Sonia w pamiątkowej bluzie z niedawnego Obscene Extreme (fot. Sławek Orwat) |
fot. Sławek Orwat |
Na koniec dodam jeszcze, iż Mariusz nadal szczęśliwie jest moim kumplem z pracy, a od jakiegoś czasu jest także kumplem pewnego sympatycznego gościa, którego ileś tam lat wstecz oglądał tylko na scenach ulubionych festów. Tak oto emigracja nie po raz pierwszy i zapewne nie ostatni płata ludziom przeróżne miłe i niespodziewane figle.
- Na początek wielkie dzięki Rafał za to, że zgodziłeś się na rozmowę z gościem, który wychował się wprawdzie na rock and rollu, ale nie wsłuchiwał się w tak ekstremalne dźwięki, jakie wraz z kolegami tworzysz od ponad 20 lat. Pozwól więc, że zacznę od początku... kiedy i w czyjej głowie powstał pomysł na Psychoneurosis i dlaczego właśnie taka nazwa?
- Witaj Sławku. Tak naprawdę całym sprawcą zamieszania jestem ja. W 1990 roku poszedłem do zawodówki i poznałem tam przyszłego perkusistę Psychoneurosis Rogola. Rok czasu zajęło nam skompletowanie sprzętu, wymyślenie nazwy i przede wszystkim określenie tego, co chcemy grać. Ja już wtedy słuchałem „konkretnych hałasów”, a Rogol death, thrash metalu itp. Pewnego dnia podrzuciłem mu reklamówkę kaset z „grindami”. Na drugi dzień spotkaliśmy się i on mówi, że nigdy nie słyszał takich rzeczy i że moglibyśmy grac coś takiego i tak to się zaczęło. Zamiast skupić się na nauce, już w szkole zaczęliśmy robić pierwsze numery na „sucho”. Ja byłem słaby na gitarze, natomiast Rogol był po szkole muzycznej, ale to nie przeszkadzało nam robić „hałas” i tak poleciało. W 1991 we wrześniu powstało Psychoneurosis. Nazwę wziąłem chyba z jakiegoś medycznego słownika... zresztą już nie pamiętam. Oznaczało to psychiczną nerwicę, czyli idealnie pasowało do nas, do naszego stylu i tak już zostało. Mieliśmy wtedy po 16 lat…
- A skąd wzięła się ksywa Sonia?
- Jak już pewnie zauważyłeś, nie byłem pilnym uczniem (śmiech). Od młodych lat interesowała mnie muzyka. Podczas jednej z lekcji języka polskiego - pamiętam to jak dziś - nauczycielka zawołała mnie do odpowiedzi: Pasoń! Pasoń! Zawołajcie Pasonia. Wszyscy zaczęli się śmiać i tak już zostało - Sonia. Uważam, że pseudo jest OK i oryginalne, a nie jak te wszystkie mroczne pseudonimy... Demon, Devil czy inny Kozioł. Po prostu Sonia. Czasami nawet mylą mnie z jakąś długonogą laską (śmiech).
- Muzycznie Sosnowiec kojarzy mi się głównie z nurtem ska i z progresywnym magazynem Lizard, do którego w przeszłości napisałem nawet kilka artykułów. Jest multum gatunków, gdzie można sobie pobrykać na scenie i wydrzeć twarz do oporu. Dlaczego akurat grindcore?
- Niestety tak jest. Moje miasto jest kojarzone tylko z tym gatunkiem, a szkoda. No ale nic na to nie poradzę. Dlaczego grindcore? Kiedy byłem młody zacząłem słuchać czegoś ostrzejszego. Wiadomo, pierwsze dźwięki to lata 80-te. Gdzieś w radio usłyszałem AC/DC, Iron Maiden, Scorpions i pomyślałem... fajne to. Zacząłem szukać takiej muzyki, dowiadywać się. Później jak już wsiąkłem w to bardziej, poznawałem coraz to brutalniejsze odmiany gatunku, aż wreszcie usłyszałem pierwszy album zespołu Napalm Death - Scum.
Pierwsza myśl była taka... nie do wiary, że ktoś tak może grać! 30 kawałków w 30 minut! (śmiech) Czy to jakiś żart? W zasadzie nikt tak nie grał jak oni. Ja natomiast zawsze chciałem grać i śpiewać coś innego, a nie to, co wszyscy. Pomyślałem... dlaczego nie? Jest to muzyka prosta, nieskomplikowana, ale tak ekstremalna, że aż się w niej zakochałem i postanowiłem, że ja tez chcę grać „grinda” i tak zostało. Mam w dupie opinie ludzi, czy im się to podoba czy nie, albo czy na mój koncert przyjdzie 10 osób czy 100. Ja po prostu kocham grindcore, czyli krotko mówiąc "hałaśliwie i na temat" i robię to, co lubię nie oglądając się na żadne mody!
- Jesteście znani na Świecie. Dlaczego w Polsce ten gatunek jest znacznie mniej popularny od punka czy metalu? Prawie każdy muzyczny zjadacz chleba słyszał takie nazwy jak Behemoth, Vader, czy Dezerter, natomiast wieści o waszych sukcesach docierają praktycznie tylko do fanów gatunku?
- Trochę przesadziłeś. Są zespoły bardziej znane od nas, ale nie siedzisz w temacie, więc wybaczam (śmiech). Wiesz... nie lubię takich słów jak „znany” czy „popularny”, bo jakoś dziwnie mi się kojarzą. Lepszym określeniem będzie słowo rozpoznawalny. To fakt... kiedy dostawałem listy z takich krajów, że nawet nie wiedziałem, gdzie one są, postanowiłem powiesić sobie w pokoju mapę Świata (śmiech). Dziś jest podobnie, tylko zamiast listów dostaje maile, no i moja geografia się polepszyła. To miłe, że gdzieś na końcu świata ktoś zna nasz zespól i mówi, że to, co robimy, jest dobre, czy proponuje zrobienie wspólnego splitu. Co do „popularności" gatunku, uważam, że grindcore nie jest u nas powszechnie znany głównie ze względu na swoją ekstremalność i tylko dlatego nie promuje się w Polsce tego typu muzyki. Mało jest wytwórni, zinow czy koncertów z taką muzyką, mimo że zainteresowanie - jak się okazuje - jest. Zawsze zazdrościłem, że zachodnia scena grindcore, czy ta tuż za naszą południową granicą ma się bardzo dobrze. Dużo jest tam zespołów, są festiwale, ziny czy wytwórnie i właśnie dlatego, że ten gatunek ma tam wsparcie, rośnie w siłę. Niestety, u nas tak nie jest i to jest przykre, no ale cóż zrobić...
- Kiedy dokładnie zagrano pierwszy grindowy kawałek w historii i kto wykonał ten numer?
- Wiesz, tego dokładnie nie wiem, bo nie śledziłem tego aż tak bardzo, ale ja i wszyscy moi koledzy po fachu stwierdzamy, że zapoczątkowali to „Ojce grindu” - jak to się mówi w naszym środowisku - Napalm Death, więc można datować to na rok 1987, kiedy to ukazał się krążek Scum wspominanego już Napalm Death, którego pierwsza strona była nagrana już rok wcześniej. Natomiast kiedy te numery były skomponowane, to już trzeba by zapytać samej kapeli. Generalnie świat usłyszał, co to jest grindcore w 1987 roku i tego się trzymamy.
- W jakich krajach grind jest najbardziej znany i skąd pochodzą najbardziej znaczące kapele tego nurtu?
- Myślę, ze tutaj prym wiodą USA, Japonia, Niemcy, Czechy i Szwecja, choć obecnie nie jestem zbyt na bieżąco. Mówię po prostu na podstawie tego, czego słucham, czyli tego, co wpadnie mi w łapy, Bardzo zasłużony zespół tej sceny - Agathocles jest z Belgii, ale nie zapominajmy też o naszym małym, skromnym podwórko, gdzie mamy Dead Infection, Squash Bowels /RIP/ czy Antigama - zespoły znane na całym świecie.
- Wydaliście niegdyś split tape z malezyjskim Perpetual. Czy spotkałeś się z nimi podczas swojego niedawnego pobytu w Malezji i skąd taka popularność grindu w kraju tak odmiennym kulturowo od Europy?
- Tak, było to w 2000 roku, a po 17 latach spotkaliśmy się osobiście. I to jest właśnie fajne i cholernie egzotyczne, jak ja to nazywam. Gdzieś na końcu świata, w kraju gdzie jest gorąco jak skur… Przepraszam, ale tam, gdzie naprawdę nie da się oddychać (śmiech) ludzie lubią grind, są koncerty, wydaje się ziny, zakłada się grindowe kapele, po prostu jest tam „scena”! Wydaje mi się, że jest to spowodowane tym, że ciężko dociera tam muzyka. Jest to wyspa, bo mówimy tu dokładnie o Borneo i ludzie tam kochają to, co mają, to co do nich dociera i to, co usłyszą.
Przypomnę może, że Borneo znajduje się w odległości 3 godzin lotu od Australii. I jeszcze jedno... dziwne było dla mnie to, o czym mówił mi mój przyjaciel z Malezji Zam, który ma tam zespół. Zam opowiadał, że jego kapela na próby musi wynajmować studio! Okazuje się, że nie ma tam po prostu czegoś takiego, jak domów kultury, piwnic czy innych kanciap przeznaczonych do grania. Tamtejszy rząd pomaga z miejscami na próby tylko dużym zespołom i gwiazdom pop i dlatego bardzo ich podziwiam, że mimo takich przeciwności, mają chęć grania i tworzenia.
- Na jakie podgrupy dzieli się grind i co wyznacza ten podział?
- Oj dużo jest tego. Generalnie to warstwa tekstowa i struktura kawałków mówi o tym, co to jest za styl. Chociaż na scenie grind jest tak już to wszystko wymieszane, że trudno jest się w tym połapać. Po prostu są zespoły dobre albo gówniane. Opowiem ci pokrótce jak to wygląda i jakie są podziały tak, jak robi się to dla laików (śmiech). Jest jeden wspólny mianownik - wszystkie rodzaje blastują szybkie tempa na perkusji. Grind można podzielić na takie 3 główne grupy: grindcore z tekstami społeczno-polityczno-życiowymi, goregrind z tekstami o wypadkach, czaszkach, zwłokach itp. i porngrind z mniej poważnymi tekstami, czyli dupy, cycki, gwałty itp. Oczywiscie te wszystkie gatunki mieszają się z innymi gatunkami np. grind/punk, death/grind, hardcore/grind i wiele, wiele innych. Nie chcę tu nikogo zanudzać, więc zrobiłem to tylko tak na szybko w telegraficznym skrócie.
- Mieliśmy przerwę trwającą 15 lat i nikt z nas nie myślał, że kiedyś zejdziemy się ponownie. Będąc na obczyźnie, czegoś mi jednak brakowało. Owszem, jeździłem na koncerty, spotykałem się z kumplami, słuchałem muzyki, ale - co tu okrywać - ciągnie wilka do lasu i w końcu zaciągnęło (śmiech). Powolutku gdzieś to narastało, tliło się we mnie, aż powiedziałem sobie - spróbuję ponownie, zobaczymy jak będzie i poszło. Główny powód podjęcia takiej decyzji to ludzie i jedno piękne zdanie, które powiedział jeden z moich kumpli - pozdrawiam Patryk! Kiedy powiedziałem mu: "Ja chciałbym wrócić, ale nie ma z kim i nie ma gdzie", on mi wtedy powiedział: "Ale jest dla kogo." Te słowa tak mnie wtedy ruszyły, że zacząłem głęboko zastanawiać się nad reaktywacją. Napisałem do chłopaków i ciekaw byłem, co oni powiedzą na ten mój pomysł reaktywacji. Spodziewałem się odpowiedzi typu - daj spokój, jesteś już stary dziad, nie mamy czasu, każdy z nas ma rodziny, a tu tymczasem w odpowiedzi dostałem - "to kiedy zaczynamy?" No i jesteśmy!
- Po tych słowach o starym dziadu, biorąc pod uwagę fakt, że jesteś ode mnie dużo młodszy, podjąłem właśnie decyzję, że raczej nie wezmę sobie urlopu od działalności radiowo-dziennikarskiej, bo obawiam się, że nie miałbym już potem czasu się reaktywować (śmiech).
- Hahaha!
- Wróćmy jednak do twojej twórczości. Pomimo, że nie jest łatwo wychwycić tekst, jaki wykonujesz, to śpiewasz przecież o sprawach bardzo ważnych. O czym właściwie traktują twoje teksty?
- Tak, to jest ta charakterystyczna barwa głosu, czyli ”growling”, przez którą nikt nic nie rozumie. Zawsze możesz wtedy spojrzeć na wkładkę do płyty lub kasety (śmiech), ale tak to już jest w grindzie. Teksty - tak jak wcześniej wspominałem - to nic innego jak tematyka politycznie i społecznie niepoprawna (śmiech), czyli taki punkowy grind. Śpiewam o wszystkim, co mnie otacza, co mnie wkurwia i o tym, co chciałbym zmienić. Wiem, że jest to walka z wiatrakami, ale przynajmniej głośno krzyczę o tym, co mnie boli, zamiast siedzieć przed telewizorem i pod nosem narzekam na kolejny rzad, kolejną aferę czy kolejny zamach.
- Zgadza się. Myślę, że tematyka najbliższych tekstów będzie poświęcona właśnie tym wydarzeniom. Naprawdę dużo dzieje się teraz na świecie, więc będę miał o czym "drzeć ryja". Niestety, świat się zmienia na gorsze i zmierzamy ku samozagładzie. Smutne to, ale prawdziwe.
- Kiedyś w pewnym wywiadzie powiedziałeś, że materiał z EP-ki Life For Money to wasze najbrutalniejsze kawałki. Czy nowy krążek, jaki szykujecie zmieni coś w tym temacie, czy też będzie bardziej lajtowy, jeśli w ogóle mówiąc o grindcore można takiego słowa użyć (śmiech)?
- Hahaha! Zawsze tak mówię do momentu, aż nie zrobimy nowego materiału. Brutalniejszy był materiał ze split EP-pki z Brutal Insanity, ale tym, co teraz nagraliśmy, to sami byliśmy zaskoczeni. Powiem tyle - nagraliśmy 7 całkiem nowych numerów plus intro w 7,5 minuty i co ty na to Tato (śmiech)? Będzie short, fast and loud!!! Nie ma litości, nie bierzemy jeńców, to będzie stara dobra grindowa szkoła. Split CD ukaże się nakładem Selfmadegod Records. Wypatrujcie tego materiału...
- Dokładnie hahaha!
- Kiedy ukaże się ta nowa płyta? Chodzą słuchy, że robicie ponoć splita z pewnym mega znanym bandem. Ze środowiskowych wycieków wiem, że od lat namiętnie zbierasz płyty belgijskiej legendy grindu - zespołu Agathocles, który znany jest właśnie z rekordowej ilości splitów. Jeśli przypadkiem teraz trafiłem, to przysięgam, że zrobiłem to jedynie drogą dedukcji i możesz spać spokojnie - nikt nie puścił farby w tym temacie (śmiech). Uchylisz rąbka tajemnicy, kto taki pojawi się na waszym najnowszym splicie?
- Niestety, ale nie możemy zdradzić, kto podzieli nasz plastik. Myślę, że płyta powinna być gotowa na jesień, więc już niedługo. Bądź cierpliwy i nie psuj zabawy.
- Dobrze Synu, już jestem grzeczny (śmiech).
- Hahaha! A wracając do Agathoclesa, to faktycznie kiedyś zbierałem ich płyty, ale z czasem przeszło mi to. Priorytety z wiekiem się zmieniają, choć zawsze lobię wracać do ich wcześniejszych dokonań.
- Wyglądasz w tłumie dość niepozornie, nie mówisz niskim, tubalnym głosem. Jak więc to robisz, że na scenie przeobrażasz się w demona, którego ryk mógłby z powodzeniem odstraszać latające nad lotniskiem ptaki (śmiech)?
- Hahaha! Ktoś kiedyś porównał mój głos do zarzynanego byka. No cóż... sam nie wiem, jak to robię. Po prostu jakoś samo tak to wychodzi. Jak to mówią, jeśli nie umiesz na niczym grać, to albo zostajesz wokalistą, albo robisz zina, albo prowadzisz dystrybucję (śmiech). Zawsze chciałem być czescią "sceny niezależnej", nie umiem na niczym grać, ale za to umiem wydawać "dziwne dźwięki" z siebie i tak już zostanie.
Obscene Extreme 2017 (fot. Rafał Kotylak) |
- Aleś wygrzebał!
- Zawsze do wywiadu staram się zasiadać dobrze przygotowany, ale kiedy przymierzam się do rozmowy z gościem, który uprawia muzę, na której się nie znam, to prześwietlam go wtedy niczym IPN (śmiech). Tak było na przykład, kiedyy planowałem rozmowę z muzykami legendy polskiego death metalu - Pandemonium tutaj
- Hahaha! Tak w zespole zawsze musi być osoba, która to wszystko trzyma w garści. Każdy ma określoną role. Dziś mamy tak, że każdy z nas jest bardzo zaangażowany w zespól, każdy wie czego chce i jak ma to wyglądać i to mnie cieszy.Wiesz 20 lat temu byliśmy młodsi i rożnie bywało. Było dużo zmian personalnych, czasem byli jacyś przypadkowi ludzie, z których jeden traktował to poważnie, a drugi miał w dupie! Nie będę opowiadał szczegółów, bo nie chcę do tego wracać, ale był to właśnie jeden z powodów, przez który rozpadliśmy się. Dziś wierzę w chłopaków, a poza tym znamy się już bardzo długo i dobrze dogadujemy się. Co do opisu, to tak pokrótce: Laski czyli Marek - gitara. Największy w zespole, żonaty, 1 dziecko, mój wieloletni kumpel, więc wybór kogo obsadzić na gitarze był oczywisty. Marek to zwolennik wszelakich trunków, w zespole jest od listopada 2016. Jasiu - perkusja w zespole od 1997 roku, żonaty, dwójka dzieci, pracuje zawodowo, lubi grind i piwo. Myślę, że jest to naprawdę optymalny skład i chciałbym, żeby trwał jak najdłużej.
Obscene Extreme 2017 (fot. Rafał Kotylak) |
- Pałker, a raczej dobry pałker to podstawa. Bez tego nie ma nic. Można powiedzieć, że miałem szczęście, kiedy - jeszcze w szkole, jak już wcześniej wspomniałem - poznałem Rogola, który był po szkole muzycznej. Potem - kiedy już się rozstaliśmy, pomyślałem że to już koniec. Zrobiliśmy nabór na perkusistę i oczywiście powstał problem, bo nikt nie wiedział, co to jest grindcore. Zgłosiło się dwoch bębniarzy. Pierwszy, który przyszedł, coś tam grał, ale, kiedy powiedzieliśmy, żeby zagrał blasty, zapytał - co to jest? Jakoś mu nie szlo. Drugi natomiast siadł i zagrał połowę materiału z naszej drugiej kasety Asylum for… To był szok. Gość miał 18 lat, ale jak się potem okazało, był uczniem Rogola i pochodził z tego samego miasta. I to był właśnie Jasiu, więc wiadomo, kogo wybraliśmy.
- Widziałem na żywo tylko jeden trzyosobowy band, który robi na scenie hałas za pięciu, a nawet sześciu (śmiech). Nazywają się Dallas Frasca i pochodzą z Australii. Potem dowiedziałem się od nich, że jest to zasługa takiego, a nie innego zestawu "pieców" i odpowiedniego podłączenia do nich jedynej w składzie gitary. Jak to jest u was?
- Wiesz, dziś są inne czasy i inne techniki. Niski strój, dobre efekty, światła, maszyna do dymu, baner w tle, czy zabawa na scenie, wszystko to daje dobry show. Jeśli wokalista jest ”statyczny” i stoi jak drzewo to jest dupa. Przy takiej muzyce, jaką gramy, na scenie musi być „piekło”, ruch, podskoki, wyskoki to jest grindcore, a nie rurki z kremem. Nieraz była sytuacja, że wyrwałem kabel od mikrofonu, ale to niestety wpisane jest w show. Jak to mówią „grunt to dobra zabawa i nie liczą się straty”. Mam nadzieję, że gdzieś kiedyś zobaczysz nas na scenie.
Obscene Extreme 2017 (fot. Rafał Kotylak) |
- Twoje warunki koncertowe, jakie kiedyś podałeś do publicznej wiadomości to: zwrot kosztów 4 osoby + 50 zł., dwie centrale lub podwójna stopa, dwa mikrofony, żarcie wegetariańskie + nocleg. Pamiętając, że obecnie jest was tylko trzech, jakie są dziś wymogi waszych występów i gdzie odbył się twoim zdaniem wasz najlepszy koncert w historii?
- Kolejne wykopalisko (śmiech)! Stare czasy. Jeśli ktoś chce dziś nas zaprosić, proszę o kontakt. Zawsze dogadamy się i nie jesteśmy drodzy hahaha. Ja myślę, że ten najlepszy występ jest dopiero przed nami. Szczerze, to nie pamiętam, bo wiele ich było, choć jeden bardzo utkwił mi w pamięci,a było to chyba w 1999 roku. Jasło lub Krosno, gdzie podczas występu kierowniczka klubu dziękowała ludziom za to, że przyszli i że stworzyli fajną atmosferę. Ta kobiecina mogła sobie spokojnie siedzieć w domu i oglądać np. "Klan", a ona organizowała koncert ”szarpidrutów”, To było coś! Po koncercie były kanapki, cieple mleko... jak u Mamy!!!
- Wszędzie, na każdym kontynencie. Wiesz, dopiero tak naprawdę zaczynamy po reaktywacji i na razie dużo ludzi jeszcze nie dowierza, że się ponownie złączyliśmy. Nie gramy jeszcze zbyt często, więc nie ma ciśnienia. Na razie za nami Obscene Extreme w Czechach, a później szykujemy się na 13 Times w Belgii, a na jesień mini trasa po Europie z Herida Profunda. To na razie tyle, co mamy zabukowane. Tam, gdzie nas zaproszą, tam pojedziemy. Oczywiście muszą być spełnione jakieś warunki.
- Jak radzicie sobie z próbami w sytuacji, kiedy 2/3 załogi mieszka w Polsce, a ty niedaleko Londynu?
- Radzimy sobie bardzo dobrze. Chłopaki wysyłają mi numery przez Internet, a ja wymyślam i dopasowuję tekst. Na próbę przylatuję raz na 2-3 miesiące i jakoś sobie radzimy.
- Jak przyjęliście 50 pozycję na 100 wykonawców podczas ostatniego notowania Listy Polisz Czart? Wasza "Agenda 2030" to pierwszy grindowy kawałek w historii naszych propozycji! Dla mnie jako twórcy tej listy była to bardzo pozytywna niespodzianka.
- Naprawdę? O, to mnie zaskoczyłeś. Myślałem, że twoi słuchacze nie lubią takiej muzyki. Może zagłosowali na to jako na ciekawostkę, a może faktycznie jednak komuś się spodobało? No nic... cieszy nas to. Zawsze uważałem, że jak taką ekstremalną muzyką zainteresuje się chociaż jedna osoba na 100, to już jest sukces. Także jeśli ktoś chce posłuchać nas więcej, zapraszamy na nasza stronę na fb tutaj, a tobie Sławku dziękuję za ciekawą rozmowę. Pytania dla laików też były niezłe (śmiech). Do zobaczenia na koncertach. STAY GRIND!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz