środa, 27 czerwca 2012

ARTeryjne plakatarium w strugach deszczu (Nowy Czas nr 183)

fot. Monika S.Jakubowska

Grzegorz Małkiewicz (fot. Monika S.Jakubowska)
Blisko rok temu moja redakcyjna koleżanka Ola Junga komentując brak w TVP Polonia rzetelnej informacji na temat dopiero co zakończonej lipcowej ARTerii, na której zagrało najlepsze jazzowe jam session, jakie kiedykolwiek słyszałem na żywo, napisała pełen goryczy tekst o tym, jak to emigracyjna kultura przegrała w polskiej telewizji publicznej z promocją rodzimego mięsa wołowego. Pomimo że owa telewizja aż dwa dni rzucała okiem kamerzysty na fotografie Krystiana Daty i muzyczne popisy artystów, w konsekwencji wolała jednak rzucić mięsem zastępując kulturotwórczo - edukacyjną misję, do której została powołana, wspieraniem sprzedaży produktów pochodzących z uboju. 

Mariusz Szaban  (fot. Monika S.Jakubowska)


Prawie rok czekałem na kolejne wydarzenie, które jak zawsze zapełni po brzegi kryptę kościoła St. George the Martyr. Miejsce to darzę szczególnym sentymentem. Prawie trzy lata temu to tutaj rozpoczęła się moja przygoda z Nowym Czasem i to właśnie w tej krypcie dane mi było po raz pierwszy spotkać polskich artystów z Londynu. ARTeria to nie jakiś tam występ towarzyszący kolejnej wystawie. Na ARTerię nie wchodzi się za okazaniem biletu, a żaden z artystów nie przybywa tu dla osiągnięcia materialnych korzyści. Widzowie, którzy od lat szczerze pokochali niepowtarzalną atmosferę tego wydarzenia, traktują je jak wyjątkowe święto sztuki, a sama krypta na Borough z czasem zyskała w "polskim Londynie" rangę porównywalną do tej, jaką w Krakowie cieszy się Teatr STU lub Piwnica Pod Baranami.

Tegoroczna ARTeria miała dużo większą konkurencję niż lipcowa wystawa fotograficzna Krystiana Daty. Nieustanne deszcze, które zdominowały angielską wiosnę, są nie tylko przyczyną licznych stanów depresyjnych u meteoropatów, ale utrudniają też organizowanie jakichkolwiek imprez o charakterze kulturalno – rozrywkowym.
 
 
Sabio - czarodziej dźwięków (fot. Monika S.Jakubowska)


Wystawa plakatu już na starcie musiała zmierzyć się z obchodami 60-tej rocznicy panowania Jej Królewskiej Mości Elżbiety II. Diamentowy Jubileusz brytyjskiej królowej był przyczyną dużo wcześniej planowanej „ucieczki” znaczącej liczby mieszkańców miasta w obawie przed najazdem tysięcy rojalistów i obwieszonych aparatami fotograficznymi turystów z całego świata. Zablokowane ulice, utrudnione dojazdy, a problemy z parkowaniem na zalanych deszczem ulicach odstraszały wielu potencjalnych uczestników nowoczasowego święta niczym grasujący niegdyś nad Tamizą Jack the Ripper. Z uwagi na wcześniej zaplanowane koncerty, nie mogła też przybyć na tegoroczną ARTerię część muzyków, którzy od lat są entuzjastami kryptowego grania. Zabrakło między innymi jazzowego gitarzysty Maćka Pysza oraz debiutującej na deskach opolskiego amfiteatru Agaty Rozumek.
Teresa Bazarnik i Natalia Dydo - kustosz wystawy (fot. Monika S.Jakubowska)
Plakat awansował w Polsce do rangi sztuki dzięki znanej na całym świecie Polskiej Szkole Plakatu, która nie była żadną zorganizowaną instytucją, a jedynie grupą awangardowych plastyków, tworzących w latach 60-tych plakaty o tematyce filmowej, teatralnej a nawet cyrkowej. Chociaż ich prace były stylistycznie zróżnicowane, posiadały coś, co stanowiło ich wspólny mianownik pozwalający na postrzeganie plakatu jako szczególnego dzieła artystycznego. Trafność w przekazie treści została połączona z oszczędną formą i zaprawiona nutką ironii oraz nowatorskim potraktowaniem liter jako integralnej części dzieła, a nie jak dotychczas elementów tekstu. 

Monika z drugiej strony obiektywu (fot. Sławek Orwat)
Jedną część kościelnej krypty wypełniły plakaty artystów związanych z Londynem, natomiast w sali, w której odbywały się występy muzyków, zawieszone zostały prace będące własnością założonej w roku 1985 przez Krzysztofa Dydo Galerii Plakatu w Krakowie. Dzięki temu, że krakowska galeria powstała na bazie istniejącej jeszcze w połowie lat pięćdziesiątych Dydo Poster Collection, jest ona w prostej linii spadkobierczynią tej niezwykle zasłużonej instytucji. Córka założyciela - Natalia Dydo (o której więcej informacji można znaleźć tutaj), nie tylko przywiozła do Londynu większość wystawionych w podziemiu kościoła St. George the Martyr prac, ale również udzielała wszystkim zainteresowanym fachowych informacji.

Muzyka podczas ostatniej ARTerii była stylistycznie zróżnicowana. Debiutujący na nowoczasowej scenie Mariusz Szaban jest absolwentem wokalistyki na wydziale Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. W roku 2002 został finalistą programu telewizyjnego „Droga do Gwiazd”, a trzy lata później wystąpił na festiwalu TVP Jedynka w Sopocie oraz na festiwalu Top Trendy jako gość specjalny. Mariusz przyjechał na ARTerię z Bristolu i wystąpił w duecie z dobrze znanym w naszym środowisku multiinstrumentalistą Sabio Janiakiem. Smaczku temu występowi dodaje fakt, ze Mariusz i Sabio nigdy wcześniej się nie spotkali, a szczegóły występu dopracowywali za pomocą komunikatorów internetowych. Sabio wystąpił także we własnych improwizacjach kolejnego dnia wystawy, a ja juz dziś zachęcam do lektury obszernego wywiadu, którego Sabio Janiak udzielił Nowemu Czasowi na początku tego roku i który ukaże sie juz w kolejnym numerze naszego pisma.

Dominika Zachman (fot. Monika S.Jakubowska)


Perfekcyjnie przygotowany występ Dominiki Zachman, której towarzyszyli saksofonista Leszek Kulaszewicz oraz japoński gitarzysta Yujiro Wada to potwierdzenie międzynarodowego poziomu naszej wokalistki oraz jej sukcesu na niedawno zakończonym londyńskim Songsuite Festival. Dominika przyjechała na ARTerię z festiwalowym repertuarem poszerzonym o „Pieśń nad Pieśniami” przygotowaną specjalnie dla widzów wystawy. Tuz przed Dominiką na scenie pojawiła się Monika Lidke, która na swój mini recital przygotowała rzadko spotykaną aranżację łączącą brzmienie gitary akustycznej i wiolonczeli.
Michał Juśkiewicz - Tottus Tuus (fot. Monika S.Jakubowska)
Zespół Tottus Tuus, to jak twierdzi jego współzałożyciel Michał Juśkiewicz transformacja muzyki popularnej w nowe stulecie. Grupa wykonuje piosenki proste, ale jednocześnie powstałe na gruncie fascynacji bluesem i rock and roll’em, na których muzycznie wyrósł on sam oraz jego starszy brat Remi. Obaj są twórcami projektu i autorami śpiewanych w języku angielskim piosenek, opowiadających o emocjonalnych rozterkach, nienawiści, miłości, i pogardzie. W roku 2010 zespół wystąpił jako support zespołu Lady Pank w londyńskiej Sheperd's Bush Empire. Tottus Tuus z uwagi na późną porę ograniczył sie jedynie do mini recitalu. Pomimo znacznego okrojenia repertuaru, zespól został przyjęty niezwykle ciepło przez najwytrwalszą część publiczności, a jego występ został nagrodzony gromkimi owacjami.

Dawno już nie miałem okazji podziwiać Leszka Alexandra w tak znakomitej formie. Był to zdecydowanie najlepszy jego występ jaki słyszałem od andrzejkowej ARTerii roku 2009. Artystę spontanicznie wspomogła część składu Tottus Tuus, dzięki czemu na zakończenie pierwszego dnia wystawy byliśmy świadkami znakomitego bluesowego jam session.

Kasia Carr (fot. Monika S.Jakubowska)


Warto odnotować dwa inne ARTeryjne debiuty, które pozytywnie zaskoczyły widzów drugiego dnia wystawy. Tomek Pyrek wyszedł na scenę trochę niepewnie. Zapowiadając jego koncert nie miałem nawet pojęcia kim jest i jakie utwory zamierza zaśpiewać. Okazało się, że mamy w naszym środowisku znakomitego barda i odtwórcę szeregu piosenek klimatem nawiązujących do krakowskiej Piwnicy Pod Baranami. Kolejna debiutantka - Monika S. Jakubowska znana jest czytelnikom Nowego Czasu przede wszystkim jako świetny fotograf. Jej seria artykułów ilustrowanych zdjęciami londyńskiej ulicy zatytułowana „Londyn w subiektywie”, to moja szczególnie ulubiona pozycja każdego numeru naszego pisma. Nie tak dawno prowadząc wspólnie z Moniką programy radia Verulam w St. Albans, dowiedziałem się, że przed laty była ona wokalistką zespołu należącego do kręgu poezji śpiewanej - Blues dla Małej oraz popularnej w Polsce grupy Shamrock wykonującej muzykę irlandzką. Wierzę głęboko, że nasza Kropka jak nazywamy Monikę w kręgach radiowych, po latach scenicznego milczenia, od nowa uwierzy w swoje wokalne umiejętności.

Włodek Fenrych - ARTeryjny Robert Johnson (fot. Monika S.Jakubowska)


Katy Carr przedstawiać bliżej nie muszę. Ta urodzona w Wielkiej Brytanii artystka polskiego pochodzenia oczarowała wszystkich nie tylko swoim śpiewem, ale także coraz lepszym językiem polskim, który w jej wydaniu szczególnie urzeka i wzrusza. Jej miłość do ojczyzny swojej mamy rośnie z każdym rokiem, a tegoroczna nominacja do nagrody London Music Awards w towarzystwie takich gwiazd jak Kate Bush i PJ Harvey świadczy o prezentowanym przez nią wysokim poziomie wokalnym. Kasia wykonała znane już z ubiegłorocznego występu piosenki z albumu Coquette oraz kilka nowych kompozycji z płyty Paszport, która niebawem ukaże się na rynku muzycznym UK.

Włodek Fenrych – podróżnik, literat i zagorzały fan bluesów Roberta Johnsona wraz z gitarzystą Arkiem Chudzińskim wykonał kompozycje swojego mistrza we własnym tłumaczeniu na język polski. Ciekawostką tego występu był utrzymany w podobnym klimacie do bluesów Johnsona, napisany przez Włodka „Łazarski pener blues” nawiązujący do jego poznańskich korzeni.

Tomek Pyrek - wielki debiut na ARTeryjnej scenie (fot. Monika S.Jakubowska)


Niedzielne jam session w wykonaniu takich instrumentalistów jak Marek Tomaszewski (saksofon), Jarek Sadowski (perkusja) i Tomek Żyrmont (piano) przywołało wspomnienia z ubiegłorocznego jazzowego szaleństwa, które podziwialiśmy podczas wystawy Krystiana Daty. Do muzyków dołączył tym razem występujący dzień wcześniej z Dominiką Zachman Leszek Kulaszewicz. Mistrzowska interpretacja jazzowych standardów była jednym z najlepszych momentów trzydniowego koncertowania w krypcie. Wszystkich wykonawców mogliśmy wysłuchać dzięki nagłośnieniu zrealizowanym przez znanego z Jazz Cafe POSK Piotra Piskorza, prezentującego podczas imprezy także swoje umiejętności gry na saksofonie.

Tegoroczna ARTeria tym razem przegrała z pogodą i Jubileuszem Królowej, ale po raz kolejny była zwycięstwem sztuki, która dzięki mecenatowi Nowego Czasu od lat trafia pod emigracyjne „strzechy” Londynu. W tym znaczeniu ARTeria nie tylko nigdy nie przegrała, ale niezależnie od czasów, mód i bogactwa polskich inicjatyw kulturalnych, ciągle jest bezkonkurencyjna. Konkurować bowiem można tylko na środki, fundusze i instytucjonalne dofinansowania. Nie da się natomiast syntetycznie wyprodukować lub kupić przez Internet niepowtarzalnego klimatu i jedynej w swoim rodzaju nowoczasowej atmosfery.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz