Jan Pietrzak w POSK-u |
Kiedy w końcu przyszła upragniona demokracja, na spotkania z Papieżem wielu chodziło już bardziej po to, aby posłuchać wspomnień o kremówkach, niż słuchać Jego pouczeń o zagospodarowywaniu odzyskanej wolności. Miłosz spowszedniał, a dla niektórych z powodu jego krętych dróg życia stał się nawet niewygodny. Kabaret polityczny tracił z czasem na popularności na rzecz odradzającego się po latach uśpienia kabaretu obyczajowego, którego twórcy zabawnych niekiedy tekstów coraz częściej dla podkreślenia ekspresji okraszali je wulgaryzmami. Na scenie politycznej zaczęły pojawiać się postaci, którym służba państwu często myliła się z prowadzeniem prywatnych interesów. Wielu polityków zaczęło przypominać bohaterów trzeciorzędnych kabaretów, a ich obecność w Parlamencie już nie tylko dziwiła, lecz oburzała. Znajdujący się i z prawa i z lewa populiści sprowadzali z czasem społeczeństwo wolnej Polski do roli „wyborczego mięsa”, które po wykonaniu obywatelskiego obowiązku wrzucenia świstka do urny powinno jak najszybciej udać się do domów i broń Boże nie oczekiwać spełniania przedwyborczych obietnic. Nie pamiętam dokładnie momentu, kiedy stałem się apolityczny, a moje zaufanie do polityków sięgnęło bruku podobnie jak moralność i uczciwość wielu z nich. Dlatego dziś dużo chętniej zajmuję się słuchaniem muzyki niż politycznych przemówień.
Taki apolitycznie nastawiony, na występ Jana Pietrzaka w POSK szedłem bardziej jak na spotkanie z legendą mojej młodości, niż politycznym satyrykiem ostatnich lat. Polską rzeczywistość obserwuję z odległości i to nie tylko tej geograficznej, ale tej wytworzonej przez siebie samego, na własny użytek. Muszę przyznać, że dowcip pana Janka wciąż robi na mnie wrażenie, a jego energia na scenie jest ciągle taka jak przed laty. Śmieszyły mnie żarty na temat wpadek naszego pana Prezydenta i o potknięć gabinetu pana Premiera, bo musowo z władzy śmiać się trzeba, aby zawsze pamiętała, że z ludu pochodzi i lud ma moralne prawo ją chwalić, gdy postępuje szlachetnie, wyszydzać gdy czyni źle, a potępiać, gdy okłamuje. Jest tylko jedno „ale”, które dziś inaczej, niż za czasów systemu zniewolenia każe mi patrzeć na polityczną satyrę. Brakowało mi w kabaretowym spektaklu pośmiania się z opozycji i to nie li tylko dla samej równowagi. W moim odczuciu największym nieszczęściem Polski, jest bowiem na obecną chwilę brak elit, którym mógłbym zaufać na tyle, aby powiedzieć o nich – tak, to Oni! Przed czterema laty Jan Pietrzak opowiedział się w wyborach parlamentarnych po stronie Prawa i Sprawiedliwości, a przed rokiem poparł Jarosława Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich. Satyryk, jak każdy obywatel ma prawo do określenia swoich poglądów. Wykonując ten zawód, istnieje jednak ryzyko związane z taka postawą. Czy łatwo będzie prześmiewcy, który w bardzo podzielonym społeczeństwie zdobywa się na odwagę poparcia jednego z dwóch głównych obozów politycznych być po wsze czasy narodowym Stańczykiem?
Polecany utwór: Jan Pietrzak - Żeby Polska była Polską
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz