oddaje klimat oświetlonych neonami, pełnych artystów magicznych uliczek Soho, gdzie mieści się Ronnie Scott's. Pochodząca z krążka Native Dancer Wayne Shortera funk-rockowa kompozycja "Beauty and the Beast" w wykonaniu grupy Marka Fletchera tylko dzięki początkowym taktom jest bez trudu rozpoznawalna. Pojawiająca się w trzeciej minucie solówka Freddiego Cavity i chwilę później Jima Watsona nie pozostawiają już najmniejszych złudzeń, że stanowiący dla Shortera inspirację brazylijski
jazz, nasączony przez muzyków Fletch’s Brew solidną szczyptą psychodelii, może odurzyć niejednego słuchacza, uwalniając w nim głęboko skrywane pokłady fantazji.
Trębacz Freddie Gavita wraz z doskonalą sekcją Fletcher/Pearce w działającej na wyobraźnię kompozycji "Yearning" niczym wytrawni impresjoniści za pomocą gamy różnobarwnych dźwięków precyzyjnie malują czasoprzestrzeń, którą pod koniec poprzedzającej to nagranie improwizacji "Kenya Dig It!" słowami wiersza Adama Garrie wspomina jej naoczny świadek 74-letni Peter King, człowiek który w 1959 roku wraz z Ronnie Scottem wszedł po raz pierwszy do przesiąkniętej zapachem herbaty i gwarem taksówkarzy piwnicy pod 39 Gerrard Street - miejsca, które niczym pogmatwane losy niejednego artysty łączyło w sobie na pozór wykluczające się stany i emocje - piękno i brud, zachwyt i niepokój, krzykliwość i tajemniczość.
Kompletnie zasłuchany i poddany niemal fotograficznej wizji, ostrym piskiem samplera otwierającego improwizację "Pete's Hip Op" poczułem się gwałtownie zaproszony do degustacji kolejnego - tym razem zdecydowanie bardziej pikantnego - dania. Przez nieoczekiwane nagromadzenie elektronicznych efektów nieodparcie kojarzących mi się z generowanymi przez współczesnych DJ-ów bitami, tym razem karta menu z napisem 39
& 47 wzbudziła u mnie - może niepotrzebnie - skojarzenie bezlitośnie upływającego czasu, a liczby 39 i 47 chyba zbyt mocno w rym momencie wziąłem do siebie, zdając sobie nagle sprawę że kilka miesięcy temu zdmuchnąłem znacznie większą ilość urodzinowych świeczek... Zamykająca album niezwykła kompozycja Toma Waitsa "Take Me Home" pochodząca z jego filmowego albumu One from the Heart, w wydaniu Fletch’s Brew podobnie jak znakomity oryginał jest także utworem wokalnym, a wykonująca go od lat współpracująca z Markiem Fletcherem Liane Carroll, poradziła sobie z tym niełatwym zadaniem znakomicie. Zrobić Waitsa na nowo przy użyciu zupełnie innych środków wyrazu, a jednocześnie równie przekonywająco oddać przeszywający stan wyjącej samotności to dla każdego wokalisty spore wyzwanie. Pełna prostoty i goryczy prośba o wybaczenie wyśpiewana przez Liane Carroll przy akompaniamencie trąbki Freddiego Gavity przeszywa do szpiku kości i na długo po wybrzmieniu ostatnich reggae'owych taktów zapada w pamięć.
Z Mickiem Boxem (Uriah Heep) i Adamem Garrie na Camden |
Na album 39 & 47 składają się kompozycje autorskie Carla Orra ("Midnight Brew") i Freddiego Gavity ("Yearning"), zespołowe improwizacje ("Kenya Dig It!", "Pete's Hip Op", "Vhuckin'em In", "Charolais") oraz trzy od nowa zaaranżowane standardy ("Beauty And The Beast" Wayne Shortera, "Fat Albert Rotunda" Herbie Hanckocka oraz "Take Me Home " TomaWaitsa.
Otwierająca płytę kompozycja Carla Orra "Midnight Brew" to prawdziwa kwintesencja fusion. Niczym apetyczna przystawka zapowiada smaki, jakimi będziemy się delektować podczas pięciu kwadransów tej muzycznej uczty.
fot. Monika S. Jakubowska |
fot. Monika S. Jakubowska |
fot. Monika S. Jakubowska |
fot. Monika S. Jakubowska |
Ronnie Scott |
39 Gerrard Street |
Peter King |
Haley "Zoot" Sims - pierwszy amerykański muzyk w Ronnie Scot's |
Rahsaan Roland Kirk |
John Arnold Griffin III |
To właśnie tam 18-go stycznia tego roku miałem szczęście uczestniczyć w niezwykłym koncercie. Tego wieczoru grupie znakomitych instrumentalistów z Fletch’s Brew towarzyszył na pianie młody Tomasz Bura - jedyny polski muzyk, który regularnie występuje w tym prestiżowym miejscu. Na koniec tego bardzo skróconego rysu historycznego londyńskiej świątyni jazzu nie mógłbym nie wspomnieć, że to właśnie w Ronnie Scott's wspólnie z Erikiem Burdonem i grupą War swój ostatni koncert w życiu zagrał Jimi Hendrix.
Tomasz Bura (fot. Monika S. Jakubowska) |
Adam Garrie - "39 & 47"
Profound profanity
Cascading on a sea of irrelevance
The crowds don’t glimpse
They look down, as though hopelessly counting or naming the stains.
It started on an ocean-liner
Then graduated to a basement,
Chinese lanterns and tea for cabbies,
Licencing laws and noise abatement.
The two tenors couldn’t possibly afford three
‘Sorry your mates can’t get in for free’,
They had to sell sarnies to avoid the heat
At number 39 things were at times discrete.
Cascading on a sea of irrelevance
The crowds don’t glimpse
They look down, as though hopelessly counting or naming the stains.
It started on an ocean-liner
Then graduated to a basement,
Chinese lanterns and tea for cabbies,
Licencing laws and noise abatement.
The two tenors couldn’t possibly afford three
‘Sorry your mates can’t get in for free’,
They had to sell sarnies to avoid the heat
At number 39 things were at times discrete.
I’m not going to name names,
If you have a clue as to what I’m talking about, you already know who they are.
Guns were drawn and pianos were refused
Still it rarely made the news.
Stars from overseas and across the street
Converged where beauty and filth did meet.
Somehow ambition outgrew the tiny doors
And so they moved on from 39.
The side dishes were often billed as the main attraction
Unmarked bags backstage, needles and pins, inedible food.
But that was never anything but dusty mirrors and hazy smoke
Music was all that mattered—it could drive one mad.
Music was the bride, bridegroom, the debt and debt collector
It was the cracked glass ceiling, it was a stone without aim,
She’s still there, music—though her parents are mostly dead
Most went the hard way, volunteers in a war of attrition.
Some try to remember though others try to forget
Others yet simply pretend it didn’t matter, no one would care…
But many do care, although they usually don’t say it,
I suppose music filled the empty silence after all.
Broken dreams are not broken hearts
Broken hearts are for fools, broken dreams are for those who are truly broken
It might look the same
But trust me, it smells different.
Shattered pride cannot be mopped up from dirty of floors
It languishes like a slowly dying beast
It blinds a man to opportunities passing
And soon they are all passed.
Maybe it was a privilege to have been there
To have seen it—to have been a part of it
But memories are always sad.
It’s easier to forget you had a gig than to forget a bad gig.
There’s a story to tell somewhere
But it’s never been written down,
Only said in fits and spurts
Like a wound that isn’t there but still always hurts…
Some get a golden handshake
The people here get a golden sell-by date
No one remembers when you’ve gone off
You just notice that indifference melds into scorn.
There are faces which still conjure fame to strangers
Tears to friends
Record sales to a few
Blank stares for the rest.
But this stuff, these places
It was never for the rest
It never took a rest either
Not until the final rest.
But after the rest comes the downbeat
Doesn’t it?
No one’s listening any more, sometimes it feels like they never did
During worse times it feels as though they never should have done.
Maybe in time the story will be clearer
Something more coherent than the truth.
The truth hurts too much
But it means as much
That’s why it feels necessary.
Did I mention it’s still there at No. 47?
Still there in some form or another,
Stupid faces reflected on clean tables…
What went right?
What went wrong?
Why is everything so falsely beautiful?
Where is the humanity behind the mask?
The wrinkles beyond the grave.
Should we say RIP No. 47?
Or just say RIP to those who once passed through and now passed out,
Some of the few are still there
I hope they know it.
Whilst they are still around
There will always been signs of life and beauty at No. 47,
That’s why I’m still there.
Part of it might be why I’m still here.
But only during opening hours of course.
We all have lives to lead….
So we tell the people who have never been to No. 47 or any place remotely like it.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz